Pages

środa, 1 maja 2024

Zespół Perkusyjny J. Bartza - "Ostryga Pustyni"

Zespół Perkusyjny Jerzego Bartza 

Włodzimierz Nahorny - sax, fl
Janusz Sidorenko - g
Jacek Bednarek - g
Jerzy Bartz - dr, perc
Sergiusz Perkowski - dr, perc
Józef Gawrych - dr, perc, marimba
Jerzy Woźniak - dr, perc, marimba

Tytuł albumu: Ostryga pustyni

Wydawca: GAD Records (2023)

Autor tekstu: Maciej Nowotny

Michał Wilczyński, szefujący wytwórni GAD Records, niezmordowanie przeczesuje archiwa i znajduje nagrania, które w wielu przypadkach każą przemyśleć historię polskiego jazzu na nowo. W przypadku tego pochodzacego z roku 1969 nagrania jednak... tak nie jest. Z jednej bowiem strony mamy tutaj - co jest intrygujące - kawałek rzadko granego jazzu ala exotica zagrany przez nieczęsto spotykany skład, w którym spotkało się aż czterech perkusistów czyli obok lidera Sergiusz Perkowski, Józef Gawrych i Jerzy Woźniak. Z drugiej strony nasz ewentualny zachwyt tą estetyką trwać będzie tylko do momentu, gdy przypomnimy sobie nagrania Lesa Baxtera i skonstatujemy, że polskie wersje są niemal wierną kopią oryginałów pióra tego klasyka muzyki "easy listening".

Czy zatem płyta ta jest zupełnym rozczarowaniem? Ale oczywiście nie! Po pierwsze udowadania ona jak uważnie polscy muzycy słuchali tego co się na świecie dzieje i jak eksperymentowali próbując jakoś wpleść różne wymyślone głównie za ocenanem estetyki w polską wrażliwość muzyczną. Dzięki takim próbom, tu podjętym przez Bartza i jego zespół, mozolnie i powoli przeszczepiane były na grunt polski nowe idee, szczególnie w obszarze rytmiki, oczywiście insprowane tradycją afrykańską i mające po kilku dekadach zupełnie odmienić język współczesnej polskiej muzyki improwizowanej (chociaż autor jest zdania, że ten proces ciagla trwa i mógłby postępować szybciej).

Po drugie, muzycy naprawdę świetnie się bawili grając te muzykę, której i dzisiaj słucha się przyjemnie, a horyzont kołysze się nam jakbyśmy płynęli transatlantykiem (gdzie zresztą ta muzyka też była grana) i wciagnęli już parę daiquiri. A wisienką na tym niekiedy aż za słodkim ciastku jest obecność na płycie Włodzimierza Nahornego, grającego o dziwo na flecie i saksofonie, zreszta świetnie. Nahornego, który ponadto dołożył tutaj jedną kompozycję o znamiennym tytule "Namiastka", która jest tak dobra i tak się wyróżnia spośród pozostałych na płycie, że przez chwilę można nawet ulec złudzeniu że ta muzyka to coś więcej niż dobre na wakacyjną kolację pitu pitu. Złudzenia ulegają rozwianiu szybko, ale pobłażliwy uśmiech nie znika nam z twarzy, bo muzycy włożyli w tę muzykę naprawdę sporo serca, to słychać, to cieszy i niech nam to wystarczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz