Pages

środa, 14 listopada 2018

Skerebotte Fatta - Riders From The Ra (2018)

Skerebotte Fatta

Jan Małkowski - saxophones
Dominik Mokrzewski - drums

Riders From The Ra

CREATIVE SOURCES 545





By Andrzej Nowak

Pod intrygująca nazwą Skerebotte Fatta kryje się duet młodych polskich improwizatorów – saksofonista Jan Małkowski i perkusista Dominik Mokrzewski. Obydwu tych dżentelmenów powinniśmy kojarzyć z Warsaw Improvisers Orchestra, a także z jej równie udaną "small version", czy kwintetem Infant Joy. 

Na krążku dumnie nazwanym "Riders From The Ra" (cała historia rocka i jazzu leży u ich stóp), z pełną odwagą rzucają się na klasyczny idiom free jazzu, czyli "sax & drums", i wychodzą z tej nierównej walki prawdziwie zwycięzcy. Przyznaję bez cienia wątpliwości, iż tak dobrej, klasycznie free jazzowej płyty nie słyszałem w wykonaniu polskich muzyków od lat. Do tego wszystkiego wydawcą jest portugalski Creative Sources, co niezależnie od wszelkich uwarunkowań ekonomicznych tego faktu, jest dla młodych improwizatorów dalece nobilitujące. Zajrzyjmy zatem do środka i sprawdźmy, co też dzieje się w trakcie ośmiu utworów zawartych na płycie (muzycy, nieco przekornie, nazwali swe dzieło „all compositions”).

Startujemy w towarzystwie masywnego, krzykliwego saksofonu (tenorowego?) i mocnego, opartego na agresywnym pulsie stopy, zestawu perkusyjnego (niczym Tom Bruno). "Hey bebop!", czyli przykład free jazzu, jakiego nie gra się zbyt często na Wisłą i Odrą. W kolejnej, już nieco bardziej rozbudowanej kompozycji, napotykamy na dynamiczny, progresywny "drumming", wokół którego tańczy i swawoli saksofon (sopranowy?). Rytm, ekspresja i precyzja. A wszystko podane z niemal punkrockową bezkompromisowością i ładnie wykończone po wybrzmieniu. Trzeci odcinek startuje niemal z poziomu ciszy i płynie niczym delikatnie rozwichrzona ballada free, z której niebanalnie wyłania się zwinny, "aylerowski" hymn. Czwarty, wzorem prologu, to kolejna petarda – prawdziwy "psycho attack"! Saksofon w estetyce "harsh" i doom-metalowa perkusja! Piąty utwór koi emocje, nerwy i pot na czole - stylowy, wyrazisty, "mały" saksofon na tle talerzy. 

Wreszcie tytułowa, niemal 18 minutowa, epicka free jazz drama. Muzycy zaczynają w pozycjach sonorystycznych – aktywny "drumming", zadumany "dęciak". Nie tylko żywioł free – jest struktura, dramaturgia, nieśpieszna, precyzyjna narracja. Mokrzewski znów czuwa nad całością, niczym Tom Bruno nad szaleństwami Sabira Mateena i Daniela Cartera w kwartecie Test. Obok piękna ekspozycja Małkowskiego, konsekwentna i spójna. Klasyka free jazzu potrzebuje takich nagrań, zwłaszcza 50 lat po śmierci Coltrane’a. W środkowej części utworu zwinne i przebiegłe solo perkusyjne. Po nim sopran Jana szybuje w poszukiwaniu klasycznej melodyki jego wielkiego poprzednika. Melodyka, rytm, dramaturgiczna pieczołowitość. A na finał eksplozja w samym środku tuby saksofonu. 

Na ostatniej prostej dwie zgrabne, nieprzegadane numery. Najpierw spokojna "meta" ballada, niestroniąca od sonorystyki, grana swobodnie, na dużym luzie, z której błyskotliwie wyłania się pełna ekspresji narracja. Zaś sam finał płyt jest ostry, drapieżny i dynamiczny. Czyniona przy świetnej komunikacji wzajemnej, intensywna wycieczka po "złote runo". Brawo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz