Pages

piątek, 20 marca 2020

Jovićević/Miklós/Wójciński Trio - Informal Shapes (2019)

Jovićević/Miklós/Wójciński Trio

Jasna Jovićević - saxophone, bass clarinet
Ksawery Wójciński - double bass
Silvester Miklós - drums

Informal Shapes

PRIVATE EDITION 2019



By Andrzej Nowak

Serbsko-węgiersko-polskie spotkanie improwizowane w konwencji jak najpełniej swobodnej, wyzbyte z predefinicji, instrukcji kompozytorskich i założeń scenariuszowych. Artystyczna wolność, dramaturgiczna zwiewność i spora porcja naprawdę udanych dźwięków.

Łagodny, śpiewający saksofon sopranowy buduje wstęp do opowieści, delikatnie korzystając z pogłosu, mając na krawędziach tuby odrobinę zabrudzone brzmienie. Po pewnym czasie zaczyna szukać zadziorów i kantów, rwie frazy i nieco skrzeczy. Dopiero pod koniec 5 minuty do gry wchodzi smyczek. Po kilku ulotnych spojrzeniach duet swobodnie skacze w objęcia tanecznej narracji, niepozbawionej elementów wzajemnej imitacji. Dopiero na tak przygotowany grunt wchodzi perkusja, czyni to jednak bardzo dyskretnie, początkowo jedynie licząc krawędzie werbla i tomów. Bez zbędnej zwłoki, już jako pełnoprawne trio, muzycy przybierają barwy kameralistyczne. Na wybrzmieniu dygoczą z emocji, a ogień wciąż płonie.

Szum suchej tuby, dzwonki, drżące talerze, westchnienia, preparacje – uroda akustyki zadanej czasoprzestrzeni wprost eksploduje. Sopran, smyczek, kontrabas momentami traktowany także pizzicato, małe tomy. Po 180 sekundach gry wstępnej muzycy przechodzą do fazy jazzowego frazowania, ze zmiennym tempem, które raz karze im czekać i delektować się ulotnością chwili, innym razem puszcza w galop, nawet bardzo intensywny. W połowie nagrania kontrabas i perkusja zostają na kilka chwil same i snują narrację ciężką jak ołów. Sopran powraca nieco przesłodzonym tonem, ale efektem jego intrygi jest zmysłowa, prawdziwe free jazzowa pogoń w kierunku ostatniego dźwięku. Wiele dzieje się, w tym akurat fragmencie płyty, z woli i przyzwolenia masywnie brzmiącego kontrabasu.

Trzecia historia rodzi się w bólu smyczkowych preparacji na gryfie kontrabasu. Barokowa niemal śpiewność i zwinnie brudzone brzmienie. Długie, piękne, frywolne intro! Gdy do gry wchodzi perkusja, a wraz z nią klarnet basowy, opowieść płynie już semicką meta melodyką i nigdzie się jej nie śpieszy. Marszowe tempo, smutek w każdym zakamarku dźwięku. Piękne, acz odrobinę zbyt wystudzone emocjonalnie.

Finałowa improwizacja zaczyna się długim, perkusyjnym wprowadzeniem. Nic nas tu nie zaskakuje, ale czas płynie niezwykle przyjemnie. Wysoko zawieszony saksofon sopranowy kruszy ów nastrój dopiero w czwartej minucie nagrania. Towarzyszy mu zwinne jak kot pizzicato kontrabasu. Oto free jazzowa narracja, która zdaje się ruszać na podbój świata. Saksofon znów ocieka słodyczą, ale mocy i głośności mu nie brakuje. Płynie na bazie masywnej, świetnie skonstruowanej gry sekcji, przeto całość opowieści sytuuje się znów po stronie plusów. Wejście w stan galopu, z rumieńcami na twarzach, to bardzo dobry wybór dramaturgiczny na ostatniej niemal prostej. Bystra, dynamiczna kropka nad "i".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz