Pages

poniedziałek, 6 listopada 2023

Dorota Miśkiewicz & Toninho Horta - "Bons Amigos"

Dorota Miśkiewicz & Toninho Horta

Dorota Miśkiewicz - śpiew
Toninho Horta - gitara, śpiew
Michael Pipoquinha - gitara basowa
Armando Marcal - instrumenty perkusyjne, chórki
Bodek Janke - perkusja, instrumenty perkusyjne, tabla

"Bons Amigos" (2023)

Tekst: Maciej Nowotny

To, że Dorota Miśkiewicz jest zakochana w muzyce brazylijskiej wiemy od czasów jej wydanej w 2008 roku płyty "Caminho". Zresztą artystka mieszka w Portugalii, gdzie ma okazję "nasiąkać" kulturą i językiem portugalskim, który z powodzeniem używa w nagranym na tym krążku materiale. Mniej zorientowanym łatwo byłoby zlekceważyć to nagranie, że to kaprys kolejnej polskiej "diwy", która wzięła sobie do towarzystwa legendarnego brazyliskiego gitarzystę i wokalistę, aby się przy nim wylansować. Owszam tak dość często bywa w polskim szoł biznesie, ale w przypadku Doroty Miśkiewicz jest inaczej. Nie jest ona celebrytką, ale wokalistką jazzową z prawdziwego zdarzenia i jej ambicje nie koncentrują się na obecności na różnorakich "ściankach", ale są stricte artystycznie. I przez ten pryzmat warto oceniać tę płytę, bo chociaż jest ona chwilami słodka aż do przesady, to z drugiej strony nawet dla wymagającego słuchacza jazzu zawiera sporo interesujących smaczków.

Pierwszy smaczek już wymieniłem, to Dorota śpiewająca po portugalsku, ale tego można się było spodziewać. Większym zaskoczeniem jest Toninho Horta śpiewający parę słów po... polsku. To oczywiście żarcik, acz miły. Ale już bardziej na poważnie to gitara Toninho Horty na tej płycie szybko uzmysławia nam, że mamy tu do czynienia nie tylko z wirtuozem, co z artystą o niepowtarzalnej osobowości, który nie przypadkiem współpracował z tej klasy legendami brazylijskiej muzyki co Carlos Jobim, Milton Nascimento, Flora Purim czy Sergio Mendez. Ten Pan właściwie nie potrzebuje reklamy, natomiast warto pochwalić sekcję rytmiczną, którą tworzą basista Michael Pipoquinha i grający na perkusji Armando Marcal i Bodek Janke. Dzięki nim muzyka ma autentyczny brazyliski puls, który sprawia, że w takiej na przykład sambie "Budzić się i zasypiać (z Tobą)", nie jesteśmy w stanie się gniewać na banalny do bólu tekst, lecz po prostu mamy ochotę zerwać się z krzesła i tańczyć tańczyć tańczyć.

Rozumiem, że niektórych z Was razić mogą małe szpileczki, które niekiedy wbijam tu i ówdzie pisząc na przykład o tekstach na temat miłości, które rażą mnie swoim schematyzmem. Piszę jednak szczerze, z serca, i dlatego równie otwarcie krytykuję, co przyznaję, że słuchając na tej płycie Doroty Miśkiewicz nie raz ręce same składały mi się do oklasków. Na przykład za jej muzykalność, słyszalną właściwie w każdym utworze, czy za cudne, świeże wykonanie jej wielkiego przeboju "Nucę, gwiżdżę sobie" z gwiżdżącym jak mały chłopiec Toninho, w którym udało się złapać lekkość z jaką wiatr niesie zapach kwiatów wraz z bryzą znad oceanu. Wreszcie za dowcip, w "podhalańskim" początku "Party in Olinda", w którym nasycone sambą wokalizy tworzą pełen abstrakcji obraz muzyczny, od którego trudno się oderwać. W ogóle na całej płycie słychać u wokalistki swobodę w operowaniu głosem, pewność siebie, dojrzałość, ale i dziecięcy enztuzjazm, radość i ekscytację z muzykowania w tak wyśmienitym towarzystwie. To dodaje muzyce skrzydeł i udziela się słuchaczowi.

Czy jednak to wszystko wystarczy by muzykę uznać za interesującą? Hmm, to zależy od człowieka. I od sytuacji. Na przykład dla mojej córki, która po raz kolejny wraca do ukochanej Portugalii, a ostatnio po dwóch tygodniach spędzonych na włóczędzie z Lizbony do Porto, stwierdziła że tylko tam potrafi być szczęśliwa, być może tak. Spójrzcie zatem we własne serce: jeśli jest tam tęsknota za słońcem, za oceanem, za rozkołysanymi jak palmy brazylijskimi rytmami, to chyba najlepiej jeśli posłuchacie tej muzyki i zdecydujecie sami. Warto.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz