Pages

wtorek, 16 stycznia 2024

Woda - Woda (2017)

WODA

Adam Witkowski - guitar, DIY electric rababa,
Krzysztof Topolski - drums, synth, underwater soundscapes

"Woda (2017)

Autorka tekstu: Marta Kazimierczak



Zanurzam się w ciemnej wodzie. Mam na sobie maskę tlenową, skafander nurka. Słyszę szumy głębin i bicie własnego serca. Opuszczam się niżej, w czernio – granat. Przesuwam morską zgniłą roślinność – przepływam w głąb.

A nie, jednak siedzę w aucie i odsłuchuję płytę WODA, Krzysztofa Topolskiego i Adama Witkowskiego. Na zewnątrz zawierucha śnieżna, siedzę bez ogrzewania, żeby akumulator nie siadł. Ale całe szczęście rozgrzewa mnie energetyczny rytm piosenki nr 2, CIERNISKO. Poszłabym w chaotyczne tany z tą monotonną, ale wkręcającą perkusją i trochę nieskładną w 4-tej minucie improwizującą gitarą. Utwór wprowadza mnie, ni to w amok, ni to w medytacje, mimo że nadal siedzę w zimnym aucie. Instrumentalne znane dźwięki przeplatane są z takimi, imitującymi świat wodny. (Niebywałe, ale zabieg artystyczny! Pewnie dlatego płyta nazywa się woda.) Trochę ironizuję, ale faktycznie czuję się jak w mrocznej, podwodnej maszynie i mam wrażenie, że przemierzam oceaniczne przestrzenie, pewnie w jakimś celu.

Hydrozagadka. Trochę orientalny free jazz, zabawa muzyczna.. Ale tu nic nie umiem sobie wyobrazić. Klimat kojarzy mi się z czasami przedpandemicznymi, z szalonymi abstrakcyjnymi jam sessions, w łódzkim klubie Pop’n’Art, kiedy po pracy w biurze szłam pobyć z ludźmi. Nawet nie porozmawiać, ale właśnie po to by wspólnie grać spontanicznie, bez celu i bez nut. W 4-rtej minucie, hydrozagadka mnie do siebie przekonała i czuję jej energię. Ten utwór tak naprawdę jest dla mnie zagadką, czemu właściwie jest na tej płycie. Osobiście nie widzę tu połączenia z wodnym światem. ……. Ale może być, - fajny. Dobre 4 z plusem.

Przechodzimy dalej. Oblężenie Sopotu. Już wróciliśmy pod wodę. Wciskam ważne przyciski w kokpicie. Udaję, że wiem co robię. Jestem znów w łodzi podwodnej, płyniemy. Maszyna rzęzi, elektrony przepływają. Nie słyszę własnych myśli. Próbuję porozmawiać z kapitanem, ale dolatuje do mnie co któreś słowo. O coś się mnie pyta, a ja z uśmiechem potakuję, kompletnie nie wiedząc o czym była mowa.

Plug in the water. Stukające krople deszczu, albo to jest gotująca się w metalowym kubku woda. I zaczyna się free jazzowe, elektryczne szaleństwo, z szumami i przesterami. Niby błędy i wpadki, ale nie. Mają swój charakter i nostalgię za czymś. Pewno za przeszłością. Za orientalnym krajem. Celowałabym w Egipt lub Maroko. Gdzie chodziło się po rozgrzanym targu, zaraz obok pustyni. Oglądało się ręcznie wykonane dywany i ozdoby, próbowało się przepysznych owoców, niesuszonych fig na przykład. Niektórzy sprzedawcy, na wiklinowych talerzach powystawiali owoce morza, krewetki i ośmiornice. Tłum ludzi w burkach otoczył Cię z każdej strony. Przechodnie niecierpliwie lecą ogarnąć sprawunki, przepychają się i trącają ramieniami. Suche powietrze w nozdrzach. Szukasz oazy z wodopojem i palmami. Szukasz cienia, chłodu i odpoczynku. Chcesz się napić słodkiej wody i odetchnąć, pełną piersią tlenu. Powietrze napełnia płuca i głowę. Nie ma Cię.. Jest muzyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz