Pages

poniedziałek, 15 lipca 2024

Kosmos - “Kosmos”

Kosmos

Iwo Tylman - saksofon
Stanisław Szmigiero - fortepian
Kamil Guźniczak - kontrabas
Jan Ostalski - trąbka
Kacper Kuta - perkusja

Tytuł albumu: “Kosmos”

Wydawca: Audio Cave (2024)

Tekst: Robert Kozubal

Mniej więcej przed rokiem natknąłem się na płytę pt. Generacja Jazz z młodymi, nieznanymi polskimi zespołami. Moją uwagę przykuły w niej dwa utwory. W jednym z nich, muzycy wykonywali szaloną wariację melodii z bajki pt. Koziołek Matołek, z kompletnie zakręconym początkiem. Z czasem zapomniałem o płycie, z głowy wyparowała też nazwa grupy. Kawałek był jednak tak charakterystyczny, że gdy odsłuchiwałem po raz pierwszy debiutancki album grupy Kosmos pt. Kosmos, to aż podskoczyłem. To oni! Startu “Koziołka” nie da się z czymkolwiek pomylić! Po roku zespół Kosmos z Łodzi wraca, ale już z własnym, do tego bardzo dojrzałym albumem.

Trzeba z żalem, ale uczciwie zacząć, że Łódź (moje miasto) nie przoduje na jazzowej mapie Polski. Kilka lat temu jak rakieta wystrzelił zespół Macieja Tubisa, Tubis Trio, który jednak po nagraniu trzech świetnych płyt wyhamował, zaś jego lider skupił się na innych projektach oraz na pracy w łódzkiej Akademii Muzycznej im. Bacewiczów.

Na następców Tubis Trio - mam na myśli Kosmos - trzeba było czekać kilka lat. Co ciekawe zapewne panowie świetnie się znają, wszak Maciej Tubis jest wykładowcą fortepianu jazzowego oraz harmonii jazzowej w Katedrze Jazzu łódzkiej AM, gdzie studiował m.in. saksofonista Iwo Tylman, współzałożyciel Kosmosu. Warto dodać wpływ jeszcze jednego, dojrzałego muzyka, na wysoką jakość płyty Kosmosu - mam na myśli Jana Smoczyńskiego, pianistę, multiinstrumentalistę, kompozytora, aranżera, producenta muzycznego oraz realizatora dźwięku, w którego studiu Tokarnia, w dwóch podejściach, podczas których panowie zagrali dwukrotnie pełen materiał, nagrano płytę łódzkiej grupy. Członkowie Kosmosu podkreślają sami wagę postprodukcji, która była dla nich bardzo istotnym elementem wpływającym na ostateczną jakość całości.

“No nie wiem, czy będzie coś z tego. Może coś będzie” - mówi na końcu płyty jeden z członków zespołu. Niepotrzebna skromność! Kosmos doskonale wpisuje się w tegoroczne dokonania młodej fali polskiego jazzu - zespół stara się mówić własnym głosem, szuka oryginalnych brzmień i rozwiązań kompozycyjnych, choć nie da się się ukryć, że uchyla drzwi (jak wiele młodych kapel, przecież to ich naturalne środowisko) dźwiękom klubowego, radosnego grania w oparach rytmicznej elektroniki. Sami muzycy nie kryją, że płyta rodziła się również z tarcia różnorakich osobowości oraz wpływów, który każdy z muzyków wniósł podczas procesu tworzenia i improwizowania. Na szczęście wszyscy we wspólne granie włożyli to,co mają najlepszego i odnaleźli - cytując red. Przemysława Psikutę - własną planetę.

Z pewnością warto wyróżnić utwory Uć oraz Wenus. Ten pierwszy otwiera płytę, a wyraz jest zabawą słowną z nazwy miasta - Łódź.To żywiołowy utwór, który bardzo umiejętnie rozwija się do pięknie urwanego finału, drugi zaś jest swoistym stemplem, wizytówką całego zespołu - każdy muzyk na podczas “Wenus” improwizuje, rozwija skrzydła, zachwyca, pokazuje co potrafi. To taka jazzowa jazda bez trzymanki, rdzeń tej muzyki, który ja osobiście lubię najbardziej, gdy muzycy dają sobie swobodę i mają zachowany odpowiedni balans odwagi i umiejętności technicznych, aby zachwycać słuchaczy . No i jest długi jak ulica Piotrkowska po to, by każdy muzyk się wygadał. Poza tym jednak młodość poniosła Kosmos z umiarem, to nie jest muzyka w szalonych tempach (posłuchajcie jakże dojrzale i pięknie brzmią dęciaki Jana Ostalskiego i Iwo Tylmana w wybitnie spokojnym “Muratynie”), panowie grają rozsądnie, czasem melodyjnie (ale bez przesady) dobierają dźwięki z umiarem, rozmieszczają je w muzycznej przestrzeni mądrze, nawet wtedy gdy - jak utworze “Walc II” - puszczają wodze i naprawdę lecą improwizując - bo to w końcu kosmiczny jazz.

Podsumowując: niezły kosmos!

Jeden z najlepszych tegorocznych polskich debiutów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz