Pages

wtorek, 28 lutego 2023

Krzysztof Komeda Quintet - Live In Praha 1964 (2022)

Krzysztof Komeda Quintet

Krzysztof Komeda – fortepian
Tomasz Stańko - trąbka
Michał Urbaniak - saksofony
Jacek Ostaszewski - kontrabas
Czesław Bartkowski - perkusja

Live In Praha 1964 (2022)

Wydawnictwo: GAD Records

Autor recenzji: Piotr Banasiak

Słucham tego albumu już chyba 20 raz. I się zastanawiam. Jaki był biochemiczny skład powietrza w Hali "Lucerna" w Pradze, że Oni grają jak natchnieni? A później słucham, jak w Pradze w '65 grał Jerzy Milian z ekipą Gustava Broma, jak w '67 grał Roland Kirk, po nim Charles Lloyd... I się zastanawiam. Co tam wtedy leciało z kranów? Czy gdzieś pod Pražským Hradem bije źródło weny twórczej?

Słucham sześciu znakomitych kompozycji. Złożonych, urozmaiconych, a jednak przejrzystych i czytelnych. Osadzonych na improwizacji i awangardowych poszukiwaniach, a jednak chwytliwych. Wykonanych na najwyższym poziomie. Słucham fantastycznego jakościowo, selektywnego dźwięku, w którym świetnie słychać każdy instrument. I reakcje publiczności. I się zastanawiam. Jakim sposobem to przeleżało gdzieś na półce aż 60 lat? I przez tyle lat nikt, nic? Niepojęte.

Słucham zapowiedzi konferansjera. I się zastanawiam. Czy Kwintet Komedy faktycznie płynął w tzw. trzecim nurcie? I w zasadzie jakie to ma znaczenie po tylu latach?

Słucham "Svantetic". I się zastanawiam. Czy będzie impertynencją, jeśli napiszę, że to wykonanie, swobodne i energetyczne, uważam za ciekawsze niż wersja kanoniczna z albumu "Astigmatic"?

Słucham saksofonowania Pana Urbaniaka, czasem błyskotliwie melodyjnego, czasem dzikiego i zachłyśniętego wolnością. I się zastanawiam. Czy będzie impertynencją, jeśli napiszę, że dla mnie osobiście Pan Urbaniak na saksofonie jest jedyną postacią Michała Urbaniaka, jaką tolerują moje uszy?

Słucham trąbki Pana Stańki, w niebywały sposób łączącej wystudzoną nordyckość ze słowiańską duszą. I się zastanawiam. Czy Stańko zdefiniował "europejską trąbkę"?

Słucham soczystej i pomysłowej gry Pana Bartkowskiego. I się zastanawiam. Jak to jest - każdego ranka po przebudzeniu, patrząc w lustro mieć prawo sobie pomyśleć "kurczę, na iluż to doniosłych, fantastycznych i niezapomnianych płytach bębniłem... aż sam sobie zazdroszczę"?

Słucham kontrabasu Jacka Ostaszewskiego, chwilami arco - subtelnego jak w momentach "Repetition" chwilami transowo-motorycznego jak w "Roman Two". I się zastanawiam. Czy właśnie za taką kombinację transu i subtelnosci uwielbiam grupę Ossian?

Słucham gry Krzysztofa Komedy. I przypominam sobie zeszłoroczny koncert Squadu Wojciecha Jachny w Łodzi. Gig zakończył się utworem, w trakcie którego lider, po zawistowaniu tematu i kilku fraz na trąbce, wycofał się gdzieś na tył sceny, a zespół "poszedł na całość". Po wybrzmieniu ostatnich dźwięków Pan Jachna wrócił na scenę i rzucił krótko do mikrofonu: "Najważniejsze to nie przeszkadzać". I się zastanawiam. Czy gdyby podstawić Komedzie pod koniec mikrofon, powiedziałby dokładnie to samo?

Słucham tej muzyki. Tych niepodrabialnych Komedowych tematów, tych momentów, kiedy trąbka i saksofon grają unisono, albo w dialogu, albo wymieniają się na prowadzeniu, dopingowane barwną i dynamiczną grą sekcji. Słucham "Sophia's Tubn", "Alea"... Tego oszałamiającego fresku dźwiękowego, w którym awers stanowi nieskrępowany duch wolnej, poszukującej muzyki, a rewers logiczna, naprawdę przystępna forma pełna... romantyzmu? Słucham tych pięciu facetów, pięciu osobowości, z których każdy przez lata stworzył własne uniwersum. A na tym albumie stanowią jedność. I się zastanawiam. Co tam w końcu - do cholery - leciało wtedy z kranów?!

I tylko konferansjer mi odpowiada: "Dobrou noc! Dobrou noc!"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz