Pages

środa, 12 października 2022

Wojtek Puszek - Between Black & White (2021)

Wojtek Puszek

Between Black & White (2021)

Wydawca: Soliton

Tekst: Szymon Stępnik




Przyznam szczerze, że ostatnie tygodnie były dla mnie trudne. Kolokwium z prawa handlowego, upadłościowego i restrukturyzacyjnego w Okręgowej Izbie Radców Prawnych w Łodzi to nie przelewki. Przepisy, orzecznictwo i jeszcze raz przepisy i orzecznictwo śniły mi się po nocach, niczym najgorszy możliwy koszmar. Gdy już zakończyłem tę przygodę z prawem, sięgnąłem po płytę Wojtka Puszka “Between White & Black” z 2021 roku. Przyznaję, że nigdy nie poczułem takiej ulgi i radości z powodu słuchania jazzu, jak właśnie z powodu obcowania z melodiami pana Wojtka.

Wojtek Puszek jest niezwykle ciekawy pianistą jazzowym. Współpracował on z takimi tuzami polskiego i światowego jazzu, jak choćby z Januszem Muniakiem, Freddiem Hubbardem i Joe Newmanem. To całkiem zaskakujące, że niewiele o nim wiadomo. Prawdopodobnie, ze względu na swoją niezwykłą skromność, wolał stać z boku, pozwalając nieco bardziej ekspresyjnym kolegom lśnić na pierwszym planie, jak było to choćby w “Placebo” grupy Janusza Muniaka z 1982 roku. Przez długi czas nie miał na swoim koncie żadnej solowej płyty (a przynajmniej ja nie znalazłem takiej informacji), co było nieco zaskakujące, jak na tak utalentowanego pianistę. W czasach covidowych, Wojtek nagrał w domu płytę “Between White & Black” składającą się z 13 kompozycji granych wcześniej przez Jazz Trio w skład którego wchodzili również Romek Twarożek oraz Arek Skolik.

Najbardziej intrygującą rzeczą w tym albumie jest to, iż nie mogłem znaleźć żadnych informacji odnośnie tego, kto oprócz lidera brał udział w nagraniach. Nauczony starą szkołą opowiadania o jazzie, musiałem przecież w recenzji wymienić skład zespołu. Chciałem nawet wyróżnić też niemal perfekcyjną rytmicznie, precyzyjną grę perkusji. Okazało się jednak, że ten longplay jest samoistnym dziełem Wojtka, który nagrał wszystkie partie instrumentalne. Mam tu na myśli przede wszystkim klarnet, kontrabas i perkusję. Nie wiem, jaki program lub syntezator został tu wykorzystany, ale wszystkie partie brzmią zaskakująco żywo i naprawdę łatwo można pomylić je z prawdziwymi instrumentami oraz prawdziwym zespołem. Pod względem produkcji, album ten jest istnym majstersztykiem i pokazem możliwości współczesnej techniki.

A jak brzmią same kompozycje? Wielokrotnie miałem skojarzenia z różnymi kompozycjami Jerzego “Dudusia” Matuszkiewicza. Motyw z “Rainy Days” do złudzenia przypomina “Czterdzieści lat minęło…”, tylko w nieco większym zwolnieniu i swingu. Wojtek może nie popisuje się wirtuozerią, ale gra bardzo dokładnie oraz umiejętnie potrafi zaakcentować jazzowe akordy na pianinie. Często miałem też wrażenie, że melodie są tylko pretekstem do popisów w tworzeniu “tła” przez lidera. Paradoksalnie, akompaniament i dalszy plan często grają rolę najważniejszą. Mam wrażenie, że jest pianistą, który doskonale zna swoje mocne i słabe strony, dzięki czemu nagrany krążek brzmi właśnie tak wyśmienicie.

Choć same utwory są melodyjne i przyjemne w słuchaniu, zabrakło mi trochę więcej szaleństwa i próby wyjścia poza schemat. Kompozycje pisane są jakby “pod linijkę, zgodnie ze sztuką”. Czasem zdają się być też zbyt dopracowane, nie zostawiając choćby chwili na jakieś fałsze lub nieprzemyślany dźwięk. Perfekcjonizm wybrzmiewa więc nie tylko w doskonałej produkcji, lecz także w samym dopracowaniu kompozycji (choć w tym drugim przypadku, nie jest to jednak coś, czego oczekuję od albumu jazzowego). W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że pomimo moich zarzutów, utworów słucha się świetnie i obcowanie z nimi sprawia ogromną przyjemność.

Charakterystyczna jest również synteza konserwatyzmu z nowoczesnością. Na pierwszy rzut ucha płyta zdaje się być osadzona w dawnej szkole polskiego jazzu. Po kolejnych przesłuchaniach docenić produkcyjny puryzm w brzmieniu. Po jeszcze kolejnych przesłuchaniach wyłania się niestety smutna prawda - nie obyło się bez pewnych ograniczeń i pójścia na kompromis, co spowodowane jest bezpośrednio brakiem zaangażowania żywych muzyków, a używaniem jedynie na syntezatorów. Za wyjątkiem fortepianu, brakuje jakiejkolwiek dynamiki w brzmieniu innych instrumentów. Ciekaw jestem, jak wyglądałaby ta płyta, gdyby Wojtek zaangażował swoich kolegów z Jazz Trio.

Podsumowując, płyta “Between White & Black” Wojtka Puszka to istny majstersztyk produkcyjny. Pomimo tego, że niemal wszystkie instrumenty to działanie nowoczesnej technologii, bardzo łatwo pomylić je z tymi realnymi. Kompozycje są zaś mocno konserwatywne, czasem zbyt dopracowane. Muszę jednakże, że bawiłem się słuchając całości wyśmienicie, a muzyka tegoż pianisty ukoiła moje skołatane nerwy. Panie Wojtku, prosimy o więcej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz