Pages

niedziela, 30 maja 2021

Case Kämäräinen - Joyride (2021)

Case Kämäräinen 

Marek Konarski - tenor saxophone
Grzegorz Tarwid - electric piano
Petter Asbjørnsen - bass
Tomi Kämäräinen - drums

Joyride

ECLIPSE CK 0920



By Krzysztof Komorek

"Mam nadzieję, że ta czwórka znajdzie czas na kolejne spotkania w studiu" - napisałem w podsumowaniu recenzji debiutanckiej płyty kwartetu Case Kämäräinen, wydanej pod koniec 2018 roku. Nieco ponad dwa lata później nadzieje spełniły się i do moich rąk trafiło kolejne wydawnictwo firmowane przez skandynawsko-polski zespół. Jaki tym razem był efekt spotkania krytyka z muzyką?

Nieoczekiwanie formacja wpędziła mnie w pewien kłopot. Uprzedzając fakty zdradzę, że nie straciłem entuzjazmu co do produkcji zespołu. Jednak jako zwolennik zwięzłych i rzeczowych recenzji mógłbym w zasadzie ograniczyć się do zacytowania tytułu najnowszej płyty kwartetu. Proste słowo "Joyride" perfekcyjnie opisuje bowiem to, co dzieje się podczas czterdziestu sześciu minut wybrzmiewania albumu. Więcej nie trzeba, a może nawet nie powinno się tu dodawać. Ponieważ nie jest to jednak konkurs na najkrótszą recenzję świata, pozwolę sobie skreślić jeszcze kilka opisowo-ocennych zdań w temacie.

W zasadzie wiele nie zmieniło się w porównaniu do "Waiting". Personel pozostał ten sam. Ponownie pierwsze skrzypce gra w kwartecie polski duet Marek Konarski/Grzegorz Tarwid. Grupa nie dokonała również jakiejś nieoczekiwanej artystycznej wolty, ale dzięki drobnym detalom udało się muzykom wprowadzić pierwiastki interesującej zmiany w obliczu zespołu. Najważniejszy z nich to "przesiadka" Grzegorza Tarwida z fortepianu na pianino elektryczne.

Ta mała zmiana cieszy niezmiernie. Tarwid chętnie sięga ostatnimi czasy po ten instrument, a na "Joyride" wypada wręcz rewelacyjnie. To jest największy "smaczek" na nowej płycie Case Kämäräinen. "Cream", w którym ton nadaje właśnie elektryczne piano oraz saksofon, jest dla mnie mocnym kandydatem na jazzowy przebój tego roku. Większość płyty czaruje lekkością, choć nieco stylistycznej odmiany dają dwa ostatnie utwory, które przełamują nieco stylistykę całości, zmierzając śmiało w kierunku bardziej otwartych form.

Przytoczona na wstępie konkluzja recenzji sprzed dwóch lat nie straciła na aktualności. Przy drugiej odsłonie bawiłem się równie dobrze jak przy debiucie. Znowu z zainteresowaniem czekał będę na, trzeci tym razem, album. I z jeszcze większą niecierpliwością wyglądał koncertów kwartetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz