Pages

sobota, 5 marca 2022

Bizarre Penguin - Acido Domingo (2021)

Bizarre Penguin

Dawid Lipka - Trumpet
Maciej Sadowski - Double bass, Synths
Tomasz Koper - Drums, Spdsx

Acido Domingo (2021)

Tekst: Jędrek Janicki


Terroryzuje mnie Dziwaczny Pingwin. Dmie w trąby, wali w bębny i sieka elektroniką. Co więcej, jakby tego było mało, Pingwinek ten przyjmuje formę kwasowej wersji Placido Domingo. To jednak nadal nie koniec tej groteski! Tuż przed oczami pląsa powyginana rybo-kobieta we wściekle czerwonych butach na obcasie i w pełnej gracji pozie wydmuchuje pełnoprawny instrument dęty. To wbrew pozorom nie są wyznania współczesnego człowieka na granicy obłędu, lecz impresja związana z odsłuchem płyty Acido Domingo zespołu Bizarre Penguin.

Legendarny kierowca wyścigowy Mario Andretti zwykł mawiać, że jeśli masz wszystko pod kontrolą, to znaczy, że jedziesz zbyt wolno. Panowie Maciej Sadowski (kontrabas, elektronika), Dawid Lipka (trąbka) oraz Tomasz Koper (perkusja, sample) zdecydowanie mają przysłowiową ciężką nogę i osiągają prędkości, które powodują, że czuję, że kontroli nie mam nad niczym. I wiecie co? Bardzo mi z tym dobrze! Już otwierający płytę utwór Tohu wa-bohu to potężny strzał w zmącone dusze. Wybuchowa jak na dobrym ravie elektronika miesza się z gęstymi strukturami w podkładzie, na tle których raz po raz wariuje silnie przetworzona trąbka. Być może przemówił sam Miles wskrzeszony pod postacią Pingwina, innej opcji za bardzo nie widzę… Wspomniany utwór wydaje się być kluczem do zrozumienia całej płyty. Acido Domingo to nagranie doskonale zbalansowane, w którym agresywne i intensywne partie często przełamane zostają krystalicznym i czystym brzmieniem trąbki. Dzięki temu płyta posługuje się niejednoznaczną paletą nastrojów. Wszak takie The First Rain in Paradise w pewnym momencie nabiera zgoła melancholijnej barwy… Elementem chyba jednak najbardziej intrygującym na całej płycie jest jej konfrontacyjny charakter. To świat zero-jedynkowy, albo w niego na całego wchodzimy, albo go odrzucamy i pozostajemy poza nim. Co więcej, na pewnym poziomie płytę tę odczytać (odsłuchać??) można jako bardzo inteligentna kpinę ze sceny awangardowej, która swoim napuszeniem i schematycznością skutecznie odstrasza potencjalnych słuchaczy (nazwiska zostawmy dla siebie). Muzyka Bizarre Penguin aż skrzy się brawurowością i lekkością, zachowując przy tym cały czas bardzo wysoki (i bardzo ambitny!) przekaz artystyczny. Żart miesza się z powagą, eksperyment z melodyjnością, a wszystko to skutkuje powstaniem dzieła po prostu błyskotliwego.

Całości tego jakże laurkowego obrazu dopełnia znakomita okładka (choć niektórzy są zgoła odmiennego zdania: https://esensja.pl/muzyka/publicystyka/tekst.html?id=31910). Obraz ten wydaje się, że bardzo mocno nawiązuje do tradycji Polskiej Szkoły Plakatu, której twórcy właśnie na rynku płytowym znaleźć mogliby doskonałe poletko dla swoich poszukiwań. Tak czy inaczej, stwierdzić można tak naprawdę tylko jedno, wzorując się na pewnym niesławnym tekście z przeszłości: „Pingwiny wszystkich krajów – łączcie się! Dzięki temu Najdziwniejszemu widmo muzycznej rewolucji krąży nad światem”. No, a na pewno nad polską sceną muzyczną…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz