Pages

środa, 14 czerwca 2023

Sundial Trio - IV

Sundial Trio

Wojciech Jachna – trąbka
Grzegorz Tarwid - fortepian
Krzysztof Szmańda- perkusja, instr. perkusyjne

"IV" (2022)

Wydawnictwo: Alpaka

Tekst: Piotr Banasiak

Uważam, że ta płyta to praca naukowa, szeroko zakrojony eksperyment. A skoro mogą eksperymentować muzycy, to dlaczegóż by nie mógł poeksperymentować słuchacz? 

Otóż ja - w ramach eksperymentu - po pierwsze: nie zapoznałem się z dotychczasowym dorobkiem Panów Sundialów, zespół debiutuje w moich organach usznych. Po drugie - nie przeczytałem ani jednej z grubego tomiszcza recenzji, których ten album się doczekał. Starałem się też, aby nazwiska trzech Artystów Improwizatorów, których dorobek darzę estymą i szacunkiem, nie sparaliżowały mojego wewnątrzorganizmowego systemu odbiorczego. Do dzieła!

Album rozpoczyna się nadzwyczaj w moim Larks'TonguesInAspicowym guście - opusem "Misy" Pana Szmańdy. Rodzący się z nicości misowy rytuał, sukcesywnie acz niespiesznie wzbogacany melizmatem trąbki i pianizmem na wciśniętym - tak jak lubię - pedale "forte". W dalszej części utworu pozostaje nam osamotniony Pan Tarwid. Chwilo trwaj... ale pora na płynne przejście do kompozycji "Aknakaks". On żóc. Łsymop z mełutyt tewan ynpicwod , kandej tsartnok yzdęimop myt merowtu a mindezrpop - ynmorgoezrp. Że trąbka zdziczała, że bębny sieką gęsto - to furda. Ale wysil drogi słuchaczu wyobraźnię i wyobraź sobie, że Pan Tarwid gra dokładnie te same riffy, ale na mocno przesterowanej gitarze z obniżonym strojem. Muzycy takich jazzowych formacji jak Biohazard czy Life Of Agony pękliby z zazdrości. W każdym razie, kompozycja ustawiona w takim a nie innym miejscu płyty, brzmi tyleż mocno co drażniąco. Przy okazji sygnalizuje i podkreśla zjawisko, które wyraźnie odczuwam - niejednorodność, czy wręcz niespójność tego albumu. Jak dla mnie czwarty materiał Sundial dzieli się na trzy części: 1. Szmańdowe "Misy", 2. "kręgosłup płyty"- czyli cztery utwory Pana Tarwida uzupełnione Szmańdową "Aknakaks" oraz 3. Jachnowe zakończenie w postaci "Hator". Te trzy części różnią się brzmieniem i klimatem. Co je łączy? POMYSŁ NA GRANIE.

Ten POMYSŁ NA GRANIE najlepiej słychać w Tarwidowej części eksperymentu sundialnego. Jest to jak dla mnie rozwinięcie idei Drugiego Kwintetu Davisa słyszalnej w kompozycji "Nefertiti" z '67r. W największym skrócie: Pan Jachna trąbi w nieskończoność pewne motywy, tematy, nieznacznie je modulując, rozwijając. Są one bardzo charakterystyczne i stanowią oś melodyczną, często bardzo atrakcyjną. Np. w "Oleo II" słyszę Pana Jachnę pogodnego i frywolnego, zupełnie jakby w drodze z Bydgoszczy do Studia S3 PR w Warszawie słuchał non stop radosnych symfonii Antonína Dvořáka. Z kolei w "Terpsichore Still" trębacz brzmi jak kompletnie wstawiony lider bigbandu ledwie grającego pod koniec trzydniowego wesela. Kontrastem do tego stoickiego trąbkowego szkieletu melodycznego jest gra sekcji fortepian - perkusja. Nieprzewidywalna, pełna zwrotów akcji i wahań dynamiki, w pewnych momentach bardzo gęsta, w innych zdecydowanie kameralna, minimalistyczna. Czasami doświadczamy dźwiękowych wzmożeń i erupcji, a czasami doświadczamy - ciszy. Czasami, np. w "Materiach" doświadczamy czegoś, co nazwałbym "precyzyjnie zaplanowaną matematyką karabinu maszynowego"; na dodatek płynnie przechodzącego w delikatny i swobodny opis popołudniowego parku zaraz po deszczu. Nie zostałem zrozumiany? No to zachęcam do posłuchania.

Generalnie moją uwagę zwraca brzmieniowa i rytmiczna pomysłowość Pana Szmańdy, a już prawdziwie intrygujące jest słuchanie Pana Tarwida. Pan Tarwid ponownie potwierdza, że nie jest słingujacym pianistą dżezowym, że idzie zdecydowanie swoją ścieżką, a swój styl buduje poszukując na ogromnym terytorium muzyki klasycznej. Czasami, ze względu na słyszalny moim zdaniem wpływ tradycji romantycznej, mam ochotę grę pianisty określić jako "dżezowy new romantic". I wcale mnie nie dziwi, że partnerzy Pana Tarwida, świadomi jego błyskotliwości miejscami ocierającej się o geniusz, chętnie tu i tam "wypuszczają go na solo" na preludium, na intermezzo, na kodę... W efekcie słuchacz otrzymuje porcję ciekawej formalnie i brzmieniowo muzyki. Niekoniecznie dżezowej, ale na pewno współczesnej.

Doceniam też spostrzegawczość, elastyczność i zaradność muzyków. Album rozpoczęty kapitalnymi, transowymi "Misami" kończy równie transowy "Hator". Być może Pan Jachna puścił kolegom "Blind Love" Swans i zapytał "to jak? spróbujemy?" Spróbowali, ale spostrzegli , że jest to nieco rozwleczone i jakieś takie wątłe harmonicznie. No to dograli dodatkowy ślad trąbki z tłumikiem. Gotowe. I po problemie. Szacunek.

Mój znajomy stwierdził, że jest to trudna muzyka. Z kolei ja zauważyłem, że moje ośmioletnie potomstwo chętnie przy "IV" pochłania kolejne księgi komiksu "Tytus, Romek I A'Tomek" oraz protestuje, jeśli chcę wyłączyć. Zatem chyba nie jest tak źle z przyswajalnością i komunikatywnością. Reasumując - nie napiszę, że wielokrotny odsłuch czwartego albumu Sundial Trio wywołał u mnie huragan emocji i burzę hormonalną. Natomiast ten eksperyment muzyczny wypadł niesłychanie INTRYGUJĄCO. I mnie osobiście to odpowiada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz