Pages

poniedziałek, 27 marca 2023

Jan Ptaszyn Wróblewski Quartet - On The Road Vol.I (2022)

Jan Ptaszyn Wróblewski Quartet

Jan Ptaszyn Wróblewski – saksofon tenorowy
Wojciech Niedziela – fortepian
Jacek Niedziela-Meira – kontrabas (01, 02, 03)
Andrzej Święs – kontrabas (04, 05)
Marcin Jahr – perkusja

On The Road Vol.I (2022)

Wydawnictwo: For Tune

Tekst: Paweł Ziemba

100 lat Mistrzu!!!

27 marca swoje osiemdziesiąte siódme urodziny obchodzi twórca ruchu Polish Jazz - Jan Ptaszyn Wróblewski - osoba wyjątkowa, jedna z najważniejszych i najbarwniejszych postaci polskiej sceny jazzowej. Pionier polskiego jazzu, nazywany przez wielu „Generałem”; aranżer, kompozytor, dyrygent, świetny saksofonista tenorowy i barytonowy. Muzyk o wielkim sercu, “dobry duch” życia jazzowego w Polsce i promotor wielu młodych talentów. Jakby tych wszystkich przymiotów było mało – radiowiec, recenzent, gawędziarz z ogromnym poczuciem humoru. Nie będzie przesadą powiedzieć o Ptaszynie, że to człowiek z innej planety - planety o nazwie JAZZ.

Leży przede mną kolorowe etui najnowszego CD kwartetu Jana Ptaszyna Wróblewskiego „On the Road vol 1, wydanego przez For Tune Records, opatrzone wieloma zdjęciami bohatera dzisiejszej recenzji. Z całą pewnością jest to płyta inna od wszystkich wcześniejszych nagrań Ptaszyna. Jej głównym wyróżnikiem jest okres, w jakim wszystkie kompozycje zostały zarejestrowane. Tych pięć utworów pochodzi z wybranych, przez samego Mistrza sesji koncertowych z lat 2003-2020. Jest to na chwilę obecną pierwsza i jedyna płyta obejmująca w swoim rozległym spectrum aż 17 lat spotkań z miłośnikami jazzu.

Ptaszyn brzmi na saksofonie w sposób niepowtarzalny i natychmiast rozpoznawalny. Nasz Jubilat sam o sobie mówi „Każdy wchodząc w granie, siłą rzeczy nastraja się do czegoś, co mu jest potrzebne – akurat taką barwę lubi, a takiej nie – w związku z tym wszystko się do tego dopasowuje: gęba, ustnik, stroik – potem trudno jest to zmienić”

Warto spojrzeć na nową płytę Wróblewskiego trochę z innej perspektywy. Posłuchajmy tej muzyki mając przed oczami osobę lidera – wyjątkowego człowieka, na którego twórczości wykształciło się kilka pokoleń adeptów jazzu; muzyka, który nieprzerwanie przybliża jazz z Polski i zagranicy wielu pokoleniom polskich słuchaczy.

Analizując własne wspomnienia, mając za sobą lata nie tylko pierwszej, ale i drugiej młodości, nie pamiętam polskiej sceny jazzowej bez obecności Ptaszyna.

Mamy możliwość słuchania być może najbardziej wyrazistego i wpływowego instrumentalisty polskiej sceny jazzowej. Tematyczna płodność i spójność swobodnych improwizacji Mistrza sprawiają wrażenie, jakby każdy zasłyszany przez niego skrawek muzyki był przechowywany w pamięci jego umysłu, aby następnie w dogodnym momencie mógł być szybko wykorzystany podczas koncertu.

Należy podkreślić, że w okresie, kiedy nasz bohater rozpoczynał swoją karierę, jazz był w Polsce zdelegalizowany. Kraj znajdował się za żelazną kurtyną. Państwowa wytwórnia nie chciała wydawać jazzu oraz wszystkiego co mogło być z nim powiązane.

Młodszym czytelnikom trudno będzie dziś uwierzyć, że prawie do końca lat 90-tych w Polsce nie były legalnie dostępne żadne zachodnie wydawnictwa płytowe. Jeśli ktoś chciał mieć płytę, musiał ją sobie przywieźć z Zachodu. Inną możliwością było słuchanie radia, a konkretnie: "Voice of America Jazz Hour" Willisa Conovera, nazywanego "ojcem chrzestnym polskiego jazzu". Od stycznia 1955 roku przez pięć dni w tygodniu w godzinach 21.15 - 22.00 przez ponad 40 lat Willis Canover dostarczał wszystkiego, czego fani jazzu potrzebowali. Można było usiąść przy odbiorniku i słuchać... Nie bez kozery przywołuję audycję Canovera. To właśnie on inspirował pierwsze pokolenia polskich jazzmanów, włącznie z młodym Ptaszynem. I jak to w życiu czasem bywa, uczeń przerósł mistrza, bowiem swoisty rekord Canovera został pobity przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego „Trzema Kwadransami Jazzu”, nadawanymi nieprzerwanie od ponad pół wieku, będącymi źródłem wiedzy i inspiracji dla kolejnych pokoleń.

Wróćmy jednak do muzyki zawartej na płycie On The Road Vol.1. Słuchając nagrań odnosi się wrażenie, że każda fraza zagrana przez Ptaszyna jest ważna, nie przypadkowa, ma swoje uzasadnienie i historię. Nie ma znaczenia, czy słyszymy znany nam dobrze standard „Moritat” Kurta Weilla z musicalu Mack the Knife, czy też autorską kompozycję Ptaszyna „Seans Na Niepogodę”. Każdy z utworów brzmi tak samo świeżo, żywiołowo i ciekawie, bez względu na to, kiedy były nagrane.

Wiedząc, że będę miał możliwość recenzowania płyty Ptaszyna, wybrałem się na koncert do miejsca, gdzie część nagrań została zarejestrowana. Dzięki zaproszeniu otrzymanemu od Jarka Michaluka, kontrabasisty, animatora życia jazzowego na Podlasiu, a jednocześnie członka kwartetu występującego tego wieczoru wraz z Ptaszynem, miałem okazję być na koncercie Mistrza w Białej Podlaskiej. I mogę stwierdzić stanowczo: Ptaszyn z wiekiem nie stracił NIC ze swojej muzycznej żywiołowości, poczucia humoru oraz ogromnej muzykalności! Osiemdziesięciosiedmioletni muzyk sprawia wrażenie najspokojniejszego człowieka na scenie. Mimo widocznych trudności w poruszaniu się spowodowanych słabym już wzrokiem, „Generał” polskiego jazzu ma pełną kontrolę nad zespołem. Swobodnie ogarnia przygotowany materiał muzyczny bez względu na jego tempo i tonacje. Gra wszystko z pamięci, bez żadnych nut. Tylko on i saksofon! Nie ma znaczenia czy zespół gra jedną ze starszych kompozycji Ptaszyna, czy też utwór autorstwa jednego z członków kwartetu. Mistrz na scenie panuje nad wszystkim.

Tego wieczoru kwartet Ptaszyna wykonał „Moritat” - dokładnie ten sam utwór, który 3 lata wcześniej został zarejestrowany podczas koncertu i znajduje się na krążku. Zgromadzoną na widowni publiczność Wróblewski oczarował, rzucając wszystkich na kolana interpretacją doskonale znanego standardu. Jego gra była pełna energii i muzycznego humoru, słychać tu ogromny szacunek dla melodii, ale jednocześnie Ptaszyn gra po swojemu... Delikatne brzmienie saksofonu czasami zmienia się w masywne, pełne uniesień solo lidera, a towarzyszący mu muzycy dopełniają całości.

Ptaszyn nie stroni od dowcipnych komentarzy do wykonywanych utworów, skracają w ten sposób dystans do siebie jak i pozostałych członków kwartetu. Ma ogromne poczucie humoru i, mimo niekwestionowanej pozycji pioniera polskiego jazzu, posiada też wiele pokory i skromności.

A przecież to właśnie On był członkiem pierwszej polskiej formacji grającej modern jazz z prawdziwego zdarzenia – Sekstetu Komedy. Występ grupy na pierwszym Sopockim Festiwalu Jazzowym w 1956 roku został uznany za rewelację. Wróblewski w tym czasie grał na klarnecie i saksofonie barytonowym. Był członkiem międzynarodowej orkiestry International Newport Band z którą wystąpił na Newport Jazz Festival, jak również koncertował w Europie, m.in. w Brukseli na Expo’58.

Dzięki jego staraniom ukazał się w 1962 roku pierwszy polski longplay jazzowy „GO RIGHT” Kwintetu Andrzeja Kurylewicza, w którego składzie wystąpili: Andrzej Dąbrowski – perkusja Wojciech Karolak – fortepian Andrzej Roman Kurylewicz – trąbka Tadeusz Wójcik – kontrabas oraz Jan Ptaszyn Wróblewski – flet, saksofon tenorowy.

Można długo jeszcze wypisywać kolejne nazwy zespołów, w których Jan Ptaszyn Wróblewski grał, bądź był ich założycielem; kolejne pionierskie inicjatywy, których się podejmował i niezłomnie realizował, budując fundamenty dla kolejnych pokoleń. Jedno jest pewne - posiadane doświadczenie sprawia, że dzisiejszy Ptaszym brzmi jak nikt inny. Jego gra jest swobodna, a zarazem pełna artystycznej pokory. Po prostu dmucha w róg w sposób jak robił to Coleman Hawkins, John Coltrane, Sonny Rollins czy też Beny Webster - wszyscy wielcy ludzie, których słuchał w młodości i których muzyka wciąż sprawia, że czujemy przysłowiowe „ciary”.

Kolejne utwory z płyty „On the Roud vol 1” dokumentują jak potężnym warsztatem możliwości technicznych oraz brzmieniowych dysponuje Ptaszyn, mimo zaawansowanego wieku. Z drugiej strony wyraźnie widać, że Mistrz jest dziś na innym poziomie realizacji swoich muzycznych ambicji i fascynacji. Jest gotowy do zaakceptowania środka pomiędzy własną nieskrępowaną improwizacją a oczekiwaniami słuchaczy na chwytliwe melodie i zdecydowanie wyczuwalny rytm. Muzyk gra w sposób, który łączy pokolenia, znajdując w utworach wspólny mianownik, bez względu na wiek słuchacza.

Niczym kameleon, korzystając z posiadanych umiejętności i możliwości interpretacyjnych, Ptaszyn potrafi zmieniać koloryt i nastrój utworu. Słychać to niezwykle wyraźnie w otwierającej płytę autorskiej kompozycji „Altissimonica Part III” będącej jedną z części rozbudowanej suity na orkiestrę symfoniczną i improwizującego solistę (w oryginale napisaną dla Henryka Miśkiewicza). Utwór nawiązuje stylistycznie do zachowawczych nurtów muzyki XX w. (Bernstein, Gershwin, Holst). Tenor Ptaszyna brzmi mocno i zdecydowanie. Frazy są długie i soczyste, znakomicie wplatane w zaproponowany układ harmoniczny. Szkoda, że to tylko 15 minut! Świetnie prezentuje się sekcja rytmiczna w składzie Wojciech Niedziela – fortepian, Marcin Jahr – perkusja i Jacek Niedziela-Meira – kontrabas, którego w dwóch ostatnich utworach na płycie zastąpił Andrzej Święs. Ptaszyn zawsze bardzo skrupulatnie dobiera członków zespołu. Musi ich znać, musi być przysłowiowa chemia, aby funkcjonowała całość. Obecny skład kwartetu istnieje od ponad dwóch dekad, ukształtował się w połowie lat dziewięćdziesiątych. Do dziś ma na koncie niezliczoną ilość koncertów, nagrań, udziałów w festiwalach w kraju i zagranicą.

Muzyka prezentowana na płycie przez kwartet Jana Ptaszyna osadzona jest w jazzowej tradycji, wykorzystując jednocześnie elementy muzyki współczesnej. Nie jest to muzyka skomplikowana, ale nie jest również pozbawiona nowoczesnych brzmień i ciekawej formy. Sposób, w jaki została zaprezentowana kompozycja „Inwersja”, przypomina muskularny liryzm pioniera saksofonu tenorowego Colemana Hawkinsa, choć z charakterystycznym dla Mistrza sardonicznym zadęciem.

Płytę kończy utwór „Po Wielkim Niżu”. Nagranie pochodzi z Października 2020 roku z koncertu zarejestrowanego podczas Podlasie Jazz Festiwal w Białej Podlaskiej. Mamy tu zmianę w składzie kwartetu. W miejsce Jacka Niedziela-Meira pojawia się Andrzej Święs na kontrabasie. W początkowej fazie utworu słychać pewną powściągliwość. Charakterystyczne brzmienie saksofonu buduje klimat kompozycji. Improwizacja Ptaszyna trzyma się blisko melodii i, jak to ma w zwyczaju, przepracowuje ją następnie w porywający sposób. Fantastyczna gra całej sekcji rytmicznej jest fundamentem dla długich fraz lidera. Wojciech Niedziela znakomicie odnajduje się w tej stylistyce, a dynamiczne solo uzupełniane akcentami perkusji Marcina Jahr dodają ognia do całości. Brzmi to bardzo dobrze i czapki z głów drodzy Państwo - dla muzyki i wykonawców!

Siłą tych nagrań jest jazz grany na żywo. To dźwięk oraz surowa energia wsparta muzyczną inteligencją czynią tę płytę czymś wyjątkowym. Od pierwszych dźwięków nikt tu nie odpuszcza. Ta muzyka żyje i oddycha. Rytmy łączą się, nabierają rozpędu i oddziałują na ciało, by po chwili odpłynąć. Niezależne linie instrumentalne rozchodzą się i łączą, tworząc słuchową gęstwinę i mentalne kolory. Obrazy obfitują niezależnie od sugestywnych tytułów nadanych poszczególnym utworom (swoiste poczucie humoru Ptaszyna).

Charakterystyczne brzmienie kwartetu oraz gra lidera sprawiają, że odbiorca odczuwa komfort obcowania z muzyką, dźwiękami dobrze mu znanymi. Zarówno publiczność jak i cały kwartet doskonale się bawią, co słychać w entuzjastycznych reakcjach publiczności jak i samego Ptaszyna.

Ten wyjątkowy krążek nie rozczaruje żadnego miłośnika jazzu bez względu na staż, doświadczenie w odkrywaniu uroków muzyki synkopowanej, jak i tak zwanych starych wyjadaczy.

Często mówi się, że Jana Ptaszyna Wróblewskiego najlepiej słuchać na żywo. Tych kilka próbek dowodzi, że tak właśnie jest. Płyta jest bardzo dobrze nagrana, a w zbiorach naszego Mistrza zapewne znajduje się jeszcze bardzo dużo niewydanych nagrań koncertowych. Liczę na to, że jak wskazuje tytuł, jest to dopiero pierwszy tom takich realizacji muzycznych. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie ich o wiele, wiele więcej w nieodległej przyszłości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz