Pages

środa, 9 marca 2022

Rafał Jackiewicz Quartet - Sometimes (2021)

Rafał Jackiewicz Quartet

Rafał Jackiewicz - saksofon altowy i sopranowy
Piotr Dziadkowiec – fortepian
Maciej Kitajewski - gitara basowa fretless
Michał Dziewiński - perkusja
Robert Kosiński - puzon (gościnnie)

Sometimes (2021)

Tekst: Szymon Stępnik

O Rafale Jackiewiczu mówi się, iż jest jednym z najzdolniejszych saksofonistów młodego pokolenia pochodzących z Wileńszczyzny. Jego związek z ziemią litewską podkreślony jest niemal w każdym wywiadzie i informacji, która znajduje się na jego temat w Internecie. Pomimo niewielkiego doświadczenia, poszczycić się może już wieloma sukcesami, w tym zajęciem drugiego miejsca w finale VIII Międzynarodowego Konkursu Młodych Wykonawców Jazzowych w Moskwie „Gnesin Jazz 2018”. Płyta Sometimes jest debiutem kwartetu Rafała Jackiewicza zawierającą jego siedem autorskich kompozycji. Jak więc sprawdził się w roli kompozytora?

Przyznam szczerze, że po debiutanckich płytach młodych muzyków spodziewam się w głównej mierze różnorakich popisów technicznych, które czasem są wręcz przesadzone względem samych kompozycji (na myśl przychodzi mi tutaj Tomasz Wendt ze swoim dzełem Behind the Strings oraz późniejszą Chapter B.). Będąc utalentowanym instrumentalistą, nietrudno zjadać własny ogon i ulec pokusie szarżowaniu w pokazywaniu własnych umiejętności, co niekoniecznie przekłada się na jakość granej muzyki. W omawianym albumie owszem, słychać kto tu jest liderem, ale nagranie jest zaskakująco skromne i proste.

Sam Rafał Jackiewicz twierdzi, iż jego kompozycje utrzymane są w charakterystyce jazzu europejskiego, aczkolwiek dokładniejszym określeniem chyba będzie tzw. contemporary jazz, czyli mówiąc w skrócie - połączenie jazzu nowoczesnego i smooth jazzu. O ile w sekcji rytmicznej dzieje się stosunkowo sporo w kwestii różnych akcentów, rytm jest stały, prosty i niczym nie przełamany. Po prostu płynie, dzieje się melodiach, tworząc tym samym błogi nastrój. Z tego letargu wybudzają nas czasem krótkie solówki (choć lepszym słowem byłoby chyba - przygrywki) na bezprogowym basie Macieja Kitajewskiego oraz mocno plastyczna gra na perkusji Michała Dziewińskiego. To właśnie przez tych dwóch panów album niesamowicie pięknie balansuje między prostotą, a jazzowym szaleństwem. Piotr Dziadkowiec również dołożył w tym wszystkim swoje trzy grosze. Ma niesamowite pomysły i tworzy wspaniałą atmosferę, ale mam niestety wrażenie, że nie dane mu było odpowiednio rozwinąć skrzydeł. Pozostaje tylko nadzieja, że jeszcze kiedyś będzie mógł zagrać coś więcej od siebie, gdyż ta niewielka próbka jego umiejętności w “Sometimes” mocno wbija się w pamięć.

A co z daniem głównym, czyli saksofonem lidera? Otóż jest zaskakująco prosty harmonicznie. Przy pierwszym odsłuchu niezbyt mi się spodobał i zdawał się najsłabszym elementem całości. Dopiero przy drugim razie doceniłem melodyjność oraz płynność w tworzeniu dźwięków. Jest to gra prosta, ale zupełnie nie prostacka. Rzadko zdarza się, aby tematy jazzowe w nowych płytach (a ponoć mówi się, że wszystko już zostało dawno wymyślone) utrzymywały się w pamięci długo po odsłuchaniu płyty. Pod tym względem chyba najbardziej przed szereg wybija się utwór On the Way. Jednakże to nie on stanowi danie głównego omawianego krążka.

“Odmęt” to progresywno-jazzowe małe arcydzieło. Żongluje wieloma zmianami nastrojów, wracając od czasu do czasu do tematu przewodniego. Co ciekawe, melodia w zależności od tempa jej grania brzmi albo złowieszczo albo jak coś dającego nadzieję. Każdy z muzyków błyszczy, próbuje przekazać jakąś emocję. Jest to w dużej mierze zasługą Roberta Kosińskiego grającego tu gościnnie na puzonie. Utwór trwa ponad 7 minut, ale ani na chwilę pozwala się nudzić.

Choć, jak wspomniałem, rozumiem zamysł i doceniam Rafała w kontekście dominującej w każdej z jego kompozycji prostoty, to jednakże jest to również moim głównym zarzutem do tego albumu. Brakuje tu więcej szaleństwa, jakiejś próby przełamania schematu oraz głębszej emocjonalności. Są to jedynie moje osobiste preferencje dotyczące tego, jak czuję muzykę. Nie każdy przecież oczekuje w jazzie tego samego co ja.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz