Pages

wtorek, 4 lipca 2023

The Coherence Quartet — Sagaye (2018)

The Coherence Quartet —

Robert Jarmużek — fortepian
Łukasz Klu­czniak — saksofon altowy
Marcin Lamch — kontrabas
Grzegorz Masłowski — perkusja

 "Sagaye" (2018)

Wydawca: Challenge Records

Autor tekstu: Marcin Kaleta


Kilkanaście odsłuchań nie wystarczyło. Zdecydowałem się na następne, a potem kolejne. Wszystko po to, by zgłębić tajemnicę tej muzyki. Że była piękna, wątpliwości nie miałem, niemniej stale wydawała się jakaś odległa, niedosiężna. Zbyt doskonała, bym potrafił ją w pełni zrozumieć, odczuć i docenić. Owo przeświadczenie we mnie pozostało. Niedosyt.

Tylko najwybitniejsze dzieła stanowią takie wyzwanie. Obcujemy z nimi wielokrotnie, niby się rozeznaliśmy, tymczasem przy każdym kolejnym kontakcie odnosimy wrażenie, że coś ważnego nam jednak umknęło. Zatem jak najbardziej — "Sagaye" (2018) The Coherence Quartet jest pozycją wybitną, jedną z najwartościowszych, jakie zdarzyło mi się poznać w tzw. tradycyjnym jazzie. Zespół tworzą pianista Robert Jarmużek, saksofonista altowy Łukasz Klu­czniak, kontrabasista Marcin Lamch oraz perkusista Grzegorz Masłowski. Sześć własnych utworów zarejestrowali w Sagajach i odniesienie do owej miejscowości uwidacznia się tak w tytule, jak na okładce.

Adam Domagała w "Jazz Forum" pisał: "Płytę otwiera [...] jeden z najpiękniejszych tematów w dziejach polskiego jazzu. Nie przesadzam. Trudno się od tej melodii uwolnić. Nostalgiczny temat grany na saksofonie rozwija się bardzo powoli, w nieco sztywnym (jak na jazz) rytmie, podkreślanym przez miarowe uderzenia w głęboko brzmiący werbel. Pierwszą improwizację gra kontrabas, potem popis mądrej, powściągliwej wirtuozerii daje pianista; kiedy przychodzi czas na improwizację saksofonisty, tempo stopniowo przyśpiesza, a piosenka staje się coraz bardziej rozkołysana – ale też, dzięki perkusiście, gęsto i czule grającemu na talerzach, zyskuje niemal bajkową oprawę. Małe arcydzieło!".

Mnie pozostaje podsumować wywód. Po pierwsze, nie znajdziemy tu sugestywnych melodii ani tym bardziej spektakularnych rytmów. Cóż więc pozostaje i tak uwodzi? Koherencja. Słyszałem wiele zgranych formacji. Rzadko jednak ich atutem było tak absolutne współistnienie i zjednoczenie. Za przykład podam ulubione tytuły, gdzie zjawisko to występuje: "Kind of Blue" Milesa Davisa, "The Desmond Project" The John Basile Quartet, "I Don't Know This World Without Don Cherry" New York Jazz Collective, "Stargazer" Dave'a Douglasa, itd. Wszystkie wymienione i im podobne, jak i omawiany album The Coherence Quartet, wyróżnia właśnie niewiarygodna wewnętrzna spójność, przesądzająca o jakości materiału.

Po drugie, poczęte w kameralnych warunkach kompozycje cechuje nadzwyczajna intymność. Natomiast wysoka jakość nagrania powoduje, że każde współbrzmienie instrumentów, każde dopełnienie czy rozwinięcie wątku przez poszczególnych muzyków odbieramy w dwójnasób. W tę muzykę należy się wsłuchać, należy się nią zasłuchać, dopiero wówczas można ją w pełni zrozumieć, odczuć i docenić. Tak zacząłem tę prezentację. To nie jest płyta do niedbałego odtwarzania! I naprawdę przesłuchałem ją kilkadziesiąt razy i słuchać zamierzam nadal. [Po dwóch latach wraca do odtwarzacza i... wciąż czaruje.]

Po trzecie, częstokroć bywa, że na albumach znajdujemy jeden utwór wybitny, pozostałe zaś są jedynie jego cieniem. Co to oznacza w tym przypadku, skoro inicjująca materiał "Aga" jest tak znakomita, jak przekonuje Domagała? Otóż tylko i wyłącznie to, iż pięć kolejnych kompozycji jest równie znakomitych. Zwłaszcza "Chant 7", za którą odpowiadają saksofonista i kontrabasista i te właśnie instrumenty wiodą prym. Przypominam wszakże: to dzieło kwartetu, co słychać w każdym momencie.

Po czwarte, owszem, tempo jest nieśpieszne. Wszystko odbywa się spokojnie, w zrównoważony sposób, w ramach "melancholijnej estetyki modern-jazzu", jak to określił Dionizy Piątkowski. Nie oznacza to jednak, że brakuje tu intensywności. Przecież to, co się dzieje w "Jerzmanowej", nie bez powodu zostaje skwitowane gromkim okrzykiem wykonawców: "Yeah!". Oni wiedzą i czują, co udało się im osiągnąć — ideał koherencji. Zapamiętanie. Absolut. A jednocześnie tak pięknie, tak pięknie grają! Niesamowite!

Sprawa ostatnia. "Sagaye" wydała prestiżowa wytwórnia Challenge Records. Po przeoczonym debiucie zespołu pt. "Coherence" (2013, Multikulti Projekt) ta decyzja była uzasadniona, zważywszy na reprezentowany przez grupę poziom. Niemniej chyba nijak nie przełożyła się na popularność. Nie dość, że Discogs, jak ma w zwyczaju, klasyfikuje tę pozycję jako "holenderski jazz", to jeszcze nikt tego tam w ogóle nie (d)ocenił; poza mną, oczywiście. Tymczasem to właśnie powinna być muzyka dla każdego. Jeśli bowiem nie ona, to jaka?

Jaka?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz