Pages

piątek, 17 lutego 2023

Carillon Electric Orchestra - Matter Of Reverberations (2021)

Carillon Electric Orchestra

Monika Kaźmierczak – carillon (karylion)
Emil Miszk - trąbka
Tomasz Chyła - skrzypce
Mikołaj Basiukiewicz - syntezator analogowy
Sławek Koryzno - perkusja, syntezator modularny

Matter Of Reverberations (2021)

Wydawnictwo: Alpaka

Autor recenzji: Piotr B.

Na początku przeprosiny - ten album wybłagałem u Szefa jeszcze latem zeszłego roku. Niestety - ku mojemu zaskoczeniu - w słoneczne dni i upalne noce nijak nie potrafiłem się z nim zestroić. Okazało się, że te dźwięki smakują najlepiej i przemawiają do mnie w takim czasie, w jakim zostały nagrane. Jest to Muzyka Spadających Liści. A dlaczego molestowałem Naczelnego o możliwość zrecenzowania tego albumu? Tutaj po raz drugi muszę przeprosić, konkretnie Pana Miszka i Jego kolegów - tym razem to nie o Panów głównie chodziło. Chodziło mi głównie o karylion i Panią Kaźmierczak.

Istnieją takie instrumenty, których dźwięk, jakże charakterystyczny ze względu na swoje składowe harmoniczne, powoduje natychmiastową miłość lub nienawiść do siebie. I tak jak w niebie prawdopodobnie zagrają nam harfy, a już na pewno wibrafony, tak w piekle z pewnością będą mnie torturować akordeonem. Jedni skrzypce czy mandolinę uwielbiają, inni ledwie tolerują. Tak samo jest z dzwonami. Nie pozostawią one słuchacza obojętnym.

Karylion - zestaw kilkudziesięciu dzwonów, wielki kilku - kilkudziesięciotonowy spiżowy monster, którego "klawiaturę" obsługuje się pięściami. Potrafi bardzo wiele. Raz zagra dźwiękiem potężnym, nieuchronnym i nieodwołalnym jak sąd ostateczny. Innym razem zadzwonmi trelem niczym skowronek gdzieś hen przestworzach. W jakimkolwiek otoczeniu dźwiękowym go usłyszymy, karylion z miejsca nada muzyce monumentalnego a zarazem pastoralnego charakteru. Instrument o 500-letniej historii, lokowany na wieżach kościelnych i ratuszowych. W Europie Zachodniej dość powszechny i trwały element miejskiego życia, dla przykładu w Holandii populacja karyliona to ok. 200 osobników. W Polsce gatunek rzadki i zdecydowanie endemiczny - wszystkiego raptem 5 okazów, z tego 4 sprawne, w tym 3 karyliony koncertowe w Gdańsku. Oswajanie krajowych karylionów to zdecydowanie domena pań, a gdańskim matecznikiem karylionowym zarządza od lat Pani Monika Kaźmierczak.

Poczynania Pani Moniki możemy obserwować tutaj. Jest to artystka nader interesująca, żądna przygód i nie bojąca się wyzwań. Jej koncerty obejmują szerokie spektrum: od baroku do muzyki współczesnej, od Bacha do Zygmunta Krauze i ACpiorunDC. Jeśli trzeba, to jedynym w Polsce karylionem mobilnym (kilkutonowe maleństwo z 48 dzwonami zainstalowane na przyczepie samochodowej) rusza w plener na wspólne koncerty z DJami techno, a nawet takie audiokstrema, które mój afekt do twórczości Pani Moniki wystawiły na najcięższą próbę . Osobnym i bardzo ciekawym rozdziałem jest współpraca karylionistki z członkami grupy Tubicinatores Gedanenses, przybliżająca słuchaczom tradycyjną muzykę miejską, chorały grane przy różnych uroczystościach, a także nowe kompozycje na karylion i trąbki historyczne. Całą gamę aktywności i kolaboracji Pani Moniki dokumentują bardzo interesujące płyty, które można znaleźć w wydawnictwach Anaklasis, Ars Sonora, albo hurtem - w witrynie Sklepu Muzeum Gdańska. Co ważne - członkiem Tubicinatores Gedanenses jest m.in. Wulkan Pomysłów Gdańskiej Sceny Impro: wszędobylski Pan Emil Miszk. Wydaje mi się, że to właśnie Pan Emil wpadł na pomysł: "ożeńmy karylion z jazzmanami!".
 
Przepis był taki. Bierzemy pięć fragmentów karylionowego cyklu „Ludus Modalis” pióra Belga Geerta D’Hollandera oraz jeden utwór litewskiej kompozytorki Lorety Narvilaitė. Pani Monika zagra je zgodnie z partyturą. To będzie nasz punkt wyjścia. Bierzemy wdzięczne akustyki: trąbkę, skrzypce. Bierzemy perkusję. A co z "dołem"? Karylion to potęga w niskich częstotliwościach, zdominuje nam kontrabas. To może organy? Oliwskich nie pożyczą, nawet Panu Miszkowi, odpada. To weźmiemy syntezator z tłustym analogowym brzmieniem, coś w deseń mooga. Panowie - strzał w dziesiątkę!
Dźwięki karylionu nie zostały obudowane, czy też oblepione tkanką pozostałych instrumentów. Karylion, nie tracąc swego unikalnego charakteru, znakomicie wtopił się w skład, wchodząc w dialogi, unisona i inne relacje z pozostałymi, równoprawnymi instrumentami, co dało wspaniały i bardzo uniwersalny pejzaż dźwiękowy. Podkreślam: UNIWERSALNY.
 
Album spokojnie mógłbym polecić na każdym forum zwolenników muzyki progresywnej. Oczywiście co bardziej zaczadzeni fanatycy zwiewnoszatnych symfonzimów w pierwszym odruchu zawyli by sakramentalne "Carillion bez Fisha to już nie to samo", ale sądzę, że już przy otwierającym płytę "Spring Morning" zbierali by szczęki z podłogi. Karylion zapodaje żwawy temat w ciekawym metrum, za chwilę dochodzą pozostałe instrumenty i słuchamy rzeczy, za które Genesis czy Curved Air daliby się pokroić, a Robert Fripp przybiłby piątkę! Werwa, dynamika, polot, niespodziewane i dające oddech wdzięczne interludium skrzypcowe. A chwilę przedtem świetne, swobodne, jakby od niechcenia solo Miszkowej trąbki. Równie prześwietnie Pan Miszk zasoluje w "Sorrowing". Jest też miejsce na jakże miłą symforockowym uszom syntezatorową emersoniadę. Ani sekundy nudy.

Większość utworów na tym albumie jest równie wielowątkowa. Choćby "Reflections", w którym rozgrywa się jakiś dramat. Na początku karylion, skrzypce i trąbka równocześnie snują swoje kantyleny, ich linie splatają się, tworząc aurę jesiennej zadumy... Nagle to wszystko burzy kanonada perkusji i napastliwa moogowa tyrada, rozgrywa się gwałtowna walka dźwiękowa syntezatora z trąbką i skrzypcami krzyczącymi jak wystraszone ptactwo... po chwili jest po wszystkim. Bitewny kurz opada, a na placu boju pozostaje zwycięski moog niezdarnie i nerwowo dialogujacy z karylionem...

Tak się składa, że poza "Spring Morning" pozostałe kompozycje tworzą zdecydowanie molowy, oniryczny, jesienny nastrój. W "Reflections" wręcz elegijno - epitafijny. Moja propozycja dla Artystów: odpalcie karyliona mobilnego i pojedźcie z tym materiałem na coroczny festiwal do Bolkowa. Fani gotyku nareszcie posłuchaliby naprawdę wartościowej muzyki.

Bardzo ciekawie wpada kompozycja "Layers". Utwór ten byłby prawdziwą ozdobą dorobku Depeche Mode z najlepszych lat '86 - '87. To wrażenie potęguje okoliczność, że zamiast perkusji puls utrzymują tu dźwięki rodem z przepastnej biblioteki sampli Alana Wildera. Jestem zaskoczony. Nie podejrzewałem starych jazzowych wyjadaczy o takie inspiracje, na dodatek - na moje oko - Pani Moniki na pewno jeszcze wtedy na świecie nie było. Ale - u Depeszów nigdy nie usłyszałem tak pięknie grających skrzypiec i trąbki, no i gdzie tam Depeszowemu dzwoniącemu złomowisku z Emulatora do soundu karyliona!

Nie zapominajmy jednak, że karylion jest instrumentem nierozerwalnie związanym z organizmem miasta, wtopionym w jego krajobraz dźwiękowy. Wtopionym tak dalece, że codzienny, systematyczny głos karylionowych dzwonów może stać się np. dla Gdańszczanina niewyróżnialnym już fragmentem miejskiego zgiełku, składnikiem semantycznego szumu. I odwrotnie - gdzieś tam wysoko na wieży słyszymy szum wiatru, krzyki ptaków oraz dobiegające z dołu odgłosy wielkiego ludzkiego mrowiska, które po jakimś czasie stają się oczywistym elementem spektaklu dźwiękowego, jaki za sprawą karylionu w tej wieży się odgrywa. O tym opowiada utwór "Matter Of Reverberations" i ten aspekt jest "drugim dnem" zamykającego płytę "Bell Speaks Into Silence". Wystarczy posłuchać ich odpowiednio głośno. O tak. Pogłos ma znaczenie...
 
Zderzenie czy też zespolenie wiekowego instrumentu pastoralnego, wdzięcznych solowych instrumentów akustycznych oraz najnowszego katalogu elektroniki dało w moim przekonaniu fantastyczny efekt. To samo mogę powiedzieć o "przyprawieniu" form zakomponowanych elementami improwizowanymi. Powstał album, którego konteksty historyczne, kulturowe i bogactwo muzyczne można niespiesznie odkrywać, a niuanse smakować. Będę kibicował dalszej współpracy Pani Kaźmierczak z gdańskimi improwizatorami. Mam nawet kolejną propozycje dla Artystów. Jak wiadomo, już barok improwizacją stał. Pamiętając o tym, może następnym razem Panowie stworzycie formę, a Pani Monika zaszaleje we free solówkach? Ja chętnie bym posłuchał!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz