Pages

piątek, 30 października 2015

Festiwal "jaZZ i okolice/jaZZ & beyond" - rozmowa z Andrzejem Kalinowskim.


By Tomasz Łuczak

26 września wystartował 9. Festiwal Muzyki Improwizowanej "jaZZ i okolice/jaZZ & beyond", stanowiący bezpośrednią kontynuację cyklu koncertowego organizowanego w Katowicach przez Andrzeja Kalinowskiego - wielkiego pasjonata jazzu, właściciela sklepu płytowego, menadżera zespołów, pomysłodawcę i promotora rozmaitych muzycznych projektów, szefa programowego festiwalu i prezesa fundacji, która ten festiwal z wielką determinacją organizuje. Rozmawiamy o pomyśle na tegoroczną edycję festiwalu i o jego programie.

Tegoroczną edycję festiwalu określa motto: „Etno inspiracje, brzmienia nowe i źródłowe”. Rozwiń proszę tę myśl.

Tegoroczna koncepcja jest bardzo etno-folkowa, co znalazło odzwierciedlenie właśnie w zacytowanym fragmencie, a ponieważ pojęcia „folk” lub „folkowy” rozumiem bardzo szeroko, zatem i rozpiętość stylistyczna wykonawców jest również bardzo obszerna. Z jednej strony Irek Wojtczak w znakomitym projekcie Folk Five, czerpiącym bezpośrednio z folkloru łęczyckiego, z drugiej Maciej Obara z Altered States, czyli japońsko-polski eksperyment, jest też Mikołaj Trzaska z bardzo otwartym projektem w konwencji europejskiego free jazzu. Wyszedłem z założenia, że jazz od zawsze jest w jakiś sposób etno- folkowy i postanowiłem poszukać współczesnego odzwierciedlenia tych inspiracji. Etniczność współczesnej muzyki improwizowanej nie zawsze posiada charakter czysto ludowy, pierwotny, tak jak nie zawsze folk wiąże się z obrzędem, istnieje też coś takiego jak miejski folk. Jest to folk rozumiany przeze mnie jako muzyka powstająca w określonych grupach społecznych, socjalnych czy artystycznych, która nie jest definiowana sztywno określonymi ramami. Dlatego w programie festiwalu mamy zarówno free jazz, jak i słynny zespół Oregon, który jest prekursorem etno-jazzu i który obchodzi aktualnie 45-lecie swojej działalności. Oregon od samego początku inspirował się źródłową muzyką amerykańską, indyjską, europejską, jak i muzyką współczesną. Będzie też Saagara klarnecisty Wacława Zimpla z muzykami z Indii, idealnie wpisująca się w konwencję kreatywnej, poszukującej muzyki etnicznej, czy David Krakauer – wielki współczesny klezmer, który zaprezentuje kompozycje własne plus cytaty z najważniejszych żydowskich motywów filmowych. Zaprosiłem też naszego świetnego kontrabasistę Ola Walickiego z projektem „Kaszebe II”, czyli autorską, muzyczno-literacką wizją współczesnych Kaszub. Na festiwalu zagra Omar Sosa – charyzmatyczny pianista z Hawany, a z Nowego Jorku, tej globalnej jazzowej wioski, Dave Douglas Quintet i Peter Evans z ultranowoczesną muzyką. Wreszcie odbędzie się premiera spotkania na szczycie, a konkretnie połączenie muzyki podhalańskiej z jazz-rockową werwą z Pomorza, w projekcie: Tymon Tymański i Krzysztof Trebunia-Tutka „Pieśni zbójnickie”.

Folk Five Irka Wojtczaka ze znakomitą płytą wydaną pod koniec ubiegłego roku w wytwórni ForTune to chyba też projekt, za który w pewnym sensie czujesz się szczególnie odpowiedzialny?

To jest w pełni autorska koncepcja Irka, która powstała na bazie doświadczenia współpracy z amerykańskim zespołem jazzowym Fonda/Stevens Band. W 2008 roku skontaktował się ze mną uznany amerykański kontrabasista Joe Fonda z propozycją koncertu w Katowicach. Zgodziłem się, równocześnie zaproponowałem rozszerzenie formuły koncertowej o współpracę z polskimi muzykami. Padło na saksofonistów: Irka Wojtczaka i Maćka Obarę. Rewelacyjnie przyjęty koncert został nagrany i wydany na płycie przez Marka Winiarskiego z krakowskiej wytwórni Not Two. Postanowiliśmy pójść za ciosem i wspólnie z Jarosławem Politem z ForTune Records doszliśmy do wniosku, że Irek mógłby napisać kompozycje inspirowane polską muzyką ludową i spróbować nagrać je w zupełnie nowym kontekście, zapraszając do udziału kreatywnych muzyków amerykańskich. Tak powstało NY Connection, z Herbem Robertsonem, Michaelem Jeffrym Stevensem, Harveyem Sorgenem i właśnie Joe Fondą. Niestety, z powodów czysto logistycznych - przeloty muzyków amerykańskich i ich kalendarz koncertów - udało się zorganizować tylko kilka występów w tym składzie, więc Irek stworzył z polskimi muzykami Folk Five Polish Quintet – z Tomkiem Dąbrowskim na trąbce, Piotrem Manią na fortepianie, Adamem Żuchowskim na kontrabasie i Kubą Staruszkiewiczem na perkusji, aby nie stracić tego wielkiego potencjału.


Jak w formułę etno-folkową wpisuje się zaproszony przez Ciebie trębacz Dave Douglas?

Dave Douglas to ciągle jeden z najbardziej kreatywnych muzyków jazzowych, grał w Polsce wiele razy, z mniej lub bardziej progresywnymi projektami gościł chociażby w legendarnej katowickiej Hipnozie. Na najnowszej płycie „Time Travel” ewidentnie nawiązuje do bardzo korzennych inspiracji z Nowym Orleanem na czele, a z drugiej strony jest to też album przywołujący brzmienie drugiego wielkiego kwartetu Milesa Davisa z lat 60-tych.

Dość nietypowym wydarzeniem będzie też koncert Tymona Tymańskiego z góralskim zespołem Krzysztofa Trebuni-Tutki.

Do realizacji projektu „Pieśni zbójnickie” zainspirował mnie cykl dokumentalny w TVP Kultura prezentujący znanych polskich muzyków, którzy wyruszają w Polskę szlakiem etnografa i kompozytora Oskara Kolberga. W programie tym uczestniczył m.in. Tymon Tymański, który próbował zmierzyć się z góralskim folkiem za pośrednictwem Krzysztofa Trebuni-Tutki. Między obydwoma muzykami ewidentnie „zaiskrzyło”, więc pomyślałem sobie, czemu by nie spróbować przełożyć tego na sytuację koncertową. Zadzwoniłem do obu muzyków i bardzo szybko zgodzili się na wszystko. Dodatkowym smaczkiem jest udział znakomitych trójmiejskich muzyków, którzy mają na swoim koncie zarówno jazzowe, jak i folkowe współprace: Irka Wojtczaka, Adama Żuchowskiego i Romana Ślefarskiego.

Rejon bardziej komercyjny reprezentuje w tym roku duet Omar Sosa & Joo Kraus.

Mam nadzieję, że ten koncert przyciągnie publiczność, widzę tu dość duży potencjał komercyjny, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, bo muzyka Sosy to wyjątkowo udane połączenie klimatów kubańskich, salsy, Afryki, z wieloma innymi brzmieniami, nawet bliskimi nu-jazzowi. Jazz od zawsze wchłaniał rozmaite nurty muzyki, łącząc je w zupełnie nową jakość (twórczość Duke'a Ellingtona, zespołów Weather Report czy Oregon). Tak jest i tym razem, a że muzyka dąży do jak najlepszego porozumienia z publicznością, to tym lepiej dla percepcji jazzu - jego popularyzacji.


No i niesamowicie wręcz kreatywny, ciągle twórczo niezaspokojony Peter Evans. Tym razem z kwintetem.

Peter Evans Quintet to dla mnie najważniejszy improwizowany zespół ostatnich 5-6 lat i jednocześnie jedna z najbardziej inspirujących mnie sytuacji muzycznych. Elektronika, free-jazz, szczypta tradycji – tam jest wszystko. Przypomina mi to niektóre projekty wymienionego wcześniej Dave’a Douglasa, jeszcze z lat 90-tych. Zresztą myślę, że akurat Petera Evansa spokojnie można nazwać kimś w rodzaju artystycznego wychowanka Douglasa, chociaż nie tylko. Obaj muzycy współpracują też przy Festival Of New Trumpet Music. Z drugiej strony Peter Evans to wielka indywidualność, który zdaje się redefiniować wiele nurtów współczesnego jazzu, że się tak modnie wyrażę, a tak po prostu mówiąc: Peter Evans jest jednym z najbardziej żarliwych i kreatywnych trębaczy młodego pokolenia, a jego muzyka wymyka się wszelkim definicjom.

Wydaje się, że od jakiegoś czasu festiwal „jaZZ i okolice” w kontekście organizacyjnym ma zdecydowanie bardziej autorski charakter, nie tak jak dawniej, kiedy działałeś niejako pod auspicjami Górnośląskiego Centrum Kultury.

Dokładnie tak jest. Staram się ten autorski charakter coraz bardziej pielęgnować. I to nie dlatego, że uważam się za jakiś wielki autorytet, ale raczej dlatego, bo po prostu stało się to moim zawodem. Angażuję się w promocję pewnych kreatywnych nurtów w muzyce improwizowanej poprzez działalność fundacji czy stowarzyszenia i związane z tym pisanie różnych projektów. Dla siebie określam tę sytuację jako oficjalną, biorę na siebie pełną odpowiedzialność, również w kontekście porozumienia z publicznością. To bardzo miła sytuacja, gdy koncerty się podobają, ale gdy coś jest nie tak, to też wiadomo, do kogo można się zwrócić. Jest to związane z sytuacją na rynku, gdzie istnieje wiele instytucji kultury, które funkcjonują niejako anonimowo – do końca nie wiadomo, kto odpowiada za scenariusze programowe konkretnych festiwali. Powoli ten aspekt personalizowania działań na rynku muzycznym zaczyna się w Polsce klarować.

Dziękuję za rozmowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz