Pages

wtorek, 5 października 2021

Koman Band - Continuation (2021)

Koman Band

Janusz Koman – ep
Wojciech Michalczyk – g (1–4, 7)
Bogdan Krajewski – g (5, 6, 8)
Andrzej Diering – tp
Władysław Dobrowolski – tp
Marian Maślanka – tp (1–4, 7)
Zbigniew Wójcik – tp (1–4, 7)
Tadeusz Janik – tp (5, 6, 8)
Bernard Kondracki – ts, viol (5, 6, 8)
Wojciech Tarczyński – cga, voc
Jerzy Śnigurowicz – bg
Maciej Czaj – dr (1–4, 7)
Marian Śnigurowicz – dr (5, 6, 8)
Mateusz Święcicki – synth (1)

Continuation (2021)

GAD Records

Tekst: Jędrzej Janicki

Pamiętam jak moja serdeczna koleżanka na faktycznie dość nudnawe pytanie „Jak tam w pracy?” zblazowanym głosem odpowiedziała „A jak niby ma być? Nic się nie dzieje, przecież pracuję w archiwum”. Gdyby jednak pracowała w archiwum Polskiego Radia, to jej praca okazałaby się niewątpliwie o wiele bardziej fascynująca. Wszak natknąć mogłaby się wtedy na taśmy, które posłużyły za podstawę dla wydania znakomitej kompilacji utworów zespołu Koman Band zatytułowanej Continuation.

Janusz Koman, jak nietrudno się domyślić niekwestionowany lider Koman Bandu, ze względu na swoją pracowitość i muzyczną wyobraźnię występował z całą polską śmietanką muzyczną lat siedemdziesiątych. By wspomnieć tylko niektóre z jego osiągnięć - współpracował z Czerwono-Czarnymi, prowadził Grupę Land, a także towarzyszył (nie tylko muzycznie) Krystynie Prońko. Jak czytamy jednak w książeczce dołączonej do płyty Continuation, jego prawdziwym oczkiem w głowie był autorski projekt nazwany właśnie Koman Band. Ambitne plany zespołu (nagranie płyty, trasy koncertowe) z przeróżnych przyczyn legły niestety w gruzach. Szczęśliwie jednak dzięki Continuation doświadczyć możemy prawdziwej potęgi brzmienia wykreowanego przez Janusza Komana i jego muzycznych towarzyszy.

Stylistyka Koman Bandu oscyluje wokół funku i soulu doprawionych spektakularnymi rozwiązaniami zaczerpniętymi wprost z muzyki fusion czy progrockowej. Za opus magnum zespołu uznać chyba należy rozbudowaną suitę Continuation, która bogactwem swoich struktur zawstydzić mogłaby samych gigantów z SBB. Koman Band, dzięki swojemu jazzowo-funkowemu rodowodowi unikał jednak pułapki, w którą zdarzało się wpadać zespołowi dowodzonemu przez Józefa Skrzeka. Chodzi mi o pewną pompatyczność, która choć sama w sobie wadą może nie jest, to jednak przeciągnięta po prostu męczy i nudzi. Koman te orkiestrowe, typowo „suitowe” rozwiązania doskonale kontruje chociażby stricte jazzowymi frazami saksofonu. No właśnie, nie róbmy z Koman Bandu tylko posągowych progrockowców! Zespół ten dysponował również nieprawdopodobnym wręcz potencjałem estradowo-radiowym – dzisiaj powiedzielibyśmy wprost: HITOWYM! W tym kontekście być może najmocniej prezentuje się utwór Dom złej dziewczyny. Smyki rodem z Blood, Sweat & Tears (a może bardziej nawet The Temptations?), dudniący groovem bas, a nad wszystkim górujący natchniony wokal Wojciech Tarczyńskiego powodują, że utwór ten po prostu zachwyca. Tarczyński nie śpiewa perfekcyjnie, lecz toruje głosem niczym taranem drogę całej kompozycji, cały czas ją napędza i ciśnie jak szalony do przodu. Tak pozytywnego wrażenia nie psują nawet teksty, które stanowią zdecydowanie najsłabszy punkt tych kompozycji. Choć są stylowe i nieco tajemnicze, to jednak rażą swoją pretensjonalnością – cóż to jednak za problem, przecież Koman Band to jednak przede wszystkim zespół instrumentalny.

Najlepsza nawet recenzja (tak, wiem, ta na pewno do takich nie należy) nie odda jednak sprawiedliwości pozytywnej brawurze i pasji, które wyczuwane są w niemal każdym dźwięku tworzonym przez Koman Band. Po czterdziestu latach nadal brzmią świeżo i porywająco – jakie to szczęście, że ta muzyka ocalała. Po prostu petarda!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz