Pages

czwartek, 5 października 2023

Maniucha Bikont / Ksawery Wójciński – "Oj Borom, Borom..." (2017)

Maniucha Bikont / Ksawery Wójciński – "Oj Borom, Borom..." (2017)

Maniucha Bikont — śpiew
Ksawery Wójciński — kontrabas, śpiew, dzwonki

Wytwórnia: Wodzirej

Tekst: Marcin Kaleta


Instrument plus głos, kobiecy głos? To zawsze się sprawdza, niezależnie od gatunku oraz tego, czy wokalistce towarzyszy skrzypek (Delilah Sharon Gutman & Rephael Negri), tubista / serpentysta (Nataša Mirković & Michel Godard), perkusista (Sainkho Namchylak & Jarrod Cagwin), czy wreszcie kontrabasista. Bo też objawienie stanowiło dla mnie "Oj borom, borom..." (2017) Maniuchy Bikont i Ksawerego Wójcińskiego. Rzecz fenomenalnie wydana: z tekstami w kilku językach, fotografiami i reprodukcjami. Poza tym równie fenomenalnie nagrana.

Niewiarygodne, że oboje potrafią wyczarować tak rozległą przestrzeń. No dobrze, jeszcze echo ich wspomaga(ło). W każdym razie skutecznie przenoszą w pradawne rusykalne krajobrazy Kresów. Wszystko jest tu ascetyczne i konkretne, a jednocześnie pełne, soczyste, witalne, intensywne. Taka synteza improwizacji i ilustracyjności, klimatu i kreatywności. Natomiast występ Wójcińskiego to istne mistrzostwo świata — gra z umiarem i niezmiernym wyczuciem, nie afiszuje się, acz jest niezbędny. I te jego dwie lakoniczne kompozycje solowe: ileż tu wstrzemięźliwości, a zarazem ekspresji! Nie ukrywam, chciałbym usłyszeć go kiedyś obok Joëlle Léandre.

Czy jednak w tym przypadku to aby na pewno jazz? Pozornie mamy do czynienia z muzyką tradycyjną, ludową. Maniucha przez kilka lat odwiedzała wieś Kurczyca nieopodal Nowogrodu Wołyńskiego. Nie przedkłada stamtąd żadnych nagrań terenowych. Terminowała u trzech lokalnych śpiewaczek: Hanny Danylczuk, Haliny Romanczuk i Loni Serbin, by po-tym samosie zaszaleć jako i one. A każdy koneser doskonale się orientuje, że takowe babcie zapodają najmocniejszego i najlepszego dżezza. Można to odczuć, gdy Bikont samodzielnie wykonuje pieśni, które jej prezentowały. "Podarowały", jak stwierdza. "To, co robimy z Ksawerym, to już nie etnografia, ale tworzenie własnej interpretacji, własnego świata". Nie jest to zatem oryginalna muzyka źródeł czy też tzw. odnaleziona, lecz przetworzona "przez wrażliwość i wyobraźnię" duetu. Czyli w jakimś sensie na pewno ujazzowiona; przesadzają o tym chociażby projekty, w jakich zazwyczaj uczestniczy Wójciński.

Repertuar wokalistka wykonuje z powagą, namaszczeniem i szacunkiem. Także z przejęciem — wydawać się może, iż osobiście przeżywa dramaty, o których śpiewa. Teksty także opracowała, złożyła "w taką, a nie inną całość". "Chciałam, żeby powstało wrażenie, że wszystkie te historie są częścią jednej mitologii. Nieprzypadkowo zaczynamy od pieśni wiosennej, zalotnej. Dalej pojawia się niepewność — jaki los spotka młodego chłopca, który wyrusza w poszukiwaniu ukochanej, ciekawość — kto trafi się dziewczynie z pękiem ziół. Potem opowieści z dojrzałego już życia, doświadczenie rozłąki, śmierci bliskich, życie z nową rodziną, tęsknota za domem. Na koniec kolędą wracamy znów do pieśni zalotnych, weselnych i pieśni żniwnej o orle nawiązującej do urodzaju i płodności. Układ pieśni na płycie odwzorowuje cykl pór roku — płyty można słuchać [...] w kółko".

No ba. I wszelakie powroty, nawet po latach, jak ten mój obecny, są wskazane. Rozgrzewa nas ta dziewczyna, po ukraińsku nadto. Ma to znaczenie: przydaje całości autentyzmu i potęguje rzewność w kilku momentach tak bardzo, że nie sposób się nie wzruszyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz