Pages

piątek, 9 kwietnia 2021

Impro Session #3 - Abyss, Wojtek Kurek i Wolne Pokoje


Abyss - Water Thrown Into Space (2020)

Maja Laura Jaryczewska - piano, synth
Szymon Zalewski - bass
Artur Paszkowski - drums

PRIVATE EDITION 2020

By Andrzej Nowak

"Woda w kosmosie" to album stworzony przez muzyków, którzy niechybnie po raz pierwszy zagościli w odtwarzaczach redakcji. Całość to efekt improwizowanych sesji, jakie artyści przeprowadzili w czasach jeszcze przez pandemią (jesienią 2019), jak i w lockdownowych warunkach roku kolejnego, które - jak pokazuje szereg przykładów - potrafią wpływać niezwykle silnie na kreatywność muzyków, zwłaszcza w obszarze improwizacji.

Abyss to przykład twórczości, która z jednej strony istotnie łechta podniebienie konesera bystrej muzyki z powabem swobodnej kreacji, z drugiej wciąż stawia pytania i sieje wątpliwości natury czysto artystycznej. To bowiem zwinne połącznie muzyki "post-fusion" (świetny bas, zwinna perkusja) z niebanalną, nienachalną i naprawdę ciekawą warstwą syntetycznych dźwięków budowanych przez syntezator, na które w ramach deseru (a może wątku naczelnego?) nakładany jest - jakby na etapie post-produkcji - strumień czystej, kameralnej pianistyki, na ogół szczędzącej nam poważniejszych porcji improwizacji. Efekt chwilami bywa intrygujący, w innych momentach sytuacja dramaturgiczna aż prosi się o to, by coś w niej zmienić. Na przykład, choćby jedynie przesunąć akcenty - syntezatorowe wojny światów na pierwszy plan, piano w backgroundzie. Ale dość tych recenzenckich egzegez - wskażmy najciekawsze wodne przygody trójki młodych, polskich muzyków.

Niemal każdy z utworów zaczyna się udaną basową introdukcją, istotnie współtworzoną przez elektroakustyczne zdobienia, płynące ze strony syntezatora (choćby trzecia, czwarta i siódma część). Niezłą czujnością dramaturgiczną, prawie w każdym przypadku, wykazuje się drummer. Wchodzi zawsze w punkt, zdobi narrację plastrami ciekawych dźwięków, a jak trzeba - intensyfikuje akcję. Abyss definitywnie lepiej radzi sobie w dynamicznych pasażach (jak w części piątej), niż w około jazzowych meta spowolnieniach (które na ogół narzuca piano często wchodzące do gry po pewnym czasie). Zdecydowanie najciekawszym utworem na płycie jest część ostatnia i wcale nie szkodzi jej fakt, iż jest najkrótsza. Zaczyna ją echo post-techno, które płynie do nas z nieznanych lądów. W ten kontekst pięknie wślizguje się bas, a zaraz potem perkusja, która łamie rytm, rwie frazy, sieje zdrowy ferment. Syntetyka dokłada tu warstwę zjawisk quasi plądrofonicznych. Muzycy śmiało brną do przodu, jakby starali się wskazywać drogę na przyszłość. Opowieść gaśnie po dwóch minutach, nim fortepian zdoła wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. 


Wojtek Kurek - Buoyancy (2021)

Wojtek Kurek - drums, percussion, max MSP patch

PAWLACZ PERSKI PPT 51

Umiejętność stylowego łączenia dźwięków akustycznych i syntetycznych w procesie improwizacji nie jest cechą, którą muzycy wysysają z mlekiem matki. Ba, nawet pobieżna analiza przypadków wskazuje, iż zdolność ta występuje w przyrodzie niezwykle rzadko. 

Warszawski perkusista Wojtek Kurek nie tylko dostarcza nam fantastycznych nagrań w duetach i triach, świetnie potrafi wkomponowywać się w zdradliwe składy ad hoc, podsuwane mu przez organizatorów spontanicznych festiwalach dziwnej muzyki, ale nagrywa także solowe płyty, którymi zadaje kłam teorii, iż nie da się udanie łączyć żywego i martwego dźwięku w procesie improwizacji. Dodatkowo, na płycie "Buoyancy" pokazuje także, iż jest zręcznym konstruktorem specjalnych urządzeń generujących elektroakustyczne frazy. Na rzeczonym bowiem nagraniu wyczarowuje dźwięki przy pomocy zestawu perkusyjnego wspartego autorskimi efektami stworzonymi w środowisku MAX/MSP, które przetwarzają materiał akustyczny w czasie rzeczywistym.

Partnerem Wojtka w utworze otwarcia zdaje się być metronom, który regularnym stuk-puk daje życie akustycznej improwizacji. Tło rodzi się tu systematycznie z każdym jego uderzeniem, jakby z kropli wody, z dygoczącej wilgoci dekonstruowanych fraz. Na tym tle budowany jest drumming, który niesie za sobą smugę pogłosu. W kolejnym epizodzie hydrauliczne konotacje znów dają znać o sobie. Słyszymy perkusję, która brzmi jak zanurzony w wodzie kontrabas. Lepka ciecz wokół niego kreuje urokliwy ambient. Z kolei w części czwartej muzyk umieszcza na werblu przedmioty i daje im nowe życie, tuż po śmierci ich akustycznego wymiaru. Rezonans, szum, oddychające ciało muzyka, a na finał dark ambient budowany dźwiękami talerzy i miseczek. Zaraz potem, w wyjątkowo krótkim interludium, perkusjonalne świecidełka płyną wilgotnym strumieniem repetycji. Wreszcie kluczowa, dziewięciominutowa epopeja - perkusyjny trans, który rodzi się w strugach szorstkiego ambientu, w tajemniczych okolicznościach elektroakustyki. Z morza falującej syntetyki wyłania się rytualne bębnienie, taniec, który zdaje się nie mieć końca. W finale słyszymy dzwon pokutny, który wybija ostatnią godzinę, zanurza nas w mroku, nie dając nadziei na wybudzenie. 


Wolne Pokoje - Obiekty Rozmyte (2020)

Robert Demidziuk - tenor saxophone, guitar, bass, xylophone, synth, field recording, korg wavedrum, acoustic laptop, voice, drums

PLAŻA ZACHODNIA 2020

Za dźwięki w formie bliżej niezidentyfikowanych "Obiektów Rozmytych", pomieszczone we wciąż Wolnych Pokojach nieustannie wolnego Miasta Gdańsk, odpowiada jeden człowiek - Robert Demidziuk. Krótka, siedmioczęściowa opowieść zdaje się być dość precyzyjnie zaplanowana, raz za razem skutecznie zdobiona jednak zabiegami aranżacyjnymi, noszącymi znamiona improwizacji. 

"Obiekty" to morze syntetyki, posiadającej silny drive i strumienie akustyki, które chwilami płyną głównym nurtem, ale częściej chowają się w mgławicach post-syntetycznego ambientu, zdobiącego narracyjny background. To cienie electro, kreowane połamanymi strukturami rytmicznymi, które dobrze zderzają się z dźwiękami sfuzzowanego basu i post-metalowym drummingiem. Raz za razem pojawia się tu zmutowany dźwięk saksofonu, który kreśli pół drony, rysuje pętle i intersująco zdobi ów niekiedy plądrofoniczny drums'n'bass. 

W drugiej części nagrania co rusz natrafiamy na dubowe obłoki ciekawych dźwięków, które definitywnie dodają całości uroku. Bywa, że opowieść Roberta brzmi jak stary, dobry Bill Laswell, tu napotykający na gitarowe szaleństwa swojego wieloletniego kompana Bucketheada. Skojarzenie na pozór wydaje się dość karkołomne, gdyż de facto nie słyszymy w nagraniu ani charakterystycznego dołu basu, ani świergoczącej silnym prądem gitary, ale klimat nagrania ewidentnie ma wiele wspólnego z soundem nowojorskiego Downtown lat 90. ubiegłego stulecia i jego improwizującego post-electro-jazz-rocka. Nagranie wydaje się być punktem wyjścia do dalszych poszukiwań. Kierunek ciekawy - osobiście urozmaiciłbym wszakże arsenał dostępnych środków wyrazu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz