Pages

środa, 1 czerwca 2022

Szymon Mika - Attempts (2021)

Szymon Mika

Szymon Mika - gitara

Attempts (2021)








Zdanie odrębne: Maciej Nowotny

Ostatnie kilka lat to eksplozja talentu Szymona Miki, jego dyskografia obejmuje już kilkanaście płyt, przy czym bardzo często są to projekty niebanalne, nietuzinkowe czy nawet odkrywcze. Niemal wszystkie opisaliśmy na naszym blogu i możecie się z nimi zapoznać kilkając na ten link. Ale chociaż przez te ostatnie kilka lat nauczyłem się cenić Szymona, spodziewać się się po nim świetnej gry, artystycznego wkładu na najwyższym poziomie, to dopiero ostatnia jego płyta sprawiła, że naprawdę zdobył nie tylko mój umysł, ale... i serce. "Attemps" to zaledwie szkice, nieraz zwodniczo proste, często dziecięco szczere, całkowicie bezpretensjonalne. Przypominają trochę impresjonistyczne obrazy, gdzie brak wyraźnej kreski, kształty są rozmyte, jakby niewyraźne, ale dzięki temu oddają jak rzeczywiście pracuje ludzkie oko/czytaj ucho. To Pizarro, Manet, Cezanne i inni pierwsi zaczęli malować krajobrazy z natury. Ten album jakby przyjmuje tę samą metodę. Obserwujemy muzykę w trakcie tworzenia. Utwory przypominają ćwiczebne wprawki, ale chociaż myśli, które za nimi stoją są ulotne, emocje są prawdziwe i bardzo, bardzo intensywne. Obcowanie z tą muzyką przypomina stan medytacji, nie sposób się od niej oderwać, odświeża, wprawia w trans, nie nudzi się, wręcz przeciwnie, nie chce mi się z nią rozstawać mimo, że płyta dawno dokręciła się do końca. Jedna z najbliższych mi płyt wydanych w tym roku.

Tekst recenzji: Szymon Stępnik

Szymon Mika jest obecnie jednym z najbardziej znanych polskich gitarzystów jazzowych. Już zaledwie w wieku 24 lat zdobył pierwszą nagrodę na Międzynarodowym Jazzowym Konkursie Gitarowym im. Jarka Śmietany (2015). W latach 2017-2018 z kolei brał udział w szwajcarskim projekcie Focusyear, gdzie występował u boku choćby Dave’a Hollanda oraz Avishaia Cohena. Na naszym rodzimym podwórku zasłynął raczej z kolaboracji z innymi artystami, aniżeli ze swoich solowych projektów. Ma na koncie uroczą, ocierającą się o geniusz, nagraną płytę wspólnie z Yumi Ito płytę “Ekual” oraz ciekawą, choć nie bez mankamentów “Unseen” z Maxem Muchą i Ziv Ravitzem. Wraz z krążkiem “Attempts” Szymon pojawia się wyjątkowo sam, bez innych artystów. Towarzyszy mu jedynie sama gitara. Z jakim skutkiem? Cóż…

Jan Ptaszyn Wróblewski zwykł mawiać, że zarówno koncerty, jak i nagrania jazzowe, gdzie występuje tylko jeden instrumentalista, należą do najcięższych. Nie chodzi bynajmniej o to, że przy jednym instrumencie łatwiej o pomyłkę, ale dlatego, że bardzo trudno utrzymać stałą uwagę słuchacza. Muzyk musi dwoić się i troić, aby przebić przez naturalnie pojawiającą się w pewnym momencie monotonię. Czasem robi to zachwycając wybitnymi zdolnościami technicznymi (jak choćby robi to Leszek Możdżer), a niekiedy wykorzystując ku temu niesamowitą wyobraźnię i kreatywność (tu należy wspomnieć Chicka Coreę ze swoją preparacją fortepianu) Niektórzy z kolei kładą nacisk na poczucie humoru z którego słynął legendarny Erroll Garner. Niestety, na albumie “Attempts” zabrakło któregokolwiek z powyższych aspektów, przez co jest on po prostu… nudny.

Uwielbiam grę Szymona Miki. To wrażliwy gitarzysta, grający w sposób intrygująco minimalistyczny, idealnie akcentujący i podbijający umiejętności artystów, z którymi występuje. Doskonale wie, że gra na gitarze nie polega na trzaskaniu szybkich solówek, gdzie w ciągu sekundy usłyszeć można kilkanaście różnych dźwięków. Delikatnie wędruje po skali, wracając czasem z powrotem do pierwotnej nuty będącej tematem utworu. Fajnie słucha się go w kontekście albumów, gdzie nie jest liderem. Kiedy jednak pojawia się sam ze swoją gitarą, magia gry pryska i zostaje utracona we wszechobecnie panującej nudzie. Rozumiem, że Szymon świadomie nie epatuje popisami technicznymi, co jednak w połączeniu z prostymi rytmami i mocno podobnymi do siebie harmonicznie partyturami, zlewa się niestety w nieprzyjemną masę.

Nie chcąc, by tak jednoznacznie negatywnie ocenić recenzowany krążek, wypada wspomnieć o instrumencie tutaj dominującym. Na moje ucho nie jest to gitara akustyczna, ale nie jest to też gitara klasyczna i szczerze… nie mam pojęcia na czym gra artysta. Niewątpliwie największym plusem płyty jest jej brzmienie, jakże unikalnie i niecodzienne. Dawno nikt nie sprawił, bym przez trzy kwadranse trwania muzyki myślał tylko o nim.

Bardzo fajne momentami są też niektóre utwory. Najbardziej wpada w ucho chyba “Playing the game”, który swoją chwytliwością przypomina niemal muzykę z jakiegoś hiszpańskiego filmu. Przyznam, że słuchałem go w samochodzie z kobietą u boku, patrząc w deszczu na odjeżdżające pociągi. Wspomniane nagranie podrywało nas i budziło z letargu, cudownie umilając czas. Słuchając go w domu, na nieco lepszym sprzęcie, usłyszałem, jak w tle sam gitarzysta nucił sobie i powtarzał melodię. Panie Szymonie, czy nie można było tak częściej? Ta jedna pozycja, pełna pasji, namiętności oraz pomysłu to jednak za mało, aby uznać ten longplay za dobry.

Boli też nieco prosta, jak na jazz, rytmika. Ścieżki momentami zdają się być zbyt proste, zbyt mało szalone i w ten sposób - usypiające. Owszem, jestem świadom, że to celowy zabieg Szymona Miki, który zresztą tak bardzo doceniam w jego innych dokonaniach, aczkolwiek tutaj po prostu się nie sprawdził. Niekiedy aż korci, aby dany utwór powędrował w jakiś inny rejon, zgłębił emocję, którą wydaje dana nuta i przerwał nieco te proste rytmy i melodie.

Reasumując, “Attempts” jest płytą raczej słabą. Jeżeli kochacie Szymona Mikę właśnie za minimalizm i prostotę, którą osobiście lubię określać ładnie “nieśmiałością w dźwiękach” - znajdziecie je tutaj w 100%. Niestety, to co sprawdza się w kontekście grania z zespołem lub innymi artystami, w solowym albumie nudzi i nie sprawdza się. Uważam, że gitarzysta ten w istocie jest wybitny i ma przed sobą jeszcze najlepsze lata, aczkolwiek krążek “Attempts” (jak sama nazwa wskazuje - “podejścia, próby”) to tylko nieudany eksperyment.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz