Pages

środa, 17 stycznia 2024

Emil Miszk & The Sonic Sindicate - "Scratches For 8 Musicians"

Emil Miszk & The Sonic Sindicate

Emil Miszk – trąbka
Piotr Chęcki – saksofon tenorowy
Jakub Klemensiewicz – saksofon barytonowy
Paweł Niewiadomski – puzon
Michał Zienkowski – gitara
Mikołaj Basiukiewicz – fortepianKonrad Żołnierek – kontrabas
Sławek Koryzno – perkusja

"Scratches For 8 Musicians" (2022)

Tekst: Piotr Banasiak


Wydawnictwo: Alpaka

Trzeci album Syndykatu dowodzonego przez Pana Miszka. Zapis koncertu w Studiu Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, który odbył się wiosną 2021 i który wydano w ekspresowym tempie - już latem 2022. Zatem i ja się dostosuję - opisuję moje wrażenie pod koniec roku 2023. Przynajmniej będzie okazja, aby fanom muzyki improwizowanej przypomnieć ten album. Album dość niezwykły z wielu względów. Co ciekawe: koncert ten, nagrany dla Programu Drugiego PR przez trzy lata można sobie było OBEJRZEĆ w internecie. Niestety - "Dwójka" to video niedawno usunęła. Zatem płyta pozostaje jedynym dokumentem tego wydarzenia.
 
Osoby Pana Emila i Jego kompanów nie ma potrzeby przedstawiać, bowiem powszechnie znane są: twórcze ADHD, stachanowska aktywność i mrówcza pracowitość środowiska artystów z okolic Zatoki Gdańskiej. Artystów takich jak Pan Emil - czyli grających jednocześnie w 50 projektach i myślących już o 50 następnych. Miszkowy Syndykat Soniczny debiutem "Don't Hesitate" i jego kontynuacją "Artificial Stupidity" zyskał uznanie amatorów muzyki błyskotliwej, modernjazzowo eklektycznej acz klasycznymi wpływami znamiennej. Niemniej ambitny lider przedsięwzięcia postanowił, że pora na zmiany, pora wymyśleć się na nowo. I wymyślił.

Pierwszą zmianę widzę na początku - trzymam w rękach album z bardzo intrygującą okładką. Okładki poprzednich płyt wpisywały się idealnie popularny w polskim jazzie trend pt. "zniechęcić do zapoznania się z zawartością". Tym jednak razem patrzy na mnie monochromatyczna ludzka głowa pokrojona w kromki, jak świeży chleb. Nic, tylko masłem posmarować. Pierwszy plus.

Druga zmiana to podejście do formy i receptury. W miejsce dość zwartych i ewidentnie zakomponowanych utworów Syndykat funduje nam 40sto minutową kolubrynę - suitę, podzieloną na 4 dłuuuugie, choć znacznie odmienne od siebie fragmenty. Od razu słychać, że jest to dzieło otwarte, dające pole do swobodnych improwizacyjnych wycieczek. Wg wykładni oficjalnej tytuł płyty pochodzi od terminu "from scratch" - od zera, od nowa. Ja się jednak skupiam na słowie "scratch" - szkic, albo - a co tam! - bazgroły. Zwłaszcza słychać to we części "III", czyli partytura złożona z kilku symboli na pięciolinii - i jedziemy panowie, w nieznane.

Trzecią zmianę także rychło można usłyszeć. Podniebny i "jasny" sax alt Pana Kuby Więcka został zastąpiony growlingiem saxu tenorowego Pana Klemensiewicza, co nadaje dźwiękom większej siły rażenia, zwłaszcza we fragmentach że tak powiem - bigbandowych. Kolejny plus.

A zatem suita - 40 minutowy fresk dźwiękowy. Otwierający "I" to nieśpiesznie rozwijający się z nicości opus, w którym usłyszymy wpływ muzyki współczesnej, z częstymi w twórczości Pana Miszka fragmentami progresywnymi, zwłaszcza w kulminacjach, kiedy dęciaki (ach ten puzon z barytonem) zapodają ciężką, crimsonowską riffownię. Następny, pełen powietrza i przestrzeni "II" spoczywa na barkach Pana Zienkowskiego. Najpierw jego gitara natarczywym ostinanto buduje niepokojący klimat i konstrukcję bazową dla pozostałych muzyków. Gdy zaś to ostinanto przejmie kontrabas, gitara zaczyna swój solowy - równie niepokojący - poemat. Jeśli "I" można opisywać słownictwem progresywnym, to "II" przywołuje nieco motorykę krautrockową. Fragment "III" - bardzo intuitywna wyprawa sonorystyczna na terytoria, które penetruję nie często, ale za sprawą albumów Pani Kamili Owczarek od pewnego czasu nabrały dla mnie specyficznego uroku i powabu. Zwieńczenie, czyli "IV" rozpoczyna się szaleństwami free Pana Chęckiego i kolegów, by stopniowo nabierać formy coraz bardziej uporządkowanej, w której moją uwagę zwraca bardzo barwna i zmienna gra perkusji Pana Koryzno.

Album ciekawy i nienudny, choć wymagający uwagi i skupienia. Nagrodą jest odkrywanie detali, smaczków oraz dowodów pomysłowości i wyobraźni muzyków, zwłaszcza w improwizacjach. Pan Miszk na pewno zaproponował coś nowego w muzycznym języku Sonic Sindicate - coś, co można rozwijać na koncertach. Czy tak w istocie nastąpi - to jest zupełnie inne zagadnienie. Dość powiedzieć, że o Sonic Sindicate od dłuższego czasu głucho i cisza w eterze... Trochę mnie to niepokoi...

Panie Emilu - sugestia ode mnie. Pan może zbierze chłopaków - tak wiem, że minęło kilka lat i niektórzy to już gwiazdy - ale może się uda. Pojedźcie w miejsce, które Pan doskonale zna - to z widokiem na Śnieżnik. Tam jakieś dobre fluidy są. Fajne płyty tam powstają. Powodzenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz