Pages

niedziela, 7 września 2014

Szymon Łukowski Quintet - Szymon Łukowski Quintet (2014)

Szymon Łukowski Quintet

Szymon Łukowski - tenor saxophone, bass clarinet
Marcin Gawdzis - trumpet, flugelhorn
Dominik Bukowski - vibraphone
Maciej Sadowski - double bass
Sławomir Koryzno - drums

Szymon Łukowski Quintet 


SOLITON 338

By Mateusz Magierowski

Młodość w potocznej świadomości zwykło się kojarzyć raczej ze zmianą, ciągłym poszukiwaniem, łamaniem schematów niż z wiernością tradycji i podążaniem wytyczonymi przez innych ścieżkami. Z drugiej jednak strony często w owym łamaniu schematów młodość jest zbyt zapalczywa, brak jej cierpliwości, wiedzy i doświadczenia często niezbędnych do podjęcia właściwych decyzji.

Tyle o stereotypach, teraz o (muzycznej) rzeczywistości, która im w sposób dość jaskrawy przeczy, wykreowanej przez kwintet 28-letniego bydgoskiego saksofonisty Szymona Łukowskiego. Liderowi podczas nagrania będącej bohaterką tego tekstu płyty sygnowanej jedynie nazwą bandu - "Szymon Łukowski Quintet " - towarzyszyli trębacz Marcin Gawdzis, kontrabasista Maciej Sadowski oraz perkusista Sławomir Koryzno.

Pomimo że w kwintecie prócz młodych, utalentowanych jazzmanów pozostających "na dorobku" (lider oraz sekcja rytmiczna) mamy również muzyków nader doświadczonych, mających na swoim koncie docenione przez krytykę płyty (vide Dominik Bukowski i jego "Simple Words"), ton muzyce kwintetu nadają właśnie "młodzi", i rzecz tu nawet nie w liczebnej ich dominacji nad duetem Gawdzis-Bukowski, ale w fakcie, że to właśnie lider z kontrabasistą są autorami wszystkich zawartych na krążku kompozycji. 

Już po kilku minutach pierwszego utworu lidera - "Kwaśnego Bluesa" - można mieć uzasadnione przypuszczenie, że muzyka nagrana na płycie młodego bydgoszczanina jest w zasadzie kontrapunktem wobec yassowych i post-yassowych poszukiwań, z których scena skupiona wokół klubu "Mózg", a za jej sprawą jazzowa Bydgoszcz zasłynęły w Polsce, a nawet poza jej granicami. Twórczość Szymona Łukowskiego i jego kwintetu to muzyka silnie zakorzeniona w postbopowej tradycji, pełna wpadających w ucho melodii, całość zaś ujarzmiona jest zazwyczaj chorusową regularnością.

Warsztatowo wszystko jest w jak najlepszym porządku, ma się poczucie, że lekcje z jazzowej historii muzycy mają odrobione, miło się tego słucha - zwłaszcza, gdy jak ja sam, ma się sentyment do twórczości Shortera, Hancocka czy Hubbarda z lat 60. - a jednak całość pozostawia pewien niedosyt. Brak mi w tej muzyce choćby dozy nieprzewidywalności, zwrotów akcji, odrobiny przypisywanego młodości szaleństwa. Podstawy do tego, by dalej się kompozytorsko rozwijać, są, warto zatem dalej to czynić, czerpiąc wciąż z tradycji, jednocześnie pozostając również otwartym na całe spektrum bardziej współczesnych inspiracji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz