Pages

piątek, 3 czerwca 2011

Nightime Daytime Requiem w wykonaniu Rempisa i Ortegi...

Kiedyś istniało (może istnieje dalej?) "Radio Złote Przeboje", a może to było "Radio Pogoda", czy coś podobnego. Przykro mi, ale od kilku lat nie słucham radia: puszczają w nim taki shit, że nie chcę sobie nim kalać uszu. Ale wtedy włączyłem, jechałem samochodem i może zapomniałem swoich płyt, nie pamiętam dokładnie. 

Jest ranek, Pan Maciej jedzie do pracy, a prezenter o aksamitnym jak miś koala głosie rozpoczyna dzień ze swoimi słuchaczami: "Witam Państwa, i znów poniedziałek, najgorszy dzień w tygodniu, jaka szkoda że niedziela się już skończyła i że nie możemy przeskoczyć od razu do wtorku, środy, a najlepiej do piątku wieczorem" - ciśnienie powoli zaczyna mi rosnąć, a aksamitek nadaje dalej - "a jakie prognazy na dziś? Oj, mam niezbyt miłą wiadomość, co prawda świeci słońce, temperatura 25 stopni, ale meteorolodzy ostrzegają, że biomed niekorzystny, a w ciągu dnia sytuacja jeszcze się będzie pogarszać wraz ze spadkiem ciśnienia" - zaczyna zalewać mnie krew, a sympatyczny prezenter kończy takim oto akcentem - "nie zapomnijmy o dziurze ozonowej, wg amerykańskich naukoców od kilku dni nie mamy tej niedostrzegalnej ochrony nad naszymi głowami, zatem mała rada, najlepiej zamknijcie Państwo szczelnie wszystkie okna i drzwi, zasuńcie zasłony i nie martwcie się, wystarczy, że macie włączone nasze radio, a i tak będziecie wiedzieli co ważnego dzieje się na zewnątrz".


Nie, nie, nie!!! Rankiem potrzebuję czegoś zupełnie innego: potrzebuję krzyku, czegoś co odda pełen dysharmonii, lecz i rytmicznego pulsu, zgiełk wielkiego miasta, tego mrowiska ludzi, którzy swoją gonitwą nadają sens pustce jaką jest wyłącznie materialny świat. Jest w tym rytmie zarówno brzydota tego chaotycznego zbiegowska, tragizm jego nieprzystosowania do ludzkiej natury jak i patos: losu, przeznaczenia, karmy, która sprawia, że nie mamy innego wyboru niż biec, biec, biec do przodu...

Jeśli chcecie poczuć ten pęd to sięgnijcie koniecznie po wspaniałą po prostu płytę The Rempis Percussion Quartet z Davem Rempisem grającym na saksofonach, Ingebrigtem Haker Flatenem na kontrabasie oraz Timem Daisym i Frankiem Rosalym na perkusjach, która to płyta, jeśli chodzi o free jazz jest chyba najlepsza płytą w ogóle jaką słyszałem w tym roku. Mam ją już od wielu miesięcy, zakochałem się w niej od pierwszego słuchania i towarzyszy mi non stop, a zwłaszcza wtedy kiedy jak wojownik muszę zagrzać sam siebie do walki z różnymi przeciwnościami losu. Nota bene płyta ma też i polską recenzję pióra Andrzeja Podgórskiego - warto zajrzeć tu: http://impropozycja.blogspot.com/search?q=dave+rempis+quartet. Acha i sprawdźcie ten link, aby posłuchać próbkę tego jak mocarnie ta muzyka brzmi.


Wszakże wieczorem, gdy wracam z pracy, albo gdy opustoszałym miastem brnę przed siebie w poszukiwaniu wytchnienia, zapomnienia, przygody, potrzebuję czegoś co w ten betonowo-stalowy węzeł gordyjski wleje odrobinę metafizyki. W tym celu pragnę zwrócić Waszą uwagę na album "New Dance!", który wytwórnia Hathology (wkrótce nakładem tej oficyny ukaże się nowa płyta braci Olesiów) przypomniała nam w roku 2003 i który jest sygnowany nazwiskiem Anthony Ortegi. Anthony Ortega? Tak, należę do tych, którzy w ogóle do tej pory nie mieli zielonego pojęcia o istnieniu tego muzyka, a jest to muzyk z pokolenia Johna Coltrane'a, Sonny Rollinsa czy Ornette'a Colemana, rocznik 1928, niczego nikomu nie wypominając.

Ale jak wielu zupełnie zapomnianych prekursorów free jazzowej awangardy jak choćby mój ukochany Marion Brown ("Marion Brown" czy "Back To Paris") czy Horace Tapscott ("Dark Tree") Ortega został odkryty dopiero po reedycji swoich albumów, nota bene poprzedzonej kilkudziesięcioletnim czyścem obojętności krytyków i publiczności. Musiała zmienić się nie jedna epoka, a co najmniej trzy albo cztery, byśmy dojrzeli wreszcie do tej szalenie bezpretensjonalnej, a jakże pięknej muzyki. Bo w doprawdy niezrównany sposób Ortega połączył bop, cool jazz z najczystszej wody awangardą free jazzową, tworząc własną estetykę tyleż oszczędną i subtelną co pełną wyrazu i sugestywną. Odnotujmy, że Ortedze towarzyszą: w duetach kontrabasista Chuck Domanico (gra tego Pana kapitalna!), a w triach basista Bobby West i perkusista Bill Goodwin. Arcydzieło!


Autor tekstu: Maciej Nowotny


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz