Pages

środa, 31 stycznia 2024

David Dorůžka/Robert Fischmann/Martin Novák – "Gilgul"

David Dorůžka/Robert Fischmann/Martin Novák 

David Dorůžka – gitara akustyczna i elektryczna
Robert Fischmann – flet, flet altowy, piccolo, wokal
Martin Novák – perkusja, instrumenty perkusyjne
Luboš Soukup – klarnet (1, 10, 13), saksofon tenorowy (4, 9)
Marcel Bárta – klarnet basowy ( 1, 9, 10, 13), saksofon tenorowy (4)
Štěpán Janoušek – puzon (1, 4, 9, 10, 13)

„Gilgul”

Wydawca: Animal Music (2023)

Tekst: Mateusz Chorążewicz

Trzeba przyznać, że czeski gitarzysta David Dorůžka świetnie odnajduje się na polskiej scenie jazzowej. Wymienić tu można współpracę choćby z takimi artystami jak Piotr Wyleżoł, Piotr Budniak czy Piotr Schmidt (czyżby David ponadprzeciętnie lubił imię „Piotr”?).

Tym razem na tapetę trafił album „Gilgul”, na którym Dorůžka (gitary akustyczne i elektryczne) współlideruje ze swoimi czeskimi przyjaciółmi – Robertem Fischmannem (flety, kaval, głos) oraz Martinem Novákiem (perkusja i perkusjonalia). Skład uzupełniają Luboš Soukup (klarnet, saksofon tenorowy), Marcel Bárta (klarnet basowy, saksofon tenorowy) i Štěpán Janoušek (puzon).

Tytuł albumu po hebrajsku oznacza „cykl” co już samo w sobie dużo mówi zawartości płyty. Mamy tu całą masę odniesień do kultury żydowskiej, a mniej do klasycznego jazzu. Nie jest to żadne nowe wcielenie muzyków współtworzących zespół, bo wspomnieć można choćby płytę „Autumn Tales” z 2016, choć wpływy hebrajskie nie są tam aż tak bardzo wysunięte na pierwszy plan. Niemniej jednak, „Gilgul” niewątpliwie wnosi coś nowego do dotychczasowego dorobku liderów.

Artyści w bardzo interesujący sposób wplatają muzykę hebrajską w struktury rytmiczne i harmoniczne z zupełnie innej bajki. Obok tradycyjnych żydowskich melodii bezproblemowo występują elementy popowe (np. w utworze „Lekha Dodi”) czy nawet metalcore’owe. Gdy po chwili słuchania wydaje się, że już nic nowego nas tu nie spotka, kiedy muzyka zaczyna nas lekko nużyć, nagle pojawia się zaskoczenie i kompletna zmiana nastroju jak np. w utworze „Badekn Di Kale”.

Album jest wręcz genialny instrumentacyjnie, kompozycyjnie i aranżacyjnie. Udział w tym procesie brali wszyscy trzej liderzy. Interesującym, aczkolwiek dość często ostatnio spotykanym zabiegiem jest brak klasycznego basu. Funkcję tę pełni raz gitara, raz klarnet basowy. 

Płyta przez większość czasu ma delikatne, lekko melancholijne brzmienie, ale są tu również momenty, w których pospadają wam papcie.

Album traktuję jak swego rodzaju hołd dla dziedzictwa muzyki żydowskiej z jej wieloma obliczami, które ewoluowały na przestrzeni wieków na różnych kontynentach. Jeśli chcecie spróbować czegoś innego niż klasyczny jazz, czegoś, co bardziej pasuje do szuflady „world music”, to jak najbardziej powinniście po ten krążek sięgnąć. Osobiście odpalę go jeszcze nie raz i nie dwa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz