Pages

niedziela, 5 sierpnia 2018

Marcin Masecki & Jerzy Rogiewicz - Ragtime (2018)

Marcin Masecki & Jerzy Rogiewicz

Marcin Masecki - upright piano
Jerzy Rogiewicz - drums

Ragtime

BMC CD 256




By Maciej Krawiec

„Masecki zagrałby wszystko, bo on jest człowiekiem, który ma technikę i otwarty łeb. Skręca w takie kierunki, że naprawdę gra się z nim ciekawie”. Tak o pianiście w swojej wydanej osiem lat temu autobiografii powiedział Tomasz Stańko i dziś słowa te wydają się jeszcze bardziej adekwatne. Poza współpracą z osadzonymi w różnych stylistykach zespołami, sięgał na przykład po kompozycje Bacha, Beethovena, Chopina i Scarlattiego, czy rozprawiał się z polonezami i mazurkami. Jego najnowszy album „Ragtime” – nagrany z perkusistą Jerzym Rogiewiczem – to zatem nie pierwszy dialog pianisty Marcina Maseckiego z historią muzyki, czy konwencjami wykonawczymi.

Ów dialog Masecki zwykle prowadzi na własnych, osobliwych prawach. Jest przekorny, nie przeszkadza mu powtarzanie się, woli zepsuć niż zbudować, nie chce się podobać, lubi zaskakiwać. Konwencjonalnie melodyjne i rytmiczne ragtime'y posłużyły mu do kolejnej muzycznej dekonstrukcji, w ramach której nie dba o przejrzystość narracji utworów czy perfekcyjne brzmienie. Zamiast tego pianista oferuje jednak znacznie więcej: własny styl. Łączy nienaganną technikę z nonszalancją, szacunek z wygłupem, melancholię z groteską. Gdy do tego doda się jeszcze jego wyobraźnię i swobodę improwizowania, nie pozostaje nic innego, jak z radością i zaciekawieniem odkrywać zarówno sam album, jak i koncertowe nagrania tego repertuaru.

Nie bez znaczenia jest oczywiście udział Jerzego Rogiewicza, wieloletniego partnera muzycznego pianisty. Na oszczędnym zestawie perkusyjnym kompetentnie swinguje, dzięki czemu wzmacnia związek duetu z jazzową tradycją. Poza tym, Rogiewicz naturalnie dyscyplinuje Maseckiego, dzięki czemu pianista gra w sposób bardziej ścisły i uporządkowany niż muzykując solo. Ten fakt można uzmysłowić sobie, porównując materiał duetowy z utworem zamykającym „Ragtime” – to nagranie z solowego występu Maseckiego w amsterdamskim klubie Bimhuis. Oba oblicza albumu są równie ciekawe, choć tych, którzy samotną grę pianisty słyszeli nie raz, powinno zainteresować bardziej jego muzykowanie z Rogiewiczem. A brak kontrabasu? To świetny pomysł, dzięki któremu uwydatnia się odrębność przedsięwzięcia, jego bezkompromisowość, a także daleka od perfekcjonizmu twórcza filozofia.

Jeśli więc chcieć dziś słuchać ragtime'ów – czy w ogóle muzyki tradycyjnej – unikając przy tym niestrawności towarzyszącej spotkaniom z epigonami, to właśnie w takich wykonaniach, jak to Maseckiego i Rogiewicza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz