Pages

piątek, 27 czerwca 2025

Dzisiaj nabrałem przekonania, że nigdy już nie spotkam żadnego człowieka

Aquavoice

Tadeusz Łuczejko - kompozycje, aranżacja, wykonanie i rejestracja

Goście specjalni:
India Czajkowska - flet, instrumenty klawiszowe, wokal
Tadeusz Sudnik - elektronika
Wojciech Jachna - trąbka
Mikołaj Trzaska - klarnet basowy
Fragmenty swojej prozy czyta Andrzej Stasiuk

Tytuł płyty: "Flow" (2024)

Wydawca: Audio Cave

Tekst: Maciej Nowotny

W niedawno wznowionej, w nowym tłumaczeniu Małgorzaty Gralińskiej, świetnej powieści austriackiej autorki Marlen Haushofer zatytułowanej Ściana znajdujemy takie słowa:
„Dzisiaj nabrałam przekonania, że nigdy już nie spotkam żadnego człowieka.”
I tak się zaczyna fascynująca opowieść, której bohaterka – kobieta w średnim wieku – pewnego ranka z zaskoczeniem odkrywa, że w nocy pojawiła się niewidzialna bariera, która oddziela ją od reszty świata.

Bez wątpienia taką barierą bywa także woda. Któż nie pamięta końcowej sceny filmu Luca Bessona Wielki Błękit, gdy jeden z dwóch głównych bohaterów, Jacques Mayol, nocą nurkuje pod wodę na ekstremalną głębokość. Zanurza się samotnie w niezmierzoną ciszę i ciemność, a kiedy zbliża się do granicy, w której ciało człowieka przestaje funkcjonować, słyszy dźwięk. Zbliża się do niego delfin i zachęca do podążenia za sobą, do tego, by puścił linę – ostatnią rzecz, która jeszcze wiąże go ze światem na powierzchni. Ze światem ludzi, ich namiętności, ich nadziei, ich spraw.

Tak, są takie sytuacje, gdy zostajemy całkowicie sami. Hans Fallada twierdził, że dzieje się tak za każdym razem, gdy spotykamy śmierć. W innej księdze, o wiele ważniejszej i starszej, czytamy, że trzeba się udać na pustynię, tam umrzeć, aby móc zmartwychwstać dla ludzi. Albo jeszcze inaczej! Czytałem gdzieś niedawno, że jeden ze współczesnych fizyków zakwestionował twierdzenie, że z czarnej dziury nie może się nic wydostać – i twierdzi on, że może. I dzięki temu istniejemy: my wszyscy, cały ten wszechświat i może wiele miliardów innych wszechświatów.

A więc siądźmy do łodzi i nocą wypłyńmy na jezioro.

Przygrywać nam będą obłoki, konstelacje gwiazd, w głębi wód błyskać będą srebrne grzbiety ryb, nocne ćmy trzepotać będą skrzydłami. A czasami usłyszymy trąbkę Wojtka Jachny splecioną w miłosnym uścisku z samplami dźwięków tworzonymi przez Tadeusza Sudnika i z dźwiękami saksofonu Mikołaja Trzaski, przypominającymi pomruki dobiegające z labiryntu Minotaura. I wreszcie – nastrojowe powiewy kreowane przez flet i wokal Indii Czajkowskiej. Tę oniryczną całość spaja w jedną dźwiękową materię wyobraźnia Tadeusza Łuczejko – autora kompozycji, aranżacji, odpowiedzialnego za wykonanie i rejestrację muzyki.

Podróż w głąb nocy – jak u Céline’a – trwa, a Ferdinand Bardamu odkrywa, że jedyne, co pozostaje mu z człowieczeństwa, to jeszcze jeden dzień życia, jeszcze jedna chwila, jeszcze jedna kropla deszczu uderzająca w kopułę oddzielającą nas od świata, jeszcze jedna łza. A może deszcz i łza to jedno i to samo? Prawda?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz