Pages

piątek, 14 sierpnia 2020

Arszyn/Kołacki - 13 (2020)

Arszyn/Kołacki

Krzysztof Topolski - drums, cymbals, sticks, brushes, claves, cowbells, floor, voice, synth
Rafał Kołacki - gong, rattles, bells, congas, horn, objects, wooden block

13



PRIVATE EDITION

By Andrzej Nowak

Przenosimy się do łódzkiej Fabryki Sztuki, jest wrzesień ubiegłego roku. Zgodnie z tytułem płyty czeka nas odsłuch trzynastu utworów (kompozycji/improwizacji) na miliony przedmiotów, z których tylko niektóre zaliczyć możemy do bardzo szeroko rozumianej kategorii instrumentów perkusyjnych. W roli podmiotów wykonawczych - Rafał Kołacki i Arszyn (Krzysztof Topolski), w roli przedmiotów wykonawczych - gong, grzechotki, dzwonki, konga, rożek, obiekty, drewniany blok (ten pierwszy) oraz perkusja, talerze, patyki, młotki, szczotki, klucze, krowie dzwonki, bęben, głos, syntezator (ten drugi).

Na spektakl opętanych rytmem muzyków przeznaczyć winniśmy sporo ponad godzinę zegarową i być może z punktu widzenia jego walorów artystycznych stanowi to jedyną jego wadę. Trzynaście dramaturgicznych pomysłów na ogół bardzo ciekawie się rozwija, po prawdzie jednak, muzycy nie zawsze znajdują odpowiedni moment, by dany wątek sfinalizować. Dyktat rytmu, owa mantra nieskończoności narracji nadmiernie determinują poczynania artystów. Rzućmy zatem okiem na zawartość i wskażmy szczególnie udane momenty "Trzynastki".

W pierwszym odcinku dominantą zdają się być iberyjskie kastaniety, choć w zestawie przedmiotów wykorzystanych w nagraniu ich nie znajdujemy. W drugim napotykamy na feerię talerzy, które zawłaszczają przestrzeń Fabryki, a w trzecim muzycy czynią ważny krok w kierunku rozwiązań bardziej typowych dla perkusji i instrumentów perkusyjnych. Czwarta część to kolejny etap rosnącej dominacji rytmu, wspomaganej głosami, które dość szybko topią się w formule powtórzeń. W piątej części pojawia się dźwięk dęty, a wszystko wokół zdaje się skwierczeć nieinwazyjną elektroniką. Na tle tego, co dotychczas, ciekawie sytuuje się szósta opowieść - czujemy oddech głuchego kosmosu, słyszymy skromny drumming po krawędziach werbla, a całość nabiera wręcz ezoterycznego posmaku.

Siódmy odcinek stawia na puls jednostajnego rytmu i rozbłyskujące talerze, ósmy zdaje się estetycznie zahaczać o afrykańską polirytmię, a element swobodnej improwizacji staje się na moment udziałem muzyków. Kolejny etap to atak congas, które nie biorą jeńców. W dziesiątej - drobny stopping i kalejdoskop niemal wyłącznie udanych zdarzeń fonicznych - kołatki, błyskotki, coś dmie, coś szeleści małą elektroniką. Dużo emocji, tyleż kreacji i najwyższa ocena recenzenta. W jedenastej i dwunastej części coś mechanicznie szeleści, ale poświata elektroakustyki nie sprzyja łatwym skojarzeniom. Tempo rośnie, talerze hałasują. Wreszcie finał, który tłumi emocje, stawia na rezonans akustycznych przedmiotów, podlewanych cienką strużką syntetyki. Cisza po ostatnim dźwięku pozostawia recenzenta w rozkroku - mnóstwo intrygujących dźwięków nie zawsze spina się w równie wartościową całość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz