środa, 28 grudnia 2022

Best of Polish Jazz 2022 wg Szymona Stępnika



Autor podsumowania: Redaktor Szymon Stępnik

Płyty roku:

Monumentalne i przemyślane dzieło, gdzie perkusja tworzy pejzaże, a w tle słyszymy walkę dwóch saksofonów. Pomimo tak wielkiej ekspresji zachowuje melodyczność i zdaje się opowiadać spójną historię, gdzie każda kompozycja ma swoje miejsce w szeregu.

Genialny przykład jak należy wykonywać free jazz i bawić się głosem w tego typu utworach. Ta płyta to również dowód na to, że dopiero po odsłuchaniu całości doświadczyć możemy diametralnie zmienić odbiór granej muzyki. Bardzo fajne nawiązania również do poezji Owidiusza.


Płyta prosta w odbiorze, ale doskonała w swojej istocie. Pomimo prostych rytmów i rozwiązań melodycznych, momentami ociera się o perfekcję w budowaniu klimatu. Sam utwór tytułowy przysłowiowo “ryje beret”.

Maciej Gołyźniak Trio - Marianna
Pomimo mocnego osadzenia w muzyce popowej, elementy jazzu brzmią nad wyraz przyjemnie, uwydatniając elementy, które lubię w tego typu muzyce najbardziej. Genialna, plastyczna gra perkusisty.



Tomasz Dąbrowski - Individual Beings 
Człowiek kontra trąbka. Być może zabrzmię nieco jak heretyk, ale gra Tomka Dąbrowskiego mocno przypominała mi grę Stańki. Niesamowita wrażliwość artystyczna tego muzyka wzbudza ciarki na plecach w niemal każdej kompozycji.



Debiut roku:

Co prawda Stanisław Aleksandrowicz już od dawna obecny jest na polskiej scenie jazzowej, ale dopiero jego debiut w kwintecie pokazał jak fenomenalny to muzyk. Płyta ta jest tak doskonała, jakby miała być zwieńczeniem całej kariery artystycznej. To niesamowite, że jest dopiero jej początkiem.


Płyta z archiwum: 

Completorium – Purpurowa bossa
Dawno nie słyszałem tak pięknego połączenia gitary i saksofonu. Henryk Miśkiewicz znakomitym muzykiem jest, ale dopiero tutaj udowadnia swój geniusz oraz ponadprzeciętność. Szkoda, że jakość nagrania jest średnia…



Niespełnione nadzieje: 

Rafał Sarnecki - View from the Treetop

Rafał jest bardzo ciekawym artystą, którego nowojorski warsztat dodaje nieco egzotyki na polskim rynku jazzowym. O ile jego poprzednie płyty, jak choćby “Climbing Trees” albo “Cat’s Dreems”, urzekały ciekawą grą na gitarze, tak jego najnowsze dzieło jest sporym zawodem. Każdy utwór sam z siebie jest naprawdę dobrze skomponowany i zagrany, aczkolwiek całość tworzy chaos z którego ciężko czerpać jakąkolwiek przyjemność. Mam nadzieję, że Rafał nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i pokaże swój potencjał w kolejnych nagraniach.

Szymona możecie też posłuchać na podcaście z naszym wspólnym redakcyjnym podusmowaniu roku 2022 na Polish Jazz Blog: 
 

czwartek, 22 grudnia 2022

Best of Polish Jazz 2022 wg Jędrka Janickiego:














Autor podsumowania: Redaktor Jędrzej Janicki

Ziemia – Ziemia dniem

Panowie przywrócili mi wiarę w jazz – ten nieokrzesany, szalony i pozornie chaotyczny. Mingus się cieszy, ja się cieszę i Wy też się będziecie cieszyć, jak posłuchacie. Nie dajcie się jednak zwieść, to przemyślana i wymagająca muzyka, która rzuci się na Was w przypływie swojej wewnętrznej dzikości. Żeby nie było, że nie ostrzegałem!

Artur Małecki & The Creature – Widoki

Liderzy-perkusiści trzymają się mocno! Kawał awangardowego grania, któremu kompromisy są po prostu skrajnie obce. To tak naprawdę czysta energia muzyki punkowej, choć w troszeczkę (zupełnie!) innej formule. Intensywność struktur zaskoczy nawet tych już najbardziej jazzem znużonych.


Anna Jopek – Insight

Bez klasycznej sekcji rytmicznej, bez szpanerstwa, wielkich słów i efekciarstwa powstała jazzowa płyta roku 2022. Niezwykła wręcz świadomość artystyczna Jopek w połączeniu z dźwiękową skromnością i elegancją to przepis idealny na płytę, która po prostu hipnotyzuje. W oddali słychać szum fal, w nieco bliższym planie Tigrana Hamasyana, a przede wszystkim słychać łoskot spadającego z serca kamienia. Jak się okazuje, są jeszcze tacy, którzy wiedzą, że to nie natłok dźwięków, lecz ich jakość                                                     świadczy o wartości sztuki.

Polski Piach – Północ

To nie „tylko” blues. To „aż” blues! Pełen skrywanych długo emocji i niezwykłej wręcz dawki transowości, lecz przestawiony z ogromnym luzem i swobodą. Sprzeczność? Nie sądzę, wszak czy to się komuś podoba czy nie, blues przenika wszystko i wszystkich. Absolutnie nie jest to jednak odegranie wszystkim dobrze znanych standardów bluesowych – to raczej uchwycenie esencji tego właśnie gatunku i przefiltrowanie go przez własną jazzowo-poszukującą wrażliwość.


W muzyce czasami chodzi o coś więcej niż o bardziej czy mniej przekonujące odegranie jakiegoś układu dźwięków. Bywa, że muzycy próbują ukazać nam jakiś metafizyczny wymiar rzeczywistości, który opiera się na (być może dźwiękowej właśnie?) praprzyczynie, która napędza tak nas samych, jak i wszystko co nas otacza. Takim głosem jest dla mnie właśnie Koptycus, który porusza do głębi i sięga rejestrów, których istnienia w muzyce mogliście w ogóle nie podejrzewać…

Korybalski/Traczyk/Zemler – Don’t Try

Impro impru (ach, te meandry odmiany!) nierówne! Czasami takie granie nudzi i męczy, a to z prostej przyczyny – brak w nim wówczas zazwyczaj pewnych elementów bardziej przystępnych, na których utytłany słuchacz zrelaksować może swoje ucho. Korybalski, Traczyk i Zemler ów złoty środek pomiędzy muzyczną skrajnością, a chwilą ukojenia doskonale odnajdują. Jeżeli nie wierzycie, to po prostu spróbujcie, choćby z wrodzonej miłośnikom jazzu przekory wobec różnorakich sugestii zawartych w tytułach płyt.

Jędrka możecie też posłuchać na podcaście z naszym wspólnym redakcyjnym podusmowaniu roku 2022 na Polish Jazz Blog: 

sobota, 17 grudnia 2022

Podcast: Podsumowanie roku 2022 z redaktorami Polish Jazz Blog w RadioJAZZ.FM!!!

Drodzy czytelnicy naszego bloga, czas na podsumowanie roku 2022 na blogu Polish Jazz. W naszej tegorocznej zabawie nie szukaliśmy tzw. "najlepszych" płyt. Trudno bowiem w sztuce, której odbiór jest z definicji subiektywny, poważnie udawać , że się "wie" co jest gorsze, lepsze czy najlepsze. Zamiast tego dzieliliśmy się z Wami tym co w tym roku nas wzruszyło, zaskoczyło, spowodowało wybuch emocji, zastanowiło czy olśniło! Mamy nadzieję, że niektóre ślady z naszych muzycznych ścieżek okażą się warte spenetrowania także i dla naszych czytelników. A może znajdą się płyty czy nagrania, które przeoczyliśmy? Jeśli tak uważacie wrzucajcie swoje propozycje muzyki, która na Was wywarła największe wrażenie, w komentarzach. Uczmy się od siebie!

Według takiej formuły przygotowaliśmy nasze podsumowanie, a zrealizowaliśmy je w formie audycji w RadioJAZZ.FM w następującym składzie: Maciej Nowotny (prowadzący i jednocześnie redaktor naczelny bloga) i redaktorzy: Jędrek Janicki, Szymon Stępnik, Piotr B., Paweł Ziemba i Mateusz Chorążewicz!
frame>

środa, 14 grudnia 2022

Aga Zaryan - Sara (2022)

Aga Zaryan 

Aga Zaryan – wokal
Dawid Dorużka – gitary
Szymon Mika - gitary

Sara (2022)  

Wydawnictwo: Warner Music Poland

Kompozycje i aranżacje: David Dorużka i Szymon Mika + Aga Zaryan i Andrzej Rejman

Przekład poezji Sary Teasdale: Anna Ciciszwili

Tekst: Paweł Ziemba

* Gitara Davida Dorużki słyszalna jest w kanale lewym, podczas gdy gitara Szymona Miki wybrzmiewa w kanale prawym

Jej głos jest jak czysta woda
Która kapie na kamień …….

(Fragment wiersza Sary Teasdale - A Fantasy)

Ktoś kiedyś powiedział, że PIĘKNO się zawsze obroni, gdyż jest wyjątkowym przekazem w wielu wymiarach. Wywołuje pozytywne wrażenia i silne doznania, które powodują, że odbiorca staje się wobec niego bezbronny.

Współcześnie zmieniło się nasze podejście do muzyki. Wokół nas rozbrzmiewa coraz więcej dźwięków. Dostępność do niezliczonych pozycji muzycznych jest praktycznie nieograniczona. Trudno dziś wyobrazić sobie otoczenie bez dźwięków muzyki, ale ich znaczenie bardzo się zmieniło. Są „ozdobą” naszej codzienności. Zapewne nie ma nic złego w tym, aby traktować muzykę jako rozrywkę, jednak to trochę przykre, iż we współczesnej, szeroko pojętej kulturze, coraz rzadziej doświadczamy jej głębokiego, świadomego i emocjonalnego przeżywania.

Najnowszy krążek Agi Zaryan „SARA” to kolejna pozycja w obszernej dyskografii naszej wybitnej damy wokalistyki jazzowej, w której sięgnęła do ciekawej poezji amerykańskiej poetki Sary Teasdale

Aga Zaryan jest osobowością polskiej sceny muzycznej, którą podziwiam od wielu lat. Jest przedstawicielką wokalistyki jazzowej w najbardziej czystej postaci. Artyzm, kultura interpretacji, muzykalność, intymność, elegancja i ogromne poczucie estetyki to elementy nierozerwalnie związane z tą artystką - osobą świadomą swojej kobiecości, pełną wrażliwości i poczucia piękna.

Nie jest więc dziełem przypadku, że to właśnie Aga Zaryan wybrała wiersze Sary Teasdale. Obie Panie mają wiele wspólnego.

Mimo tego, że Teasdale żyła na przełomie XIX I XX wieku (1884-1933), a więc w czasach już odległych, wiele poruszanych w jej poezji tematów jest nadal aktualnych. Uczucia samotności, miłości czy też śmierci dotykają przecież wszystkich bez względu na czas i miejsce.

Poezja Teasdale, koncentrująca się na aspektach zmieniającego się kobiecego piękna, miłości i śmierci, antycypowała współczesną poezję feministyczną. Wrażliwość, intymność uczuć, szczerość, ale też ból wynikający z faktu bycia kobietą, przekazywała w formie monologu. Opisywała rozwój własnego życia: doświadczenia młodej kobiety, sukcesy, depresję i rozczarowania, które w końcu doprowadziły ją do samobójstwa. Jej wiersze, poza warstwą literacką, charakteryzują się rytmicznością i melodyjnością, co zapewne było kolejnym bodźcem do wykorzystania ich i przekazania w formie utworów muzycznych.

„SARA” to nie pierwsza płyta Zaryan wprowadzająca poezję w środowisko jazzowych harmonii. Album jest kontynuacją tego nurtu i poprzednich płyt wokalistki: „UMIERA PIĘKNO”, poświęcone poetyckiemu obliczu powstania warszawskiego oraz „KSIĘGA OLŚNIEŃ” - płyta oparta o lirykę Miłosza.

Zaryan doskonale funkcjonuje w lirycznym świecie. Jej muzyczne interpretacje mają bardzo osobisty charakter. Tym razem także identyfikuje się z treścią, nastrojem i wartościami poezji Teasdale.

Płyta składa się z 12 utworów, w większości śpiewanych w języku angielskim (z wyjątkiem utworu „Dzień i Noc” wykonanego w tłumaczeniu polskim).

Fakt, że Zaryan śpiewa po angielsku, jest niezmiernie istotny. To pozwoliło na skomponowanie muzyki w oparciu o naturalną rytmiczność i melodykę poezji Teasdale.

Dołączenie do płyty książeczki z tekstami wierszy, z pewnością umożliwi odbiorcy świadomie współuczestniczyć w tym osobistym wyznaniu poetki.

Muzyka na płycie „Sara” to bardziej forma sztuki i ekspresji niż konkretnego nurtu. Ma oczywiście swoje jazzowe korzenie, ale jednocześnie osadzona jest w wielu gatunkach muzycznych, jak country, blues, czy też muzyka orientu, co czyni ją jeszcze bardziej wyjątkową i ciekawą. To propozycja dla wyrobionego i wrażliwego słuchacza.

Delikatność głosu, lekkość frazowania, zaangażowanie emocjonalne w każdym z wykonywanych przez Zaryan utworów świadczą, że wartość muzyczna jest równie ważna jak literacka. W efekcie końcowym słuchacz otrzymuje możliwość głębokiego i estetycznego przeżywania muzyki. Możemy ją dookreślić, dopowiedzieć, wypełnić zgodnie z naszą wyobraźnią i wrażliwością.

Kompozytorami utworów na płycie są David Dorużka i Szymon Mika, Aga Zaryan oraz Andrzej Rejman, który (jak dowiadujemy się z opisu płyty) skłonił Agę do zapoznania się z twórczością Sary Teasdale. Muzyka zawarta na krążku ma wiele walorów artystycznych. Przekazana jest słuchaczowi w sposób lekki i naturalny, co z pewnością jest zasługą dużej swobody posługiwania się przez Zaryan językiem angielskim.

Na pozór prosty i skromny układ: dwóch gitarzystów plus wokal, wypełnia wszystkie obszary emocji i estetyki muzycznej. Ciekawe aranżacje sprawiają, że prosto wyrażone myśli w tekstach lirycznych stają się złożone; rozbrzmiewają w umyśle słuchacza dzięki rozbudowanej harmonii akordów i dźwięków wydobywanych z gitar Miki i Dorużki.

Zaproszenie tych właśnie muzyków do nagrania płyty „SARA” ma swoje uzasadnienie. Obaj reprezentują młode pokolenie utalentowanych, kreatywnych gitarzystów.

Dawid Dorużka to muzyk, z którym Zaryan współpracuje już od ponad dekady. Studiował w słynnej Berklee College of Music w Bostonie. Grał z takimi muzykami jak: Lizz Wright, Jeff Ballard, Chris Cheek, Marcin Wasilewski oraz wieloma innymi. Z Agą Zaryan wspólnie nagrali kilka płyt i zagrali wiele koncertów.

Szymon Mika to niezwykle ciekawy artysta. Kompozytor i bandleader potrafiący korzystać w swojej muzyce z wpływów folkloru, jazzu, swobodnej improwizacji jak i muzyki eksperymentalnej. Występował z takimi muzykami jak Adam Bałdych, Avishai Cohen, Dave Holland, Joshua Redman, Wolfgang Muthspiel czy też Mark Turner.

Obaj Panowie znakomicie odnajdują się w klimacie poezji śpiewanej. Nie zaburzają równowagi między muzyką a wokalem.

Głos Zaryan „jest jak czysta woda, kapiąca na kamień”. Spokojny, czasami tajemniczy, ciepły, matowy. Wsparty ciekawymi aranżacjami oraz brzmieniem gitar otula odbiorcę i sprawia, że całym sobą zanurza się w ten muzyczny obraz.

Zaproponowana przez obu Panów ilość dźwięków i zmiana stylów powodują, że ten na pozór ubogi w formie krążek, staje się muzycznym kalejdoskopem. Inteligentne balansowanie między akompaniamentem a grą solową oraz różnorodnością brzmień sprawiają, że słucha się tych utworów z dużą przyjemnością i podziwem dla kunsztu technicznego wykonawców.

Na uwagę i wyróżnienie zasługuje realizacja nagrań. Czystość dźwięków, dużo „powietrza” i ciszy, budującej odpowiedni nastrój.

„SARA” jest płytą ważną i wyjątkową. Wybór tekstów poetyckich nie jest przypadkowy. Wszystkie są głęboko emocjonalne, a ich interpretacja to po prostu czyste piękno. Ten krążek jest przykładem ogromnej wrażliwości oraz muzycznej elegancji, przekazanej słuchaczowi w minimalistycznej formie. To szereg zaskakujących, przeplatających się dźwięków, harmonii i stylów doskonale wspierających wokal.

Ta magiczna muzyka z każdym kolejnym przesłuchaniem staje się coraz bardziej bliska i potrzebna w tym jakże bardzo zmaterializowanym świecie. To muzyka, która pobudza do wysiłku intelektualnego i refleksji, wnika głęboko, porusza. „SARA” jest cudownym muzycznym przesłaniem. Jest PIĘKNEM, które samo się broni, a my – słuchacze… jesteśmy wobec niego bezbronni.

poniedziałek, 12 grudnia 2022

Anna Jopek – Insight (2022)

Anna Jopek

Anna Jopek – fortepian / pianino z moderatorem
Jakub Klemensiewicz – saksofon sopranowy / saksofon tenorowy / klarnet
Adam Skorczewski – trąbka
Michalina Sokołowska – wiolonczela

Insight (2022)


Wydawca: Alpaka Records

Autor tekstu: Mateusz Chorążewicz

Anna Jopek zadebiutowała albumem „Insight” w kwietniu 2022 roku. W nagraniach wzięli udział Jakub Klemensiewicz (saksofon sopranowy / saksofon tenorowy / klarnet), Adam Skorczewski (trąbka), Michalina Sokołowska (wiolonczela) oraz sama liderka na fortepianie. Warto zwrócić uwagę na fakt, że Jopek zrezygnowała z tradycyjnej jazzowej sekcji rytmicznej. Jest to zdecydowany wyróżnik na tle innych młodych projektów obecnych na polskiej scenie jazzowej. Utwory nagrane zostały w bardzo kameralnych składach, często jest to tylko duet fortepianu i saksofonu/klarnetu.

W materiałach możemy przeczytać, że twórczość ta jest połączeniem muzyki klasycznej, współczesnej, jazzowej oraz muzyki ilustracyjnej. Tak też jest w rzeczywistości, choć z głównym naciskiem na muzykę jazzową i ilustracyjną. Bardzo silnie przebiją się tu motywy folklorystyczne. Słowiańskość obecna jest niemal na każdym kroku. Na „Insight” próżno szukać indywidualnych solowych popisów. Płyta przepełniona jest nostalgią.

O tym jak dobrze artyści oddali klimat płyty niech świadczy fakt, że przy pierwszym odsłuchu, nie przyglądając się jeszcze okładce i innym elementom „brandingowym”, od razu pomyślałem o naszych rodzimych krajobrazach. Jak się później okazało, stanowiły one dla Anny Jopek silną inspirację. Muzyka jest wysoce uduchowiona, absolutnie nie do tańca, a bardziej do różańca.

Wydaje się, że liderka projektu ma jeszcze nad czym pracować pod kątem kompozycyjnym. Utwory na ogół posiadają stosunkowo prostą konstrukcję. Samo w sobie nie jest to czymś złym. Zresztą możliwe, że taki był zamysł samego albumu. Dzięki temu uzyskany został efekt pewnej surowości w brzmieniu, który prawdopodobnie lepiej oddaje powiązanie muzyki z naturą. Niemniej jednak, liderka ma jeszcze spore pole do popisu na kolejnych płytach właśnie w zakresie kompozycji.

Reasumując, debiutancki album Anny Jopek uznaję za całkiem udany. Liderka pokazała się tu jako osoba z pomysłem na swoją muzykę. Świadczy o tym choćby rezygnacja z klasycznej sekcji rytmicznej. Muzyka, choć ściśle powiązana z polskim folklorem, jest wyraźnie odmienna niż inne projekty odnoszące się do dziedzictwa naszego narodu.

Osobiście sądzę, że pomysł wart jest jeszcze dalszej eksploracji, ponieważ płyta pozostawia po sobie pewien niedosyt. Liczę, że kolejny album ten niedosyt zaspokoi.


piątek, 9 grudnia 2022

Bastarda - Fado (2022)

Bastarda

João de Sousa - gitara, śpiew
Paweł Szamburski - klarnet, klarnet basowy
Tomasz Pokrzywiński - wiolonczela
Michał Górczyński - klarnet kontrabasowy

Fado (2022)

Autor tekst: Jędrzej Janicki

Powiedzieć, że zespół Bastarda to twór wyjątkowo oryginalny to tak, jakby powiedzieć, że Bob Dylan pisał dobre teksty, a Robert Lewandowski strzela sporo goli. Oszczędźmy więc sobie takich oczywistości i lepiej posłuchajmy romansu Bastardy z muzyką fado. Ten wywodzący się z Portugalii gatunek muzyczny nierozerwalnie kojarzył mi się zawsze z radiową audycją Siesta Marcina Kydryńskiego. To tyleż przyjemne, co nieco nudnawe w gruncie rzeczy wspomnienie odżyło jednak barwami pełnymi i zgoła wybuchowymi – wszystko dzięki nagraniu Fado stworzonemu przez Pawła Szamburskiego (klarnet), Tomasza Pokrzywińskiego (wiolonczela) i Michała Górczyńskiego (klarnet kontrabasowy). Bastarda tym razem nie działała jednak wyłącznie w dobrze sobie znanym towarzystwie, a do wspólnego grania panowie zaprosili doskonałego gitarzystę i wokalistę João de Sousę.

Wszyscy wiemy, że Bastarda ma doskonałe brzmienie, czyste i klarowne, które z jednej strony o stan ekscytacji przyprawi wszystkich audiofilów, a z drugiej „przeciętnego zjadacza muzyki” (zdecydowanie sympatyzuję z tą drugą grupą) po prostu zaczaruje. Wszyscy wiemy również, że muzycy tworzący Bastardę to absolutni mistrzowie techniki i wytrawni poszukiwacze granic muzycznej wyobraźni. To wszystko udowodnili nam już swoimi trzema poprzednimi płytami – Promitat eterno, Ars moriendi oraz Nigunim. Podejrzewam jednak, że nie wszyscy wiemy i uświadamiamy sobie, jak wiele różnych, niejednoznacznych i sprzecznych emocji kryje w sobie muzyka fado. Już od pierwszych dźwięków po prostu bije nas potężna wręcz dawka melancholii. Nie ma ona jednak w sobie ani krzty tandety czy krótkotrwałego rozczarowania z wygaśnięcie takiej czy innej relacji. To raczej ta melancholia, która dopada każdego z nas, gdy całkiem sami, w blasku piekącego słońca siedzimy bez żadnego celu na piasku i patrzymy gdzieś daleko za horyzont, marząc tak naprawdę nie wiadomo o czym. To tęsknota za harmonią, za czymś nieokreślonym, bardzo odległym i bardzo bliskim zarazem – krótko mówiąc, nikt nic nie wie. Ten specyficzny stan Bastarda na Fado uchwytuje jednak doskonale, dodając do tego pejzażu jednak bardzo, bardzo wiele pasji i żaru. Ta namiętność dzieje się w dźwiękach i w interakcjach pomiędzy instrumentalistami, stajemy się jej świadkami, doznając nieprawdopodobnie głębokiego odczucia obcowania z aktem szalenie intymnym, dotykającym najbardziej czułych części ludzkiej wrażliwości.

Fado to płyta nie z tej ziemi. Niesie ona ze sobą niezwykle mocne doznania estetyczne i w piękny sposób uświadamia nam istnienie pewnego stanu emocjonalnego, leżącego poza odczuwaniem szczęścia czy smutku. Właśnie tym stało się dla mnie określenie fado, a dzięki muzyce Bastardy ten stan nauczyć się można dostrzegać i go pielęgnować. Cóż, śmiało więc powiedzieć można, że ta płyta zmienia świat, a na pewno jego postrzeganie.

środa, 7 grudnia 2022

Green Revolution – Rewolucja zielona (2022)

Green Revolution

Andrzej Przybielski – tp
Marek Kazana – as, bar
Michał Kulenty – ss, ts
Krzysztof Szmigiero – g
Zbigniew Heflich – bg
Marcin Pospieszalski – bg
Michał Zduniak – perc, dr
Jorgos Skolias – voc
Kamil Konikiewicz – child’s voice
Wojciech Konikiewicz – voc, keyb, drum machine programming, hca, occ, perc, toy panflute

Rewolucja zielona (2022)

Wytwórnia: GAD Records

Autor tekstu: Mateusz Chorążewicz

Wojciecha Konikiewicza chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Nieco inaczej jest z projektem Green Revolution, który artysta powołał do życia w 1984 roku i który funkcjonował do roku 1994. W ręce wpadł mi nagrany na przełomie lat 1987/1988 album „Rewolucja zielona”, który doczekał się wydania dopiero w pierwszej połowie roku 2022 nakładem niezastąpionej w takich przypadkach wytwórni GAD Records.

W nagraniach wzięli udział Andrzej Przybielski (tp), Marek Kazana (as, bar), Michał Kulenty (ss, ts), Krzysztof Szmigiero (g), Zbigniew Heflich (bg), Marcin Pospieszalski (bg), Michał Zduniak (perc, dr), Jorgos Skolias (voc), Kamil Konikiewicz (voice) oraz Wojciech Konikiewicz (voc, keyb, drum machine programming, hca, occ, perc, toy panflute).

Miles Davis z okresu fusion, Weather Report, Frank Zappa. To są pierwsze skojarzenia, które nasuwają się w aż nader oczywisty sposób. Nie oznacza to bynajmniej, że muzyka zawarta na krążku jest czymś odtwórczym. Nie była taka ani pod koniec lat ’80, ale nie jest taka również teraz. Najlepiej niech świadczy o tym fakt, że chyba mało kto spodziewałby się tutaj rapowanego wiersza Mirona Białoszewskiego. Niemniej jednak, płyta przepełniona jest brzmieniami charakterystycznymi dla lat ’80 i tak też należy ją traktować.

Nagrań dokonano w jednym z najlepszych dla fusion okresie na naszym rodzimym rynku. To właśnie wtedy swoje sukcesy świętował m.in. Walk Away. Tym bardziej szkoda, że „Rewolucja zielona” nie została wydana zaraz po nagraniach. Mogłaby bowiem wnieść coś nowego, świeżego do polskiej sceny jazz-rocka. Mnogość stylistyk, do których odwołują się kompozycje (m.in. rap, czy reggae) oraz zastosowane koncepcje brzmieniowe czynią „Rewolucję zieloną” bardzo interesującą pozycją nie tylko z historycznego punktu widzenia.

Podsumowując, „Rewolucja zielona” to kawał kapitalnej muzyki dla każdego fana fusion lat ’80. Silna inspiracja amerykańską sceną jazz-rocka jest wyraźnie słyszalna. Mimo tego, udało się tu przemycić elementy bliższe naszemu sercu, jak choćby poezja Białoszewskiego. Album oczywiście nie jest szczególnie odkrywczy z dzisiejszej perspektywy czasu pod kątem muzycznym. Niemniej jednak, stanowi bardzo wartościowy zapis historyczny i prezentuje polską scenę fusion lat ’80 w nieco innym świetle.

Podobno Wojciech Konikiewicz nie wyklucza powrotu projektu na scenę. Życzyłbym sobie, aby tak się stało.

poniedziałek, 5 grudnia 2022

Jerzy Milian - Optima Fide (2022)

Jerzy Milian

Jerzy Milian – wibrafon
BRT Jazzorkest & BRT Jazz combo
Jan Ptaszyn Wróblewski - sax. tenorowy ("Optima Fide")

Optima Fide (2022)

Wydawca: GAD Records

Tekst: Piotr B.

Jakie to dobrze że mamy Pana Wilczyńskiego i jego GAD Records. Jakie to szczęście, że Pan Wilczyński okazał się tak sympatycznym człowiekiem z pasją, iż oczarowany nim Jerzy Milian po prostu podarował mu reklamówkę pełną archiwalnych taśm z nagraniami mówiąc "róbta co chceta". W ten sposób trafia do nas już 11 płyta z cyklu " Jerzy Milian Tapes".

Tym razem wracamy do czasu, którego początki naświetliła już część 7 cyklu, album "Circulations". Chodzi o długoletnią współpracę Miliana z sekcją jazzową belgijskiego radia i telewizji (BRT). Jej szef, Elias Gistenlick miał ambicję, aby radiowy bigband porządnie namieszał w Europie, ponadto mocno chciał pomyszkować w trzecim nurcie. No i szukał fachowca. W 1964 na Jazz Jamboree przysiadł się do Pana Jerzego w trakcie próby - i się dogadali. Przez kolejne kilka lat Millan regularnie komponował dla BRT i nagrywał z Jazzorkestrą oraz innymi radiowymi składami. Na "Circulations" słyszeliśmy długie, złożone formalnie utwory. Tym razem mamy okazję poznać nie tylko kolejne większe, ambitne formy, ale i utwory krótsze, wręcz radiowo przebojowe.

Album spinają kilkunastominutowe "Realities", "Four Engravings" i "Optima Fide". Rozbudowane, wieloczęściowe, odważnie penetrujące pogranicza jazzu i awangardy, zinstrumentowane z rozmachem wykraczającym poza typową wówczas formę trzecionurtową. W "Realities" rządzi Milian i jego wibrafon, w dialogach z przemyślnie kombinującą orkiestrą. "Four Engravings" to czas dla solistów belgijskich, z sekcji dętej. Bardzo ciekawe granie, zwłaszcza w części z metrum 3/4. Mnie najbardziej w pamięć zapada zamykający album "Optima Fide", z fantastycznym solo Miliana, z motorycznym, hipnotyzującym i porywającym fragmentem bazującym na nietypowym metrum 9/4. A to wszystko okraszone ekspresyjnym, wchodzącym we free sax tenorem Ptaszyna Wróblewskiego, dalekiego jeszcze wtedy od stwierdzenia, że "formuła się wyczerpała".

Na tle tych opusów pozostałe krótsze utwory mogą sprawiać wrażenie tyleż uroczych co nieistotnych. Ale tak nie jest. Wszystkie prezentują solidny poziom. Poczujmy choćby żar bijący od "Beat Obsession", nostalgię kunsztownie zaaranżowanego Moniuszkowskiego "Cossacka", a na koniec wieczorem posłuchajmy ballady "My Favourite Band", która jest po prostu... piękna.
Kolejny album - dokument. Z jednej strony pokazuje on Miliana jako muzyka z wielkimi ambicjami, gotowego już na początek lat 70tych, kiedy ze swoimi własnymi międzynarodowymi składami ruszy w podróż orientalną i awangardową (część 6 cyklu - "Neuroimpressions"). Z drugiej strony już tutaj słychać zainteresowanie groovem, co zaowocuje w następnej dekadzie fantastycznymi nagraniami z Katowicką Orkiestrą Rozrywkową PRiTV (np. znakomita kompilacja GAD Records "Znak wodnika"). Daje to nam obraz niebywałego talentu, wszechstronności i wyobraźni Artysty.

Jakie to szczęście, że mieliśmy takiego Miliana. Jak to dobrze, ze mamy Pana Wilczyńskiego i jego GAD Records.
 

piątek, 2 grudnia 2022

Unleashed Cooperation - 8 Years (2022)

Unleashed Cooperation

Krzysztof Kuśmierek - soprano and tenor saxophone
Patryk Rynkiewicz - trumpet
Patryk Matwiejczuk - piano and synthesizer
Flavio Gullotta - double bass
Stanisław Aleksandrowicz - drums
Adam Kurek - trombone ( in „Krakatau”)

8 Years (2022)

Wydawca: Multikulti Project

Autor tekstu: Mateusz Chorążewicz


Młoda polska scena jazzowa z każdym rokiem nabiera coraz konkretniejszych barw. Mnogość nowych projektów z pomysłem na muzykę niekiedy aż przytłacza. Jednym z takich właśnie zespołów jest założony już kilka lat temu Unleashed Cooperation. Ta poznańska grupa zadebiutowała w tym roku albumem „8 Years” w składzie Krzysztof Kuśmierek (saksofony), Patryk Rynkiewicz (trąbka), Patryk Matwiejczuk (fortepian), Flavio Gullotta (kontrabas), Stanisław Aleksandrowicz (perkusja) oraz gościnnie Adam Kurek (puzon).

W materiałach marketingowych przeczytać możemy, że słowo „kooperacja” ma dla zespołu szczególne znaczenie. Po takich słowach oczekiwałbym od całego bandu współpracy na poziomie, w którym żaden z artystów nie wyróżnia się na tle innych. Po odsłuchu śmiało można stwierdzić, że nie są to słowa rzucone na wiatr. Może poza Krzysztofem Kuśmierkiem, który niekiedy zdaje się wychodzić nieco zbyt bardzo na pierwszy plan. Niemniej jednak, zespół jako całość brzmi spójnie i z całą pewnością można powiedzieć, że „nieskrępowana współpraca” rzeczywiście jest dla zespołu tym, co deklarują sami muzycy.

Niewątpliwie Unleashed Cooperation daje się tu poznać jako bardzo wszechstronny projekt. Na „8 years” znajdziemy zarówno elementy etniczne, melodyjne ballady, free jazz z zacięciem europejskim czy american contemporary jazz. Szczególnie dobrze jest to słyszalne w pierwszym utworze, w którym muzycy bardzo sprytnie przemycają pierwiastki z różnych muzycznych stylistyk. Na tę kwestię spojrzeć można z dwóch stron. Z jednej dobrze to świadczy o przygotowaniu artystów do roli wszechstronnych muzyków jazzowych. Z drugiej jednak, ciężko jest wskazać na konkretny element brzmieniowy, który jednoznacznie wyróżnia projekt na tle innych.

Za większość kompozycji odpowiada Krzysztof Kuśmierek i trzeba przyznać, że w tym zakresie wykonany został kawał dobrej roboty. Konstrukcja właściwie wszystkich utworów jest dobrze przemyślana, świetnie się za tym podąża. W pewnym sensie jest to kojące nie tylko dla ucha, ale również dla umysłu. Szczególnie takiego jak mój, który często analitycznie podchodzi do słuchanej muzyki.

Całościowo album jest naprawdę dobry. Słucha się go rewelacyjnie, 52 minuty muzyki zleciały jak z bicza strzelił. Nader często zdarza się, że albumy młodych zespołów (choć nie tylko) są niby jednolite stylistycznie, ale przez to dość monotonne. Tu tego nie doświadczymy. Osobiście jest mi ciężko sklasyfikować dużą rozpiętość stylistyczną jako atut bądź mankament projektu. Znalezienie właściwego balansu w tej kwestii jest zadaniem bardzo trudnym i nie należy oczekiwać, że już na debiutanckim krążku artyści ten balans znajdą. Uznaję, że z oceną tego elementu trzeba poczekać do kolejnej płyty, na którą już zacieram ręce.

P.S. Brzmienie albumu jest rewelacyjne! Selektywność brzmieniowa poszczególnych instrumentów jest na wysokim poziomie, co tylko dodatkowo umila czas spędzony z tą muzyką.


środa, 30 listopada 2022

Madame Jean Pierre - Tuli (2022)

Madame Jean Pierre

Joanna Markowska - vocal

Maciej Muszyński - gitara

Tuli (2022)

Wydawnictwo: Soliton

Autor tekstu: Jędrek Janicki

Są takie płyty, których posłuchać można, ale nie jest to jakiś jazzowy przymus dziejowy. Jednym uchem wlecą, a drugim wylecą – cóż, czuję się przy nich jakbym powrócił do etapu edukacji licealnej. O, taka sobie, niezła płyta. Jednym z takich nagrań jest album Tuli stworzony przez kwartet o wdzięcznej nazwie Madame Jean Pierre.

Dominantą akustycznych ballad, w których specjalizuje się ten właśnie zespół jest delikatny i nieco jednostajny głos Joanny Markowskiej. Dzielnie akompaniuje jej naczelny kompozytor zespołu, czyli gitarzysta Maciej Muszyński. Jego frazowanie, choć poprawne i dobrze zagrane, nie wykracza jednak poza pewną schematyczność i przewidywalność. Co nieco niepokojące dla kwartetu, zdecydowanie najciekawszym elementem płyty jest gościnny występ pianisty Mateusza Pałki i jego znakomite solo w utworze My Self Love. Prawdę mówiąc, gdyby nie ten efektowny popis, to wiele z płyty Tuli bym nie zapamiętał. Być może problem tkwi w mojej wątłej pamięci, a być może w pewnej nijakości zespołu – nie mnie już to rozstrzygać.

Co bardziej zapalczywi recenzenci (w tym niżej podpisany) teksty o co lepszych płytach raz na jakiś czas wieńczą określeniem „koniecznie”. No cóż, w przypadku Tuli – raczej „niekoniecznie”…

 

poniedziałek, 28 listopada 2022

El Topo - Wet (2022)

El Topo

Łukasz Marciniak - guitar
Alan Kapołka - drums, percussion
Kamil Guźniczak - bass

Wet (2022)

Wydawca: Ramble Records

Autor tekstu: Maciej Nowotny

Projekt El Topo powstał we wrześniu 2021 roku w rezultacie spotkania doświadczonego gitarzysty "antysystemowego" Łukasza Marciniaka i młodego, nikomu nieznanego perkusisty Alana Kapołki. Jeśli chodzi o Marciniaka to jego gra w takich na przykład formacjach jak Trio_io (płyty "Waves" z 2019 i zjawiskowe "New Animals" z 2021) czy trio Brzoska/Marciniak/Markiewicz (płyty "Brodzenie" z 2018 i  "Wpław" z 2019 roku) duże wywarły wrażenie na piszących na tym blogu Andrzeju Nowaku, Jędrku Janickim czy Szymonie Stępniku. Co do Kapołki, to nazwisko przecież znane, bo pamiętam dobrze Grzegorza Kapołkę, gitarzystę jazzowego m.in. w kultowej formacji Young Power. Okazuje się, że to ojciec Alana.

Młody muzyk wyznaje, że wcześnie miał okazję osłuchać się z jazzem i bluesem, towarzysząc na koncertach i w trasie ojcu. Zarzekał się wtedy, że nigdy nie zagra jazzu i wałęsał się po wszelkich możliwych gatunkach muzycznych, aż w końcu jednak znalazł drogę z powrotem do jazzowej strugi, ale już na własnych warunkach, na swój własny sposób. Wszystkie te muzczne peregrynacje były potrzebne, uważa, chociaż wydawały się chaotyczne i przypadkowe. W pełni się z nim zgadzam, bo dzięki temu muzyka którą nagrali na tej płycie brzmi fascynująco i jest amalgamatem punku, ciężkiego free jazzu, muzyki filmowej i.. muzyki granej na weselach. Oczywiście to ostatnie określenie to żart, ale po prostu chciałem zwrócić uwagę na obecny w tej muzyce luz, dezynwolturę, poczucie humoru, które bardzo zwiększa atrakcyjność brzmienia tego trio. Zresztą odnaleźć je można także w nazwie zespołu - El Topo - to nawiązanie do tytułu kompletnie zwariowanego westernu w reżyserii Alejandro Jodorowsky'ego, a tytuł płyty - "Wet" - wziął się stąd że jeden z koncertów latem zagrali w padającym rzęsiście deszczu.

Wreszcie do zespołu dołączył trzeci członek trio to jest basista Kamil Guźniczak (jego bas świetnie grzmi i dudni na tej płycie, co bardzo pasuje do ciężkiego uderzenia zespołu) i po kilku miesiacach prób panowie decydują się na nagranie w studiu, wszystko w ciągu jednego dnia, niemalże jak w czasie koncertu na żywo. Dzięki temu udało się uchwycić bardzo ważny dla tej muzyki jej spontaniczny charakter, oparty o improwizacje, ciągłe zmiany i przetworzenia materiału. W rezultacie otrzymujemy jeden z najbardziej udanych debiutów tego roku (nie dla Marcniaka oczywiście, dla którego jest to potwierdzenie klasy i dalsze umocnienie swojej pozycji na naszym muzycznym rynku), charyzmatyczny, dojrzały, brzmiący świeżo, atletycznie, potężnie, ale z wdziękiem. Kapitalny projekt, nawet jeśli zapewne jednorazowy, który stanowi duże osiągnięcie i każe nam uważnie śledzić artystyczne kroki całej trójki. Brawo!

piątek, 25 listopada 2022

Witkacy Tribute Ensemble - Wistość Rzeczy (2022)

Witkacy Tribute Ensemble 

Bogusław Raatz – gitary, fussion sitar, tampura
Grant Calvin Weston – perkusja
Grzegorz "Gre” Korybalski – bas
Steve Kindler – skrzypce 9-wtrunowe, programowanie
Eurazja Srzednicka – śpiew
Paweł Sakowski – śpiew, recytacje
Sławomir Ciesielski – perkusjonalia, głosy
Daniel Mackiewicz – dżembe
Wojciech Jachna – trąbka
Robert Bielak – skrzypce
Dariusz Brzeziński – instr. klawiszowe

Wistość Rzeczy (2022)

Wydawca: RG Media

Autor tekst: Mateusz Chorążewicz


Album „Wistość Rzeczy” to hołd dla twórczości Witkacego. Kim był Witkacy i że budzi kontrowersje do czasów dzisiejszych nie trzeba chyba tłumaczyć. Tym ciekawej zapowiadała się płyta w wykonaniu Witkacy Tribute Ensemble pod kierownictwem Bogusława Raatza.

W nagraniach wzięli udział Grant Calvin Weston (perkusja), Grzegorz "Gre" Korybalski (bas), Steve Kindler (skrzypce 9-wtrunowe, programowanie), Eurazja Srzednicka (śpiew), Paweł Sakowski (śpiew, recytacje), Sławomir Ciesielski (perkusjonalia, głosy), Daniel Mackiewicz (dżembe), Wojciech Jachna (trąbka), Robert Bielak (skrzypce), Dariusz Brzeziński (instr. klawiszowe) oraz lider Bogusław Raatz (gitary, fussion sitar, tampura).

Powiedzieć, że jest to album dziwny, to powiedzieć mało. Całość nastawiona jest głównie na brzmienia rockowe, choć nie tylko. Znajdziemy tu też choćby motywy ambientowe. Niewątpliwie muzyka jest mało jazzowa. Jeśli już miałbym ją gdzieś sklasyfikować, to wpadłaby do szuflady „Fusion”, ale to stanowczo zbyt generalizujące stwierdzenie. Słuchając tych nagrań odnosiłem silne wrażenie, że muzyka ta pasuje do tego co wiemy i czego domyślamy się o Witkacym. Wydaje się, że Bogusław Raatz chciał nie tylko oddać hołd twórczości Witkacego, ale również spróbować wejść do jego umysłu, poznać jego charakter na ile to możliwe i odzwierciedlić to w muzyce.

Czy Witkacy Tribute Ensemble osiągnęło swój cel? Absolutnie! Album nie tylko świetnie brzmi, genialnie się go słucha, jest perfekcyjny wykonawczo i muzycznie. On również skłania do głębokiej refleksji. Krótko mówiąc, jest to dzieło przez duże „D”.

Albumów jazzowych, czy około-jazzowych oscylujących wokół polskiej spuścizny kulturalnej (w tym literackiej) jest w ostatnich latach dość sporo. Wystarczy wspomnieć, że w samym tylko 2022 mieliśmy przynajmniej dwie wartościowe płyty odnoszące się do twórczości Witkacego. Mowa tu o albumie „Witkacy – Narkotyki” Leszka Kułakowskiego i właśnie „Wistość Rzeczy” w wykonaniu Witkacy Tribute Ensemble pod kierownictwem Bogusława Raatza.

Obie te płyty leżą na zupełnie różnych półkach stylistycznych i tym samym dowodzą w jak różnorodny sposób można zbudować przekaz, który jest jednak na swój sposób spójny, gdy na warsztat wezmą go ludzie, którzy wiedzą co robią. Do „Wistości Rzeczy” będę wracał z wielką przyjemnością.


środa, 23 listopada 2022

Jacek Kochan & nakajee - Life, Stress And Other Pleasures (2022)

Jacek Kochan & nakajee

Jacek Kochan – perkusja, perkusjonalia, syntezatory, syntezator basowy
Jerry de Villiers jr – gitara
Dominik Wania – fortepian, fortepian elektryczny, syntezator basowy
Bartek Prucnal – saksofon altowy, tenorowy i sopranowy
Michał Kapczuk – kontrabas
Mo Boo – bas
Hazz Wind Ensamble

Life, Stress And Other Pleasures (2022)

Wydawnictwo: Audio Cave

Tekst: Paweł Ziemba

Jazz powinien być postrzegany bardziej jako forma sztuki, ekspresja i rodzaj kultury, niż konkretne brzmienie czy rodzaj muzyki….

Kolejna odsłona muzycznej podróży, do której zaprasza nas Jacek Kochan „Life, Stress And Other Pleasures” charakteryzuje się ogromną pomysłowością w aranżacjach oraz różnorodnością muzycznych inspiracji. To sprawne żonglowanie elementami modern jazzu, free-jazzu, fusion, hip-hop oraz elektronicznych eksperymentów, dostarcza przyjemności dla ucha w każdym ze swoich narracyjnych epizodów. Dodatkowo, co postrzegam jako plus, muzyka zawarta na krążku przywołuje we mnie wiele świetnych muzycznych skojarzeń z takimi gigantami jak Weather Report, The Mahavishnu Orchestra, Herbie Hancock, Billy Cobham czy też John McLaughlin and the 4th Dimension.

Podążając śladami wielu muzyków, Kochan w 1981 roku, przeniósł się do Nowego Jorku, a następnie do Montrealu, aby studiować jazz i muzykę współczesną. Uczył się w Grant MacEvan College w Edmonton, a także w The New School na Union Square. Pobierał również lekcje u Jaco Pastoriusa, Mike’a Clarka i Robbiego Gonzaleza. Możliwość przebywania i studiowania w Nowym Jorku pozwoliła mu nagrywać i koncertować z wybitnymi muzykami światowej sceny jazzowej: John Abercrombie, Greg Osby, Lars Danielsson, Kenny’m Wheelerem, Dave’m Liebmanem, Gary’m Thomasem, Piotrem Wojtasikiem, Franzem Hautzingerem, Adamem Pierończykiem.

W swojej muzycznej karierze zrealizował ponad 20 płyt. Kochan to perkusista o ogromnej energii i rytmicznej inwencji, potrafiący skomponować materiał na cały album. Dodajmy, że nie tylko na ten jeden. Bez wątpienia dobór silnego składu oraz odpowiedniego materiału muzycznego jest dla Jacka Kochana ważnym elementem, mającym wpływ na całość muzycznego projektu.

„Life, Stress And Other Pleasures” jest znakomitą kontynuacją płyty „AJEE” zrealizowanej w 2018 roku. U boku lidera Jacka Kochana grającego na perkusji, perkusjonalia, syntezatory oraz syntezator basowy pojawili się ci sami, znani nam z poprzednich nagrań, żądni przygód muzycy: Dominik Wania – fortepian, fortepian elektryczny oraz syntezator basowy, Bartek Prucnal – saksofon altowy, tenorowy i sopranowy. Dodatkowo skład zespołu został uzupełniony o Michał Kapczuk - kontrabas, Mo Boo – gitara basowa oraz Hazz Wind Ensamble. Gościem zza Oceanu jest kanadyjski gitarzysta znakomicie odnajdujący się w stylistyce Fusion Jerry de Villiers.

W 9 oryginalnych kompozycjach Jacek Kochan oferuje członkom zespołu mnóstwo instrumentalnych możliwości (z grona sześciu muzyków, trzech gra w sumie na dziewięciu instrumentach), uniemożliwiając jakiekolwiek znużenie czy obojętność. Całość płyty cechuje niezwykła dojrzałość wszystkich muzyków, wyrażona różnorodnością muzycznych pomysłów, jak również zrozumieniem koncepcji autorskich kompozycji lidera.

Płytę otwiera „Homecoming” to świetna, dynamiczna kompozycja, przepełniony ekspresyjną charyzmą i muzyczną substancją. Ten w stylu Shortera, pełen pomysłów numer, to również fantastyczny utwór na początek, prezentujący cały zespół Kochana w najlepszym wydaniu. Rytmiczny kolorowy gobelin utkany przez klawisze Dominika Wania, bas oraz perkusję lidera, jest znakomitym tłem dla dynamicznej improwizacji Jerry de Villiers na gitarze. Zdecydowanie brzmiący saksofon Bartaka Prucnela, oraz solo Dominika Wani, którego siła odśrodkowa pochodzi ze zręcznych jazzowych fraz oraz niezliczonej ilości kolorowych faktur, służą potwierdzeniu improwizacyjnego wątku Jerry de Villiers’a.

"Private Yeti" w jakiś sposób przypomina mi dowcipną muzykalność, charakterystyczną dla Carli Bley i Steva Swallow i należy do moich ulubionych. Fundamenty dla tego utworu zapewniają Jacek Kochan, Dominka Wania oraz kontrabasista Michał Kapczuk.

Z kolei „Attention Shoper” początkowo spokojnie zagrany unisono przez kontrabas i fortepian riff, którego dopełnieniem jest perkusja Jacka Kochana, przechodzi z łagodnego charakteru do bardziej energetycznego brzmienia. Jest to znakomite pole do popisu dla zadziornych improwizacji Bartka Prucnala na saksofonie, wspieranego przez klawisze fortepianu. Dominik Wania to odważny pianista, w którego muzyce znajdziemy mnóstwo kolorów. Ten kalejdoskopowy muzyczny wszechświat postrzegam jako naturalne odbicie jego otwartości na muzyczną podróż wynikającą z idei AJEE (Acoustic Jazz in Electronic Environmet).

"Ginger Phobic People" pozwala Kochanowi i pozostałym członkom zespołu na prezentację żywiołowych umiejętnościami fusion. Dynamiczna improwizacja Jerry de Villiers na gitarze z dodatkiem syntezatorów i dźwięków pianina elektrycznego, nadaje utworowi wyrazisty charakter. Natomiast brzmienie syntetyzatorów udowadnia, że aby odnieść najlepszy efekt nie trzeba naciskać wszystkich możliwych guziczków, próbując użyć wielu dostępnych opcji, potwierdzając tym samym zasadę „mniej znaczy więcej”

Puryści mogą mieć zastrzeżenia do niektórych bardziej współczesnych akcentów na płycie, a szkoda, bo połączenie tak wielu różnych jazzowych podgatunków sprawia, że słucha się tego naprawdę przyjemnie. „Life, Stress And Other Pleasures” pokazuje, że Jacek Kochan jest indywidualnością muzyczną, on dobrze wie, jak to eklektyczne środowisko uporządkować i odpowiednio złożyć.

Naprawdę staram się znaleźć jakiekolwiek minusy tego albumu. Każdy utwór to jazzowa perfekcja. Jacek Kochan i Nakajee oferuje nam muzyczną różnorodność zanurzając się w szerokim wachlarzu dźwięków i barw, gdzie znudzenie jest zupełnie niemożliwe. Kochan znakomicie realizuje się w roli lidera a swoją siłę „ognia” wykorzystuje do interesującego dramatyzowania muzycznych historii.

Produkcja krążka jest również znakomita. Każdy instrument jest naturalny w brzmieniu i łatwy do wyodrębnienia. Rzadko zwracamy uwagę (zwłaszcza na poziomie współczesnych realizacji) na tych, którzy pracują po stronie produkcji, ale „robota”, którą wykonali Jacek Kochan – producent, Darek Grela – realizacja nagrania (Nieustraszeni łowcy dźwięków z Krakowa) oraz Paweł Ladniak – mastering, zasługują na szczególne wyróżnienie. Gra jest zwarta, a stylistyka utworów oraz ich układ na płycie sprawiają, że album trwający 70 minut mija szybko.

poniedziałek, 21 listopada 2022

Sijan - Live (2022)

Sijan

Marek Jakubiak - gitara
Jacek Siemieniuk - instrumenty klawiszowe
Wojciech Andrzejuk - bębny

Live (2022)

Autor tekstu: Maciej Nowotny

Żyjemy w czasach, w których mało kto muzykuje, ot tak, prywatnie dla siebie. Jest to rezultatem niespotykanej we wcześniejszych epokach dostępności muzyki i łatwości jej odtworzenia w każdych warunkach. Bardzo wiele przez to tracimy. Esencją muzyki jest bowiem wspólne cieszenie się graniem i doświadczanie dzięki muzyce bycia tu i teraz, w tym samym momencie. Nie zawsze ten pierwotny "flow" obecny jest w nagraniach gwiazd, nie mówiąć już o tzw. "celebrytach muzycznych", których produkty "muzycznopodobne" niemiłosiernie są wspomagane techniką, oprogramowaniem, o marketingu nie wspominając. 

Ta płyta to powiew autentyzmu "domowego" grania przyjaciół. Nie jest to płyta oszałamiająca nowatorstwem koncepcji, czasami drażni niepotrzebnymi wirtuozerskimi popisami, nie powala wyrafinowaniem kompozycji. Ale ma szczerość, czuć w niej radość ze spotkania przyjaciół, z grania razem muzyki, która na tej płycie obraca się w dobrze znanym paradygmacie muzyki fusion. Niekiedy w tym bardzo swojskim, niemalże rodzinnym muzykowaniu uda się znaleźć perełkę nastroju, harmonii, kombinację dźwięków, które brzmią zaskakująco świeżo jak np. w piosenkach zatytułowanych "Martin" czy "Fargo" i nagle okazuje się, że przez chwilę, może nawet bardzo krótką chwilę,  jazzowe Himalaje dostępne są nie tylko dla tych w rodaju Milesa i Stańki, ale także dla muzyków grających na tej płycie, dla każdego z nas.

Podsumowując, dostępna, przyjemna do słuchania, nawet łatwa, muzyka popularna, byłbym szcześliwy gdyby tego typu zespoły zastąpiły potworki w rodzaju "disco polo" na naszej scenie. Z wielką odbyłoby się to korzyścią dla kultury tego społeczeństwa.


sobota, 19 listopada 2022

Maneri / Kalmanovitch / Jacobson / Osgood - Variations On No Particular Theme Part I & II (2021, 2022)

Maneri / Kalmanovitch / Jacobson / Osgood

Mat Maneri - altówka
Tanya Kalmanovitch - altówka
Tomo Jacobson - kontrabas
Kresten Osgood - perkusja

Wydawca: Gotta Let It Out

Variations On No Particular Theme Part I & II (2021, 2022)
(na zdjęciu okładka płyty z 2022 roku)

Tekst: Maciej Nowotny

"Wariacje na żaden określony temat" - tak można przetłumaczyć tytuł wydanego w dwóch częściach - w odstępie około roku - albumu, którego spiritus movens jest młody polski kontrabasista wykształcony i tworzący w Danii - Tomo Jacobson. Mówię o jednym albumie, bo obie części stanowią stylistyczną i chciałby się powiedzieć koncepcyjną całość, gdyby nie to, że właśnie sednem koncepcji jest tu... brak koncepcji. 

Już samo w sobie spotkanie tych konkretnych artystów w tej konfiguracji jest czymś interesującym. Bo prócz Tomo Jacobsona w kwartecie odnajdujemy tu legendę muzyki improwizowanej, grającego na altówce Mata Manierego. Na drugiej altówce towarzyszy mu profesorka nowojorskiego konserwatorium The New School Tanya Kalmanovitch. Sekcję rytmiczną tworzy Tomo wraz ze swoim przyjacielem Duńczykiem Krestenem Osgoodem, którzy razem pojawili się już 5 lat temu na debiutanckiej płycie septetu Moonbow. Zatem skład, który nagrał te 2 płyty to potencjalnie wiele obiecująca mieszanka  młodości i doświadczenia, entuzjazmu muzyki free improv z tradycją i maestrią muzyki współczesnej, które zresztą coraz częściej płyną jednym, nie do rozponania już, nurtem.

To co stanowi o tożsamości tego projektu to - wspomniany wyżej - programowy brak koncepcji mający swoje odbicie nie tylko w tytule albumu czy poszczególnych utworów (Variation No. 9, 4, 6 itd.), ale przede wszystkim w przekonaniu, że można połączyć perfekcyjny poziom wykonania charakterystyczny dla kameralnych zespołów znanych z muzyki klasycznej z "odlotem" będącym esencją nowoczesnej muzyki improwizowanej o freejazzowej priwienencji. Mówiąc metaforycznie, połączyć serce i umysł, ciało i duszę. 

Ten dualizm od tysięcy lat wydaje się nie do przezwyciężenia, a w muzyce  przynajmniej do niedawna te dwie rzeczywistości też wydawały sie wykluczać, ale w ostatnich kilku dekadach rzeczy stanęły na głowie, a następnie stały się czymś absolutnie normalnym. Muzycy jazzowi, muzycy improwizujący i muzycy klasyczni obecnie swobodnie przemieszczają się po różnych składach, stylistykach i projektach w sposób, który do niedawana wydawał się nie do pomyślenia. Łączy to wszystko jeden tylko wspólny mianownik: muzykowanie jako - cytuję za opisem płyty - "akt ciagłej wariacyjnej kreacji opartej na współgrze i obecności w owym akcie per se, bez wiązania się z żadnym konkretnym motywem czy tematem".

Ale jaki jest efekt? Oceny muzyki jako produktu każdy powinien dokonać sam. Będzie ona zróżnicowana w zależności od muzycznej edukacji, gustu i wrażliwości. Dla niektórych będzie czystą kakafonią, bo nigdy nie mieli okazji osłuchać się z muzyką współczesną czy jazzową, zwłaszcza w jej improwizującej formie. Dla niektórych, mimo braku tego osłuchania, choć pozostanie niezrozumiała, ale w jakiś sposób może być na tyle intrygująca, zagadkowa, budząca zaciekawienie, że nie da się pominąć wzruszeniem ramion, lecz może u nich spowodować chęć zastanowienia się nie tylko nad tym co słuchają na co dzień, ale i ... kto słucha! Dla pewnej części, muzyka ta będzie po prostu wspaniała, może nawet genialna, dzięki swojej fascynującej otwartości, wspaniałemu brzmieniu, niespotykanemu poziomowi wykonania. Wszyscy będą mieli rację.


czwartek, 17 listopada 2022

Nika Lubowicz & All Stars - Nika sings Ella

Nika Lubowicz & All Stars

Nika Lubowicz – vocals (solo: 1, 2, 4, 7, 10)
Henryk Miśkiewicz – alto saxophone (1-4, 6-9) (solo: 2, 7, 8, 9)
Piotr Baron – tenor saxophone (1-4, 6-10) (solo: 4, 7, 9)
Robert Murakowski – trumpet (1-4, 6, 8, 10) (solo: 1, 3, 6)
Grzegorz Nagórski – trombone (6, 9, 10) (solo: 2, 4, 6, 9, 10)
Dariusz Plichta – trombone (1-4, 8)
Kamil Karaszewski – horn (1-4, 8)
Andrzej Jagodziński – piano (1-10) (solo: 1, 3, 5, 6, 9, 10)
Wojciech Pulcyn – double bass (1-4, 6-10)
Kazimierz Jonkisz – drums (3, 6, 7, 9, 10)
Marcin Jahr – drums (1, 2, 4, 8)
Wojciech Myrczek – vocals (8, 9)
Wiesław Pieregorólka – bandleader

Arrangements by Wojciech Karolak (3, 8) & Wiesław Pieregorólka (1, 2, 4, 6, 9, 10).

Nika sings Ella (2022)

Wydawca: For Tune

Autor tekstu: Mateusz Chorążewicz

W sierpniu 2022 roku premierę miał album Niki Lubowicz „Nika Sings Ella”, który stanowi hołd dla twórczości „Pierwszej Damy Piosenki”. Na krążku znajdziemy dziesięć kompozycji, w tym takie hity jak „Cheek to Cheek”, „In a Mellow Tone”, czy „It Don’t Mean a Thing”. Za aranżacje odpowiadali Wiesław Pieregorólka oraz Wojtek Karolak, któremu niestety nie dane było wziąć udziału w nagraniach.

Nika Lubowicz zaprosiła do współpracy prawdziwą śmietankę polskiego jazzu. Na płycie usłyszymy takich mistrzów jak Henryk Miśkiewicz, Piotr Baron, Robert Murakowski, Grzegorz Nagórski, Dariusz Plichta, Kamil Karaszewski, Andrzej Jagodziński, Wojciech Pulcyn, Kazimierz Jonkisz, Marcin Jahr oraz Wojciech Myrczek.

Album muzycznie głęboko zakorzeniony jest w tradycji swingu. Nie znajdziemy tu właściwie żadnych odstępstw od tradycyjnego brzmienia tego typu muzyki. Trzeba uczciwie przyznać, że aranże oraz ich wykonanie stoją na niezwykle wysokim poziomie. Ciężko spodziewać się czegoś innego po takim składzie. Uwagę zwraca także fakt, że Nika Lubowicz nie stara się imitować Elli. Frazę prowadzi w charakterystyczny dla siebie sposób, dzięki czemu standardy jazzowe ujęte na płycie, choć na wskroś swingujące, mają w sobie mały element oryginalności.

Niemniej jednak, w głowę zachodzę w jakim celu wydawane są tego typu albumy. Pomimo genialnego wykonania, obecności mistrzów polskiego jazzu i interesującego głosu Niki Lubowicz, nie ma w tej muzyce czegoś ekstra. Płyta niestety nie wnosi nic ciekawego do dorobku polskiej sceny jazzowej. Wszystko jest tu bardzo bezpieczne i ortodoksyjne. Przyjemne dla ucha… i właściwie to wszystko.

W materiałach promocyjnych możemy przeczytać, że album stanowi dla Niki Lubowicz artystyczny hołd dla twórczości Elli Fitzgerald, która była i nadal jest dla Niki wzorem i inspiracją. Jednak porządne wykonanie to niestety w moim odczuciu za mało. Rozumiem koncert ku czci Elli, a nawet całą trasę koncertową po Polsce. Nawet sam bym się na takie wydarzenie wybrał. Nie rozumiem jednak koncepcji nagrania takiego albumu. Jedynie bardzo zagorzali fani swingu być może znajdą tu coś dla siebie.


poniedziałek, 14 listopada 2022

Markus Kirsch Trio - Leave It Behind (2022)

Markus Kirsch Trio

Piotr Kałuża - gitara basowa
Marek Kirsz - gitary
Radek Sherzai - perkusja i instrumenty perkusyjne

Leave It Behind (2022)

Wydawca: Soliton

Autor tekstu: Maciej Nowotny

W kategorii Najlepszy Nieznany Album 2022 roku nagrany przez Kompletnie Nieznanych Nikomu Muzyków, ta płyta ma - IMHO - szansę zgarnąć jedną z głównych nagród. Stanowi bardzo udany melanż jazzu z bluesem, można napisać nawet że jazz daje tu szkielet w postaci instrumentarium, a blues oddech, estetykę, ba, nawet pewną duchowość tej muzyce. Blues zawsze świetnie się czuł w ukrytych we mgle zaułkach portowych dzielnic. W wąskich uliczkach gdzie kołyszą się czerwone latarnie, oblicza kobiet rozmywają sie w aureoli tytoniowego dymu, a twarze mężczyzn błyskają jak noże spod szerokich rond kapeluszy borsalino. Tylko dźwięk syren przypływających i odpływających z portów marzeń ożywia ten ponury krajobraz. I jeszcze muzyka: posępna, chaotyczna, niekiedy chorobliwie jednak piękna, hipnotyzująca, wciągająca jak narkotyk.

Doprawdy warto! Jeśli lubicie klimaty noir z domieszką portowego Amsterdamu czy Nowego Orleanu, z zagranym na jazzowo bluesem, obfitujące w grzesznie urodziwe melodie, ale nie stroniące od czasu do czasu od nowocześnie brzmiących freejazzowych "odjazdów" odnajdziecie w tej mgle to co w muzyce i sztuce zawsze naważniejsze... swoją własną drogę. Spore pozytywne zaskoczenie i piszący te słowa notuje nazwiska w swoim kajecie, czekajac na ich kolejne nagranie.


sobota, 12 listopada 2022

Midera & Kowalik Quartet - Mibokoch (2022)

Midera & Kowalik Quartet

Malina Midera - piano
Szymon Kowalik - tenor saxophone
Jesper Lørup Christensen - drums
Asbjørn Boes - double bass

Mibokoch (2022)

Autor tekstu: Jędrzej Janicki

Relacje polsko-duńskie nie zawsze bywały jednoznaczne. Z jednej strony przez 40 lat niewyjaśniona była sytuacja granicy na Bałtyku między tymi dwoma państwami, a z drugiej strony wymiana jazzowej myśli na tej właśnie linii przebiega wręcz wzorcowo. Na blogu PolishJazz kwestie historyczno-polityczne odgrywają na szczęście rolę drugorzędną, więc zajmiemy się raczej tym porozumieniem o charakterze jazzowym. Doskonałym jego przykładem kwartet Midera & Kowalik!

Pomysł na ten właśnie zespół narodził się w 2021 w Odense. Nic więc dziwnego, że obok niewątpliwych liderów składu czyli pianistki Maliny Midery oraz saksofonisty Szymona Kowalika w „wyjściowej czwórce” znaleźli się również muzycy właśnie z tamtego rejonu Europy – perkusista Jesper Lørup Christensen oraz kontrabasista Asbjørn Boes. I choć kwartet ten funkcjonuje obecnie z polską sekcją rytmiczną (perkusista Alan Kapołka oraz kontrabasista Szymon Zalewski), to jednak ów skandynawski sznyt na samej płycie jest wyraźnie zauważalny. Jest to o tyle nieoczywiste, że kompozytorami są Midera i Kowalik, jednak to być może właśnie bardzo przestrzenna i pozostawiająca ogromne połacie domysłom gra sekcji kreuje niezwykłą wręcz świeżość i oryginalność płyty Mibokoch. Na tle tej wyjątkowej pracy sekcji rozbłysnąć mogą soliści. Ich błysk jest jednak elegancki i wysublimowany, daleki od efekciarstwa. Jestem pod dużym wrażeniem, gdyż zarówno Midera, jak i Kowalik w brawurowy sposób ukazują jak wiele znaczy skupienie na dźwięku. Rzecz jasna, ich frazowanie i dobór dźwięków również są bardzo intrygujące, jednak to dbałość o należyte, pełne godności i majestatu przynależnemu wszelkiej muzyce wybrzmienie dźwięku świadczy o niezwykłej wręcz wartości tej płyty. Podobne uświęcenie dźwięku usłyszeć można też na płycie Insight Anny Jopek, co świadczy tylko o tym, że młodzi polscy jazzmani zdają sobie sprawę, że liczy się nie ilość, a jakość – dźwięków oczywiście.

Koniec i bomba, a kto nie słuchał, ten trąba. Ta parafraza słów mistrza Gombrowicza rzecz jasna nie ma na celu nikogo obrazić, wręcz przeciwnie! To raczej zachęta do zapoznania się z płytą Mibokoch, która moim zdaniem jest bardzo mocnym kandydatem do miana najlepszego jazzowego debiutu 2022 roku. Koniecznie!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...