Pages

środa, 12 lipca 2023

Szymon Stępnik w świecie muzyki eksperymentalnej - część I

Autor tekstu: Szymon Stępnik

Kiedy poproszono mnie o napisanie kilku krótkich recenzji albumów z muzyką eksperymentalną, niezmiernie się ucieszyłem. Nie tylko dlatego, że dostanę świeżą porcję ciekawych kompozycji, ale przede wszystkim dlatego, że w końcu będę mógł trochę głębiej zastanowić się nad istotą tego podgatunku muzyki. No właśnie, bo czym w końcu jest ta muzyka eksperymentalna?

Co ciekawe, nigdzie nie ma oficjalnej definicji. Tych kilka artykułów, które spróbowały zmierzyć się tematem, łączy jeden wniosek — z muzyką eksperymentalną nieodłącznie związana jest wolność. Artysta nie boi się konsekwencji łamanych konwenansów teoretycznych i praktycznych, jak choćby w przypadku wykorzystania jakiegoś instrumentu w sposób nietypowy. Harmonia, melodie (czyli to, co w dla mnie jest de facto najważniejsze) schodzą tu na dalszy plan, a bardziej istotnym staje się właśnie ów eksperyment — próba zrobienia czegoś nowego. Niestety, łatwo w ten sposób popaść w groteskę i stworzyć dzieło, które w ogóle trudno nazwać będzie jakąkolwiek muzyką.

Na szczęście propozycje, które dostałem do recenzji, okazały się intrygującym, niezmiernie ciekawym doświadczeniem. Każdy z nich poruszył mnie w sposób inny i wywołał różne emocje. Bardzo dziękuję więc wszystkim osobom, które brały udział w tworzeniu poniższych albumów. Odwaliliście kawał naprawdę świetnej roboty!

Antek Cholewiński — Kotek (2020)

Wydawca: Pawlacz Perski

Nagranie przepełnione jest natłokiem syntezatorów w niskich rejestrach, często przypominających ścianę dźwięku, przez którą trudno się przebić. Nie można tej koncepcji odmówić jednak braku przemyślenia. Melodie bez wątpienia tutaj są, aczkolwiek trudne do usłyszenia, leniwe i ledwo dostrzegalne. Często miałem wrażenie obcowania z instrumentami smyczkowymi, choć silnie zniekształconymi i przesterowanymi. Nic dziwnego — autor jest wykształconym wiolonczelistą, więc brzmienie jest mu dobrze znane. Same struktury melodyjne stoją na nieco większym poziomie, niż wśród większości znanej mi muzyki eksperymentalnej.

Kompozytorowi udało się osiągnąć psychodeliczny, przerażający klimat. Gdyby rzeczywiście istniał szpital psychiatryczny Arkham Asylum z uniwersum Batmana, myślę, że “Kotek” byłby soundtrackiem na kasetach magnetofonicznych rozdawanych pacjentom. Co ciekawe, inspiracją dla powstania nagrań była fascynacja różnorodnymi syntezatorami głosu. To bardzo ciekawy koncept, choć żałuję, że ilość nałożonych efektów skutecznie uniemożliwia zrozumienie wypowiadanych słów. Tytuły poszczególnych utworów, jak choćby tu es mon cliche préféré (jesteś moim ulubionym frazesem) po prostu intrygują i ciekawią, co autor miał tu na myśli. Tak obrany styl przypomina mi trochę postać potwora pojawiającego się w filmie “Króliki” w reżyserii Davida Lyncha. Tam również, zdaje się, najważniejsze dla całego dzieła słowa wypowiedziano w przerażający, choć niezrozumiały sposób.

Bardzo ciekawa jest również okładka, która wyjątkowo chyba komponuje się muzyką znajdującą się na kasecie. Widzimy na niej podarte kartki papieru. “Wejdź między rozdarcia, poczuj pod palcami szorstkości papieru – analogowa projekcja trwa”. Zaiste, nie da się przejść obojętnie obok takich dźwięków. Jeżeli wejdziemy w nie, tak jak chce tego jej kompozytor, zaznamy doświadczenia, które nie może nam dać żadna muzyka popularna.



Marcin Bożek — Basssolo

Wydawca: Tmrwlabel 

Jest taki żart o zespole muzycznym, który wpadł do studni. Najpierw krzyczy wokalista i to jego, jako pierwszego, wyciągnięto z dna. Potem przyszła kolej na gitarzystę i perkusistę.

- Nie zapomnieliśmy o kimś? - zastanawiają się między sobą

- No tak! Zapomnieliśmy o basiście — w końcu stwierdzają — ale jego przecież i tak nikt nie słyszy.

Prawda jest jednak taka, że brak basisty jest bardziej odczuwalny, niż jego obecność. Słuchając jakichkolwiek piosenek bez sekcji basowej, czujemy pewne niedopełnienie, wręcz brak profesjonalizmu w nagraniu. Bas, choć z pozoru niesłyszalny, robi ogromną robotę w każdym nagraniu.

Marcin Bożek oferuje z kolei inne, nieco bardziej intymne doświadczenie z tym instrumentem. Właściwie nie proponuje on nic innego, poza właśnie gitarą basową. Jeżeli oczekiwać będziemy klasycznych melodii, popełnimy ogromny błąd. Marcin udowadnia, że gitara potrafi wydać naprawdę wiele ciekawych, intrygujących odgłosów o którą nawet byśmy jej nie podejrzewali.

Niestety, na dłuższą metę słuchanie takiej muzyki staje się strasznie męczące. Choć doceniam kreatywność, brak wyraźnych struktur harmonicznych jest ścianą, przez którą trudno się przebić mojej wrażliwości. Gdy jednakże ujrzałem nagrania Marcina w formie filmików video, zupełnie zmieniłem swoje podejście. To, co ten człowiek potrafił zrobić ze swoim sprzętem, ten błysk pasji w jego oczach, skutecznie spotęgowały przyjemność ze słuchania jego twórczości. To nietypowe wykorzystanie instrumentu zdecydowanie zyskuje, gdy możemy zobaczyć je na własne oczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz