Pages

środa, 8 lipca 2015

Marcin Masecki - El Pueblo Unido Jamás Será Vencido (2014)

Marcin Masecki

Piotr Nowicki - piano

El Pueblo Unido Jamás Será Vencido

BR 1023





By Marta Januszkiewicz

Marcin Masecki, porzucając na chwilę rolę pianisty-improwizatora, wypróbował swych sił jako kompozytor. Autor wykorzystał formę klasyczną o sporej tradycji: wariacje. Ułożył ich dziewiętnaście, każda trwa od dziewięciu sekund do dziewięciu minut. Nowością jest też to, że nie zagrał swego dzieła sam: wariacje powierzył Piotrowi Nowickiemu.

Za ich temat wziął pieśń "El Pueblo Unido, Jamás Será Vencido!" (tłum. Lud zjednoczony nigdy nie będzie zwyciężony!). To nieformalny hymn przeciwników Pinocheta z czasów puczu w Chile w 1973 roku. Pieśń rewolucyjna. Piosenkę tę przejmują i modyfikują na swoje potrzeby różne ruchy lewicowe i antywojenne, została choćby sparafrazowana przez raperów ukraińskiej "Pomarańczowej rewolucji" w 2004 roku (a potem wykonana na Eurowizji…) – jako "Razom nas bahato". Czyżby Masecki poszedł tropem pianisty-eksperymentalisty – i lewicowca zaangażowanego politycznie – Frederica Rzewskiego, który stworzył na temat "El Pueblo Unido, Jamás Será Vencido!" cykl trzydziestu sześciu wariacji?

O ile u Rzewskiego rozumiemy kontekst, przesłanie, to u Maseckiego temat staje się formą zabawy. Nie ma w jego wariacjach krzty powagi wpisanej w naturę tej pieśni. Jest za to nieustanne burzenie i budowanie jej interpretacji. Jakby Masecki ciągle dobierał do niej nowe przebranie, różne oblicza. Na początku temat pieśni poddawany jest dekonstrukcji w stylu typowym dla stylistyki Maseckiego, do tego z nutą jazzową. Miejscami kompozytor wydaje się zachwycać linią melodyczną. Tak, ona potrafi być urocza. Zostaje więc wyśpiewana w dynamice piano w jedno- i dwugłosowym andante. W środkowych ustępach muzyka staje się oniryczna, daleka, jak marzenie z przeszłości. Następnie nachalna, repetytywna – cztery ustępy po około dziesięć sekund, a każdy niezwykle podobny. Zamiast fortepianu słyszymy w nich pianino, którego struny i mechanizmy młoteczkowe nadwątlił już czas.

Na koniec owe zdegenerowane dźwięki przeistaczają się w akordowy finał przeplatany melodiami radości oraz harmoniami strachu, a wszystko jakby latino (czyżby to nawiązanie do południowoamerykańskiego rodowodu pieśni?). Czysta groteska. I słuchacz nie wie, czy ma pogłębiać swoją refleksję nad tym wszystkim. A może nie ma w tych wariacjach-wariactwach żadnej większej wartości? Sam Masecki nie wypowiada się na temat swojego dzieła w superlatywach. To dobrze o nim świadczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz