Pages

sobota, 1 kwietnia 2023

Monkeys in the Bath - Księga XIII (2023)

Monkeys in the Bath

Semen Exclamatus - saksofon tenorowy
Vaginae Infernus - gitara, elektronika, lektor
Coitus Interruptus - piano, syntezator
Hymen Clitoria - lektorka
Archeopteryx - git.basowa
Fellatus - perkusja

Gonnorhea Fungus - wiolonczela (w utworach "IV" oraz "VIII")

"Księga XIII" (2023)

Dużo potrafię zrozumieć. Rozumiem, ze miło od czasu do czasu sięgnąć po repertuar zacnych poprzedników i nagrać kolejną już, tym razem własną wersję utworów Komedy, Stańki, Kurylewicza... No jeść przecież trzeba.
Rozumiem też, że od czasu do czasu miło sięgnąć do inspiracji Norwidem, Miłoszem, ostatnio Witkacym... są granty, są fundusze, grzech nie skorzystać.
Rozumiem zatem i toleruję te wszystkie mody: Chopin na dżezowo, Miłosz na dżezowo, Twoja Stara na dżezowo... zwłaszcza, że czasem efekty są bardzo ciekawe i olśniewające. Podkreślam - czasem.
Rozumiem także, ze jeśli mamy Rok Fredrowski, to niejako "z urzędu" ktoś ze świata jazzu się za tego Fredrę weźmie...

Rozumiem też podziękowania dla Miejskiego Centrum Kultury w Olsztynie za pomoc w nagrywaniu albumu "Księga XIII", zamieszczone na okładce płyty. Rozumiem też wyłuszczony na tej okładce patronat dwóch znanych portali zajmujących się jazzem.

ALE NIE ROZUMIEM JEDNEGO. JAKIM CUDEM TO "COŚ" MA PATRONAT MINISTERSTWA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO???

Tekst Fredrowski był rubaszny, ale wzbogacenie go o potężną porcję "liryków" autorstwa zespołu, uczyniło go nieznośnie wulgarnym. Obrzydliwym. Każdy, kto czytał "XIII Księge Pana Tadeusza" Fredry wie, na czym się skończyła, że tak powiem "akcja". Wprowadzenie do końcowych utworów "V" - "VIII" nowych wątków jest nadużyciem, hucpą. Słuchanie tego, co się dzieje po dołączeniu Sędziego do pary: Zosia - Tadeusz, słuchanie drobiazgowych opisów, np. praktyk analnych - powoduje po prostu reakcję wymiotną. Przepraszam. Jestem bardzo ciekaw czy ktokolwiek z Ministerstwa Kultury kolaudował ten materiał, czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę, co zrobiono z librettem albumu.

Wielka szkoda, tym bardziej, że to wszystko nam przykrywa całkiem ciekawą muzykę. Zwłaszcza utwory "IV" i "VIII" z wolnym tempem, z fragmentami niezwykle delikatnymi (saksofon i wiolonczela!) byłyby ucztą dla uszu, gdyby nie przymus obcowania ze słowem lektorskim.

Jeszcze dwie uwagi. Po pierwsze - nie rozumiem absolutnie kretyńskiego pomysłu z pseudonimami muzyków. Od razu przypomniało mi się, kiedy 35 lat temu słuchałem nieco innego jazzu - wtedy dość popularna była kapela Venom, której członkowie ukrywali się pod pseudonimami Kronos, Mantas i Abaddon. Ale to było dawno temu. No to po cóż teraz taki cyrk?
Po drugie - jakość nagrania. Czy sala MCKu w Olsztynie była wyłożona boazerią? Czy wyście to nagrywali na wzmacniaczach Eltron z czasów Jaruzelskiego? Te paskudne pogłosy.. ten buczący bas. To brzmi jak demo proszę Państwa.

Chciałem na koniec napisać jeszcze cos pozytywnego i w tym celu jeszcze raz posłuchałem tej płyty. Niestety, po "lirykach" poczułem się znowu gorzej...
Panowie - wiecie co? Mam pomysł. Wy najlepiej po prostu sprzedajcie te Wasze instrumenty! I kupcie sobie hulajnogi!

Piotr Banasiak


Zdanie odbrębne:

Skrajnie krytyczny głos red. Piotra Banasiaka wobec płyty "Ksiega XIII" przyjąłem z dość dużym zaskoczeniem. Choć opinie Piotra zawsze bardzo szanuję, to tym razem uwagi jego świadczą o tym, że oczy (a w zasadzie uszy!) przysłoniła mu raczej skandalizująca estetyka zespołu niż sama muzyka tworzona przez ten olsztyński sekstet.

Album tematycznie krąży wokół sfery seksualności. Punktem wyjścia dla dalszych poszukiwań jest kompozycja zatytułowana I (to akurat mało zaskakujące), której tekst stanowi fragment XIII Księgi Pana Tadeusza, której autorstwo przypisywane jest Aleksandrowi Fredrze. Pozostałe teksty tworzone w głównej mierze przez basistę o wdzięcznym pseudonimie Archeopteryks (który jest pomysłodawcą całego projektu oraz jego główną siłą sprawczą) co bardziej wrażliwych razić mogą swoją rozpasaną pornografią. Zapomnijmy o delikatnym kuszeniu, czy lekkim wietrze Stanisława Grochowiaka, który usta kobiety rozchyla… Na płycie "Księga XIII" w tekstach do czynienia mamy z brutalną nieraz w wyrazie i jakże pierwotną dziką żądzą, która zawstydzić mogłaby wszystkich czołowych żigolaków rock’n’rolla. Teksty te są jednak nad wyraz spójne i mają swoją wewnętrzną logikę. Każda kolejna kompozycja to mniej lub bardziej wyrafinowany opis kolejnej fazy stosunku seksualnego (bo tę akurat formę trudno nazwać „uprawianiem miłości), który w zawrotnym tempie zmierza do spektakularnego finału…

Ta nieco odhumanizowana i zmechanizowana wizja miłości, którą kreśli w sferze tekstowej Archeopteryks w bardzo ciekawy sposób współgra ze sferą muzyczną! Zaskakuje sam sposób zaprezentowania tekstu w męsko-kobiecym dwugłosie pozbawionym jednak przesadnej egzaltacji czy drażniącej histerii. Hymen Clitoria i Viginae Infernus (grający na płycie również na gitarze) w ascetyczny sposób prowadzą nas przez narrację płyty, wywołując tym samym nadzwyczaj interesujący estetyczny „zgrzyt” pomiędzy treścią dzieła, a sposobem jego zaprezentowania. W warstwie muzycznej pobrzmiewa bardzo wiele rozwiązań ambientowych, spod znaku Briana Eno, które przełamywane są raz po raz wybuchowymi solówkami tak saksofonu czy gitary. Na szczególną uwagę zasługuje właśnie praca saksofonisty Semena Exclamatusa – chetnie dowiedziałbym się, kto tak naprawdę kryje się pod tym pseudonimem! Doskonale balansuje on pomiędzy dzikością a łagodnością, harmonią a dysonansem, wszystko zalewając soczystym frazowaniem spod znaku późnego Sonny Rollinsa. Pewną dozę efekciarstwa i nieokrzesania w grze pozostałych muzyków, która raz na jakiś czas wybrzmiewa zwłaszcza w partiach solowych łatwo wytłumaczyć można brakiem doświadczenia w pracy w studio nagraniowym. Nie mam jednak wątpliwości, że każde kolejne nagranie zbliży zespół do pełni muzycznej dojrzałości, jednak już teraz, śmiało sparafrazować można legendarną kwestię z Misia – niech drobne minusy nie przesłonią wam zasadniczych plusów płyty zespołu Monkeys in the Bath!

Na sam koniec apel. Bądźmy tolerancyjni dla tego typu prób i eksperymentów słowno-muzycznych. Miarą poszukiwania nowych form wypowiedzi nieraz są drobne potknięcia, mankamenty i niedociągnięcia. Warto jednak te koszty ponieść, bo to właśnie w tych nieoczywistych, poszukujących formach muzycznych kryje się najwięcej siły. Panie i panowie z Monkeys in the Bath! Oby tak dalej i nie dajcie się zniechęcić malkontenctwu niektórych jazzowych krytyków (bez nazwisk, oczywiście).

Jędrek Janicki

1 komentarz:

  1. No i pięknie, Panie Piotrze, jakość nagrania faktycznie piwniczna, jak u wujaszka Ogóraszka, Panie Jędrzeju, zagradzam się, nawet takie poszukiwania są nam potrzebne, aby odkryć przyszłość świetlaną.

    OdpowiedzUsuń