Pages

sobota, 22 listopada 2014

Pole – Radom (2014)

Pole

Michał Górczyński - clarinets, flute
Piotr Zabrodzki - guitar, bass, synth, EMS synthi
Jan Emil Młynarski - drums, percussion, monomachine

Radom




KILOGRAM 029

By Michał Pudło

Piotr Zabrodzki ma w tym roku fantastyczną passę. Pochód sukcesów wydawniczych rozpoczyna się w kwietniu, kiedy to nakładem ForTune Records ukazuje się jazzowy album „Spoon” zespołu Second Exit, na którym możemy usłyszeć Zabrodzkiego w roli niekonwencjonalnego pianisty i basisty. Mniej więcej miesiąc później na półki sklepowe trafia drugi pełnometrażowy album formacji The Kurws. Całości dopełnia czerwcowy debiut składu Pole. I podczas gdy dwa pierwsze z wymienionych zaistniały już w świadomości słuchaczy (sympatyków jazzu oraz sympatyków gitar) jako dokonania szczególnie godne uwagi, „Radom” wciąż stanowi „gorący towar”, który zasługuje na pięć minut w świetle jupiterów.

Pole to wspólny projekt Zabrodzkiego, Jana Emila Młynarskiego i Michała Górczyńskiego. Swoista odskocznia od ich wcześniejszych/ważniejszych projektów, tak przynajmniej się zapowiadało. Po tym jednak, co słyszę na debiucie, ustawiam kompletnie inną optykę. Mógłby zostać oczkiem w głowie trójki muzyków, ponieważ przemycili tu zadziwiająco wiele z poprzednich projektów, takich jak Cukunft, Baaba czy Profesjonalizm – z zachowaniem odpowiednich proporcji. Pojawia się natomiast pytanie: czy ryzykowny miks nie powinien spowodować kompletnego chaosu i pogubienia?

Debiut Pola brzmi niekonwencjonalnie z prostego względu: trudno wskazać jeden określony nurt, będący kamieniem węgielnym tej muzyki. Niby to improwizowany jazz, a jednak na tyle niepokorny i frywolny jednocześnie, że nie wpisuje się ani w typowe free-jazzowe awantury, ani w surową non-idiomatyczną estetykę, ani nawet w miksturę acid-jazzu. Wcale nie chcę sprzedawać w tym momencie gadki „tak bardzo eklektyczne = wybitne”, a jedynie wyrazić tę prostą obserwację, że niesztampowy sposób gry zespołu zwyczajnie może intrygować. Spośród trójki muzyków jedynie inspiracja Michała Górczyńskiego wydaje się czytelna – będzie to nowy żydowski jazz w kluczu dokonań zespołu Cukunft (którego zresztą Górczyński jest członkiem). Solówki klarnecisty przesiąknięte są „chasydzkim” duchem, słychać to dobitnie zwłaszcza w kawałkach „Radom” czy „Bi Ba”. Z kolei rozbrajająco nieokreślone okazują się wyczyny Młynarskiego, który dosłownie szaleje na perkusji, z utworu na utwór proponując zupełnie inny zestaw timbre’ów i wariacji na temat rytmu. 

Wizja muzyki Pola doskonale skupia się w pierwszym tracku – „Kieniewicz” – gdzie sekcja rytmiczna wkracza w wir (nie wiem, w jaki sposób Zabrodzki uzyskuje swoje charakterystyczne, „geometryczne” brzmienie gitary basowej, ale dawno nie słyszałem tak pociągająco kanciastych dołów), podczas gdy klarnet wygłasza laudację na temat nadwiślańskich ziem. Są też „Godzinki”, z Górczyńskim rozwijającym tym razem smętne liźnięcia, Młynarskim zataczającym się w zgiełku własnych perkusjonaliów i Zabrodzkim wznoszącym półprzytomne toasty; wszyscy są jakby zalani. Godzinki mijają, lecz trzeźwość nie powraca. Tak właśnie brzmi „Radom”, którego nazwę różni od słowa „random” tylko jedna litera. Ale jednak różni! I ta różnica czyni z zespołu Pole niemałe objawienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz