Pages

piątek, 10 kwietnia 2015

Jerzy Milian - Semiramida (2015)

Jerzy Milian

Jerzy Milian - vibraphone, marimba
Jacek Bednarek - double bass
Grzegorz Gierłowski - drums
also:
Jacek Ostaszewski - double bass
Marian Siejka - drums



Semiramida

GAD Records

By Maciej Nowotny

Jeśli zapytacie nawet nieźle znającą się na polskim jazzie osobę o wymienienie tzw. gigantów polskiego jazzu, to padną może nazwiska Komedy, Stańki, Trzaskowskiego, Seiferta, Kurylewicza, Namysłowskiego itd., ale rzadko albo i wcale Miliana. A jednak, biorąc pod uwagę jego wpływ na rozwój tej muzyki w Polsce, na wszechobecność jego wibrafonu na niezliczonych nagraniach w złotych latach jazzu w Polsce, czyli 60. i 70. ubiegłego wieku, to uważam, że absolutnie zasługuje on, by wymieniać go jednym tchem z największymi luminarzami jazzu w Polsce. 

Tym większa zasługa Michała Wilczyńskiego z wytwórni GAD Records, który od jakiegoś czasu w niezwykłej serii Jerzy Milian Tapes przypomina nam znane i nieznane dotąd nagrania tego instrumentalisty. Płyta, która trafia do naszych rąk w chwili obecnej, to już czwarta odsłona w tym cyklu i zatytułowana jest "Semiramida". Obejmuje utwory z lat 1966-69 nagrane w trakcie festiwalu Jazz Jamboree w Warszawie z pierwszym własnym zespołem Miliana, w skład którego oprócz lidera grającego na wibrafonie i marimbie wchodzili kontrabasista Jacek Bednarek oraz perkusista Grzegorz Gierłowski. Milian wspomina, że na pomysł stworzenia trio bez instrumentu harmonicznego wpadł po wysłuchaniu debiutanckiego albumu Victora Feldmana nagranego ze Scottem LaFaro i Stanem Levey'em "The Arrival Of Victor Feldman". Dla polskiego jazzu szczęśliwy był to zbieg okoliczności, bo dzięki niemu w 1969 powstał nagrany w tym składzie album "Baazaar", będący jednym z niekwestionowanych arcydzieł naszego jazzu. 

Tak dobrze rozwijająca się kariera tego trio uległa wtedy niestety przerwaniu i w tym samym roku zakończyło ono działalność. Z mojego punktu widzenia szkoda, że tak się stało, bo ten okres w twórczości Miliana jest mi chyba najbliższy i kiedy porównuję tworzoną wtedy przez niego muzykę z tego czasu z okresem późniejszym, zdominowanym przez współpracę z różnymi orkiestrami rozrywkowymi, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że te starsze nagrania lepiej bronią się przed nieubłaganym upływem czasu. Ale to już rzecz gustu, bo prawdę mówiąc każda z płyt w tej serii warta jest grzechu, nawet jeśli mi osobiście ta podoba się najbardziej, a na niej konkretnie niezrównana "Ballada", której mógłbym słuchać i milion razy. Polecam !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz