Pages

sobota, 14 maja 2022

Oleś Brothers & Strycharski - Koptycus (2022)

Oleś Brothers & Strycharski 

Bartłomiej Oleś – perkusja, instrumenty perkusyjne
Marcin Oleś – kontrabas
Dominik Strycharski – flety, elektronika

Koptycus

Wydawnictwo: Audiocave

Tekst: Jędrek Janicki

Co łączy braci Oleś i Dominika Strycharskiego z legendami sceny stonerowo-metalowej? Pytanie z gatunku efekciarskich, lecz okazuje się, że odpowiedź na nie może być interesująca! Charyzmatyczny basista i wokalista Al Cisneros na początku lat dziewięćdziesiątych założył zespół, którego twórczość w moim prywatnym rankingu ustępuje tylko dorobkowi Milesa (niech mu będzie). Chodzi oczywiście o mityczny już prawie doomowy zespół Sleep. Nawalanie w przesterowany bas koledze Cisnerosowi jednak trochę się znudziło i wraz ze swoim kolegą Chrisem Hakiusem (ten to znowu perkusista Sleep) założyli efemeryczny zespół Om, który bogato sięga po tradycję muzyki mistyczno-filozoficzno-religijnej z przeróżnych zakątków świata. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest, że twórczość wspomnianych Sleep, Om oraz dźwięki zawarte na płycie Koptycus nagranej przez trio Oleś/Oleś/Strycharski są sobie tak bardzo bliskie…

Płyta Koptycus to tak naprawdę wspólny projekt czterech osób. Za warstwę muzyczną odpowiadają dobrze znani miłośnikom polskiej muzyki jazzowej Marcin Oleś (kontrabas), Bartłomiej Oleś (perkusja) oraz Dominik Strycharski (flet, elektronika). Pomysłodawcą całego przedsięwzięcia jest jednak Miron Zajfert – siła napędowa festiwalu Muzyka Wiary Muzyka Pokoju. To właśnie Zajfert zaproponował muzykom by swoim czujnym artystycznym uchem przyjrzeli się (może bardziej – przysłuchali) muzyce Koptów. Koptowie to jedna z najstarszych grup etniczno-religijnych, zamieszkująca tereny obecnego Egiptu, Etiopii oraz Erytrei. Szczególnie intrygująca jest muzyka, którą tworzą ci wyznawcy chrześcijaństwa – ogniskują się w niej wpływy przedchrześcijańskie, greckie, czy żydowskie.

Płytę tę rozpatrywać można więc tak naprawdę z co najmniej dwóch perspektyw. Jedna to ta kulturoznawcza, która pokazuje jak ciekawie w uwspółcześnionym anturażu wybrzmieć może muzyka bliżej nieznana w naszym kręgu cywilizacyjnym. Fascynujące zdanie, jak ulał pasujące do folderowego bełkotu jakiegoś niezbyt wysublimowanego biura turystycznego. Drugi poziom to warstwa estetyczna. I tutaj zaczynają się, proszę państwa, dziać rzeczy wielkie i zdumiewające. Okazuje się nagle, że ta pełna skupienia i zadumy muzyka, służąca pierwotnie pewnej religijnej refleksji, jest po prostu hipnotyzująca. Co więcej, by ją poczuć nie potrzeba kompletnie żadnego kontekstu! Niesie ona w sobie jakiś tak pierwotny i naturalny vibe, że wsłuchanie się w te dźwięki jest swego rodzaju zespoleniem z jakąś cząstką nas, która rzecz jasna nie musi przybierać wcale religijnej formy. To muzyka kojąca, lecz nie w taki prostacki i głupawy sposób, że oto mamy przyjemną melodyjkę i pogodny tekst, które pozwalają nam się uśmiechnąć przez chwilkę i potupać nogą do taktu. Zapomnijcie, to zupełnie nie to. Koptycus sięga do tego nerwu świata, w którym spokój miesza się z niepokojem, a radość ze smutkiem czy nawet cierpieniem. Trio, niczym wytrwali jońscy filozofowie przyrody, poszukuje jakiejś praprzyczyny, czy może prareguły rządzącej całym naszym uniwersum i w muzyczny sposób próbuje ją przedstawić. Powiecie, że to próba z góry skazana na niepowodzenie – być może tak, lecz sam proces poszukiwania może się okazać sensem tego wszystkiego…

Możliwe również, że tego mitycznego wręcz sensu nigdzie nie znajdziemy. To też nie jest powód do większych zmartwień, wszak wtedy Koptycusa słuchać możemy w zupełnie inny sposób. Zatopienie się w tych dźwiękach pozwoli nam na kompletne odcięcie się od bodźców otaczającej nas rzeczywistości. To pewny sposób na osiągnięcie stanu pełnej gotowości i czujności umysłu, którego nie zaprzątają medialne pierdoły czy inne tego typu wymysły. Jednym słowem, jak zgrabnie ujął to zespół Niechęć na swojej ostatniej płycie – unsubscribe. Tak czy inaczej, niezależnie jaką wartość mistyczną (a może zupełnie ją pominiecie) przypiszecie płycie Koptycus, to jestem pewien, że otworzy ona przed wami świat, którego w muzyce mogliście nie znać. No chyba, że pasjami wcześniej słuchaliście Sleep czy Om – tu właśnie fani jazzu z metalowcami uścisną sobie dłonie (dobrze, że już „po pandemii”, przynajmniej tyle wolno)…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz