Pages

wtorek, 31 maja 2022

Koncert Pink Freud | Wrocław

Siedem albumów wydanych od 1998 roku. Ponad 20 lat na scenie z niegasnącą energią i gotowością do eksperymentowania. Zespół Pink Freud, założony przez Wojtka Mazolewskiego, zagra we Wrocławiu już 5 czerwca o godzinie 20:00! Ich twórczość jest wyrazem wolności – to muzyka ekspresyjna, balansująca między klasyczną improwizacją, jazzem, elektroniką a punk-rockiem. Posłuchanie tego wyjątkowego brzmienia w świetle podwórkowych neonów przy Ruskiej 46 będzie niepowtarzalną okazją.

Bilety:

I pula 79 PLN WYPRZEDANE

II pula 89 PLN

going https://goingapp.pl/.../pink-freud-koncert.../czerwiec-2022

eventim https://www.eventim.pl/.../pink-freud-w-recepcji-3147585/

110 PLN w dniu koncertu

(npdst. mat. dostarczonych)

poniedziałek, 30 maja 2022

Ksawery Wójciński - Tower of Pressure (2022)

Ksawery Wójciński

Ksawery Wójciński - double bass, voice, artwork
Maurycy Wójciński - trumpet, recording

Tower of Pressure (2022)

Wydawnictwo: Antenna Non Grata

Tekst: Maciej Nowotny


Konińskie wydawnictwo Antenna Non Grata i Galeria CKiS Wieża Ciśnień w Koninie stały się dla takich jak ja "freaków" muzyki improwizowanej ważnymi punktami na mapie muzycznej Polski. Bardzo chciałbym tam pojechać i posłuchać takiej muzyki jaka jest zapisana na tym krążku. Muzyki jakby nie z tego świata, autentycznej, duchowej, osobistej, poruszającej się na pograniczu dzieła artystycznego i religijnego wyznania. Tylko takiego bez bóstwa, obiektu kultu, bez zhierarchizowanego kapłaństwa. A za to z leżącym u podstaw doświadczenia religijnego i - moim zdaniem muzycznego, szczególnie w jej odmianie improwizowanej - uczuciem zdzwienia. "Dziwne" ma wspólny źródłosłów ze słowem "divus" co po łacinie oznacza boski. Muzyka zatem jest dziwna właśnie w tym sensie. Ciarki od niej chodzą po plecach, trzeba przestać robić nic nie znaczące rzeczy, zatrzymać się, odmyśleć, skupić, żyć tą muzyką. Choćby przez chwilę, przez parę minut czy godzinę. Dla zwolenników talentu czołowego polskiego kontrabasisty i improwizatora pozycja nie do przeoczenia.

sobota, 28 maja 2022

Polish Jazz Solo w audycji Macieja Nowotnego "Muzyka, która leczy" w RadioJAZZ.FM

Maciej Nowotny zaprasza do posłuchania podcastu swojej audycji "Muzyka, która leczy" w RadioJAZZ.FM. Audycja jest grana NA ŻYWO w każdy piętek 19.00-20.00. W tym wydaniu grane były albumy solo takich wyśmienitych polskich muzyków jazzowych jak: Dominik Wania, Adam Pierończyk, Paweł Szamburski, Marcin Oleś, Wojciech Jachna, Piotr Orzechowski, Sebastian Zawadzki, Mateusz Pospieszalski, Tomasz Dąbrowski, Kuba Płużek i Grzegorz Tarwid. 

piątek, 27 maja 2022

Duszan B - Viosnka (2021)

Duszan B

Jan Niedziela - bass
Krystian Kniaziowski - guitar
Łukasz Mikołajczyk - drums (z wyjątkiem Oko Licznosci)
Paweł Gawryłowicz - trumpet (Przemyt Idei, Nocny Pociag Z Mięsem, Ostatnia Stacja)

featuring:
Aleksandra Zawłocka - voc (Wiosna)
Tomasz Przetacznik - sax (Zaśnij)
Redink - modular synth. (Oko Liczności)

Viosnka (2021)

Tekst: Piotr B.

Co dalej? - pytam - co dalej? I jak na razie tylko echo mi odpowiada: "Co dalej - pytam - co dalej?"

Ale od początku i po krótce. Szanowni Zaglądający Duszanów już znają dzięki brawurowej recenzji Szefa. W końcu to jeden z naszych Debiutów Roku! Chciałbym tylko co nieco uzupełnić. Pierwsze trzy utworowe demo Duszanów obrazuje nie tylko ich corowo-noisowy korzeń, ale także oczytanie i gruntowną znajomość trylogii K. i A. Szklarskich pt "Złoto Gór Czarnych". Dalej: pełnowymiarowe "ujawnienie" Duszanów pt. "Plantageneti" - tutaj mogę jedynie podpisać się pod wszystkim, co napisał Szef (...a spróbowałbym się nie zgodzić :) ). Następnie w grudniu 2020 oszałomieni słuchacze zostali poczęstowani materiałem pt. "Improwizacje Zaduszne", który dla mnie jest świadectwem pięknego rozwoju Duszańskiej stylistyki. Ozdobą tej bardzo emocjonalnej sesji jest "Nieobecny Rozmówca", w którym najpierw przysłuchujemy się improwizującym duetom, po kolei, każdy z każdym, po czym w rozwinięciu wszyscy muzycy spotykają się i zabierają nas na wspólna przejażdżkę bezdrożami harmonii.

Nastaje wiosna a w zasadzie VIOSNKA 2021 - i zmiany, których dokumentacją a w zasadzie pamiątką jest materiał "Viosnka". Ze składu ubywają Pan Mikołajczyk i Pan Gawryłowicz, za to gościnnie na sesjach pojawia się kilku artystów. Jednym obliczem albumu są trzy improwizacje nagrane jeszcze w pełnym czteroosobowym składzie w styczniu. W porównaniu z "Plantegeneti" słyszę wyraźnie wzrost znaczenia gitary i zmianę jej ubarwienia. Poprzednio bateria efektów stosowana przez Pana Kniaziowskiego mogła przypominać rozpylone shoegazy i godisastronautalia (z czym myślę że Pan Kniaziowski się zgadza) albo to, co robił Dif Juz dla 4AD 36 lat temu, na Epce "Huremics" (z czym myślę, że Pan Kniaziowski się zgodzi, kiedy posłucha). W tej chwili gitara brzmi surowiej, a ja się cofam gdzieś do okolic 1969r.
 
Przy pierwszym odsłuchu duże wrażenie zrobił na mnie prawie 14 minutowy "Przemyt Idei", rozpoczynający się niczym niesłychany crossover Hendrixa z regałowym basem. A jak się rozwija? Hawkwind? Albo.. a co tam - Monster Magnet? Mocny psychodeliczny, stounerski trip.

Do tego dwie psychodeliczne impresje: "Nocny Pociąg Z Mięsem" i "Ostatnia stacja". Wyobraźmy sobie, że klasyczne trio Hendrixa naspidowało się mocniej niż normalnie i zaczyna improwizować coś od zera. Albo nie. Wyobraźmy sobie, że Grateful Dead próbuje na nowo odegrać swój "Feedback". Albo jeszcze lepiej. Wyobraźmy sobie, że Quicksilver Messenger Service jakoś nie może skończyć grać swojego "Calvary". Cokolwiek i ktokolwiek by to nie był - koniecznie sobie wyobraźmy, że dołączył do nich gość z trąbką. I gra oszczędnie, bez szaleństw, bez wirtuozerskich popisów, ale niesłychanie celnie, zdawkowymi frazami świetnie budując klimat, czasem - jak w "Przemycie Idei" fantastycznie podkreślając kulminacyjne momenty. Generalnie cała czwórka muzyków gra pomysłowo i słucha się nawzajem. Moim zdaniem ten skład mógłby się zabrać w trasę powiedzmy z Lonker See i Śliną. I byłby w tym acidowym gronie najbardziej jazzowym składem. Ale - tak jak wspomniałem - to już jest historia

... i zostało trzech. Już bez trąbki Pana Gawryłowicza Duszani nagrywają singla "Wiosna / Zaśnij". Dwa utwory połączone ze sobą. Na swojej stronie facebookowej muzycy oznajmiają, że mając tak szerokie zainteresowania jakie mają oraz lubiąc pop, chcą zapodać ładne piosenki. Te dwa kawałki mają swoją wartość i swoje zalety, niemniej mnie osobiście taki Duszanowy pop nie przekonał do końca. Fakturę dźwiękową bardzo miło urozmaiciły wokalizy Pani Zawłockiej oraz rozszalały sax Pana Przetacznika. To fakt. Ale odnoszę wrażenie, że już takie dźwięki słyszałem dwa tysiące razy w przeszłości. Do tego liryki w "Zaśnij" - bardzo oryginalne - niestety jestem już starym dziadem i mój kanon estetyczny stetryczał haniebnie. Nie odczuwam zapotrzebowania na ten klimat. Już nie. To jest moje prywatne zdanie i zachęcam wszystkich do odsłuchu - bo ten utwór na pewno nie pozostawia nikogo obojętnym. Jeśli już jesteśmy przy wycieczkach w rejony nieco lżejsze. Nietrudno w sieci odnaleźć solowe wypieki Pana Kniaziowskiego. Bardzo ciekawe i wielowymiarowe!

... i zostało dwóch. Bez bębnów Pana Mikołajczyka, za to z udziałem modularnego maga Redinka Thomasa Duszani tworzą "Oko Liczności" - ku pamięci zmarłego Tomasza Chołoniewskiego, znaczącej postaci sceny impro z Krakowa. Utwór zdecydowanie elegijny, dość uporządkowany kompozycyjnie, rozwija się powoli, nabiera ciężaru, by po kulminacji pozostawić mnie słyszącego ostatnie uderzenia serca, jakby dźwięk karetki...Tłuste, analogowe blurpy, tłoinki, cutoffy i resonance Redinka nadają zupełnie nowego kolorytu. Atmosferę podkreśla też ten narastający, modulowany dźwięk Redinkowego generatora. To może być nowy kierunek poszukiwań dla Duszanów! Co więcej, w sieci można odnaleźć także wersje koncertową, jeszcze ciekawszą, już z udziałem nowego Duszana - bardzo doświadczonego perkusisty Jakuba Rutkowskiego. Bardzo mi się spodobało takie granie. Wielce obiecujące.

Czekam z ciekawością na kolejne kroki Duszanów. W którą stronę podążą? Czy w stronę "Wiosny"? Czy w stronę "Oka"? A może w ogóle totalnie mnie zaskoczą? Panowie! Co dalej? - pytam - co dalej?

wtorek, 24 maja 2022

Adam Skorczewski Quintet - Stream Of Consciousness (2021)

Adam Skorczewski Quintet

Adam Skorczewski - trumpet, composer
Jakub Klemensiewicz – tenor saxophone
Dominik Kisiel – piano, synthesizer
Bartosz Borzeszkowski – doublebass
Hussam Abdul-Samad – drum

Stream Of Consciousness (2021)

Tekst: Mateusz Chorążewicz

Album „Stream Of Consciousness” w wykonaniu Adam Skorczewski Quintet to fonograficzny debiut lidera zespołu. Nagrań dokonano w warunkach koncertowych w sopockim Teatrze Boto dnia 04.04.2019 roku. Na całość składają się trzy kompozycje.

Muzycy właściwie już od pierwszych dźwięków wyraźnie zarysowują sferę swoich inspiracji. Wyraźnie słyszymy tu skandynawską wyobraźnię pomieszaną z polską szkołą free jazzu w wykonaniu Krzysztofa Komedy czy Tomasza Stańki. Mówiąc o tym ostatnim, nie sposób w pewnych aspektach nie skojarzyć ze sobą brzmienia trąbki Adama Skorczewskiego właśnie z brzmieniem kolosa polskiej trąbki.

Kompozycje posiadają niewiele zapisanych struktur. W olbrzymiej większości mamy tu do czynienia z otwartym muzycznym dialogiem, bardzo zróżnicowanym pod kątem energetycznym. Poza wcześniej wspomnianymi źródłami inspiracji, znajdziemy tu także klimaty przywodzące na myśl zespoły Johna Coltrane’a z lat 60-tych czy zabiegi kompozycyjne podobne do tych zarejestrowanych na płytach Piotra Damasiewcza.

W samej jakości brzmienia słychać, że nagranie wykonane zostało w warunkach koncertowych. Niekiedy udaje się zminimalizować ten niekorzystny efekt, tu jednak tak nie jest. Jak zwykle ma to miejsce w takich przypadkach, ucierpiało głównie brzmienie perkusji. Na uwagę zasługuje również brzmienie pianina, które znajduje się w Teatrze Boto. Słychać wyraźnie, że nie jest to fortepian, co niektórych może zakłuć w ucho, ale prawdę mówiąc, ma to też swój niepowtarzalny urok.

Właściwie u każdego uczestniczącego muzyka słychać pewne elementy charakterystyczne dla ich własnego brzmienia. Jakub Klemensiewicz na saksofonie dość często stosuje nietypowe techniki gry na tym instrumencie. Słychać w jego brzmieniu również Wayne’a Shortera ze swoich najlepszych lat. Z kolei Dominik Kisiel dobrze jest już znany na polskiej jazzowej scenie ze swojej olbrzymiej wszechstronności i charakterystycznego sposobu prowadzenia akompaniamentu w solówkach.

Muzycy uczestniczący w projekcie dobrze się rozumieją. Uzupełniający kwintet Bartosz Borzeszkowski na kontrabasie i Hussam Abdul-Samad na perkusji bardzo sprawnie trzymają groove, a jednocześnie uczestniczą w całości nie ograniczając się tylko do tego jednego swojego zadania. W tego typu muzyce, gdy zapisanych struktur jest niewiele, niezwykle ciężko jest uzyskać efekt spójnej całości. Wzajemne zrozumienie muzyków jest tu kluczowe.

„Stream Of Consciousness” to bardzo solidny debiut z jasno zakreśloną sferą inspiracji właściwie od pierwszych dźwięków. Z pewnym zaskoczeniem przyjąłem jak to wszystko się tutaj ze sobą spójnie miksuje. Fani jazzu, którzy są dobrze osłuchani z tymi klimatami, z całą pewnością będą usatysfakcjonowani.


sobota, 21 maja 2022

Paweł Palcowski Quintet - Influences (2022)

Paweł Palcowski Quintet

Paweł Palcowski - trąbka, flugelhorn
Jarosław Bothur - saksofon tenorowy
Kajetan Borowski - fortepian, wurlitzer
Maciej Kitajewski - kontrabas, gitara basowa
Arek Skolik - perkusja

Influences (2022)

Wydawca: SJ Records 060

Tekst: Szymon Stępnik

Współczesny jazz kojarzony jest przede wszystkim z awangardą oraz próbą redefiniowania powszechnie znanych rozwiązań. Chęć robienia czegoś oryginalnego, przesłania często feeling powstałej muzyki, gdzie forma wielokrotnie przewyższa treść. Paweł Palcowski jest trębaczem oraz byłym wykładowcą Wydziału Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach. Album “Influences” jest drugą autorską płytą tego artysty, której kompozycje stanowią zresztą przedmiot rozprawy doktorskiej pod tytułem “Różnorodne oblicza jazzu akustycznego w kontekście muzyki XXI wieku”. I taka jest właśnie ta płyta - hołdem oddanym przeszłości, gdzie świat nie zna innej muzyki poza bebopem i hardbopem.

Przyznam szczerze, że sam fakt, iż przypadła mi do omówienia płyta będąca przedmiotem dzieła naukowego, jest dla mnie doświadczeniem nieco krępującym. Nie czuję się bowiem kompetentnym, aby stawać się recenzentem pracy doktorskiej, znanego i cenionego zresztą pracownika naukowego. Dość wspomnieć, że sam Wynton Marsalis był pod wrażeniem umiejętności Pawła Palcowskiego. Nic zresztą dziwnego - obaj muzycy zdają się mieć podobny styl oraz romantyczne uwielbienie do jazzowej klasyki, którą reinterpretują na nowo, mocno jednak trzymając się korzeni.

Bo właśnie taka płyta jest - totalnie celebrująca tradycję, niewiele jednak dodając nowoczesności. Sama nazwa jednak zdaje się sugerować trop interpretacyjny - artysta opowiada o tym, co na niego wpłynęło. Kompozycje są przewidywalne, schematyczne. Brakuje w nich szaleństwa oraz próby przełamania archetypów, którymi album wprost epatuje. Paradoksalnie utwór tytułowy “Influences” dzięki swojemu nieco funkowemu rytmowi, zdaje się być bardziej osadzony we współczesności, choć jest to wyjątek od reguły. Cały krążek brzmi trochę jakby był jakimś zaginionym (choć fantastycznym) albumem The Jazz Messengers sprzed lat, nagranym jeden do jednego przez współczesnych muzyków.

Ze względu na swoje braki w wykształceniu muzycznym, nie jestem w stanie rozpoznać wszystkich niuansów i nawiązań, które lider chciał przekazać swoim słuchaczom. Odnieść można wrażenie, że każdy dźwięk jest nieprzypadkowy, a frazy nawiązują do jakichś konkretnych nurtów jazzowych. Wielka szkoda, że w fizycznym wydaniu nie ma opisów przedmiotowych utworów, ich analizy lub stojącego za nimi procesu twórczego, co mogłyby nieco rozszerzyć wiedzę słuchaczy o pomysłach autora.

Kompozycje są wolne, a także nieco smooth jazzowe w swoim odbiorze ze względu na przystępność oraz niesamowitą klarowność kompozycji. Słucha się ich z niezwykłą przyjemnością. Na pierwszy rzut oka ich prostota zdawać się może nieco zaskakująca, aczkolwiek po kilkukrotnym przesłuchaniu, docenić można wręcz perfekcyjne rozwiązania harmonijne w konwersujących ze sobą trąbce i saksofonie. Szczególnie słyszymy to w utworze “Infuences” oraz “Jointly”, gdzie jeden instrument zdaje się komentować poczynania drugiego. Brzmi to naprawdę bardzo efektownie.

“Influences” nie jest płytą indywidualnych popisów muzycznych. Momentami, co prawda, zachwyca trąbką samego Pawła Palcowskiego, w której usłyszeć można echa wczesnego Milesa Davisa z ery Kind of Blue i jazzu modalnego. W każdym razie, to nie genialnymi solówkami ta płyta stoi, lecz strukturami kompozycyjnymi, które odwołują się do przeszłości. Jedyne co mogę jej zarzucić, to brak jakiejś głębszej polemiki z klasyką. Szkoda, że muzyk o tak wybitnej wiedzy nie pokusił się tutaj o nieco więcej komentarza w próbie redefiniowania i współczesnego podejścia do korzeni jazzu. Ta płyta jest jedynie (lub aż) laurką wystawioną bebopowi oraz hardbopowi. Z drugiej strony, nawet najbardziej znamienici jazzmani czasem idą również i tą stroną, jak choćby wspomniany Wynton Marsalis. Nie ma oczywiście w takim podejściu nic złego - takie płyty również są przecież potrzebne.

Wypada również wspomnieć o sekcji rytmicznej, która znakomicie “czuje swing”. Swoboda gry Kajetana Borowskiego (bo fortepian tu głównie za rytm odpowiada) i Arka Skolika wręcz onieśmiela swoim perfekcjonizmem. Brakuje bowiem zbędnego popisywania się, a przejścia wraz z akcentami rozłożone są bardzo naturalnie. Owszem, to znów zasługa samych kompozycji, ale ich kunszt byłby wręcz niedoceniany, gdyby nie Ci znamienici instrumentaliści. Szkoda tylko, że odpowiedzialny za bas Maciej Kitajewski jest lekko schowany z tyłu…

I oto właśnie krążek “Influences” w całej okazałości. Hołd złożony przeszłości, praca naukowa, która analizuje i znakomicie oddaje ducha minionych lat. Jej klarowność w przekazie pozwala zrozumieć charakterystyczne elementy niektórych podgatunków jazzowych nawet takim laikom, których wiedza teoretyczna nie należy do największych. Owszem, brak tu jakiejś polemiki lub komentarza od samego lidera Pawła Palcowskiego. Tak jednak była koncepcja tego nagrania, więc trudno stawiać w tym miejscu jakieś zarzuty. Sam z pewnością będę jeszcze wracał do tych kompozycji. Kompozycji, które w sposób bezpretensjonalny, uczciwy i znakomicie wykonany przeniosą słuchacza do innej epoki….

czwartek, 19 maja 2022

Indeks - Jacek Bednarek (2021)

Jacek Bednarek

Jacek Bednarek - kompozycje oraz wszystkie instrumenty

Indeks - (2021, nagrana najprawdopodobniej w 1977 roku)

Wydawca: GAD Records

Tekst: Szymon Stępnik


Uważam, że bardzo trudno mówić o muzyce filmowej. Stoję na stanowisku, że istnieje jedynie w pewnym filmowym kontekście, a docenić ją można jedynie znając i mając na uwadze dzieło, dla którego została skomponowana. Owszem, istnieją kompozytorzy, których soundtracki bronią się same z siebie, jak choćby genialny Ennio Morricone, czy John Williams, ale nawet wśród nich zdarzały się nieco słabsze dokonania. Nie ma oczywiście w tym nic złego - to nie dźwięki grają w filmie pierwsze skrzypce, a jedynie ilustrują jego akcję, podkreślając panujące w nim emocje. Jeżeli jest inaczej, kompozytor popełnia błąd, ponieważ muzyka przestaje spełniać swoją funkcję. Dlatego też ścieżkę dźwiękową do filmu “Indeks” autorstwa Jacka Bednarka nie sposób oceniać bez znajomości samego filmu, dla którego została skomponowana.

“Indeks” jest pracą dyplomową Janusza Kijowskiego i odpowiedzialnego za zdjęcia Krzysztofa Wyszyńskiego. Józef Moneta (grany przez znakomitego Krzysztofa Zaleskiego) jest jednym z najlepszych studentów pewnego kierunku humanistycznego na roku. Ze względu na pewne sprzeczki oraz nieporozumienia z dziekanem na uczelni, główny bohater rzuca studia i zatrudnia się jako pracownik fizyczny, szukając jednocześnie swojego miejsca w życiu. “Indeks” to bardzo realny obraz polskiej inteligencji tamtych lat, mocno zagubionej, szukającej swojego miejsca w życiu. Co ciekawe, pomimo tego, że akcja dzieje się w latach słusznie minionych, poruszane w nim tematy są aktualne do dziś i wielu znajdzie w wydarzeniach z historii życia Józefa Monety coś ze swojego życia. Film jest nieco chaotyczny, operując przede wszystkim na zbiorze dość luźno powiązanych obrazów z życia protagonisty. Taki chaos jest też obecny w muzyce Jacka Bednarka.

Pomimo mało skomplikowanej struktury, utwory bywają mocno nieprzewidywalne w doborze harmonii i dźwięku. Z drugiej strony, wiele jest jednak uproszczeń, pewnych umownych schematów, które są powtarzane i niewiele rozwijane. Gdyby był to zwyczajny album, zapewne można byłoby uznać to za jego wadę. Jako ścieżka dźwiękowa do filmu - sprawdza się zaś znakomicie. Dzięki takiej przystępności pięknie koresponduje z pokazywanymi na ekranie wydarzeniami. Nie jest to bowiem trudna do grania muzyka, gdzie rytmy są jednostajne, choć może trochę zbyt mało wyrafinowane, szczególnie w przypadku sekcji perkusyjnej.

Album wyróżnia się prostotą, ale w żadnym wypadku prostackością. Każdy utwór jest inny i ma swoje miejsce w szeregu. Istnieje jednakże pewna cecha wspólna, która wyróżnia to nagranie spośród innych soundtracków - dialog klawesynu z kontrabasem. Sam Jacek Bednarek był przecież kontrabasistą, co zresztą mocno słychać. O ile większość instrumentów gra tutaj wspomniane proste, mało wyrafinowane kompozycje, to właśnie w sferze basu słychać o wiele więcej improwizacji, szaleństwa oraz zaskoczenia. Czasami można wręcz odnieść wrażenie, że pozostałe instrumenty jedynie robią tło dla różnych popisów artysty.

Na wszystkich instrumentach grał właśnie jej kompozytor. Słychać, że jest to swoisty one-man-show. Niestety, klarownym jest, że takiej biegłości nie posiada w stosunku do innych akcesoriów. Być może jego użycie kontrabasu jest na tyle świetne, że po prostu tak mocno kontrastuje z innymi dźwiękami z tej płyty.

Choć czołówka nie zapada jakoś mocno w pamięć i przypomina bardziej wstęp do typowego serialu telewizyjnego, dalsze utwory zdecydowanie wybijają się ponad przeciętność. Szczególne wrażenie zrobił na mnie Węgloblok, gdzie bas tworzy jednocześnie rytm i melodię. Gdzieniegdzie odzywa się też mocno preparowany dźwięk fortepianu, dziwne pociągnięcia smyczkiem po strunie, co tworzy przerażające wrażenie (ma to pewnie coś wspólnego z wydarzeniami przedstawionymi w filmie, gdzie na węglobloku zmarł młody chłopak).

Podsumowując, “Indeks” jest ścieżką dźwiękową do filmu ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie broni się dobrze jako samodzielny album, ale sprawdza jako tło wydarzeń przedstawionych w obrazie Janusza Kijowskiego. Słuchając albumu bez znajomości dzieła dla którego został stworzony, można dojść do wnioski, że jest to muzyka przeciętna i pozbawiona inspiracji. Po seansie, utwory Jacka Bednarka zyskują nowe oblicze, sprawiając o wiele więcej przyjemności w słuchaniu. To znakomita płyta, aczkolwiek należy ją poznawać wtórnie - po zaliczeniu pierwszego seansu filmowego.

wtorek, 17 maja 2022

Winicjusz Chróst - Promienie dźwięku (2021)

Winicjusz Chróst

Promienie dźwięku (2021)

Wydawca: GAD Records

Tekst: Mateusz Chorążewicz



Winicjusz Chróst to jeden z najważniejszych polskich muzyków lat 70-tych i 80-tych XX wieku, który za życia nie doczekał się swojej autorskiej, solowej płyty. Album "Promienie dźwięku", który swoją premierę miał w listopadzie 2021 to w istocie antologia nagrań artysty.

Na całość składa się dwanaście zremasterowanych utworów z archiwum Polskiego Radia z okresu lat 1983 – 1987. Poza Winicjuszem Chróstem na gitarze i syntezatorze usłyszymy tu także takich artystów jak Adam Lewandowski (perkusja), Jerzy Bartz (perkusjonalia), Zbigniew Wegehaupt (kontrabas), Janusz Skowron (fortepian), Joanna Morska (wokal), Ewa Bem (wokal), Izabela Zając (wokal), Czesław Bartkowski (perkusja), czy Janusz Smyk (saksofon tenorowy). Od takiego składu należy oczekiwać samych najlepszych rzeczy i taki też materiał otrzymujemy.

Wszystkie kompozycje zachowane są w stylistyce fusion, która w tamtym okresie właściwie królowała na szeroko rozumianej polskiej scenie jazzowej. Wiele brzmień, zastosowanych harmonii, czy form kompozycyjnych od razu przywodzi na myśl takie zespoły jak choćby Weather Report. Muzyka jest silnie inspirowana amerykańską szkołą fusion i jako taką należy ją traktować.

Co zwróciło moją szczególną uwagę to fakt, że całość brzmi w sposób bardzo spójny, pomimo sporego rozstrzału czasowego nagrań. Nie mówię już nawet o charakterze muzyki, ale również o różnorodności środowiska nagraniowego. Osoby odpowiedzialne za przygotowanie zremasterowanych wersji wykonały tu kawał naprawdę dobrej roboty.

Dnia 28.03.2022 przypada druga rocznica śmierci Winicjusza Chrósta. Uważam, że album Promienie dźwięku to wspaniały hołd dla całej kariery muzyka, który nie doczekał swojej solowej płyty. Oczywiście muzyka sama w sobie nie jest w żaden sposób przełomowa. Nie wywróci ona do góry nogami naszego postrzegania muzyki fusion czy nawet dotychczasowej wiedzy o twórczości Winicjusza Chrósta, ale przez nie o to w tym przypadku chodzi. Dzięki tej płycie otrzymujemy świetnej jakości materiał muzyczny niejako dokumentujący dokonania artysty i utrwalający pamięć o nim.

Specjalne podziękowania należą się córce Winicjusza, Aleksandrze Chróst, która trzyma pieczę nad twórczością ojca i dzięki której album taki jak ten ujrzał światło dzienne.



sobota, 14 maja 2022

Oleś Brothers & Strycharski - Koptycus (2022)

Oleś Brothers & Strycharski 

Bartłomiej Oleś – perkusja, instrumenty perkusyjne
Marcin Oleś – kontrabas
Dominik Strycharski – flety, elektronika

Koptycus

Wydawnictwo: Audiocave

Tekst: Jędrek Janicki

Co łączy braci Oleś i Dominika Strycharskiego z legendami sceny stonerowo-metalowej? Pytanie z gatunku efekciarskich, lecz okazuje się, że odpowiedź na nie może być interesująca! Charyzmatyczny basista i wokalista Al Cisneros na początku lat dziewięćdziesiątych założył zespół, którego twórczość w moim prywatnym rankingu ustępuje tylko dorobkowi Milesa (niech mu będzie). Chodzi oczywiście o mityczny już prawie doomowy zespół Sleep. Nawalanie w przesterowany bas koledze Cisnerosowi jednak trochę się znudziło i wraz ze swoim kolegą Chrisem Hakiusem (ten to znowu perkusista Sleep) założyli efemeryczny zespół Om, który bogato sięga po tradycję muzyki mistyczno-filozoficzno-religijnej z przeróżnych zakątków świata. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest, że twórczość wspomnianych Sleep, Om oraz dźwięki zawarte na płycie Koptycus nagranej przez trio Oleś/Oleś/Strycharski są sobie tak bardzo bliskie…

Płyta Koptycus to tak naprawdę wspólny projekt czterech osób. Za warstwę muzyczną odpowiadają dobrze znani miłośnikom polskiej muzyki jazzowej Marcin Oleś (kontrabas), Bartłomiej Oleś (perkusja) oraz Dominik Strycharski (flet, elektronika). Pomysłodawcą całego przedsięwzięcia jest jednak Miron Zajfert – siła napędowa festiwalu Muzyka Wiary Muzyka Pokoju. To właśnie Zajfert zaproponował muzykom by swoim czujnym artystycznym uchem przyjrzeli się (może bardziej – przysłuchali) muzyce Koptów. Koptowie to jedna z najstarszych grup etniczno-religijnych, zamieszkująca tereny obecnego Egiptu, Etiopii oraz Erytrei. Szczególnie intrygująca jest muzyka, którą tworzą ci wyznawcy chrześcijaństwa – ogniskują się w niej wpływy przedchrześcijańskie, greckie, czy żydowskie.

Płytę tę rozpatrywać można więc tak naprawdę z co najmniej dwóch perspektyw. Jedna to ta kulturoznawcza, która pokazuje jak ciekawie w uwspółcześnionym anturażu wybrzmieć może muzyka bliżej nieznana w naszym kręgu cywilizacyjnym. Fascynujące zdanie, jak ulał pasujące do folderowego bełkotu jakiegoś niezbyt wysublimowanego biura turystycznego. Drugi poziom to warstwa estetyczna. I tutaj zaczynają się, proszę państwa, dziać rzeczy wielkie i zdumiewające. Okazuje się nagle, że ta pełna skupienia i zadumy muzyka, służąca pierwotnie pewnej religijnej refleksji, jest po prostu hipnotyzująca. Co więcej, by ją poczuć nie potrzeba kompletnie żadnego kontekstu! Niesie ona w sobie jakiś tak pierwotny i naturalny vibe, że wsłuchanie się w te dźwięki jest swego rodzaju zespoleniem z jakąś cząstką nas, która rzecz jasna nie musi przybierać wcale religijnej formy. To muzyka kojąca, lecz nie w taki prostacki i głupawy sposób, że oto mamy przyjemną melodyjkę i pogodny tekst, które pozwalają nam się uśmiechnąć przez chwilkę i potupać nogą do taktu. Zapomnijcie, to zupełnie nie to. Koptycus sięga do tego nerwu świata, w którym spokój miesza się z niepokojem, a radość ze smutkiem czy nawet cierpieniem. Trio, niczym wytrwali jońscy filozofowie przyrody, poszukuje jakiejś praprzyczyny, czy może prareguły rządzącej całym naszym uniwersum i w muzyczny sposób próbuje ją przedstawić. Powiecie, że to próba z góry skazana na niepowodzenie – być może tak, lecz sam proces poszukiwania może się okazać sensem tego wszystkiego…

Możliwe również, że tego mitycznego wręcz sensu nigdzie nie znajdziemy. To też nie jest powód do większych zmartwień, wszak wtedy Koptycusa słuchać możemy w zupełnie inny sposób. Zatopienie się w tych dźwiękach pozwoli nam na kompletne odcięcie się od bodźców otaczającej nas rzeczywistości. To pewny sposób na osiągnięcie stanu pełnej gotowości i czujności umysłu, którego nie zaprzątają medialne pierdoły czy inne tego typu wymysły. Jednym słowem, jak zgrabnie ujął to zespół Niechęć na swojej ostatniej płycie – unsubscribe. Tak czy inaczej, niezależnie jaką wartość mistyczną (a może zupełnie ją pominiecie) przypiszecie płycie Koptycus, to jestem pewien, że otworzy ona przed wami świat, którego w muzyce mogliście nie znać. No chyba, że pasjami wcześniej słuchaliście Sleep czy Om – tu właśnie fani jazzu z metalowcami uścisną sobie dłonie (dobrze, że już „po pandemii”, przynajmniej tyle wolno)…


piątek, 13 maja 2022

IX edycja warsztatów MUZYCZNE MOSTKI w Skarżysku-Kamiennej



Zapraszamy na IX edycję warsztatów MUZYCZNE MOSTKI, która odbędzie się w dniach 18-23 lipca 2022r. w Wiejskim Domu Kultury w Mostkach oraz Miejskim Centrum Kultury w Skarżysku-Kamiennej.

Warsztaty w tym roku jeszcze dłuższe!

Przez 6 dni pracy, będzie uczyć wspaniała kadra pedagogiczna:

Wokal- Patrycja Zarychta, dr Sandra Jakubowiak

Instrumenty klawiszowe/produkcja muzyczne - Grzegorz Rdzak

Perkusja - Gniewomir Tomczyk

Gitara basowa - Piotr Żaczek

Akompaniament - Kamil Barański


NOWOŚĆ!
Podczas warsztatów będzie można dowiedzieć się "Jak pracować w studio" oraz "Jak stworzyć domowe studio".

Koncert finałowy ponownie odbędzie się w MCK w Skarżysku-Kamiennej w dniu 23 lipca 2022r. o godz. 20.00.

Szczegóły warsztatów:

https://www.facebook.com/events/1113772349423911

KOSZT: 700* zł (przy zapisie do 30.04.2022), 750 zł (przy zapisie od 1.05.2022)

*cena obowiązuje uczestników poprzednich edycji

Zapisy prosimy kierować przez formularz na stronie: www.muzycznemostki.weebly.com

lub poprzez maila: muzycznemostki@gmail.com

czwartek, 12 maja 2022

Wielka Regionalna Grupa Wolnej Improwizacji 26 maja w poznańskim Dragonie!

 


GGRIL (Le Grand groupe régional d’improvisation libérée), to niezwykły, wieloosobowy zespół improwizatorów, pochodzący z Rimouski, miasteczka we wschodnim rejonie kanadyjskiego Quebecu. To niepowtarzalna kombinacja instrumentów strunowych, zarówno elektrycznych, jak i akustycznych, wspartych niewielką, jak na gabaryty orkiestry, liczbą instrumentów dętych i perkusyjnych. Ów nietypowy konglomerat brzmieniowy tworzy unikalną paletę dźwiękową, na ogół niespotykaną pośród dużych improwizujących składów, zarówno w Europie, jak i na świecie.

Kolejnym unikatowym zjawiskiem w przypadku tej orkiestry jest fakt, iż … wybiera się ona w bieżącym miesiącu na dziesięcioodcinkową trasę po Europie! Muzycy dolecą do Francji, wynajmą instrumenty, zapakują się do dwóch busów i ruszą we wspaniałą podróż. W aspekcie koncertowym zawitają do francuskiego Metz, słoweńskiej Ljubljany, austriackiego Grazu, chorwackiej Puli, Belgradu, Budapesztu, czeskiej Ostrawy, Poznania, belgijskiego Gentu, a trasę zakończą tam, gdzie ją zaczynali, czyli we Francji, tym razem w Lille. Pierwszy koncert odbędzie się 14 maja, ostatni zaś 29 maja.

Jak już wcześniej wspominaliśmy, a wyżej potwierdzamy, jedyny polski koncert GGRIL odbędzie w poznańskim Dragonie, dokładnie 26 maja (tu drobna zmiana w stosunku po pierwotnej informacji), w ramach 28. edycji cyklu koncertowego „Spontaneous Live Series”, organizowanego przez Trybunę Muzyki Spontanicznej i wspomniany klub, mieszczący się w stolicy Wielkopolski przy ul. Zamkowej 3.

Podczas trasy koncertowej GGRIL wystąpi w składzie 14 osobowym. Orkiestra zaprezentuje kompilację utworów oraz koncepcji improwizatorskich, które uważa za najciekawsze ze swojego wieloletniego dorobku. Oczywiście nie zabraknie najnowszych pomysłów z jubileuszowego wydawnictwa „Sommes”. Uwaga! Zespół zastrzega, iż każdy z koncertów będzie miał całkowicie odmienny przebieg i składał się z innego zestawu utworów! Warto zatem nie przegapić żadnego z nich!

GGRIL na europejskiej trasie wystąpi w składzie: Catherine S. Massicotte – skrzypce, Clarisse Bériault – obój, Emie Lachapelle - saksofon altowy, Éric Normand - bas elektryczny, Isabelle Clermont – harfa elektryczna, Luke Dawson – kontrabas, Marc-Antoine Mackin-Guay - gitara barytonowa, Olivier D'Amours - gitara elektryczna, Pascal Landry - gitara klasyczna, Patricia Ho-Yi Wang – skrzypce, Robin Servant – akordeon, Sébastien Côrriveau - klarnet basowy, Thomas Gaudet-Asselin - bas elektryczny oraz Tom Jacques – perkusja.

Świętująca 15-lecie istnienia kanadyjska orkiestra swoją fonograficzną przygodę rozpoczęła w roku 2007 albumem bez tytułu, wydanym przez … szwajcarski net-label „Insubordinations”. Gośćmi wymienionymi na okładce płyty byli dobrze rozpoznawalni muzycy jazzowi z kanadyjskiego Quebecu – Jean Derome i trio Les Poules. Kolejna płyta, to album „Vivaces” (2012), dzięki której o GGRIL usłyszał już cały improwizowany świat. Poza świetną muzyką zawartą na albumie decydował o tym także fakt, iż w nagraniu uczestniczył sam Evan Parker. To także pierwszy album wydany już pod własnym szyldem wydawniczym „Tour De Bras”, który towarzyszy orkiestrze do dnia dzisiejszego. Kolejne dwa albumy, to nagrania zrealizowane bez udziału gości („Combines”, 2013 oraz „Gestes”, 2016).

Pod koniec drugiej dekady bieżącego wieku Kanadyjczycy nawiązali współpracę z francuskim wydawnictwem Circum-Disc, a ich działania artystyczne i promocyjne przybrały na sile. W latach 2019-2020 ukazały się aż trzy nowe albumy – podwójny „Façons” (z udziałem m.in. Johna Butchera i Xaviera Charlesa), „Plays Laubrock” (krótki zestaw kompozycji amerykańskiej saksofonistki, które stanowiły bazę dla improwizacji orkiestry) oraz „Tatouages Miroir” (tu gościem specjalnym był francuski saksofonista Jean-Luc Guionnet, który pracował nad muzyką głównie na etapie post-produkcji).

Wreszcie rok ubiegły, który przyniósł płytę „Sommes”. To ambitne, jubileuszowe przedsięwzięcie w postaci albumu, który składa się z 3 płyt, 12 zamówionych utworów skomponowanych przez 12 różnych artystów, zagranych przez 21 muzyków i trwających 211 minut!

https://tourdebras.bandcamp.com/album/sommes

Wszystkie (poza pierwszym) albumy GGRIL dostępne są na wyżej wskazanym bandcampie. Z kolei recenzje ostatnich czterech albumów grupy można poczytać dokładnie w tych miejscach:

http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2021/12/le-ggril-sommes-birthday-postcard.html

http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2020/12/muller-normand-vrba-comme-triche-jean.html

http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2020/02/ggril-abdou-dang-orins-new-music-in.html

http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2019/03/ggril-un-ensemble-glasgow-improvisers.html

 


wtorek, 10 maja 2022

Bogusław Rudziński Quintet - Zimna Kąpiel (2022)

Bogusław Rudziński Quintet

Bogusław Rudziński – saxophone
Wiesław Ejssymont – trumpet
Krzysztof Sadowski – piano
Janusz Rafalski – bass
Władysław Jagiełło – drums

Zimna Kąpiel (2022)

Wydawca: GAD Records

Tekst: Mateusz Chorążewicz

Album „Zimna Kąpiel” w wykonaniu kwintetu Bogusława Rudzińskiego to osiem nigdy wcześniej nieprezentowanych jako autonomiczna całość nagrań z początku 1962 roku. Utwory powstały na potrzeby Wytwórni Filmów Dokumentalnych i po sześćdziesięciu latach ujrzały światło dzienne w formie pełnoprawnego albumu.

Obok lidera zespołu na saksofonie, usłyszmy tu również Wiesława Ejssymonta na trąbce, Krzysztofa Sadowskiego na fortepianie, Janusza Rafalskiego na kontrabasie oraz Władysława Jagiełło na perkusji. Całość zamknięta jest w solidnej hardbopowej formie z bardzo wyraźnie słyszalnym sznytem zespołu The Jazz Messengers Arta Blakey'ego. Muzyka bardziej przypomina tu jam session w małym klubie niż studyjne nagrania, ale odnoszę wrażenie, że dzięki temu album jest jeszcze ciekawszy. Za kompozycje odpowiada lider zespołu oraz Krzysztof Sadowski.

Bogusław Rudziński daje się tu poznać jako bardzo wszechstronny saksofonista o bardzo solidnym brzmieniu. Słychać w nim inspirację wieloma mistrzami tamtego okresu jak choćby Hank Mobley czy wczesny John Coltrane, który jest tu chyba najbardziej słyszalny.

Pierwsze skojarzenie, które nasuwa się słuchając solówek Rudzińskiego to połączenie brzmieniowe właśnie młodego Coltrane’a oraz delikatna nieporęczność techniczna Wayne’a Shortera z jego pierwszych lat w zespole The Jazz Messengers.

Nie da się w tym miejscu jednak nie wspomnieć o bardzo charakterystycznym brzmieniu saksofonu tenorowego w balladach, gdzie od razu na myśl przychodzą jeszcze wcześniejsi mistrzowie tego instrumentu w postaci Colemana Hawkinsa oraz Bena Webstera.

Podsumowując, bardzo wyraźnie słychać, że Bogusław Rudziński był muzykiem czerpiącym pełnymi garściami zarówno z jazzowej tradycji jak i ówczesnej stosunkowo jeszcze młodej sceny modern jazzu. Warto w tym miejscu nadmienić, że sam Rudziński grał nie tylko modern jazz, ale również dixieland (zarówno na klarnecie jak i saksofonie), co potwierdza szerokie spektrum zainteresowań oraz inspiracji tego muzyka.

Wartość muzyczna albumu jest niezaprzeczalna, jednak nie ona jest tutaj najistotniejsza. To już któreś z nagrań historycznych, które mam okazję recenzować. Zawsze się cieszę na taką możliwość. Niekiedy bardziej mnie one pociągają niż współcześnie wydawane płyty (możliwe, że to przez mój osobisty pociąg do historii). Jest w tym bowiem szansa na odkrycie czegoś, co do tej pory nie było szerzej znane i tak też jest w przypadku tej płyty, do której niewątpliwie będę jeszcze wracał.

Nawiasem mówiąc, ciekawe ile jeszcze takich zespołów jak kwintet Bogusława Rudzińskiego zostało niegdyś nagranych i do dziś niewydanych. Jeszcze ciekawszym jest ile nigdy nie zostało zarejestrowanych. Polski jazz lat 50-tych i 60-tych ma jeszcze wiele nieodkrytych bądź mało znanych zakamarków i ten album jest na to dobitnym dowodem.


sobota, 7 maja 2022

Odpoczno - Odpoczno (2018)

Odpoczno

Joanna Gancarczyk – voc., cello
Marcin Lorenc – violin
Marek Kądziela – guitar
Piotr Gwadera – drums (simple set)

Gościnnie: Paweł Cieślak - synth, voc ("Rapowy")

Odpoczno (2018)

AUDIO CAVE 2018

Tekst: Piotr B.

Uwertura:
Przenoszę Cię na moment Drogi Słuchaczu w głębokie i szare lata 80te, w których rytm dnia dzieciaka w wieku szkolnym wyznaczały dźwięki z Polskiego Radia. Dźwięki niezmienne, znane na pamięć. Gdy zbliżało się południe, wiedziałeś, że po wybrzmieniu jakiejś klasyki nieubłaganie nadciąga Komunikat IMGW O Dzisiejszym Stanie Wód Ważniejszych Rzek W Polsce. Że za chwile ktoś w niezmiennej, nieubłaganej kolejności beznamiętnym głosem wyrecytuje " ... w dolnej strefie stanów średnich i wynosił... na Sanie w Przemyślu ... na Bugu we Włodawie ... w ciągu ostatniej doby ubyło ... w Malczycach ...". Taka wdrukowana w mózg, hipnotyzująca mantra, przy której czytając, leżąc czy nawet bawiąc się w sąsiednim pokoju od razu byś wychwycił jakiekolwiek potknięcie, odstępstwo od ustalonego porządku nazw... Jak w transie. Potem? No jasne - "ostatni krótki sygnał oznacza godzinę dwunastą". A po chwili hejnał z Krakowa, cztery razy mniej lub bardziej udanie powtórzona solówka pana trębacza, przedzielona jakże pamiętnym odgłosem kroków. Jak w transie. A po hejnale? Oczywiście! Audycja "Z Malowanej Skrzyni", a w niej kujawiaki, mazury, trombity, obertasy, podkogutki! Szewcowiaki, Gościeszanki, Królowianie, Tośtoki, Obiboki... Nieprzebrany tożsamościowy skarbiec brzmień i emocji. Nasze dziarskie etno. Nasz malwą i bocianem malowany trans.

Allegro:
Jak dotarłem do Odpoczna? Posłuchajcie. Jak już pisałem onegdaj budowlańcy to społeczność wbrew pozorom niesłychanie audiofilsko wrażliwa, choć i zapalczywa zarazem. A w kwestii folkloru i jazzu to już w ogóle. Było tak. Kwiecień 2020, nocą jeszcze zamróz, ale w dzień skowronki na polach, słowiki po lasach koncertują, a słońce na naszej budowie już kałuże w błoto zamienia. W powietrzu i w gumiakach czuć było wiosnę. Tamtego dnia wysiadam ja z wywrotki i widzę, że wysoko na rusztowaniu dwóch pomocników głównego zbrojarza okłada się zawzięcie. Chłopy wielkie, pleczyste, pięści walą jak cepy, ino kurz z drelichów i tynk z worków się unosi. Do tego pomiędzy stękaniem bluzgi się konkretne ozywają, nie do zacytowania. Wbiegamy na górę, rozdzielamy te buldogi, te pyski okrwawione, zaślinione a zawzięte, a jeszcze ryczące ku sobie... jeden cały jeszcze w pianie, drugi bez górnej jedynki... Nic ino związać. Jako tako uspokojonych pytamy, o co poszło? Otóż "dyskutanci" mieli kompletnie różne zapatrywania co do obecności dwu- i trzygłosowego kontrapunktu oraz faktur opartych na pionach akordowych w "Siódmawce" Zbigniewa Namysłowskiego. Powiadam - idziemy do majstra, on rozstrzygnie! Majster powitał nas jak zwykle spojrzeniem wściekłego byka, jak zwykle kazał... no powiedzmy "oddalić się w pośpiechu", ale na końcu jeszcze ryknął za nami: "Nie przyłaźta mnie tu ze starociami! Lepi se Odpoczna posłuchajta!". Dwa dni później za pól litra pożyczyłem od Majstra płytę. I już nie oddałem. Bo oniemiałem. A lube wspomnienie "Z Malowanej Skrzyni" z nagła mię naszedłszy, rumień na jagodach i ciepło w sercu sprawiło.

Scherzo:
Zajrzało do malowanej skrzyni czworo muzykantów, a każdy z innej parafii, każdy już z dorobkiem niemałym. Upatrzyli sobie swoje rodzinne stony, tę krainę środkowopolską i poczęli ów skarbiec opoczyński zgłębiać, a przez pryzmat swojego ludowego, rockowego i jazzowego doświadczenia oglądać i interpretować. Oczywiście, że nie oni pierwsi. Przypomnijmy wielu pasjonatów do dzisiaj uparcie poszukujących i nagrywających rozmaitych muzycznych Nikiforów ukrytych gdzieś po kołach gospodyń wiejskich, domach kultury i świetlicach parafialnych. Od trzydziestu lat mamy prawdziwy renesans i zatrzęsienie etno muzyki, od tradycyjnego pasiastego folkloru do kombinacji zupełnie abstrakcyjnych. Również w obszarze jazzowym tradycja ludowa ma swoją długą historię, począwszy od pamiętnych Namysłowskich "Piątawek" i "Siódmawek"; a i obecnie konkurencja jest znamienita, choćby wspomnieć o projektach Piotra Damasiewicza czy Irka Wojtczaka. Nic to. Odpoczno udowadnia, że nadal warto do malowanej skrzyni zaglądać , warto ten nasz ludowy korzeń obrabiać, wykorzystywać jego olbrzymi potencjał, bo na prawdę można w oparciu o to stworzyć coś frapującego, nośnego, ciekawego.

Płyta urzeka lekkością, bezpretensjonalnością, a zarazem wirtuozerią, poczuciem humoru oraz - uwaga! - sprytem wykonawczym. Album zaskakuje już od pierwszych chwil swoim własnym JĘZYKIEM ARTYSTYCZNYM. Każdy fan jazzu doskonale wie, że The Ramones zaczynali swoje wiekopomne opusy od wyskandowanego "One! Two! Three! Four!". Z kolei jazzmani z Kraftwerk jedną ze swoich epokowych płyt rozpoczęli beznamiętnym, robotycznym "Ein, Zwei, Drei, Vier". A Odpocznianie? Album zaczyna się od "Raz dwa trzy, dwa dwa trzy" i dalej Drogi Słuchaczu radź sobie sam. A w zasadzie daj się po prostu ponieść temu niezwykłemu opoczyńskiemu groove, temu unikalnemu timingowi, temu niewiarygodnemu amalgamatowi, który powstał z zespolenia jazzowego triolowania z ludowym kwartolowaniem.

"Odpoczno" to fantastyczne smyczkowe melodie. Tak jak Brian Jones był strażnikiem rytm'n'bluesowego ogniska u RollingStonesów, tak Pan Lorenc i Pani Gancarczyk zdają się być filarem tradycyjnej strony zespołu. Myślę że nieprzypadkowo. Oboje wszak od lat w ludowym tworzywie dłubią, a nawet w jednym Kożuchu chodząc na przykład. Słucham tych PanaLorencowych czasem skocznych zaśpiewów, czasem lamentacji... i od razu widzę tych wszystkich magów skrzypkowego ludowego undergroundu... Jana Morawskiego, Stanisława Ksytę, Stanisława Palucha, Piotra Strzałkowskiego... pewnie z Nieba z radością obserwują, jak się Pan Lorenc uwija.
"Odpoczno" to głos Pani Gancarczyk. Głos mocny, polesko - źródlany, łęczycko - łąkowy, chwilami bałkańsko - dźwięczny, ale znamienny tym, że ma w sobie delikatny, jak muśnięcie wiatru, ledwie słyszalny "czerstwy" tembr. Nadaje mu to zdecydowania, mocy i dojrzałości. I przede wszystkim niebywałej autentyczności. Wspaniały głos!

"Odpoczno" to nie jest produkt powierzchowny, jak kilkuminutowa wizyta w sklepie Cepelii. To jest owoc mozolnego zagłębienia się w materię dźwiękową, w idiom opoczyńskiego oberasa. Posłuchajmy partii gitarowych. To jest efekt dogłębnego studiowania przez Pana Kądziele gry miejscowych skrzypków (Stanisław Wolski) i harmonistów (Julian Jarząb) i zespolenia jej, a właściwie zaimplementowania do obszaru improwizacji jazzowej. W efekcie słuchamy fantastycznych dźwięków granych na instrumencie, który nigdy nie funkcjonował w muzyce tradycyjnej!

Mam tutaj jedną ciekawą obserwację. Dziwię się, że profesjonaliści nie zwrócili na to uwagi. W kilku miejscach te "ludowe" partie gitarowe i improwizacje bardzo zbliżają się do tego, co wyczyniał w solówkach Roger McGuinn w The Byrds w 1966/67r. Wystarczy porównać Odpocznieńskiego "Kowboja w Kalinie" albo "Od Ksyty" z Byrdsowymi "Eight Miles High" albo "I See You". Moim zdaniem to nie jest przypadek. Po pierwsze, jak wiadomo, muzycy The Byrds tworzyli pod ogromnym wpływem Johna Coltrane'a. Po drugie, co prawda wiemy, że ojciec Coltrane'a okazjonalnie grywał na skrzypcach, ale o wiele ważniejsza jest informacja biografów, iż stryj Alice Blair, matki Coltrane'a, był emigrantem z ziem polskich. Nazywał się Abram Bleigerman i - co udokumentowano - prowadził szynk w Petrykozach. A zatem, melodyka ziemi opoczyńskiej stanowi integralny składnik DNA stylistyki Wielkiego Saksofonisty jak i Ojców amerykańskiej psychedelii! Po prostu, Coltrane odziedziczył opoczynskie nuty po kądzieli! Pardon - po Kądzieli.

"Odpoczno" to prawdziwy rollercoaster w obszarze rytmiki. Pan Gwadera w jednym z wywiadów oznajmił, że gra "wiejski rap". Panie! Czy Pan sobie ze mnie żartuje?! Przecież nawet głuchy wysłyszy, że to co Pan grasz, to jest brylantowe, rozsłingowane heavy-country z zakamuflowanym wątkiem źródłowym! Panie! Mając do dyspozycji skromny dżaz zamiast rozbudowanej perkusji, a to koloryzujesz Pan pięknie i budujesz tkankę ("Oj Prawda"), a to transujesz Pan zapamiętale, by za chwilę wybuchnąć synkopującym crescendem ("Dekarski"), a to zapodajesz Pan rześkie łupucupy ("Jedziemy") wypisz wymaluj wesele w Kunicach albo Jarocin '84! Jaki rap Panie??

"Odpoczno" to kolorowy, wielowątkowy patchwork, utkany z wielu smakowitych szczegółów dźwiękowych. Znajdziesz tu Słuchaczu klimaty zwiewne i magiczne, jak z dawnych produkcji OBUH Records ("Piejo Koguci"), znajdziesz i wściekłą nawałnicę gitarowych riffów ("Jedziemy"), przerwaną na chwilkę tylko po to, żebyś przez ułamek sekundy usłyszał... a to już sobie sprawdź sam, co :). Transowy "Jade Ja Se" udowodni Ci z jednej strony, że źródła krautrockowej motoryki leżą gdzieś w centralnej Polsce, a z drugiej strony pokaże, jak niedaleko jest z Końskich nad rzekę Jenisiej do Tuvy.... Wprawne ucho usłyszy też efekty stosowane przez jamajskich mistrzów dubu oraz smaczki z hip-hopowego światka. Aurę dźwiękową wzbogaca nieco dyskretnej elektroniki, tricków edycyjnych i efektów, zwłaszcza piękne pogłosy. Na deser jeszcze perełka - "Jedna Noga w Odrzywole": molowe zwrotki przeplatane durowymi mostkami - jak w prastarych pieśniach wielkopostnych albo "Te Deum Laudamus". Następnie w części drugiej utworu już tylko dury i barokowo "schodząca" progresja... i wspomnienie zapachu w drewnianym kościółku w Sołku...

"Odpoczno" to także teksty. To jest zupełnie osobny rozdział. Teksty czasem obrazowe, przepełnione życiową mądrością ludowych porzekadeł ("Oj Prawda"). Czasem po wiejsku impresyjne, rozedrgane. Bywają też liryki wielowątkowe, nieco mistyczne, z elementami gwary, zawierające bogatą symbolikę, a nawet - wpływ Salvadora Dali? - posmak wyraźnie koprofagiczny... z resztą , posłuchajmy fragmentu:
" A BUJAŁA SIĘ CIOTKA NA DRZWIACH OD WYCHODKA
ALE PRZYGLĄDAŁ SIĘ WUJA JAK SIĘ CIOTKA BUJA"

W Odpocznieńskich lirykach znajdziemy też prawdziwe kalambury, wybitnie wieloznaczeniowe. Przeanalizujmy choćby taką strofę:
"ALE ŻEBYŚCIE WIEDZIELI JAK PRAGNĘ NIEDZIELI"
Można to interpretować doprawdy na wiele sposobów. Być może jest deklaracja niechęci do prac polowych i obrządkowych w gospodarstwie? Pochwała lenistwa i garownictwa? Ale wejdźmy głębiej. A może podmiot liryczny utonął w przesadnej pobożności, dewocyjnie oczekując cotygodniowego rytuału? Ale wejdźmy jeszcze głębiej. Światek muzyczny nie jest taki duży, wszyscy wszystkich znają... Może to jest po prostu ukryte wyznanie? Wyznanie tkliwego a porządliwego afektu ku Panu Jackowi N., autorowi poczytnego dzieła "Histora Jazzu - 100 Wykładów"?? Tobie Słuchaczu osąd pozostawiam.

Rondeau:
Album trwa niecałe 37 minut. Krótko? Mój Boże - a czy "Love Supreme" Coltrane'a trwa dłużej? Do diabła - czy "Reign In Blood" Slayera trwa dłużej?! No właśnie. Tu się liczy precyzja i potęga wyprowadzonego ciosu. A "Odpoczno" to jest mentalny cios w splot słoneczny. Nie nudzi ani przez sekundę. Wsysa. Uzależnia. Nie bierze jeńców.
Mamy wiosnę 2022r. Zespół nieco zmienił skład. Panią Joannę zastąpiła Pani Joasia, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Odpoczno nadal żegluje na potężnej fali kreatywności i już niedługo możemy oczekiwać kolejnego ujawnienia ich geniuszu. A póki co, w oczekiwaniu na nowy materiał, sięgnij Drogi Słuchaczu po ten album. Zajrzyj do malowanej skrzyni. Posłuchaj tych skrzypcowych i basowych śpiwli, tego przaśnego a kolorowego dżazowego łojenia, tych rozedrganych gitarowych pajęczyn, tego śpiewu jak babie lato... Poczuj ten letni brzask, gdy za stodołę za potrzebą bieżysz, a przed oczami łąka mgłą zaległa a pierwszym słońca promieniem ozłocona. Weź zboża w gajdę, co by się nie głębosić. Posłysz ten karczmiany gwar, saremne śpiewy dziewek u rzeki i końskie rżenia. Pomnij te czerwcowe noce, te wielkie księżyce, gdy pośród psów chargotania koguty latają na rozgwieżdżonym Chagallowym niebie, gdy wszystko się mieni i krąży coraz szybciej coraz szybciej wiruje i szybciej i dyla oj da dana u ha!