Pages

piątek, 4 października 2024

Luboš Soukup - "Scandinavian Impressions"

Luboš Soukup

Bastien Still - conductor
Luboš Soukup - sax (tenor/sopran)
David Droúžka - guitar
Vit Kristan - piano
Thommy Andersson - acoustic bass
Kamil Slezak - drums

Concept Art Orchestra
Benny Brown - trumpet
Gerhard Ornig - trumpet
Stepanka Balcarova - trumpet, flugelhorn
Stepan Janousek - trombone
Richard Sanda - trombone
Carlo Grandi - bass trombone

"Scandinavian Impressions" 

wyd. Czech Radio (2024)

Tekst: Szymon Stępnik

“Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie - nieskończoność czasu.”

Powyższe słowa, pochodzące z wiersza Williama Blake’a pt. “Wróżby niewinności”, znalazły się w książeczce dołączonej do “Scandinavian Impressions” - intrygującej propozycji od Luboša Soukupa nagranej we współpracy z orkiestrą symfoniczną czeskiego radia. Tematem przewodnim jest podróż śladami niejakiego “Slava”, dorastającego w Skandynawii Słowianina, jego dojrzewania, nauki, marzeń i aspiracji, które miał w obcej krainie. Jest to więc album koncepcyjny, gdzie każdy utwór miał za zadanie przekazanie jakiejś historii.

Pierwsze chwile przywodzą na myśl jednak inne skojarzenia, niż obraz życia w Skandynawii. Słuchacz doświadcza bowiem muzyki typowo filmowej, która przypomina raczej odświeżone klasyki Duke’a Ellingtona, aniżeli typowy jazz. Jest w tym niewątpliwa zasługa epicko grającej orkiestry, która nadaje odpowiedniej dostojności i kunsztu. Gdyby ktoś próbował wmówić, że album jest reinterpretacją motywów z czasów Złotej Ery Hollywood, łatwo dałoby się nabrać.

Muzyka jednak zmienia w pewnym momencie oblicze i pojawia się więcej jazzu. Barwne pejzaże przerywane zostają solo perkusyjnymi (często opartymi tylko na brzmieniu talerzy) i lirycznie śpiewającą gitarę elektryczną. Utwory często zataczają pętlę, co tworzy poczucie spójności i dopracowania.

Niemal każdy utwór ma w sobie coś zaskakującego. Dla przykładu “Quainonecora” jest nieco bardziej stonowona, z intymnym solem saksofonowym w towarzystwie skrzypiec. Ta poezja jazzowa znów w pewnym momencie, poprzez dźwięk harfy, przerwana zostaje próbą “ufilmowienia” całości.

Nie wiem, czy taki był zamysł, ale longplay jest bardzo przesiąknięty “dwoistością”. Z jednej strony jest jazz, a z drugiej kompozycje filmowe. W obu tych aspektach Luboš Soukup i jego ekipa dają radę. Kompozycje są barwne oraz liryczne, a gdy pojawia się już miejsce na improwizacje, muzycy popisują się bardzo fajnymi patentami (jak choćby wspomniane talerze albo chromatyczne dialogi między klawiszami i gitarą w “I have seen”). Nie słychać jednak tej zamierzonej Skandynawii, co trochę psuje przyjęty konspekt całości.

Choć to Luboš Soukup jest liderem, rzadko wychodzi na pierwszy plan. Krążek jest dziełem kolektywu, gdzie każdy muzyk zna swoje miejsce. Artyści są zwarci, dokładni — czasem aż za bardzo. To nie jest Miles Davis, który niczym w Bitches Brew albo Kind of Blue przynosił do studia tylko zarys kompozycji i pozwalał podopiecznym na eksperymenty. Tutaj mamy czysty perfekcjonizm bez zbędnych dźwięków. Lekkim zaskoczeniem mogą być brawa na widowni, które uświadamiają słuchaczowi, że album jest nagraniem koncertowym, ponieważ trudno uwierzyć w tak bezbłędne granie.

Nie jestem pewien, czy udało się osiągnąć zamierzony cel i opowiedzieć muzyczną historię, którą Lubos Soukup przedstawił w książeczce dołączonej do wydawnictwa. Mam wrażenie, że koncept, o którym chciał opowiedzieć słuchaczom, gdzieś przepadł. Owszem, wczytując się w tytuły poszczególnych kompozycji oraz uważnie słuchając zmian nastrojów, pomysł wciąż może się bronić, aczkolwiek ginie to w przepychu całości. Giną też trochę skandynawskie klimaty. Niemniej jednak — staranność, harmoniczność, subtelność i perfekcjonizm muzyczny, to coś, czym “Scandinavian Impressions” może się szczycić. Płyta ponadto spodoba się nie tylko miłośnikom jazzu, ale też fanom muzyki filmowej — szczególnie tym, którzy uwielbiają stare, klasyczne ścieżki.

środa, 2 października 2024

Asia Czajkowska – "Pianissima"

Asia Czajkowska 

Skład:
Asia Czajkowska – wokal, słowa, muzyka
Jacek Cichocki – fortepian, muzyka
Andrzej Frołow – fortepian, muzyka
Bogdan Hołownia – fortepian, muzyka
Tomasz Lewandowski – fortepian, muzyka
Michał Maciudziński – fortepian, muzyka, słowa
Igor Nowicki – fortepian, muzyka
Mateusz Sobiechowski – fortepian, muzyka
Bartek Staszkiewicz – fortepian, słowa, muzyka
Sebastian Zawadzki – fortepian, muzyka, słowa
Agnieszka Niezgoda – słowa
Małgorzata Trzpil – słowa

"Pianissima" (2024)

Tekst: Mateusz Chorążewicz

Album "Pianissima" to projekt wyjątkowy, który powstawał przez ponad dekadę, dając słuchaczowi możliwość odkrywania toruńskiej sceny pianistycznej w kameralnym, intymnym wydaniu. Asia Czajkowska, wokalistka o ciepłym, lekko nostalgicznym głosie, łączy siły z dziewięcioma pianistami, tworząc zbiór delikatnych, nastrojowych duetów piano-wokal. Już sama koncepcja albumu – oparcie każdego utworu na duecie wokalno-fortepianowym – jest ciekawym rozwiązaniem, ale jeszcze bardziej intryguje zestawienie tak wielu różnych muzycznych osobowości.

Największym atutem płyty jest właśnie zróżnicowanie poszczególnych utworów, choć jest to zróżnicowanie bardzo subtelne. Każdy z pianistów wnosi swoje charakterystyczne brzmienie i podejście do kompozycji. Dla przykładu, Mateusz Sobiechowski wyróżnia się w utworze "Król słów" swoimi harmonicznymi rozwiązaniami, które od razu przywodzą na myśl jego styl. Chociaż ta różnorodność w stylu akompaniamentu mogłaby budzić obawy o brak spójności, to w przypadku "Pianissimy" działa to wręcz odwrotnie – album staje się przez to ciekawszy i bogatszy. Słuchacz ma możliwość przeżywania różnych emocji i nastrojów, które, mimo zmieniających się pianistów, wciąż spina w całość głęboki i refleksyjny głos Czajkowskiej.

Jednak nie wszystko na tej płycie wypada idealnie. Choć większość utworów została zaśpiewana w języku polskim, co samo w sobie jest miłym akcentem, jeden z nich, zupełnie niespodziewanie, pojawia się po angielsku. Wprowadza to pewien zamęt i niepotrzebnie wybija z nastroju stworzonego przez poprzednie kompozycje. Po kilkudziesięciu minutach subtelnej, polskojęzycznej liryki, nagła zmiana na angielski wydaje się zabiegiem nie do końca przemyślanym.

Pod względem emocji album jest niezwykle stonowany. "Pianissima" to propozycja pełna nostalgii, która zmusza słuchacza do refleksji i zanurzenia się w melancholijny nastrój. Znajdziemy tu stosunkowo niewiele dynamicznych momentów, które mogłyby wprawić nas w ruch – jest to muzyka głównie do kontemplacji, a nie do tańca. Subtelne, wyważone emocje dominują przez cały czas trwania albumu, co tworzy jednolity, spokojny klimat.

Na uwagę zasługuje również fakt wydania płyty bez szyldu żadnego wydawnictwa. Zabieganie na siłę o zainteresowanie wytwórni często jest pozbawione sensu – nie gwarantuje ani sukcesu artystycznego, ani komercyjnego. „Pianissima” jest dowodem, że opanowując podstawowe procesy formalne, album można wydać samodzielnie. Nie rzadko taniej i lepiej, zachowując przy tym pełną kontrolę nad procesem twórczym.

Podsumowując, "Pianissima" to album niezwykle ciekawy, zarówno pod względem konceptu, jak i wykonania. To płyta, której warto poświęcić czas, zwłaszcza jeśli poszukuje się muzyki refleksyjnej i subtelnej.