Pages

czwartek, 8 lutego 2024

TOMO – "what is jazz?" & toise/-

TOMO – "what is jazz?" 

Tomo Jacobson






TOMO – "toise/-"

Tomo Jacobson






Wydawca: Gotta Let It Out (2023)

Tekst: Mateusz Chorążewicz

„Czasem drażni mnie, kiedy ubieramy muzykę w słowa. Gdy używamy ich do określenia muzyki, umniejszamy jej wartość. Powodem, dla którego ją tworzę, jest wyrażenie siebie innym sposobem niż przez słowa. Muzyka jest większa od tego, jak można ją nimi opisać. Jazz jest dla mnie swego rodzaju sposobem myślenia, miejscem, gdzie wszystko jest możliwe. To niekończąca się droga dla wyobraźni. Masz nieograniczone możliwości, kiedy używasz swoich muzycznych doświadczeń. Przeistaczasz życie w muzykę – najszerszą z możliwości. Miejsce bez zasad. To jest dla mnie jazz.”

W moje ręce wpadły dwie EP-ki autorstwa multiinstrumentalisty Tomo Jacobsona wydane na jedynym, 180-gramowym winylu w wersji gatefold. Pierwsza strona zadaje pytanie czym jest jazz, a druga czym jazz nie jest.

Uwagę zwraca bardzo specyficzne instrumentarium, z którego korzysta Tomo:

Syntezatory i maszyny perkusyjne: YAMAHA VSS-200, TQ5, SHS-200, TX7, DD-10, DD-11,

Kontroler MIDI: DOEPFER R2M, 

Magnetofony: FOSTEX XR-5, 200.

Nie trudno zgadnąć, że muzyka na obu EP-kach oparta jest na sonorystyce. Artysta używa swojej wyobraźni muzycznej dużo bardziej intensywnie i kreatywnie niż ma to miejsce w przypadku „klasycznych” albumów jazzowych.

Szczerze mówiąc, poddaję się jeśli chodzi o jakiekolwiek klasyfikacje tej muzyki. Sam Tomo określa ją jako lo-fi, Nu-80s, ADHD, ASD, inside-out, ultimate-stoner, proto-dance, naiveté, electro-shamanic, spiritual, toddler-jam, magical realism, czy space-emo.

Pierwsza strona winyla, czyli „what’s jazz?” jest dość spokojna, mało krzykliwa. Na uwagę zasługuje fakt, że znajdujemy tu pojedyncze elementy zaczerpnięte z korzeni muzyki jazzowej. Mianowicie, w utworach „fun key emoticon” oraz „cool the sack a.k.a. chilled axe a.k.a. walking the streets of LA at nite in 2300s” (trzeba przyznać, że mało radiowe tytuły utworów), zastosowano harmonię bluesową, co nadaje specyficznego wymiaru całej EP-ce. Z kolei druga strona, czyli „toise/-” jest wyraźnie inna w swoim charakterze – bardziej energiczna i pozbawiona elementów klasyki jazzu. Generalnie całość bardzo dobrze się spina pod kątem zamysłu autora. Obie EP-ki są spójne muzycznie i jednocześnie na tyle różnorodne, że słucha się tego przez cały czas z pełnym zaangażowaniem.

Nie znając wcześniej Tomo Jacobsona przekonany byłem, że to artysta skandynawski. Dopiero po czasie uświadomiono mi, że Tomo jest w istocie artystą polskim, który wyjechał do Danii na studia i tam pozostał. Powodem mojej pomyłki jest niezwykła wyobraźnia muzyczna – cecha charakterystyczna muzyków skandynawskich i jak się okazuje, nie tylko. Tomo tak głęboko przesiąkł tą cechą, tak idealnie się w ten sznyt wpasował, że nie trudno o taki błąd. 

Trzeba także zwrócić uwagę, że wspomniana wyobraźnia muzyczna Tomo przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie jestem w stanie wypluć z siebie nic innego poza jednym wielkim „WOW”. Recenzje tego typu muzyki pisać można głównie z bardzo subiektywnej strony – albo to kupujesz, albo nie. Faktem jest, że Tomo wie co robi, album jest świetny artystycznie. Aczkolwiek czy posłuchasz tego więcej niż raz, nie jest już takie pewne.

Można by się pokusić o zastanowienie, czy Tomo odpowiedział na pytania zadawane po obu stronach albumu. Według mnie nie i sądzę, że taki też był zamysł artysty. Najlepiej posłuchajcie płyty i samodzielnie rozważcie ten temat.

Choć słowa z początku tego tekstu wypowiedział Bill Frisell, a nie Tomo Jacobson, to wydaje się, że obaj panowie wyrażają właściwie identyczny pogląd w kwestii jazzu i muzyki w ogóle. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz