Pages

niedziela, 28 maja 2017

Do trzech razy sztuka

Wszystko płynie. I w zasadzie nasz wybór ogranicza się do tego czy siedzimy na brzegu obserwując bieg wydarzeń czy też mamy ochotę wskoczyć na fale i surfować z ich biegiem. Ostatnio dołączyłem jakby do tych drugich i postanowiłem skorzystać z okazji by zajrzeć w błękitne jak ocean niespokojny oczy pewnej uroczej blondynki ze Szczecina, dawnej redakcyjnej koleżanki z Radia Jazz.

Spotkaliśmy się w foyer mojego ukochanego Lutosławskiego na warszawskim Mokotowie, a okazją był koncert skrzypka Łukasza Górewicza, którego ostatni krążek “The String of Horizons” wydało wydawnictwo nomen omen Big Flow wspomnianej wyżej Zuzanny Borawskiej. Ponieważ jako prawdziwi koneserzy lubicie wiedzieć kto z kim, to może Was rozczaruję, ale powiem tylko o muzyku, że zanim rozpoczął karierę solową współtworzył m.in. z Rafałem Gorzyckim bardzo ceniony Ecstasy Project, jeden z najciekawszych składów związanych z bydgoskim Mózgiem.

W studiu koncertowym PR zebrała się garstka publiczności i wkrótce przestrzeń zaczęły wypełniać tak bliskie Łukaszowi nasycone jazzem ambientowe pasaże, w których od czasu do czasu pobrzmiewał miły memu uchu seifertowski blues. Tworzący resztę kwartetu Mikołaj Gruszecki na fortepianie, Martin Buhl na kontrabasie i Kuba Gudz na perkusji mieszkają podobnie jak lider w Berlinie i grali momentami naprawdę ciekawie, niemniej słychać było, że wiele jeszcze wspólnego ćwiczenia przed nimi. Wyszedłem z koncertu odświeżony jak po muzykoterapii za co jestem tak muzykom jak i Zuzannie bardzo wdzięczny.


Nie dane mi jednak znowu pogrążyć się w mojej słodkiej bezczynności, bo oto po koncertowym piątku w poniedziałek znalazłem w naszej polishjazzowej skrzynce najnowszy album kolejnego skrzypka Mateusza Smoczyńskiego. Mateusza znają Państwo niewątpliwie z Atom String Quartet o którym nie będę się rozpisywał jako o powszechnie znanej success story. Przechodząc do autorskiego składu Mateusza to bez względu na to czy jest to trio, kwartet czy kwintet towarzyszy mu na fortepianie brat Jan i w miarę stabilna grupa muzyków, do której należą współtworzący jego najnowszy krążek gitarzysta Konrad Zelmer, basista Wojtek Pulcyn, natomiast postacią nową jest udział w tym nagraniu Michała Miśkiewicza, gwiazdy trio Marcina Wasilewskiego i wytwórni ECM.

Muzyka poraża jakością wykonania, wszystko tu płynie, buja, unosi się w sposób cudownie harmonijny i człowiek nie słucha, lecz po prostu rozpływa się w niej, nawet jeśli nurt, któremu dajemy się porwać jest chwilami nieco chłodny jak na mój gust. Jeśli do tego dodać krystaliczną czystość dźwięków, która nie dziwi jeśli się wie, że w innym swym wcieleniu bracia Smoczyńscy są twórcami Tokarni, będącej jednym z najlepszych polskich studiów nagraniowych, otrzymujemy produkt skończony. Jak jednak zauważa dowcipnie autor linear notes do tego albumu Roch Siciński, z którym swego czasu prowadziliśmy razem audycję radiową, “nie w sensie potocznym”, ale jako produkt kompletny. Brawo dla Mateusza, muzyków jak i Rocha za uwieńczone sukcesem zmagania z formą!


I tu zasadniczo mógłbym skończyć, gdyby tytuł tego felietonu nie sugerował czego innego. A było tak, że wybrałem się w drogę do Wrocławia i aby umilić sobie jazdę wziąłem pierwszą lepszą płytę, wkładam do CD w moim wieśwagenie i ku mojemu zdziwieniu znów słyszę skrzypce! Patrzę na okładkę, widzę nazwę Tomasz Chyła Quintet i coś mi zaczyna świtać w głowie, bo przypominam sobie jakąś nagrodę na zeszłorocznym Jazz Juniors, a patrząc po takich dobrze znanych nazwiskach jak saksofonista Piotr Chęcki, pianista Szymon Burnos, perkusista Sławek Koryzno czy basista Krzysztof Słomkowski orientuję się, że jestem w środowisku trójmiejskim i mam do czynienia z naprawdę ciekawym debiutem.

Najbardziej seifertowska ze wszystkich, żywiołowa, entuzjastyczna, taneczna, momentami ekstatyczna, lecz nie chaotyczna porwała mnie swoją różnorodnością i stylistyczną odwagą, która sprawia, że słuchając jej etykietki takie jak mainstream czy awangarda nie mają sensu. Płyta nosi bardzo apropos tytuł “Eternal Entropy” i okazuje się być pod naszym patronatem - nie moja zasługa, lecz zapewne Tomka Łuczaka - nadto jest podobnie jak krążek Mateusza dostępna via spotify nie pozostaje mi więc nic innego jak zachęcić do słuchania, bo może jak mi i Wam sztuka się uda.


Autor: Maciej Nowotny
Chief Editor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz