Pages

niedziela, 2 maja 2021

Arszyn - Bop (2021)

Arszyn

Janusz Topolski - saxophone (1)
Michał Zygmunt - guitar (2)
Jan Galbas - guitar (1,6,8)
Maciej Rodakowski - ocarin, udu drum (3)
Krzysztof Topolski - drums percussion, electronics, synth, field recording

Bop

ARSZYN RECORDS 2021

By Jędrzej Janicki

Są takie płyty, które swoimi kompozycjami do czegoś nawiązują, wymagają kontekstowego odczytania, chociażby przez pryzmat skomplikowanego konceptu całego nagrania czy biografii artysty. Umówmy się, stosunkowo rzadko są to albumy ciekawe, a raczej takie, które dla swojego uprawomocnienia poszukują wszystkiego oprócz muzyki. Są jednak wśród nich również takie, które są na tyle mocne i wyraziste, że nie potrzebują jakiegokolwiek dalszego usprawiedliwienia czy uzasadnienia swojej obecności. Takim wydawnictwem niewątpliwie jest "Bop" perkusisty Krzysztofa Topolskiego, który od lat sygnuje swoją działalność artystyczną pseudonimem Arszyn.

Jeśli chcieć opisać "Bop" jednym słowem, to sprawa okazuje się być w miarę oczywista. Tym słowem jest groove. Nie jest to jednak ten organiczny, pierwotny wręcz rytm, tak doskonale uchwytywany chociażby przez basistów związanych z legendarną wytwórnią Motown, lecz raczej specyficzny industrialny "puls miasta". Co więcej, chodzi bardziej o tę fabryczną, industrialną, brudną i ciężką od zanieczyszczeń część miasta. Paradoks polega na tym, że estetycznie takie miejsca potrafią być fascynujące. I właśnie taka jest też muzyka Arszyna.

Zaczyna on od delikatnego, być może nieco nieśmiałego, na wskroś niepokojącego beatu w utworze "Prywatyzacja Kosmosu". A potem płyta staje się coraz gęstsza i bardziej niebezpieczna. Utworowi "Modern Drummer" absolutnie nie brakuje już tak wiele w swojej intensywności do repetytywnych fraz stanowiących o sile muzyki techno. Psychodeliczny i groteskowy "Orchestrion" przełamuje ciągłość tej silnie zrytmizowanej, intensywnej narracji i wprowadza trochę zgoła niespodziewanej atmosfery. Potężne i agresywne "P+A=L+2" oraz nieco lżejsze w odbiorze "Spaceship Earth" nawiązują nieco do muzyki IDM i ogólnie brytyjskiej elektroniki lat dziewięćdziesiątych.

I dokładnie w momencie, gdy wydaje się, że wszystko zostało już powiedziane (a raczej "wystukane" na perkusji), Arszyn szykuje nam cudną niespodziankę. W finałowej kompozycji "Honey Bee" tworzy przestrzenną strukturę perkusyjno-elektroniczną, na tle której po prostu genialną partią gitary popisuje się Jan Galbas - muzyk znany raczej z poruszania się w stylistyce metalowej. Wbrew temu, co uważają niektórzy z nadętych "miłośników" jazzu, artyści rockowi to niejednokrotnie świetni muzycy. Partia Galbasa jest po prostu nie z tej ziemi - gra on prosty riff, który jest jednak tak totalnie (przepraszam, nie jestem w stanie znaleźć innego słowa) osadzony w czasie, że cała kompozycja wrzyna się mózg odbiorcy i sieje w nim niemałe spustoszenie. Drodzy Państwo, po prostu miazga...

Słynny baseballista Ozzie Smith zwykł mówić, że kiedy jest się w groovie, to nie ma miejsca na myślenie, a wszystko po prostu samoistnie się dzieje. I dokładnie tak samo jest z odbiorem płyty "Bop". Ta muzyka się po prostu dzieje, tu i teraz, bez przeszłości i bez przyszłości - po prostu jest i zawłaszcza całą przestrzeń odbioru tylko dla siebie. No cóż, w "Bopie" jestem po prostu zakochany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz