Pages

wtorek, 31 marca 2015

Bartłomiej Oleś & Tomasz Dąbrowski - Chapters (2015)

Bartłomiej Oleś & Tomasz Dąbrowski

Bartłomiej Oleś - drums
Tomasz Dąbrowski - trumpet

Chapters

FM 15-012




By Mateusz Magierowski

Braci Olesiów - perkusistę Bartłomieja i kontrabasistę Marcina zwykło się postrzegać nieomal jako jeden muzyczny organizm. Nie powinno to jednak dziwić, biorąc pod uwagę zarówno stopień wypracowanego przezeń muzycznego porozumienia, jak i będącą jego efektem liczbę wspólnych przedsięwzięć artystycznych, znaczonych kolejnymi wysokiej klasy krążkami. Można wśród nich odnaleźć tak płyty nagrane z legendami polskiego jazzu (Andrzej Przybielski) jak i tuzami międzynarodowej sceny jazz/impro - by wspomnieć Theo Jorgensmanna, Kena Vandermarka, Kenny'ego Wernera czy Erika Friedlandera. Projekty realizowane przez braci z osobna to przede wszystkim nagrania solowe, by wspomnieć w tym miejscu "Free Drum Suite" Bartłomieja czy aranżacje muzyki Ornette'a Colemana na kontrabas solo w wykonaniu Marcina.

Najnowsza płytowa propozycja, na której perkusję Bartłomieja usłyszeć można bez nieomal nieodłącznego towarzystwa kontrabasu Marcina nie jest jednak nagraniem solowym, co sugerować może chociażby okładkowe zdjęcie, z którego spogląda na słuchacza autor niemal wszystkich zarejestrowanych na krążku kompozycji. Jego muzycznym towarzyszem stał się tym razem jeden z najbardziej utalentowanych i płodnych artystycznie polskich trębaczy jazzowych - Tomasz Dąbrowski, mający na koncie projekty z postaciami formatu Tyshawna Soreya czy Pheeroana akLaffa.

Analizując architekturę kompozycji Olesia można mieć nieodparte wrażenie, że charakterystyczny sound Dąbrowskiego świetnie dopełnia specyficzny nastrój zapisanej na "Chapters" muzyki, w której leniwa melancholia przeplata się z intensywniejszymi, nasyconymi brzmieniowo eskapadami. Wiele jest podczas tego godzinnego dialogu momentów, kiedy to obaj muzycy operują  zgodnie w jednym ze stylistycznych idiomów. To nie one jednak, a kontrapunkty, w których wyrazista rytmika Olesia zderza się z refleksyjną, przytłumioną trąbką Dąbrowskiego stanowią w moim przekonaniu największy atut zapisanej na tej płycie muzyki. Bartłomiej Brat  - pomysłodawca całego projektu sprawdza się nań nie tylko jako  lider z przysłowiowym "nosem" do współpracowników czy wzięty kompozytor, ale dowodzi również swojej mocnej pozycji w czołówce polskiej jazzowej perkusji.  Imponuje zarówno wówczas, kiedy z precyzją tworzy zróżnicowaną strukturę rytmiczną całości, jak i podczas frapujących zabaw barwą.

"Chapters" to spójna, ale jednocześnie obfitująca w szereg intrygujących brzmieniowych faktur oraz harmonicznych kontrastów propozycja, co czyni zeń wart dogłębnego przestudiowania rozdział w twórczości tak Olesia, jak i Dąbrowskiego. 

poniedziałek, 30 marca 2015

Katowice JazzArt 2015


30 kwietnia to roku Światowy Dzień Jazzu ogłoszony przez UNESCO. Tego dnia na całym świecie jazz dominuje w klubach i salach koncertowych. W Polsce jedną z największych imprez stworzonych z myślą o świętowaniu tego dnia jest Katowice JazzArt Festival. 

Hasłem tegorocznej edycji (21 – 30 kwietnia) są słowa Herbie'ego Hancocka: "The spirit of jazz is the spirit of openess". Duch otwartości i twórczej wolności unosi się nad całym programem tegorocznego JazzArtu. Najlepszym na to dowodem jest zaproszenie do Katowic wirtuoza fortepianu preparowanego znanego pod pseudonimem Hauschka (23 kwietnia). 

Na JazzArcie od samego początku dobrze czuli się muzycy krążący po podwójnej orbicie: wokół jazzu i world music. Takie elementy znajdziemy na koncercie Psychomagia: Blumenkranz's Abraxas plays Masada Book Two (25 kwietnia). Kwartet Abraxas prowadzony przez wirtuoza lutni oud i gimbri Shanira Ezry Blumenkrantza wykona utwory skomponowane dla nich przez Johna Zorna i zamknięte w albumie „Psychomagia”. Jeszcze bliżej współczesnego folku jest portugalska wokalistka Maria João (27 kwietnia) czy malijski muzyk Bassekou Kouyate (finałowy koncert 30 kwietnia). 

Ci, którzy rok temu wybrali się na JazzArcie na koncert Kronos Quartet, ucieszą się z wizyty byłego członka kwartetu Jeffrey’a Zeiglera (29 kwietnia). A dla wielbicieli jazzowej klasyki Katowice przygotowały koncert jedynego w swoim rodzaju Joe Lovano (tym razem z Village Rhythms Band, 28 kwietnia) oraz James Carter Organ Trio (24 kwietnia).

Katowice JazzArt Festival organizuje Instytucja Kultury Katowice – Miasto Ogrodów w ramach obchodów 150-lecia miasta.

21 kwietnia (wtorek), godz. 19
Stacey Kent (US/UK)
Sala Teatralna Pałacu Młodzieży (ul. Mikołowska 26)
Bilety: 30 i 40 zł

Każdy, kto słucha śpiewu Stacey Kent ma wrażenie, że śpiewa wyłącznie dla niego – pisali krytycy komplementując aksamitny głos amerykańskiej wokalistki i opisując atmosferę intymności, jaka tworzy się pomiędzy nią a słuchaczami na każdym koncercie. Urodzona i wychowana w Stanach Zjednoczonych, po szkole przeniosła się do Londynu, który stał się jej domem i tam w połowie lat 90. XX wieku zaczęła się jej światowa kariera. Dotychczasowe 10 płyt studyjnych (od 2007 roku dla prestiżowej wytwórni Blue Note/EMI) przyniosło Stacey Kent liczne nagrody w konkursie BBC Jazz Awards. Jej styl przyrównuje się dziś do największych głosów XX wieku: Elli Fitzgerald i Billie Holiday. 

22 kwietnia (środa), godz. 20
Cuefx Band (PL)
Old Timers Garage (ul. Jankego 132)
Bilety: 15 zł

Zespół powołany w 2012 roku przez Jacka Latonia aka Cuefx. Początkowo projekt studyjny, współtworzony z wokalistką jazzową Agnieszką Twardoch, ewoluował do obecnej formy soundsystemu koncertowego. Kwintet współtworzą: Aleksander Papierz – saksofon, Robert Zając – gitara oraz Michał ROSA Rosicki – realizator dźwięku, odpowiedzialny za koncertowe brzmienie zespołu. Podstawową koncepcją bandu jest improwizacja, często noise i dekonstrukcja własnych utworów. Cuefx występował przed koncertami Tricky'ego podczas jego zeszłorocznej trasy koncertowej po Polsce.

23 kwietnia (czwartek), godz. 20
Hauschka (DE)
Kościół ewangelicki (ul. Warszawska 18)
Bilety: 20 i 30 zł

Artysta, fortepian i walizka urządzeń i przedmiotów, które sprawiają, że instrument nie brzmi już tak samo. Hauschka, czyli Volker Bertelmann, jest wirtuozem fortepianu preparowanego. Dzięki pomysłowym interwencjom we wnętrzu instrumentu, Hauschka potrafi osiągnąć efekty, dla których inni potrzebują zaawansowanej elektroniki. Sam nie unika też wykorzystywania mikserów. Choć jest klasycznie wykształconym pianistą, grał i śpiewał w grupie rockowej, a nawet tworzył duet hiphopowy. Pierwszą płytę nagraną na preparowanym fortepianie wydał w 2005 roku. Szybko zdobył uznanie. Dziś porównywany jest do Steve’a Reicha czy Johna Cage’a, pioniera tej eksperymentalnej formy. 

24 kwietnia (piątek) godz. 19
James Carter Organ Trio (US)
Sala Teatralna Pałacu Młodzieży (ul. Mikołowska 26)
Bilety: 20 i 30 zł

„Jazz Times” nazwał Jamesa Cartera jednym z najbardziej ekscytujących wirtuozów saksofonu we współczesnym świecie muzyki. Zwrotem w jego karierze było zaproszenie do nowojorskiego zespołu przez Lestera Bowie, które otworzyło Jamesowi Carterowi drzwi do muzycznego świata. Dał się poznać nie tylko jako utalentowany saksofonista grający na wszystkich odmianach instrumentu, ale również jako wyśmienity klarnecista i flecista. Prawdziwy ulubieniec czytelników magazynu Down Beat, którzy w swoim plebiscycie umieścili go na szczycie listy najlepszych saksofonistów barytonowych i na drugim miejscu wśród wirtuozów saksofonu tenorowego. James Carter Organ Trio to projekt, w którym saksofoniście towarzysz perkusista Leonard King i grający na organach Hammonda Gerard Gibbs. 

25 kwietnia (sobota), godz.20
Psychomagia: Blumenkranz's Abraxas plays Masada Book Two (US)
Jazzclub Hipnoza (pl. Sejmu Śląskiego 1)
Bilety: 20 i 30 zł

Czytanie z „Księgi Aniołów” Johna Zorna w wykonaniu kwartetu Shanira Ezry Blumenkrantza Abraxas. Blumenkranz – basista, wirtuoz lutni oud i gimbri – od 1999 roku wziął udział w 25 projektach wydawnictwa Tzadik Zorna. Tym razem z trzema innymi muzykami interpretuje wybór jego kompozycji z bogatego zbioru „Księga Aniołów”, stanowiącego drugą Księgę Masady, inspirowanej tekstami autorów z tak różnych epok, jak Giordano Bruno czy Alejandro Jodorowski.
Zamknięte w albumie „Psychomagia” utwory łączą mroczne klezmerskie rytmy i melodie z punkowo-jazzową energią. Sefardyjskie pochodzenie Blumenkranza grającego na trójstrunowej lutni gimbri nadaje im dodatkowy, orientalny charakter. Jak o swoje muzyce mówią sami artyści, jest to „rytualny żydowski rock XXI wieku”.

26 kwietnia (niedziela), godz. 20
Troyka (UK)
Jazzclub Hipnoza (pl. Sejmu Śląskiego 1)
Bilety: 20 i 30 zł

Nazwa tego brytyjskiego zespołu jest adekwatna do składu – Troyka jest triem złożonym z gitarzysty (Chris Montague), klawiszowca (Kit Downes) i perkusisty (Joshua Blackmore). Przed założeniem zespołu z tej trójki tylko Kit Downes miał do czynienia z jazzem. Dlatego razem grają jazz zaprawiony momentami elektroniczną muzyką taneczną, bluesem i rockiem. Nic dziwnego, że media nazwały ich „King Crimson generacji epoki iPoda”. Z kolei energetycznymi koncertami zasłużyli sobie na porównanie z Polar Bear. Rosyjska nazwa zobowiązuje – strona graficzna ich płyt nawiązują do stylistyki rodem z ZSRR. Teraz promują trzeci krążek  „Ornithophobia”.

27 kwietnia (poniedziałek) godz. 19.30
Maria João (PT)
Sala kameralna NOSPR (pl. Wojciecha Kilara 1)
Bilety: 20 i 30 zł

Portugalska wokalistka, dla której jazz nie ma granic. Muzyka etniczna, elektroniczna czy symfoniczna – od 30 lat Maria João poszukuje inspiracji wszędzie tam, gdzie wiedze ją doskonała muzyczna intuicja. W swojej karierze współpracowała m.in. z doskonałym perkusistą Manu Katche, gwiazdką Katowice JazzArt Festivalu 2013. Publiczność Katowice JazzArt Festival 2015 zobaczy ją w projekcie Ogre, który łączy jazz z muzyką elektronicznym. Maria João towarzyszy czterech muzyków grających na instrumentach klasycznych i elektronicznych. Projekt Ogre ujrzał światło dzienne w 2012 roku wraz z płytą „Elektroacustico”.

28 kwietnia (wtorek) godz. 19.30
Joe Lovano Village Rhythm Band (US)
Sala kameralna NOSPR (pl. Wojciecha Kilara 1)
Bilety: 30 i 40 zł

New York Times okrzyknął go „jednym z największych muzyków w historii jazzu”. Tajemnicą jego sukcesu jest odwaga, z jaką penetruje nowe muzyczne ścieżki. Kariera saksofonisty była mu pisana od urodzenia, bo Lovano był synem saksofonisty Tony'ego „Big T” Lovano. Na proroczym zdjęciu z dzieciństwa matka trzyma go w rękach wraz z saksofonem ojca. Karierę zaczął w latach 70. XX wieku, ale z prawdziwymi tuzami jazzu zaczął grywać jako muzyk zespołu Paula Motiana, do którego dołączył w 1981 roku. Stał na jednej scenie z Herbie Hancockiem, Johnem Scofieldem, McCoy Tynerem czy Ornettem Colemanem. Potwierdzeniem jego pozycji byłą nagroda Grammy, którą zdobył w 2001 roku. Do Katowic przyjedzie z Village Rhythm Band, w którym Nowy Jork spotyka się z nigeryjskim Lagos.

29 kwietnia (środa), godz. 19.30
Jeffrey Zeigler (US)
Klub Prokultura (ul. Jagiellońska 17a, wejście od ul. Królowej Jadwigi)
Bilety: 20 i 30 zł

Finałem Katowice JazzArt Festivalu 2014 był koncert słynnego Kronos Quartet. Nawiązaniem do tego wydarzenia będzie w tym roku występ Jeffreya Zeiglera, wiolonczelisty, który przez osiem sezonów współtworzył ten najsłynniejszy amerykański kwartet smyczkowy. Perfekcja i przekraczanie granic, znak rozpoznawczy Kronosów, to także cechy, które charakteryzują jego solową karierę. Dlatego równie dobrze sprawdza się grając z orkiestrą symfoniczną kierowaną przez Mścisława Rostropowicza, jak akompaniując Tomowi Waitsowi. Lou Reed powiedział o nim kiedyś: „utalentowany muzyk z pięknymi chwytami”. Jego solowy projekt „Something of Life” to zbiór kompozycji takich mistrzów jak Phillip Glass czy John Zorn. Ten sam John Zorn, którego muzykę usłyszymy wcześniej w wykonaniu kwartetu Abraxas Shanira Ezry Blumenkrantza. Koncert Jeffrey’a Zeiglera poprzedzi występ formacji Babie Lato.

30 kwietnia (czwartek), godz. 19
Bassekou Kouyate&Ngoni ba (ML)
Kinoteatr Rialto (ul. Św. Jana 24)
Bilety: 30 i 40 zł

Finał festiwalu w rytmie muzyki z Mali. Bassekou Kouyate jest wirtuozem instrumentu ngoni, rodzaju lutni od stuleci znanej w Zachodniej Afryce. Gra na nim od 12 roku życia. Krytyk magazynu „Time Out” opisał jego kunszt słowami: „Bassekou Kouyate zakrzywia nuty jak promienie słońca w upale pustyni”. Tym talentem dzielił się z wieloma muzykami, w tym grając na jednej scenie z Paulem McCartneyem czy Damonem Albarnem. Jego album „Jama ko” był wielokrotnie okrzyknięty Najlepszym Albumem World Music 2013 roku. Do Katowic przyjedzie ze swoim zespołem Ngoni ba.

30 kwietnia (czwartek), godz. 21
Moon Hoax (PL)    
Alladin Killers (PL)
Klub Prokultura (ul. Jagiellońska 17a, wejście od ul. Królowej Jadwigi)
Bilety: 15 zł

niedziela, 29 marca 2015

Mateusz Puławski Lunar Quartet - Half Moon Heart (2014)

Mateusz Puławski Lunar Quartet

Mateusz Puławski - guitar
Gideon Tazelaar - tenor saxophone
Hendrik Mueller - double bass
Stefan Franssen - drums
Esther van Hees - vocals, lyrics

Half Moon Heart (2014)


By Alek Jastrzębski

"Szczere, romantyczne ballady i ogniste kawałki zapakowane we współczesny jazz" - zachęca napis na tylnej części opakowania debiutanckiej płyty formacji młodego i utalentowanego gitarzysty jazzowego Mateusza Puławskiego. Nie są to czcze słowa, bo na "Half Moon Heart" znajdziemy to wszystko pod postacią siedmiu autorskich kompozycji, inspirowanych życiem muzyka. Ponadto na płycie znalazła się też interpretacja utworu Joe Zawinula - "Midnight Mood". 

Puławski, wyjaśniając koncepcję albumu, wspomina, że jako muzyk jazzowy zawsze trzymał się wymaganej konwencji czy stylu muzycznego. Natomiast w projekcie Mateusz Puławski Lunar Quartet gitarzysta podąża za swoim wewnętrznym muzycznym głosem, odkładając zasady i konwencje na półkę z podręcznikami, i daje się ponieść muzyce, którą czuje. Nie uchyla się też przed wyjaśnieniem genezy nazwy zespołu, tłumacząc, że księżyc był zasadniczą częścią inspiracji, pod wpływem której zebrał muzyków i komponował.

I faktycznie już w otwierającym płytę "What Saturday Brings" prócz niczym nieskrępowanej wolności można doszukiwać się analogii z naturalnym satelitą Ziemi, który nieustannie tkwi wśród gwiazd, choć nie zawsze możemy go dostrzec. Tak jest też z formą tego utworu, którą w jednej chwili słychać wyraźnie, a za moment trudno ją odszukać w meandrach improwizacji. Nie jest to bynajmniej wadą, a ciekawym zabiegiem, dzięki któremu miałem wrażenie, że miejscami flirtujemy już z nurtem free, a w rzeczywistości wszystko było uporządkowane. Bardzo przypadł mi też do gustu początek utworu, w którym poszczególne instrumenty zdają się nieśmiało poznawać nawzajem, po czym wyruszają w improwizacyjną przygodę. Zawsze ceniłem umiejętność budowania historii muzyką instrumentalną i ta sztuka z pewnością udała się Puławskiemu. 

Jednak nie samymi instrumentami żyje człowiek i na krążku znalazło się też miejsce na wariant wokalny dwóch utworów: "19th Day of the Moon Cycle" i "The City of Lost Feeling and Betrayed Emotion". Szczególne wrażenie wywarł na mnie ten pierwszy ze względu na przepiękną melodię, której uroku dodaje subtelny i pozbawiony zbędnego efekciarstwa głos belgijskiej wokalistki Esther van Hees. W połączeniu z ciekawą harmonią, dobrym tekstem i jak zawsze wyważonymi partiami solowymi, otrzymaliśmy, moim zdaniem, perełkę. Według mnie jest to też najlepszym dowodem na to, że lider kwartetu jest nie tylko świetnym gitarzystą, ale i kompozytorem z interesującymi pomysłami.

Początkowo nieco zasmucił mnie fakt, że wspomniane wcześniej "19th Day of the Moon Cycle" i "The City of Lost (...)" występują w dwóch wersjach, bo chętniej usłyszałbym w tym miejscu dwa zupełnie nowe utwory. Jednak po kilku przesłuchaniach pożegnałem się ze smutkiem, bowiem poszczególne wersje różnią się od siebie na tyle, że słucha się ich bez niepokojącego déjà vu. Szkoda też, że wewnętrzna strona okładki zawiera jedynie tekst do "19th Day of the Moon Cycle". Być może ma to podkreślić wagę tego utworu, choć niewykluczone też, że słowa drugiej kompozycji zostały na ciemnej stronie Księżyca.

"Half Moon Heart" to bardzo dobra płyta, którą polecam przede wszystkim fanom gitary jazzowej, bo w partiach tego instrumentu dzieje się wiele ciekawych rzeczy - zarówno w solówkach, jak i grze akordowej. Miłośnicy instrumentalnego jazzu, którzy nie faworyzują specjalnie żadnego instrumentu, również powinni być usatysfakcjonowani, bo w ciągu tych 55. minut jazzowej przygody trudno o nudę. Utwory są zróżnicowane stylistycznie, dzięki czemu na krążku usłyszymy nie tylko ballady jak np. "Midnight Mood" i przepełnione smutkiem "How to Say Goodbye", z częściowo smyczkową partią kontrabasu, ale i bardziej żywiołowe kompozycje, jak porywające "And if I Return the Same Night". 

Na plus należy też zaliczyć fakt, że gitarzysta nie stroni od metrum trójdzielnego. Dodatkowo warto podkreślić, że "Half Moon Heart" jest płytą wymagającą poświęcenia jej całej uwagi. W przeciwnym razie możemy przegapić mnogość detali, które licznie przyzdabiają poszczególne utwory. Czasem chodzi o dogranie przez gitarzystę paru dodatkowych dźwięków pod linią wokalu, innym razem zaś o podbicie przez perkusistę frazy solisty. Różnica zdaje się być subtelna, ale gdy już ją poznamy, nagle okazuje się równie znacząca, jak między nocnym niebem, na którym widzimy jedynie Księżyc, a takim, na którym dostrzeżemy też gwiazdy. Warto posłuchać - nie tylko nocą.

sobota, 28 marca 2015

Piotr Wylezol - Improludes (2014)

Piotr Wyleżoł

Piotr Wyleżoł - piano

Improludes 

Hevhetia






By Maciej Nowotny

W języku angielskim istnieje wyrażenie "best of two worlds", które dość trudno przetłumaczyć na język polski. Wskazuje ono na ograniczenia, jakie w naszym myśleniu narzuca powszechny dla naszej europejskiej kultury dualizm. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale próbując zrozumieć świat instynktownie i podświadomie, sprowadzamy wszystko do prostych przeciwstawień: dobro i zło, ciało i umysł, duch i materia. Takie dualistyczne myślenie znajduje oczywiście swoje miejsce także w muzyce, a jednym z jego przejawów jest znane od wieków przeciwstawienie "sztuki starej", czyli klasyki, i "sztuki nowej", nazwijmy ją awangardą.

Granice tego, co klasyczne, a co awangardowe, przesuwają się oczywiście co pokolenie, raz młodzi są zwróceni bardziej ku przyszłości, innym razem odkrywają to, co zostało zapomniane, ale dynamika samego procesu jest niezmienna. Może dlatego, że przynosi on muzyce korzyść, sprawia, że aktualizuje ona swój język, zachowując atrakcyjność dla kolejnych generacji. I dlatego być może dość często bywa tak, że to, co najciekawsze pod względem artystycznym, rodzi się gdzieś na styku, zawierając to, co najlepsze z obu światów.

Jeśli ktoś szukałby przykładu dla opisanego wyżej fenomenu we współczesnej muzyce jazzowej, śmiało sięgnąć może po najnowszy krążek Piotra Wyleżoła. Rok 2014 przejdzie w naszym jazzie do historii jako rok wyśmienitych albumów nagranych solo, z których lwią część nagrali pianiści. Wymienić wystarczy chociażby "Mazurki" Marcina Maseckiego, "15 Studies For The Oberek" Piotra Orzechowskiego czy "Eleven Songs" Kuby Płużka. Powinno się się wśród nich znaleźć i "Improludes" Wyleżoła, jak sam tytuł wskazuje inspirowany tak tradycją klasyczną, choćby formą dobrze nam znanych szopenowskich preludiów, jak i duchem improwizacji, określających tożsamość współczesnej muzyki, w tym jazzowej.

Od lat śledzę karierę Piotra i niektóre z jego płyt należą do moich ulubionych w polskim jazzie w ogóle, jak choćby przedostatni jego album "For You", nagrany w duecie z kontrabasistą Adamem Kowalewskim, którym zwyczajnie po ludzku i szczerze mówiąc zachwyciłem się. "Improludes" także mnie nie rozczarowały, a za szczególnie cenne uważam, że Wyleżoł nikogo tak w Polsce, jak  i na świecie nie naśladuje, nie ulega przelotnym modom i trendom, lecz konsekwentnie gra swoją własną muzykę. Jego styl charakteryzuje wspaniały pianistyczny warsztat, wielka dbałość o brzmienie, o detal, a nadto elegancja, jasność i przejrzystość języka, którym się posługuje, sprawiająca, że gdy słucha się jego muzyki, człowiek ma to wyjątkowe wrażenie, że instrument nie stoi na przeszkodzie emocjom, które artysta chce przekazać swoim odbiorcom.

Zawieszona między tym, co dobrze znane z muzyki klasycznej, lecz na tyle własna, by zaskakiwać i brzmieć świeżo, muzyka "Improludes" nie jest ani klasyczna, ani awangardowa, ani trudna, ani banalna, ani odkrywcza, ani wtórna. Ma ona tę najważniejszą cechę dla naprawdę udanych wytworów artystycznych, że bez względu na to, czy się słuchaczowi propozycja przedstawiona przez artystę spodobała czy nie, to ma wrażenie, iż słuchając jej nie stracił czasu.


piątek, 27 marca 2015

Lotto - Ask The Dust (2014)

Lotto

Łukasz Rychlicki - guitar
Mike Majkowski - double bass
Paweł Szpura - drums

Ask The Dust

Lado ABC C/21




By Dirk Blasejezak

When I received this record to review I didn’t know anything about Mike Majkowski (shame on me), this is even more surprising since he has been around in Berlin for a while and has chosen this as his second home, and he is of course often playing live here. Fortunately only a few days later I had the opportunity to see him play live – that evening with his Fabric Trio (together with the German saxophonist Frank Paul Schubert and Greek drummer Yorgos Dimitriadis, as well as two guest musicians) – and it was a great concert during which his ingenuity enormously impressed me.

While researching I noticed that he was also part of the great album "Nature Moves" by the Wacław Zimpel To Tu Orchestra. Incidentally there was also a second member of the trio involved: Paweł Szpura. Both also know each other from "Mikołaj Trzaska Gra Roze" (dating from 2013). Paweł Szpura is of course well known as he played on some of my favorite records by Hera and Cukunft. Only about Łukasz Rychlicki I know nothing to say. It seems he is not to be heard on many albums yet, but I very much hope that this will change soon. I'm generally not a very big fan of jazz guitar, but that's what I like about Łukasz Rychlicki: his playing doesn’t sound like one of those boringly strummed guitars, instead he plays a very rocking guitar, distorted and very variable.

The recordings for "Ask The Dusk" took place in August 2013, after the final mix a year later, a limited number of 300 vinyl copies were released in December 2014. A digital version can of course be downloaded from the bandcamp page of the band (see below). Naturally, in such a trio the guitar is the dominant instrument (or the piano in "Gremlin-prone"). And on a first listening of this album too, bass and drums remain in the background. However, it is worthwhile to listen to it more closely, because the two do much more than just accompany. Overall I would range in the sound somewhere between Suicide and Desert Rock, in the context of jazz, of course. An impression, the rhythm section strongly supports. The trio doesn’t produce "Walls of Sound", but instead a rhythmically sophisticated framework. It also reminds me a bit of Loskot’s “Sun”.

Maybe the strong emphasis on rhythm is also one of the weaknesses of the album (if you want to call it weakness), as unfortunately it lacks melodies – I’m not sure though if you would necessarily need melodies here, but every now and then the recognition value gets lost. Nevertheless, this record is a great example of the possibilities that can arise when open minds combine jazz and rock!

środa, 25 marca 2015

Wojciech Konikiewicz – Another Form Of Communication (1993)

Wojciech Konikiewicz

Wojciech Konikiewicz - piano
Zbigniew Wegehaupt - bass
Cezary Konrad - drums

Another Form Of Communication

ARTING



By Adam Baruch

This is a beautiful and sadly little known album by the Polish Jazz pianist/composer Wojciech Konikiewicz. The album presents six original compositions by Konikiewicz, performed on piano solo (the two opening tracks) and in a trio setting (the remaining four tracks, recorded live) with the wonderful late bassist Zbigniew Wegehaupt and drummer Cezary Konrad, recorded at the Warsaw Music University. The album was released first as an exquisitely packaged promotional gift by the prestigious Paris based communication and design firm Arting, which is today a highly sought-after collector's item, and which I was honored to receive from the Artist himself. Later on it was released commercially in Poland by Koch, but is of course completely gone from the market.

The album presents the gentle/lyrical side of Konikiewicz, who weaves beautifully melodic themes and improvises at length, slowly developing his ideas and exposing fragment after of his inner soul to the listener. The album completely lacks any attempts of flashy display of technique or self-centered showmanship, and is simply all about the music and its sound and feeling.

The trio tracks are a superb example of the classic piano trio format, with all three musicians listening to each other with obvious sympathy and respect. Personally I feel that these tracks are also some of the most beautiful pieces Wegehaupt ever recorded (and I know all of his work intimately), with fabulously crafted solos, full of finesse and emotion, being another added value of this project. He was definitely, in the words of Konikiewicz, a great poet of the bass.

In retrospect I can say that the fact that this music in unavailable to the Polish Jazz connoisseur is a crying shame. All those forgotten albums truly deserve a proper reissue, as they are beyond a shadow of a doubt, part of the Polish Jazz legacy, which deserves to be cherished and preserved. It today's "one minute attention span" world, pieces of art like this one are simply islands of sanity.

wtorek, 24 marca 2015

Yankel Band – W Lodzkiej Szkole Filmowej (2015)

Yankel Band

Piotr Przybył - violin
Krzysztof Kociszewski - guitar
Bogdan Grad - guitar
Maksymilian Pelczarski - accordion
Krzysztof Ścierański - bass
Thomas Celiz Sanchez - percussion

W Lodzkiej Szkole Filmowej

PRIVATE EDITION

By Adam Baruch

This is a live recording by the Polish ensemble called Yankel Band, which hails from the town of Lodz and plays mostly original instrumental music. The ensemble is a quartet and comprises of violinist Piotr Przybył, guitarists Krzysztof Kociszewski and Bogdan Grad and accordionist Maksymilian Pelczarski. For the concert captured on this DVD the band was expanded to a sextet with the inclusion of the Polish Jazz bass legend Krzysztof Ścierański and Mexican (resident in Poland) percussionist Thomas Celiz Sanchez. The sextet performs five compositions, four of which are originals composed by Przybyl and Kociszewski (two each) and the remaining one is a Yiddish standard.

Contrary to the band's name, which suggests an association with Jewish Music and Culture, the ensemble presents an amalgam of Jazz and World-Music influences, mostly of Gypsy and other European folkloristic sources, but not connected to Jewish music per se. The inclusion of the Yiddish standard seems a bit out of place, as if used only to justify the band's name?

All the musicians involved in this project are highly professional players with extensive experience, and they manage to create an intimate almost acoustic ambience, cooperating with each other splendidly. The tunes receive expanded arrangements, stretched out to allow elaborate solo parts by all the participants. Many of these solos are truly excellent, musically coherent and even bordering on virtuosity. Scieranski is still in excellent shape and still leaves most other Polish electric bassist way behind.

However, the band fails to present a truly original voice overall, and sounds like numerous other ensembles playing similar material in Poland, not mentioning the World over. Nevertheless the concert is definitely worthy of the attention of fans of improvised melodic World Music, and should be enjoyed by most listeners.

As to the video component of this DVD, it is honestly rather unexciting. Watching six musicians standing in a circle and exchanging licks is as interesting visually as licking ice. Releasing this material in audio form would have been more than enough. But of course that is not my call… Enjoy!

niedziela, 22 marca 2015

Kilka pomysłów rewolucyjnych reform krytyki jazzowej

Po co nam w dzisiejszych czasach krytyka jazzowa? Spójrzmy nareszcie prawdzie w oczy! Wydanie płyty jest dzisiaj kompletnie niedochodowym interesem, wymagającym od artystów, wytwórni i wszystkich zainteresowanych takiego hartu ducha, że krytykować jeszcze zawartość - choćby najgorszą szmirę - wydaje się po prostu zwykłą ludzką niewdzięcznością. Ponadto w chwili obecnej jazz jest tak kompletnie, całkowicie i totalnie ignorowany przez mass media, że dotarcie do słuchacza innego niż ten, który i tak już zna artystów osobiście, jak rodzina i znajomi, graniczy z cudem. W tej sytuacji najlżejsza nawet krytyka niweczy i tak niewielkie szanse na przebicie się z danym projektem do szerszej publiczności i wydaje się po prostu nie fair wobec tworzących w pocie czoła różne dzieła muzyków.

Dlatego wiedziony wrodzoną dobrocią serca, łagodnością obyczajów i współczuciem dla steranych twórczą męką artystów, postuluję wprowadzenie rewolucyjnych zmian w krytyce muzycznej, a w szczególności jazzowej, które - przynajmniej częściowo - wyrównają szanse w tej nierównej grze.

Po pierwsze, jeśli chodzi o recenzje pozytywne, pochwalne peany, hymny i panegiryki na cześć albumów, koncertów i personalnie muzyków, to mogą być one niczym nieuzasadnione, nieoparte na żadnych racjonalnych przesłankach, wzięte z powietrza i jeszcze do tego napisane na grafomańskim poziomie. Jeśli jednak komuś przyszłaby do głowy taka idea, aby choć małe słówko pisnąć w tonie krytycznym, to istnieje potrzeba wprowadzania ściśle określonych reguł i zasad. Uważam na przykład, że krytyki nie powinny uprawiać osoby młode. Powinniśmy uznać zasadę, że jedynie redaktorzy najbardziej doświadczeni, że tak powiem sprawdzeni w bojach, mogą sobie pozwolić na odrobinę mniejszy entuzjazm. I jeśli już koniecznie musi paść jakaś krytyczna uwaga, to powinna ona być uzasadniona in extenso muzykologicznie, z dołączonym zapisem nutowym, a najlepiej alternatywną lepszą koncepcją. Optymalne byłoby, aby tak zwany krytyk sam chwycił za instrument i zagrał daną rzecz lepiej, skoro uważa to za możliwe i wskazane. To byłby ostateczny argument, a prawdę mówiąc jedyny do przyjęcia przez większość muzyków, nieprawdaż?

Po drugie, skoro muzycy i wytwórnie inwestują czas i środki ryzykując nieraz byt swych rodzin, by wydać płytę lub zagrać trasę koncertową, to wydaje się nie fair, że beztroski krytyk nie ponosi absolutnie żadnej materialnej odpowiedzialności za swoje słowa. Dlatego proponuję, aby przed publikacją krytycznej recenzji autorzy byli zobowiązani deponować pewną, nawet niewielką sumę powiedzmy w ZAIKSIE (zapewniam Was, że nie odmówią). Kwota ta ulegałaby przepadkowi, gdyby okazało się, że krytyk się mylił, a dany album zostałby nagrodzony prestiżową nagrodą na przykład Grammy (to się już zresztą zdarzyło w tym kraju). Gdyby ktoś z Was miał zastrzeżenia co do tej metody i obawiał się, że podobne zasady mogą doprowadzić do zaniku krytyki muzycznej, to odpowiem, że wyjdzie to tylko krytykom na zdrowie. Jest bowiem tajemnicą poliszynela, że krytycy to z reguły nieumiarkowani palacze, pijacy i kobieciarze. Mniej pieniędzy w ich portfelu przełoży się zatem na poprawę ich stanu zdrowia, a także większą trwałość związków małżeńskich i za to powinni być nam wdzięczni!

Wreszcie po trzecie i moim zdaniem najważniejsze, jeśli gdzieś w mediach ma się pojawić krytyka, to dla zdrowej równowagi powinna jej automatycznie towarzyszyć krytyka krytyka! Bo jest coś głęboko niesprawiedliwego w tym, że krytyk może wyżywać swoje kompleksy pastwiąc się nad Bogu ducha winnymi artystami i ich dziełami, a pozostaje jakby poza zasięgiem amunicji, którą sam strzela. A ciekawym byłoby zobaczyć, jak taki bezczelnie pewny siebie krytyk wije się i cierpi, gdy to jego skrytykować. Nie powinno być to zbyt trudnym, bo umówmy się, że niemal wszyscy krytycy to po prostu niespełnieni muzycy, miernoty i beztalencia, którzy ponieważ nie mogli być muzykami, w desperacji chwycili za pióra. 

Podsumowując, pozwólcie mi stwierdzić, że wprowadzając te zasady uzdrowimy nie tylko kulejącą polską krytykę jazzową, ale przysłużymy się przede wszystkim słuchaczom. Otóż odtąd będą oni obcować wyłącznie z dziełami wybitnymi, nadzwyczajnymi i genialnymi. Dziwnym zbiegiem okoliczności co prawda ten zachwyt będzie ograniczony tylko do ściśle określonego terytorium między Odrą a Bugiem. Czy będziemy mogli wtedy spać spokojni o los jazzu w Polsce? Mnie prześladować będzie jeden koszmar: otóż pewnego dnia, jakiś dzieciak, jeszcze nieopierzony, źle wychowany, który jakimś cudem umknie naszej czujnej kurateli, spojrzy na to wszystko i wiecie jakie słowa wypowie? “Mamo, tato, przecież ten król jest nagi!!!”.

sobota, 21 marca 2015

Krzysztof Komeda – Krzysztof Komeda W Polskim Radiu Vol.04 – Sophia`s Tune (2014)

Krzysztof Komeda

Krzysztof Komeda - piano
Tomasz Stanko - trumpet
Michal Urbaniak - saxophone
Janusz Kozlowski - bass
Maciej Suzin - bass
Czeslaw Bartkowski - drums

Krzysztof Komeda W Polskim Radiu Vol.04 – Sophia`s Tune

POLSKIE RADIO 1864

By Adam Baruch

This is the fourth installment in a new series of albums launched by the Polish Radio, which presents radio recordings by the Godfather of Polish Jazz, pianist/composer/bandleader Krzysztof Komeda. Komeda is of course the most familiar name associated with Polish Jazz and his legacy is of crucial importance to Polish and European Jazz. Considering the fact that Komeda's studio recordings are relatively scarce, the radio recordings are in fact the main source of his recorded legacy, as they include among others the Jazz Jamboree festival appearances by Komeda and his various ensembles over the years.

Recorded in 1963 and 1964 during the sixth and seventh edition of the seminal Jazz Jamboree Festival in Warsaw, this collection showcases the legendary Komeda Quintet, which in many respects was the quintessential vehicle, which presented Komeda's music at its pinnacle. The quintet included, besides Komeda of course, trumpeter Tomasz Stanko, saxophonist Michal Urbaniak and drummer Czeslaw Bartkowski, who play on both dates, and bassist Maciej Suzin who plays on the 1963 date and Janusz Kozlowski who plays on the 1964 date. The album includes only five compositions, all originals by Komeda, which get an extended treatment which stretches around seventeen minutes for three of the tunes, twelve minutes for the fourth and six minutes for the tune which gives the album its titles, dedicated to Komeda's wife Zofia.

This is obviously some of the most important Jazz music recorded in Poland during the early days of modern Polish Jazz, but also some of the most important European Jazz, which was shaping out at the time as a new wave of independent thinking, based on American Jazz tradition, but expanding the known realm with new ideas and European legacy, melancholy, folklore and other prominent factors, which eventually were to create a completely new genre altogether. Komeda's outstanding ability to weave beautiful melodies, combined with the virtuosity of his quintet's members, reach unprecedented emotional and aesthetic levels, which to this day can hardly be matched.

This music is a cradle of modern European Jazz, ultra modern and even avant-garde at the time, which almost completely rebels against American mainstream Jazz, simply doing whatever feels right, in complete disregard of conventions and stylistic limitations. The tunes develop almost spontaneously, often from a riff or a chord sequence, which hints of the melodic theme, which is often developed later on and sometimes remains hidden behind the chord changes and is never actually stated in full. The rhythmic patterns change several times during each tune, often without warning. Such dramatically novel approach is amazingly bold even today, almost fifty years later.

Overall this is a collection of excellent Jazz music, superbly performed, which is an absolute delight to anybody who loves Jazz. It is a fundamental piece of every decent Polish Jazz record collection, especially in the case of the younger generation of listeners, which is just getting acquainted with the enormous legacy of Polish Jazz.

The recordings are splendidly restored and remastered and nicely packaged in an elegant digipak/slipcase. Dates, places and lineups are faithfully included and even personal liner notes by Polish Jazz critic Maciej Nowotny are present, but there is no in-depth background material about Komeda and his music, however considering the plentitude of published material and several excellent books on the subject, an intelligent listener can easily bridge the knowledge gap. The only small reservation one might have is the fact that these recordings have been already released many times, more or less legally on the somewhat untamed Polish music market, which means they is already owned by the serious Polish Jazz collectors, probably more than once.

piątek, 20 marca 2015

Gorzycki & Dobie – Nothing (2015)

Gorzycki & Dobie

Rafał Gorzycki - drums
Jonathan Dobie - guitar

Nothing

REQUIEM 86/2015





By Dirk Blasejezak

Again a duo, and again a great one! It is indeed astounding how many good duos were coming from Poland in recent years. This time it’s a Polish/English duo with Rafał Gorzycki on drums and percussion as the Polish participant who is not only in Poland very well known and the likewise known Jonathan Dobie from Great Britain. Rafał Gorzycki made himself a name with projects like Sing Sing Penelope the Ecstacy Project, both with heavy influences on the Polish Jazz scene, while Jonathan Dobie already worked with familiar stars like Shoji Hano and Peter Brötzmann. 

With this album Rafał Gorzycki rounds up his trilogy of duo recordings, after issuing “Experimental Psychology” (with Sebastian Gruchot on violin) and “Therapy” (with Kamil Pater, who plays the guitar as well). The result of this third part is a duo of particular depth and warmth. 

The album starts like the opening of a board game, in “Full of…” both musicians position their pieces. Despite of the partly harsh changes the track is characterised by high mutual respect, both receive all the time they need to make their turn. After that it gets a little more relaxed, the front lines are clear – also for the listener – and both start playing together. Their play is in songs like “Ballad for Joanna” and “Sooper Looper” particularly melodic. 

All in all this is one of the specialties of this album: although it’s obviously free improvisation the whole recording feels very harmonic. And a track like “Call it anything” even get’s kind of like a blues. Here Jonathan Dobie plays out his strength – he cultivates an personal playing style and follows a clear concept, he showcases his very individual language that might as in this case even sound bluesy. And with a congenial partner like Rafał Gorzycki this adds to something very enjoyable!

And to round up the picture of the board game: At the end we have a draw, but one were not only both players win – but with them the listeners!

czwartek, 19 marca 2015

Lion Vibrations – Lion Vibrations & Friends (2014)

Lion Vibrations

Jorgos Skolias - vocals
Piotr Baron - saxophone
Wojtek Mazolewski - bass

and others

Lion Vibrations & Friends

V 005


By Adam Baruch

This is a wonderful album by veteran Polish Reggae ensemble Lion Vibrations recorded with guests, which presents an ambitious and completely unique amalgam of Reggae and Jazz. The ensemble members, many of which are familiar names on the Polish Jazz scene as well, and their guests perform eleven songs, ten of which are Jazz standards, some of them with new lyrics in Polish, and one is an original song. Beautifully and cleverly arranged these songs preserve the Reggae rhythmic patterns, but become a synthesis of Jazz, Funk and Soul, which is very rarely heard anywhere else.

The list of participating guests includes some of the top Polish Jazz & Pop names, like vocalists Jorgos Skolias, Kamil Bednarek, Natalia Niemen and others, saxophonist Piotr Baron (his son and daughter in law are members of the ensemble) and bassist Wojtek Mazolewski. The album is full of fabulous instrumental solos and not too shabby vocals and altogether is a wonderful example of intelligent and sophisticated music that is also brilliant fun to listen to. Thanks to the excellent arrangements, the familiar standards sound completely natural in the Reggae setting, which is perhaps the album's greatest success.

Albums like these are great examples of the cross genre approach, which is able to achieve superb results and prove again and again that music knows no borders and talent and dedication are what matters. This album should be accessible to the majority of musical audiences, regardless of the age brackets and people who are able to open up to unusual ideas will have a great time listening to it. Excellent idea and perfect execution!

Legend Of Kazimierz – Seven Wonders (2013)

Legend Of Kazimierz

Mateusz Frankiewicz - bass
Paweł Iwan - accordion
Tomasz Pawlak - violin
Mateusz Chmiel - clarinet, flute
Tomasz Czaderski - percussion
Jacek Długosz - guitar

Seven Wonders



PRIVATE EDITION

By Adam Baruch

This is the debut album by young Polish Klezmer Jazz sextet Legend Of Kazimierz, which hails from Krakow, as do many other similar ensembles, and comprises of bassist Mateusz Frankiewicz, accordionist Paweł Iwan, violinist Tomasz Pawlak, clarinetist/flautist Mateusz Chmiel, percussionist Tomasz Czaderski and guitarist Jacek Długosz. A few other musicians participate as guests. The album presents eight tunes, three of which are originals composed by Frankiewicz and Chmiel, two are traditional Jewish melodies, and another two are traditional Bulgarian melodies and finally the last one is by Jerry Bock (the composer of the "Fiddler On The Roof" score).

To be perfectly clear the ensemble's music has very little, if anything at all, to do with Klezmer music. The fact that they use the name of the old Jewish quarter of Krakow (Kazimierz) as part of their name is definitely misleading. However, they show some influence of both Ashkenazi and Sephardic Jewish music, but also a lot of Balkan and Middle Eastern influences. So the whole Jewish / Klezmer "shpiel" is somewhat stretched, but entirely forgiven in view of the fact that they do play some excellent music. In fact they are one of the best Jazz-World Music Fusion bands active in Poland judging by the strength of this album.

All the tunes are splendidly arranged and the ensemble very skillfully utilizes the entire palette of instruments played by its members. The overall atmosphere of the music is "oriental", with mystical Middle Eastern reverberations of the flute and violin swinging like enchanted cobras, archetypal darbuka rolls and layers of accordion, which wrap the entire bazaar of sounds like round pita bread holding falafel balls. This music not only sounds oriental, but almost "smells" oriental, and would be perfect as a soundtrack of a movie which takes place in a Mediterranean port.

Of course these lads can play and the level of the performance is nothing short of amazing. But as ensembles go, it's not the individual stars that make the firmament and this ensemble sure knows how to put their collective skills together, to create a whole which is much stronger than the sum of its parts.

In short this is one ass-kicking Jazz-World Music Fusion album, which deserves to be heard by as many listeners around the globe as possible. I can hardly imagine anybody not liking this music, as it is as enchanting as a Gypsy queen, or a Flamenco dancer, or a belly dancer, or a snake charmer… pick one or all… Fans of World Music should not miss this one under no circumstances – you have been warned I say!

środa, 18 marca 2015

Tempero – 6 PM (2012)

Tempero

Dominik Bieńczycki - violin
Konrad Ligas - accordion
Krzysztof Augustyn - double bass
Łukasz Kurzydło - percussion

6 PM

PRIVATE EDITION


By Adam Baruch

This is the debut album by young Polish Klezmer Jazz quartet Tempero, which hails from Krakow, as do many other similar ensembles, and comprises of violinist Dominik Bieńczycki, accordionist Konrad Ligas, bassist Krzysztof Augustyn and percussionist Łukasz Kurzydło. The album presents ten traditional tunes, not all of which are of Jewish origin, arranged for the acoustic quartet.

Since Tempero do not have a clarinetist as a lead instrumentalist, they are not a typical Klezmer ensemble to start with. The arrangements they utilize are also not really associated with Jewish music per se, and therefore although the repertoire might point towards Jewish musical sources, the result has almost nothing to do with true Jewish music. The overall sound and attitude are simply to refined, accurate and temperate for a Klezmer band.

Having said that the members of Tempero are all excellent musicians, especially Bienczycki, whose performances are nothing short of virtuosity, but all three of his cohorts play excellently as well. The arrangements are all nontrivial and at times even quite interesting and the music is performed with zest, passion and elegance, resulting in a highly entertaining musical voyage. Jazz enthusiasts will find plenty of improvisation, again mostly by the violinist, who is simply divine. It would be most interesting to hear him in a bona fide Jazz setting. Overall this is quite nice album, which Jazz-World Music Fusion enthusiasts should find most entertaining. Definitely worth investigation!

wtorek, 17 marca 2015

Marco Eneidi Streamin` 4 – Panta Rei (2014)

Marco Eneidi Streamin` 4

Marco Eneidi - alto saxophone
Marek Pospieszalski - tenor saxophone
Ksawery Wójciński - double bass
Michał Trela - drums

Panta Rei

FOR TUNE 0047


By Adam Baruch

This is the debut album by American (resident in Austria) saxophonist Marco Eneidi and his Streamin` 4 quartet, which also includes three Polish Free Jazz/Improvised Music musicians: saxophonist Marek Pospieszalski, bassist Ksawery Wójciński and drummer Michał Trela. The album, which was recorded live, presents four extended pieces, co-credited to all four participants.

As appropriate for an Improvised Music/Avant-garde Jazz encounter, the music is highly energetic and expressive, with the participants trying to stay coherent and communicative towards each other. The double saxophone lineup allows for separate saxophone solos and a side-by-side dialog, which varies in intensity and intension from one moment to the next. The rhythm section is also allowed space to express its notions, but as usual remains in the background for most of the duration. It becomes pretty obvious that at least some of the themes used as the basis for the improvisation were annotated or rehearsed in advance, but of course, as usual in such circumstances, they are really a marginal issue in these proceedings.

As I always emphasize, this kind of music is essentially meant to be a part of a live experience and is received in a completely different way by a live listener sitting in the audience than when listening to the recorded music. With the intimacy and immediacy gone, the listener is left with just one more Improvised Music album, which fails to leave a lasting impression. Of course these are very skilled and talented musicians and the music has its intrinsic value, but considering the vast amount of great new music becoming available on a daily basis, this gets pushed back into the low priority stack.

Olo Walicki – Metalla Pretiosa (2004)

Olo Walicki

Olo Walicki - bass
Leszek Możdżer - piano
Maurice de Martin - drums

and others

Metalla Pretiosa

OLO 004


By Adam Baruch

This is an obscure but wonderful album by Polish Jazz bassist/composer Olgierd Walicki (a.k.a. Olo Walicki), recorded in a highly unusual setting of a piano trio accompanied by a Classical brass quartet. The trio consists of Walicki with pianist Leszek Możdżer and German drummer Maurice de Martin. The brass quartet comprises of four players from the Gdansk Philharmonic. The ensemble performs a six-part suite composed and arranged by Walicki.

The music is an unusual Jazz-Classical Fusion piece, which differs from most other attempts to create such cross genre projects. The six musical themes are highly melodic and lyrical, and with the added brass arrangements they all sound like Classical miniatures, but with a twist. There is a lot of humor in these pieces, some of it right in the open, the rest subtly hidden, but always there.

This entire project is more a composing and arranging exercise than the usual Jazz oriented performance, as most of the truly interesting stuff happens when the brass is playing or Walicki plays arco. The piano trio parts a bit sugary; probably due to Możdżer's inclination to turn everything into honey (some may use a different word). The drummer is also quite exceptional, moving freely between Jazz, Rock and avant-garde/humorous ornamentations, all beautifully suitable to the music.

Overall this is a zany and highly interesting piece of music, which differs from most other stuff and therefore is highly educational. In some respects the Zappaesque atmosphere of this music is quite brilliant. It might be of course dismissed as being frivolous and lacking respect, but in fact nothing could be further from the truth. Walicki keeps the listener in suspense till the very last moment of this album (I won't spoil the surprise), when the tongue-in-cheek irony is fully revealed. In any case this is definitely an album worth hunting for and investigating.

poniedziałek, 16 marca 2015

Big Band UMFC Warsaw – Classic On Jazz (2014)

Big Band UMFC Warsaw

Big Band UMFC Warsaw
Piotr Kostrzewa - leader / conductor

Classic On Jazz

MTJ 11458




By Adam Baruch

During my recent visit to Warsaw my dear friend Pawel Brodowski took me to hear a concert by the Big Band UMFC Warsaw, which simply stands for Big Band of the Frederic Chopin Music University in Warsaw, Poland's most prestigious music education institution. Although the program of that concert was different from the material recorded on this album (it was a tribute to Frank Sinatra's Christmas repertoire - more or less), hearing the Big Band live (and the two vocalists) was great fun and certainly an aesthetic pleasure. It was during the intermission that I met the Big Band leader/conductor Piotr Kostrzewa, who explained that the members of the Big Band are UMFC students, which of course was not a surprise, and that they are all Classical Music students, which of course was completely surprising. Classical musicians that can swing the way this Big Band swings, is a major surprise indeed. Even more surprising was the discovery that the UMFC does not have a Jazz department, in spite of the immense popularity of Jazz in Poland since many decades and the fact that most other regional Polish towns (Katowice, Wroclaw, Gdansk, Lodz, Bydgoszcz and others) have Jazz departments at their Music Academies, some of which are truly excellent. It's a high time for Warsaw to catch up! It seems that Kostrzewa singlehandedly managed to turn the classicist into swingers and at least the UMFC acknowledges the need of such activity within its walls.

This album presents eleven popular Classical Music compositions arranged for a Jazz Big Band by some of the most famous Big Band arrangers and in three cases by drummer/arranger Wojtek Kostrzewa, Piotr Kostrzewa's son. In many cases attempts to treat Classical Music in a Jazzy way end up being a trivialization of the original compositions and sadly also kitschy pastiches of Jazz. However, in the case of this album, the Classical pieces serve only as a harmonic background and melodic hints and they are wholly transformed into the Jazz Big Band idiom, with many solo spots enabling the young musicians and invited special guests to show off their chops and overall swing happily and vigorously from start to finish. Considering that Big Bands are a rare commodity these days, Kostrzewa's dedication and initiative are truly praiseworthy by itself and as a tool to expand they young generation's musical horizons.

Overall this is a very entertaining and well done Big Band album which can certainly satisfy many Jazz fans, especially those with a special relation to Big Bands. Hopefully the band will continue to produce more albums in the not too distant future.

niedziela, 15 marca 2015

Tomasz Dąbrowski Home Concert, Gierałtowice, 12 stycznia 2015 r.


By Tomasz Łuczak & Ryszard Skrzypiec

Dzięki szczęśliwemu splotowi okoliczności znalazłem się w dniu 12 stycznia 2015 roku na koncercie jednego z najważniejszych obecnie polskich trębaczy, Tomka Dąbrowskiego, zorganizowanym przez jednego z redaktorów bloga Polish-Jazz, Tomasza Łuczaka, w prywatnym domu w Gierałtowicach koło Gliwic. Zaproszenie było niespodziewane, atrakcyjne, z soboty na poniedziałek, co znaczy, że skorzystanie z niego wymagało błyskawicznej konsultacji z własnym kalendarzem. Z dnia na dzień artyście wypadł jeden z występów, w trasie zrobiła się dziura, więc nadarzyła się okazja do spontanicznego eksperymentu, z czego obaj Tomasze skwapliwie skorzystali. Dodatkowym ułatwieniem była koncepcja koncertu w ramach występu solowego, a zatem tylko muzyk, trąbka, ewentualnie jakieś nakładki czy tłumiki. A zatem organizacyjne małe piwo.

To, że co roku nagrania Tomka Dąbrowskiego cechuje wysoki poziom artystyczny, od jakiegoś czasu jest już w środowisku jazzowym normą. Przytaczają to na każdym niemal kroku nie tylko dziennikarze czy słuchacze, ale też i sami muzycy. W tonie pojawiających się w mediach opinii o Tomku dominuje kontekst wielkiego szacunku dla jego wyborów muzycznych. Nienaganny technicznie, progresywny, nie unikający ryzyka, kreatywny – właściwie lista pochwał mogłaby się nie kończyć. Różnorodność jego podejścia potwierdzają też projekty, w które się angażuje. Są wśród nich i te bardziej wyważone, nastrojowe, melodyjne. W takiej konwencji również dobrze się odnajduje. Jeśli więc samo doprowadzenie do odbycia się koncertu było w gruncie rzeczy dziełem przypadku, to już sam muzyk zupełnie przypadkowy nie jest.


Z zaproszenia skorzystało kilkanaście zebranych naprędce osób, czyli z jednej strony kilkakrotnie więcej niż liczba słuchaczy zagranego dzień wcześniej koncertu w krakowskim Piec Arcie. Ale z drugiej, choć w większości były to osoby osłuchane w muzyce rozrywkowej o wyższych aspiracjach, nawet w jazzie, to jednak, poza organizatorem i piszącym te słowa, do tej pory bez bliższych kontaktów z muzyką uprawianą przez bohatera wieczoru. Zarówno miejsce – dla wszystkich, także dla muzyka, jak i skład publiczności miały niebagatelny wpływ na przebieg, formę i treść koncertu. Nie był to, w przeciwieństwie do regularnych występów na trasie, zagrany za jednym podejściem skończony, solowy występ trębacza, przykuwający uwagę słuchaczy. Dość liczne przerwy wypełniły ciekawe opowieści muzyka i rozmowy z publicznością – o nim samym, jego muzyce, inspiracjach prezentowanego materiału. Co więcej, poza fragmentami podstawowego programu solowych występów granych w ramach trasy 30th Birthday/30 Cities/30 Concerts, znalazły się w nim i lżejsze nuty – elementy stricte swingowe, melodyjne, zagrana z inicjatywy Dąbrowskiego kolęda czy jazzowy evergreen – utwór „Summertime”. Te przystępniejsze momenty idealnie korespondowały z drugim obliczem Tomka, tym bardziej improwizowanym. Raz fraza użyta w sposób linearny, bardzo czytelny, innym razem totalny redukcjonizm. Chwilami odnosiło się wrażenie, że oto z Nowego Jorku zawitał na Śląsk Peter Evans czy też z Berlina Axel Dorner – królowie free improvu. Można więc z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że była to prezentacja kompletnego obrazu naszego trębacza.


Koncerty domowe, zyskujące w ostatnim czasie na popularności w naszym kraju, poza zaspokojeniem kaprysu organizatora, niewątpliwie mają kilka walorów, które w inny sposób mogą być trudne do osiągnięcia. Przede wszystkim aspekt edukacyjny – możemy zaprosić ludzi, dla których taka forma sztuki – muzyki, teatru, poezji – jest nie tyle nieznana, niezrozumiała, co raczej po prostu poza obszarem ich codziennych i regularnych doświadczeń. Nie usłyszą tego w radio, nie zobaczą w telewizji, nie zaatakuje ich to z reklamy, a zatem nie kupią płyty, nie wybiorą się na koncert, nie zetkną w jakikolwiek sposób. Home concert może ich przyciągnąć zarówno jako wydarzenie artystyczne, jak i towarzyskie. Dokonuje się również i intensyfikuje swoista relacja bezpośrednia w czasie rzeczywistym, zdecydowanie bardziej osobista niż podczas koncertu klubowego, gdzie publika niekoniecznie współtworzy konkretne wydarzenie w tak intymny sposób. Muzyk na wyciągnięcie ręki, i to dosłownie – marzenie niejednego melomana. Jest wszakże w tym wszystkim jedno najważniejsze założenie – totalne obopólne zaufanie i szacunek. Bez oceniania, deprecjonowania, lekceważenia, a ze strony artysty – bez naginania swoich wartości artystycznych. Tylko wtedy organizowanie takich koncertów ma sens.

sobota, 14 marca 2015

Premiera nowej płyty RGG 14.04.2015 !!!

RGG

Łukasz Ojdana - piano
Maciej Garbowski - double bass
Krzysztof Gradziuk - drums

Aura

OKeh Records




„Muzyka RGG jest muzyką dla odbiorców aktywnych” - tak sami członkowie zespołu charakteryzują muzykę, którą tworzą. Rzeczywiście, muzyki RGG trzeba słuchać, dopiero wówczas, gdy poświęcimy jej całą naszą uwagę, otwierają się przed nami światy, które dźwiękami kreuje to niezwykłe fortepianowe trio. Niezwykłe, gdyż przez 11 lat istnienia udało mu się stworzyć własny, niepowtarzalny styl. Nie jest to po prostu fortepian, któremu towarzyszy sekcja rytmiczna, ale trzech równouprawnionych muzyków, którzy wspólnie tworzą muzyczne opowieści. Płyty RGG nie są zbiorami kilkunastu utworów, ale całościami, w których muzyce opowiadają różne historie. Nie jest zresztą przypadkiem, że słowo opowieść pojawiało się kilkakrotnie w tytułach ich poprzednich albumów.

Najnowsza płyta RGG, zatytułowana „Aura”, to w pewnym sensie synteza dotychczasowych muzycznych doświadczeń tria, a jednocześnie krok ku czemuś nowemu. Tym razem muzycy otworzyli się na inspiracje płynące z bardzo różnych światów muzycznych: z muzyki sakralnej, z klasyki, z muzyki popularnej i oczywiście z jazzu. Wszystko powiązane jest jednak w całość, którą określa właśnie tytułowa „aura”, niepowtarzalny nastrój, jaki wywołuje w nas owa całość. Muzycy nie chcą nam zresztą niczego narzucać. Jak sami mówią: „Abstrakcyjność stanowiąca o pięknie dzieła to różnorodność i wolność nie tylko wykonawcza, ale również wolność subiektywnego postrzegania kompozycji przez odbiorcę. Melodia zapisana w czasie smutku czy roztargnienia może wywoływać w odbiorcy poczucie radości, kojarzyć się z pięknymi chwilami z czasu dzieciństwa. I niech tak zostanie, bo to jeden z nieodzownych elementów ponadczasowości muzyki i sztuki w ogóle”. Warto sprawdzić, jakie światy otworzy przed nami opowieść zapisana dźwiękami na płycie „Aura”. Każdy z nas własnym życiem pisze przecież odrębną historię, a muzyka RGG może nam pomóc w odkrywaniu nowych, nieoczekiwanych barw naszej życiowej opowieści.

Płyta wydana nakładem wytwórni OKeh Records będzie miała swoją światową premierę 14 kwietnia 2015. Tym samym RGG po 15 latach swojej aktywności dołączy do grona polskich artystów o międzynarodowym potencjale wydawniczym. Artystami zrzeszonymi w wytwórni sygnowanej logiem OKeh oprócz RGG są: Sonny Rollins, Dave Holland, Bill Frisell, Dhafer Youssef, Nils Peter Molvaer, David Sanborn, John Medeski, Michel Camilo, Jeff Ballard i The Bad Plus. Artyści - ambasadorzy muzyki o osobowościach, które w znaczącym stopniu wpłynęły na rozwój idiomu jazzowego we współczesnej kulturze muzycznej świata.



Lista utworów:

1. Adivinanza
2. Without Eight
3. Letila Zozula
4. Walking Batterie Woman
5. Don't Give Up
6. Pulsar
7. Divisi
8. W.R.U.
9. Encontros e Despedidas
10. Arytmia
11. Fabula
12. Liryka Śpiącego
13. Crucem Tuam
14. Whirl
15. Sacrum Convinium

piątek, 13 marca 2015

Irek Wojtczak NYConnection – Folk Five (2014)

Irek Wojtczak NYConnection

Irek Wojtczak - tenor & soprano saxophones, bass clarinet
Michael Stevens - piano
Herb Robertson - trumpet
Joe Fonda - double bass
Harvey Sorgen - drums, percussion

Folk Five


FOR TUNE 0050

By Adam Baruch

This is a superb and highly original album by Polish Jazz saxophonist composer Irek Wojtczak, one of my favorite heroes of the Polish scene, recorded with an American quartet, which comprises of pianist Michael Stevens, trumpeter Herb Robertson, bassist Joe Fonda and drummer Harvey Sorgen. The album presents an adventurous Jazz-World Music Fusion project, based on eight folk tunes originating from the region of Wojtczak's birthplace, arranged and transformed by him into the Jazz idiom.

People familiar with the history of Polish Jazz are of course aware of a long tradition of amalgamating Polish Folklore with Jazz, which goes back to the early days of post-WWII modern Polish Jazz. The most notable and successful examples of such Fusion can be found in the recordings of Zbigniew Namyslowski, but the phenomenon was quite omnipresent, mostly in the 1960s and into 1970s. It is a much lesser known fact that the Socialist Regime, which ruled the country at the time, did not know how to deal with the explosion of Jazz popularity, especially in view of the fact that Jazz was highly criticized by the watchful Soviet overseers. The solution to this conundrum was to present Jazz as a form of folklore, originating from the African-American "oppressed society" and domesticated in Socialist Poland by incorporating Polish Folklore. This ingenious and of course bizarrely ridiculous, and yet highly effective deceit kept Polish Jazz alive and eventually highly successful during the times of strict political censorship of all artistic activities, and in retrospect is largely responsible for the remarkable continuous development of the genre in Poland, which did not happen on the same scale in other countries behind the Iron Curtain.

Of course this album presents a true amalgam of Jazz and Folklore, which results not form a compulsory mandate, but from deep soul searching and a conscious decision taken by Wojtczak to reexamine the roots of his cultural heritage, which he absorbed during his childhood but suppressed for many years while developing his Jazz skills and vocabulary. Such retrospective journeys are never easy and the fact that he managed to emerge triumphant from this one is truly marvelous.

But the greatest surprise of this album is the ability of the American quartet to assimilate those Polish Folklore idiosyncrasies, such as odd meters and bizarre chord changes, and incorporate them into their Jazz legacy as if this was the most natural thing in the world, where in fact it is anything but natural or expected. Most American Jazz musicians hardly ever consider anything happening outside of the US as valuable in the Jazz context, with blind conservatism and acute bigotry being often at the helm. Their brotherly embrace of a Polish Jazz musician and his bizarre music, which results in creating a common statement, is absolutely heartwarming.

The music on this album is not only a superb example of cross genre integration, but most importantly an exquisite piece of modern Jazz, which encompasses its many sub-genres, from melodic Bebop, via Free Jazz and into Improvised Music stretches. Marvelously performed and showing an incredible sensitivity, elegance and grace, this is contemporary Jazz of the highest caliber. But individual statements and virtuosity of the participants would mean nothing if not supported by the intense level of interplay and telepathic conversation, which this music is completely soaked in. Mutual respect, support, understanding and most importantly pure love of music turn this music into one of the most passionate and poignant musical statements I had the pleasure to enjoy lately.

I always believed that Wojtczak will become at some point one of the most important Polish Jazz Masters. On the liner notes of his previous album, which I was honored to write, I stated the following: "Constantly developing, probing and expanding his milieu, which over time covered such diverse areas as mainstream Jazz, Jazz-World Fusion, Jazz-Rock Fusion and experimental Free Jazz, Wojtczak with his chameleonic ability to fit in any environment and to do it splendidly, is a superb example of a modern Jazz musician." With this album under his arm Wojtczak certainly achieved already more than many of his contemporaries, and he as after all just starting…

Kudos are due to the For Tune label and the people behind it for supporting and releasing this amazing piece of Art, which is one of the crown jewels in their entire catalog. My deepest respects!

czwartek, 12 marca 2015

Krzysztof Urbanski & Urban Jazz Society – History Of Tomorrow (2014)

Krzysztof Urbanski & Urban Jazz Society

Krzysztof Urbanski - alto & tenor saxophones
Stuart McCallum - acoustic & electric guitars
Martin Longhawn - rhodes piano, grand piano, hammond organ
Sam Vicary - double bass, electric bass
Sam Gardner - drums

History Of Tomorrow

PRIVATE EDITION

By Adam Baruch

This is the second album by Polish Jazz saxophonist/composer Krzysztof Urbanski. Following the release of his excellent debut album in 2000, Urbanski moved to UK, where he now resides, and where this album was recorded with his current quintet called Urban Jazz Society, which includes guitarist Stuart McCallum, keyboardist Martin Longhawn, bassist Sam Vicary and drummer Sam Gardner. The album presents eight original compositions (one of which is a three part suite), seven of which were composed by Urbanski and one was co-composed by Urbanski and Longhawn.

The music is an excellent example of contemporary mainstream Jazz, which is based on clearly defined melodic themes and harmonic structures, but brings the mainstream idiom up to date with interesting arrangements and splendid execution. Urbanski lost some of his smoothness and melancholy, which were very evident on the debut album, and moved more into proficiency and versatility as a saxophonist. His solos on this album emphasize his development as an instrumentalist and his acquired skills. The rest of his crew on this album are all highly professional players, working together to achieve a group sound and support the leader/composer in his quest to present his music at the best possible way.

Both McCallum and Longhawn play several lengthy solos, which are all quite impressive and exciting. The rhythm section skillfully carries the music forward with Vicary being the anchor and time keeper and Gardner ornamenting the grooves. The resulting group effort is overall successful and the resulting music is a solid mainstream Jazz pleasant on the ear and accessible to most Jazz fans.

Jan Kopinski/Reflektor – Mirrors (2011)

Jan Kopinski

Jan Kopinski - saxophone

and others

Mirrors

JAZZ SERVICES 005




By Adam Baruch

This is a wonderful album by British (of Polish origin) saxophonist/composer Jan Kopinski, primarily know as a leader of the legendary Pinski Zoo ensemble. The music on this album was commissioned by the Opera North in Leeds and serves as a basis of a multi-media show, which combines music and videos taken during Kopinski's many travels in Poland. It also serves as his reexamination and mostly rediscovery of his Polish cultural ancestry. The Reflektor ensemble, which was assembled to bring this project into fruition, consists of pianist Steve Iliffe, drummer Patrick Illingworth, his son Stefan Kopinski on bass, his daughter Janina Kopinski on viola and finally the opera singer Melanie Pappenheim. The album presents ten pieces, nine of which are originals composed by Kopinski and one is a traditional song arranged by his daughter and performed as a solo viola epilogue.

The resulting music is a fascinating amalgam of Jazz, contemporary Classical music, folklore influences and Funky rhythms, which when combined achieve a stunning strength of expression. Jan's free Jazz improvisations are beautifully balanced by the operatic vocals and serene viola passages. The piano and rhythm section change their allegiances in a chameleonic way, supporting the saxophone improvisation and the melodic themes interchangeably.

The Polish folklore sources are clearly present throughout the entire musical journey, obviously well absorbed during Kopinski's travels in Poland with his Polish friend and musical collaborator pianist/composer Wojciech Konikiewicz. Although many Polish Jazz musicians often use Polish folklore as a source of their influence, Kopinski's approach to this subject is amongst the most interesting and eventually successful of these efforts.

This is definitely one of the most successful, both aesthetically and intellectually, multicultural musical projects that I happened to come across in the last few years. It combines the best of many worlds, in a balanced, cultural, respectful way, which is a very rare phenomenon. I therefore recommend this album to all open-minded listeners, who are interested to cross over into the terra incognita only to surface enriched and fulfilled spiritually.