Pages

środa, 21 lutego 2024

Ed Cherry & Arek Skolik Project+ - "Live at Metrum Jazz Club"

Ed Cherry & Arek Skolik Project+

Ed Cherry - gitara
Paweł Palcowski - trąbka, flugelhorn
Maciej Kitajewski - double bass
Arek Skolik - drums

"Live at Metrum Jazz Club" (2024)

Realizacja dźwięku: Tomasz Białowolski

Wydawca: Blues&Jazz Sławek Majewski

Tekst: Maciej Nowotny

Sławek Majewski - współproducent tego albumu, a zarazem kolejny niesamowity  jazzowy  Lodzermensch - zadzwonił do mnie późnym wieczorem z przerażeniem w głosie. Zaniepokoiłem się, bo z reguły ten niemal dwumetrowy olbrzym sprawia wrażenie zrównoważonego i niewzruszonego w swych muzycznych gustach. Cóż się stało? Okazało się, że chochlik drukarski zjadł literkę "l" i na okładce płyty mamy "flugehorn". A ja pomyślałem, że mimo to Sławek ma jednak szczęście! Bo co prawda brak literki jest jakąś ryską na wizerunku tej płyty, ale jest to JEDYNA niedoskonałość jaką tu mogę znaleźć. Muzyka bowiem jest wręcz idealna, oszałamiająco zagrana i perfekcyjna w każdej nucie. I może dobrze, że coś tak niewiele znaczącego jednak nie udało się w tym projekcie, bo jak wiadomo bogowie są zazdrośni, gdy istoty ludzkie uzurpują sobie ich cechy. 

Kim zatem są Ci "półbogowie" jazzowej muzyki klasycznej grający na tej płycie? To przede wszystkim dwaj liderzy, to już ich kolejne spotkanie, amerykański gitarzysta Ed Cherry i weteran, perkusista Arek Skolik, a poza nimi dwaj wybitnie utalentowani młodzieńcy czyli kontrabasista Maciej Kitajewski, który debiutował w 2021 albumem "Longing Miniatures" i trębacz Paweł Palcowski, o którego niedawno wydanym krążku "Influences" też pisaliśmy na naszych łamach. Wszyscy wymienieni muzycy, tak dojrzali jak młodsi, traktują jazz trochę jak muzykę klasyczną, z miłością pielęgnując tradycję z której nowoczesny jazz się wywodzi. Jest to także widoczne w doborze repertuaru, na który składają się wyłącznie standardy i to świetnie znane jak choćby Mala Waldrona "Soul Eyes" czy Milesa Davisa "All Blues". Gdyby ktoś miał obiekcje do tak konserwatywnego wyboru to warto w tym miejscu przytoczyć wypowiedź Arka Skolika, który tak go uzasadnił (link do żródła): 

"Kocham tradycję i standardy za ramy. Obecnie młodzi grają standard "na siedem", "na dziewięć", czyli w bardzo poważnych podziałach rytmicznych. Ja kocham to "cztery-czwarte" i wolne metra, cały czas pogłębiam swą wiedzę. Muzyka ma łagodzić obyczaje, słuchacz w klubie ma odpocząć. Ważny jest odbiór energii tu i teraz".

Przez lata w mojej duszy słuchacza jazzu - podobnie zresztą jak na łamach tego bloga czy w szerszej jazzowej sferze opiniotwórczej - toczył się zaciekły spór między zwolennikami jazzu tradycyjnego i tymi, który uważali że prawdziwy jazz może być wyłącznie awangardowy. Nagrania takie jak to uzmysławiają człowiekowi całkowitą bezprzedmiotowość tego sporu. Liczy się bowiem tylko i wyłącznie czy coś jest naprawdę dobrze zagrane. To jest największa herezja, to jest tajemnica poliszynela, to jest wielki, dziki słoń w salonie pełnym kryształów nie tylko światowego, ale i polskiego jazzu: DOBRZE ZAGRAĆ! Bo jeśli coś jest dobrze zagrane, to może to być dosłownie wszystko, jak udowodnił Miles Davis czyniąc z tak nieskomplikowanej, ordynarnie wręcz prostej piosenki jak "Someday My Prince Will Come", którą Królewna Śnieżka w disneyowskim filmie śpiewała Siedmiu Krasnoludom, jeden z najpiękniejszych standardów w historii jazzu.

Zatem wszystkie wykonceptualizowane projekty, awangardowe strasznie, progresywne niesamowicie mają sens tylko i wyłącznie wtedy jeśli są dobrze zagrane i brzmią jak należy. Bo w dobrze zagranej i pięknie brzmiącej muzyce szukamy harmonii, która jest nam potrzebna tak w świecie wewnętrznym jak i zewnętrznym. Szukamy doskonałości, której istnienie jest konieczne byśmy odnaleźli wewnętrzną przestrzeń, w której za niczym więcej nie trzeba już gonić, niczego pragnąć, wystarczy po prostu być, tu i teraz. A taką doskonałość jak pisał Antoine de Sainte-Exupery: " (...) osiąga się nie wtedy, gdy nie można już nic dodać, ale wtedy, gdy nie można już nic ująć". No, może poza nic nie znaczącą literką "l" ma okładce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz