Pages

piątek, 30 października 2020

Chant/Dymny/Trilla - Ban-Opticon (2019)

Chant/Dymny/Trilla

Tom Chant - saxophones
Michał Dymny - electric guitar
Vasco Trilla - drums

Ban-Opticon

DISCORDIAN 109




By Andrzej Nowak

Druga płyta z cyklu realizacji koncertowych Nocturna Discordia, jakie Discordian Records organizuje w każdą środę, począwszy od 2014 roku, w klubie Soda Acústic, w sercu dzielnicy Gracia w Barcelonie. 7 marca 2018 roku, na drobnym podwyższeniu klubowym melduje się trójka improwizatorów: Tom Chant - saksofon tenorowy i sopranowy, Michał Dymny - gitara elektryczna i Vasco Trilla - perkusja. Zarejestrowany materiał dźwiękowy podzielono na płycie na trzy części, opatrzono tytułami i pozwolono, by trwał 45 minut i 38 sekund. Muzyka dostępna w formie elektronicznej, na stronie bandcampowej Discordian Records.

Początek. W koncert wchodzimy dynamicznie, jakbyśmy wskakiwali w krzyżowy ogień pytań, na które nie ma prostych odpowiedzi. Szereg zmieniających się sytuacji scenicznych - sonoryzujący saksofon tenorowy, impulsywny drumming, basowe przebiegi gitary elektrycznej, potem drobne imitacje tenoru i gitary, niczym komentarz dla rezonującego zestawu perkusyjnego, wreszcie stopa, która bije czeluść bębna basowego niczym serce w trakcie konwulsyjnego ataku. Na wybrzmieniu muzycy tulą się do siebie, ślą pozdrowienia i wyrazy sympatii, a na finał, już bez saksofonu, Dymny i Trilla kroją piękną ekspozycję. Tom powraca dosłownie na ostatni dźwięk.

Rozwinięcie. Pulsujący gryf gitary, suche oddechy saksofonu - cudny, filigranowy duet w oczekiwaniu na perkusję, która podąża z oddali. Trilla ledwie dotyka werbla, podczas gdy na obu flankach prawdziwe tańce i swawole. Koncepcja ma swój rytm, muzycy - jakby w poszukiwaniu pretekstu dramaturgicznego do rozpoczęcia galopu - nakręcają się wzajemnie. W 7 minucie następuje wyhamowanie - szczypta oniryzmu i plastry psychodelii rodzą się pod palcami Dymnego. Dynamika nagrania zdaje się być głęboko ukryta, albowiem narracja toczy się niemal wyłącznie w górnym paśmie, bez basowego backgroundu. Niemniej Dymny, nawet gdy wpada w mroczną sonorystykę, nie gubi po drodze podskórnego rytmu, który zaszyty ma chyba w osobistym DNA. Kolejnym krokiem winna być drobna eskalacja napięcia, która ma ostatecznie miejsce, ale znów nie jest typowa, albowiem Trilla konsekwentnie unika drummingu. W 13 minucie znów wzajemnie wytłumienie - tutaj czynione w obliczu świetnej komunikacji. Wreszcie Trilla włącza werbel, tomy, talarze i stopę - oto i 16 minuta, a narracja grupy osiąga pełny wymiar free jazzowego power tria.

Zakończenie. Saksofon Chanta kwili jak sroczka, Trilla i Dymny ślą drony. Klimat zdaje się być lekko post-psychodeliczny, a na gryfie gitary nawet post-industrialny. Szczególne cuda dzieją się na gryfie, w międzyczasie Trilla włącza swoje małe robaczki, a Chant preparuje tubę podejrzanymi przedmiotami. 9 minuta to moment, w którym muzycy być może wykonują pierwszy krok w kierunku finalizacji koncertu. Dymny eksponuje zwinność swoich palców, Trilla kipi dźwiękami niczym paw na wybiegu, Chant dmie z dużą desperacją. Dynamizacja narracji wydaje się jednak dość pozorna - muzykom raczej bliżej do ciszy. Dialog na flankach, ledwie szeleszczący werbel. Krok ku eskalacji zostaje jednak postawiony, ale z dużą rozwagą, bez brawury. Trilla zdaje się zagęszczać ścieg drummingu, a wszyscy muzycy dopingować do ognistego finału. Piękna kipiel na ostatniej prostej, choć inna niż w drugiej części, bardziej rockowa, z błyskawicami.

Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Trybuna Muzyki Spontanicznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz