Pages

czwartek, 9 lipca 2020

Rychlicki/Kostkiewicz - Zapis (2020)

Rychlicki/Kostkiewicz

Łukasz Rychlicki - guitar
Hubert Kostkiewicz - guitar

Zapis

MAVO-C6/AF004





By Andrzej Nowak

Rockowi gitarzyści, szczególnie ci z otwartymi głowami i czystymi uszami, w improwizowanej sytuacji scenicznej potrafią sobie naprawdę dobrze radzić. Przed nami kolejny dowód rzeczowy w sprawie. I o ile Łukasz Rychlicki (Kristen, Lotto) ma już spory bagaż doświadczeń z grą z głowy, o tyle Hubert Kostkiewicz (The Kurws) uchodzić może w tej materii za aspiranta. Spotkali się razem już dość dawno (2017), ale zapis dźwięków, jakie onegdaj wydali ze swoich rozgrzanych wioseł, trafia do nas dopiero teraz, na kasecie magnetofonowej. 

Muzycy wprowadzają nas w klimat występu bardzo łagodną ścieżką. Smukły, płynny rock z akcentami post-bluesowego gaworzenia przy świecach, w oczekiwaniu na schłodzenie się ostatniej butelki wódki. Lewa gitara opowiada historię, prawa szuka otwartej przestrzeni z nutą psychodelii. Muzycy zdają się trzymać zbliżonej stylistyki, tak w pieśni otwarcia, jak i w kolejnych epizodach. W drugim sprawdzają wytrzymałość plastikowych kostek gitarowych w zetknięciu z ołowianymi strunami, ślą nam garść post-rockowych riffów, a na prawej flance dostrzegamy próby mącenia ustanej wody brudną nogą ku chwale rockabilly. Na finał zaś dobry moment podwójnej repetycji z mgławym post-gitarowym ambientem w tle. 

W trzeciej historii kłania nam się Jim Jarmusch i jego kadry z rozgrzanej słońcem, nieistniejącej prerii. Ballada z akcentami psychobilly, dużo dobrych powtórzeń. Czwarta improwizacja to czas na skupienie i szukanie na gryfach innych, bardziej tajemniczych dźwięków. Słyszymy echa wczesnego Sonic Youth - lewa strona rzęzi i jęczy, prawa stroszy pióra. Wreszcie ostatnia, najdłuższa opowieść. Zaczynają ją post-rockowe impresje, trochę ostrych fraz, rosnąca dynamika i emocje będące efektem bystrych interakcji. Narracja zaczyna płynąć bardzo swobodnie, a posmak Velvet Underground sączy się z obu wioseł z równie intensywną wonią. Na sam finał muzycy czynią pętlę dramaturgiczną i powracają do estetyki post-bluesa z początkowej fazy płyty. Garść kwasu z obu stron w ramach ostatniego dźwięku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz