Pages

środa, 5 czerwca 2024

Joanna Knitter Blues & Folk Connection - "Aretha"

Joanna Knitter Blues & Folk Connection

Joanna Knitter – śpiew,
Artur Jurek – fortepian & organy Hammonda,
Krzysztof Paul – gitara,
Adam Żuchowski – kontrabas,
Piotr Góra – perkusja.

Wydawca: Allegro Records (2020)

Tytuł płyty: "Aretha"

Autor tekstu: Maciej Nowotny 

Joanna Knitter posiada rzadki w jazzie talent jakim jest... głos. Wśród wielu szemrzących i szepczących jazzowych diw, Knitter zaskakuje (nieraz boleśnie, jak się przekonamy) potężnym głosem, a ponadto ma pewność siebie żeby go używać, jak powiedzmy kowboj swojego colta. Niedawno miałem ją okazję słyszeć na nagranym wspólnie z saksofonistą Przemkiem Dyakowskim albumie "Ludmiła" poświęconym gwieździe muzyki popularnej lat 50-tych i 60-tych w Polsce Ludmile Jakubczak. Potrafiła tam bezpretensjonalnie zaśpiewać piosenki, które wydawały się już całkowicie zapomiane, ba, nawet martwe. A okazało się, że mogą odżyć i rozgrzać jeszcze niejedno serce i to nie tylko z tych pamiętających tę dawno przebrzmiałą - także muzycznie - epokę.

To zaostrzyło mi apetyt na więcej śpiewu Joanny i jakoś tak sama wpadła mi w ręce następna płyta z jej udziałem, tym razem autorska, poświęcona wybitnej amerykańskiej wokalistce Arecie Franklin. Co prawda zapaliła mi się czerwona lampka, bo pomysł zmierzenia się z Arethą Franklin, a właściwie jej piosenkami, wydawał mi tak karkołomny jak powiedzmy skok z wysokiej wieży do basenu, którego wypełnienia wodą z powodu dużej odległości nie jesteśmy w stanie potwierdzić. 

I rzeczywiście! W pierwszej chwili wydawało, że na dole uderzyłem z hukiem o twardy beton. Nagrane przez Knitter wersje w niczym nie przypominały świetnie mi znanych interpretacji Franklin. Mało tego. Zaśpiewane na bluesowo, z ostrą, dynamiczną frazą huczały mi w głowie jakby ktoś masakrował ukochane jazzowe i gospelowe piosenki pracującą na najwyższych obrotach - chicagowską - piłą mechaniczną. Z wściekłością wyrwałem płytę z odtwarzacza i już miałem ją z całą siłą cisnąć za okno, gdy powtrzymało mnie coś.

To coś to inna piosenka, w której takie oto padają słowa, że "niecierpliwość to okrutnie brzydka wada". Usiadłem, wziąłem głębszy oddech, odłożyłem płytę na półkę i dałem jej i sobie czas. I podczas kolejnych odsłuchów dotarło do mnie, że trzeba naprawdę potężnej odwagi by zrobić coś tak szalonego jak Knitter na tej płycie czyli przewrzeszczeć samą Franklin. Co więcej, Knitter często się to udaje, bo zrobiła dokładnie to co należało, czyli postanowiła ten repertuar zaśpiewać całkowicie po swojemu, w sposób wręcz diametralnie przeciwny intepretacjom boskiej Arethy i dzięki temu, mimo że piosenki są nam tak dobrze znane, mamy cały czas czas wrażenie odkrywania czegoś nowego. Zasługa w tym nie tylko charyzmatycznej wokalistki, ale i towarzyszących jej muzyków: Artura Jurka grającego na fortepianie i organach Hammonda, Krzysztofa Paula na gitarze, Adama Żuchowskiego na kontrabasie i Piotra Góry na perkusji. Ci muzycy zagrali bluesa jakby urodzili się w Chicago i przez całe życie nie robili nic innego jak chodzili w czarnym garniturze, białej koszuli, przeciwsłonecznych okularach i uciekali przed policją, a od czasu do czasu również przed mafią. Brawo! 

I jednego tylko żałuję, że zapewne z powodu już znacznego oddalenia od premiery tego albumu, która miała miejsce w roku 2020, zapewne nie będę już miał okazji posłuchać tego materiału na żywo. A mam przeczucie, że mógłby brzmieć jeszcze potężniej. Mam jednak nadzieję, że co się odwlecze to nie uciecze i tym baczniej wyczekuję wieści o tym jakie projekty Knitter ma na horyzoncie.


1 komentarz:

  1. A ja słyszałam na żywo, mocny głos, świeże pomysly, dużo dobrej muzyki! Niesamowite!
    PS. Świetna recenzja 😊

    OdpowiedzUsuń