Pages

sobota, 31 stycznia 2015

Ksawery Wójciński - The Soul (2014)

Ksawery Wójciński

Ksawery Wojcinski - double bass, piano, guitar, drums, percussion, voices

The Soul

FOR TUNE 0041




By Mateusz Magierowski

"Uderzyła mnie niezwykła szczerość tej muzyki...". Frazes jeden z wielu, jakie spotkać można w recenzjach płytowych. Tyleż łatwy do wykorzystania, że mówienie o szczerości w muzyce wydaje się bazować jedynie na swobodnych impresjach słuchacza, niekiedy w kategoriach szczerości danej muzyki interpretującego jej ekspresyjność, którą w estetyce free/impro odnaleźć można w dość sporych ilościach. Gdyby przyjąć takie kryteria, płycie, będącej bohaterką niniejszego tekstu wypadałoby przyznać w tej kategorii niekoniecznie najwyższą notę. Mam w tej materii zdanie diametralnie odmienne: "szczera" to właściwie bodaj najkrótsze i najbardziej esencjonalne określenie muzyki pomieszczonej na krążku muzyka, którego bez większej przesady określić można jedną z najważniejszych postaci rodzimej sceny improwizowanej. I rzecz wcale nie w tym, że stojąc na scenie z kontrabasem w dłoniach Ksawery Wójciński zazwyczaj sprawia wrażenie osoby bez reszty oddanej temu, co robi, a tytuł płyty ("The Soul") i niektórych spośród trzynastu zamieszczonych nań utworów ("Trinity", "Holiness", "Eternity", "Soul") odsyła słuchacza do sfery duchowości i transcendencji.

W tym miejscu ciężko nie sięgnąć po kolejny recenzyjny evergreen i nie napisać, że szczerości wymaga sama sytuacja solowego grania, szczególnie w sytuacji grania improwizowanego, kiedy zostając sam na sam z instrumentem i umysłem niezaprzątniętym precyzyjnie zdefiniowaną kompozycyjną strukturą nie można nie grać tego, co w przysłowiowej - nomen omen - duszy gra. Mogą grać w niej jednak rzeczy, które z dojrzałą muzyczną szczerością wiele wspólnego nie mają: efekciarstwo i próżna wirtuozeria, nadmierna gadatliwość (bądź też krzykliwość), zbytnie przywiązanie do pewnych klisz czy koncepcyjny chaos.

W muzyce zapisanej na "The Soul" tego nie ma. Nie ma krzykliwości i przegadania, bo choć Wójciński nie unika radykalniejszych w swej wymowie improwizacji, to umiejętnie przeplata ów idiom z transową narracją. Nie ma w niej efekciarstwa i instrumentalnych próżnych popisów, zalewających słuchacza falą iście barokowych ozdobników: "The Soul" to wręcz świetne antidotum na przesyt rozpasanej formy. Pomimo że podczas nagrania krążka Wójciński korzystał nie tylko ze swego nieodłącznego kontrabasu i własnego głosu, ale też fortepianu, perkusjonaliów i akustycznej gitary, to stworzona przezeń muzyka uderza przede wszystkim ascetyczną wręcz niekiedy prostotą formy, korespondującą jednak z bogactwem dźwiękowych barw. Nie ma w niej żadną miarą chaosu, jest za to frapująca dramaturgia, a jedynym muzycznym cytatem, do jakiego sięga kontrabasista, jest gospelowy song "Hold On Just A Little While Longer". "Hold On Just A Little While Longer" - do tego też namawiam tych, którzy muzyce zapisanej na krążku Wójcińskiego przypną łatkę "trudnej" i po chwili wyjmą płytę z odtwarzacza albo w ogóle jej doń nie włożą. "The Soul" ma swoje wymagania - potrzebuje ciszy, pełnej uwagi słuchacza i być może niejednokrotnego odsłuchu, ale sowicie za ten piękny trud wynagradza.

piątek, 30 stycznia 2015

Łukasz Górewicz - The String of Horizons (2015)

Łukasz Górewicz

The String of Horizons










By Maciej Nowotny

Bardzo, ale to bardzo brakowało mi na polskiej scenie jazzowej takiego projektu, jak najnowsze przedsięwzięcie Łukasza Górewicza. Bo chociaż żyjemy w okresie niezwykłego renesansu polskiego jazzu, to brakuje mi w nim projektów nawiązujących dialog ze współczesną muzyka popularną, na której wychował się i której język rozumie przeciętny słuchacz. To jest być może przyczyna, że chociaż mamy mnóstwo niekiedy wyśmienitych projektów inspirowanych bopem z przełomu lat 50tych i 60tych ubiegłego stulecia, free jazzem czy polską muzyką współczesną (Lutosławski, Penderecki, Szymanowski etc.), to na koncertach nie widać tłumów. Publiczność tęskni bowiem za czymś opowiedzianym nieco bardziej przystępnym językiem, a jednocześnie zrealizowanym na najwyższym artystycznym poziomie.

Zatem w Polsce trudno znaleźć odpowiedniki dla najnowszego projektu Górewicza, ale za granicą jest ich wiele i to takich łączących oryginalność koncepcji z wielkim sukcesem komercyjnym. Pierwsze porównania jakie przychodzą mi do głowy, to dokonania trębacza Nilsa Pettera Molvaera (“Khmer” czy “Hamada”) czy kontrabasisty Larsa Danielssona (“Melange Blue”). Podobnie jak u tych artystów, język Górewicza zbudowany jest na muzyce klasycznej i jazzie, ale nie brak w nim fascynacji elektronicznie generowanymi rytmami inspirowanymi współczesną muzyką taneczną i etniczną. Co najważniejsze, to wszystko nie brzmi banalnie, nie ma się poczucia, że słuchacz podąża ścieżką tysiące razy już wydeptaną. Co zresztą nie dziwi zważywszy na to, że jako muzyk Górewicz kształtował się pod silnym wpływem yassu, najbardziej ożywczego i oryginalnego prądu w polskim jazzie ostatnich dwóch dekad, grając w tak wyśmienitych i oryginalnych składach jak Maestro Trytony czy Ecstasy Project.

Ta skłonność do fuzji bardzo rożnych wpływów sprawia, że pisząc o muzyce Górewicza nasuwają się nam skojarzenia z takimi skrzypkami w jazzie, jak Jean Luc Ponty, Didier Lockwood, Jerry Goodman czy nasz niezrównany Michał Urbaniak. Jedno wypada podkreślić: mianowicie to, że chociaż na tej płycie Górewicz ostro melanżuje różne wpływy, to całość zachowuje niesłychaną artystyczną spójność, tworząc coś w rodzaju suity, która jak najlepszy thriller wciąga od pierwszych nut i trzyma w napięciu do ostatnich sekund nagrania. Kapitalne melodie, niecodzienny klimat, doskonałe wykonanie (aż trudno uwierzyć, że album jest solowy i Górewicz gra sam na wszystkich instrumentach!) sprawiają, że mamy do czynienia z przedsięwzięciem wyjątkowym, które jestem pewny wprawi w szczere zdumienie krytyków w naszym kraju i, mam nadzieję, w zachwyt naszą publiczność, i to nie tylko jazzową!


Tomasz Stanko – Polin (2014)

Tomasz Stańko

Tomasz Stańko - trumpet
Ravi Coltrane - saxophone
David Virelles - piano
Dezron Douglas - double bass
Kush Abadey - drums

Polin

POLIN Museum Of The History Of Polish Jews 001

By Adam Baruch

Polin, the Museum of the History of Polish Jews, commissioned this album from Polish Jazz trumpeter/composer Tomasz Stańko as part of the celebrations connected with the opening of the permanent exhibition of the museum. The album comprises of five original compositions by Stańko, performed by a quintet, which in addition to Stańko includes American musicians: saxophonist Ravi Coltrane, pianist David Virelles, bassist Dezron Douglas and drummer Kush Abadey, or in short the Ravi Coltrane Quartet. Virelles is also a member of Stańko's New York Quartet.

This is not the first time Stańko cooperates with a museum, as he also wrote music for the Warsaw Uprising Museum back in 2005 (see the "Wolność W Sierpniu" album). However, in contrast to that occasion, where the music can be contextually connected to the tragic Warsaw Uprising of 1944, the current album seems to have absolutely no connection whatsoever, neither to Jews, not their 1,000 years long history in Poland and certainly not to the cataclysmic epilogue of that history. Therefore the entire circumstance of this commission somehow misses the point completely.

The actual music, judged on its own merits, is of course what one might expect from a musician composer of Stańko's standing, i.e. professional, beautifully played and well recorded. Sadly not much more can be said about it, as Stańko seems to have run out of steam as a composer and mostly recycles ideas used previously, distancing himself from the unique rough sound and Polish melancholy, which characterized his music for decades, simply to embrace American mainstream, which leaves ambition, challenge and exploration to others. There are some traces of genius and thrill, but alas they remain just traces.

Of course this is still a beautiful Jazz album, timing just under forty minutes and full of nice melodic and inoffensive music, which sounds great when played in the background, but disappears like an early morning mist by noon. For people, who grew up listening to Stańko, the Icon, this is less than they probably expected?

czwartek, 29 stycznia 2015

Slawomir Jaskulke – Sea (2014)

Sławomir Jaskułke

Sławomir Jaskułke - piano

Sea

PRIVATE EDITION





By Adam Baruch

This is the sixth solo album by the Polish Jazz pianist/composer Sławomir Jaskułke and his third solo piano recording. The album presents a five-part solo piano suite, composed and performed by Jaskulke, using extensive sound effects, which make the music sound unusually spacey and full of reverb and echo.

The album follows the trend of its predecessor, and pursues a clear path away from the Jazz idiom, which was Jaskulke's initial playground, towards minimal music, characterized by repetitive patterns and ambient drone music. As much as I respect Jaskulke for his past achievements, this music does nothing to me, and in fact is quite difficult for me to listen to. The distorted sound and reverb are physically unpleasant after a few minutes getting progressively worse in time. I admit not being able to listen to the album in its entirety.

As usual in such cases, I blame myself entirely for not being able to like and appreciate this music. Jaskulke is an immensely talented musician and I hope that he'll find his way back to Jazz at some point in his life, wishing him all the best with whatever path he chooses to follow.

Domówka z Tetmajerem u Sylwii



W grudniu pojawiło się na facebooku wydarzenie, gdzie Michał Przerwa-Tetmajer zapraszał na premierę cyfrowej wersji swojej płyty. Przy okazji - każdy, kto w określonym czasie zakupi ją w internetowym sklepie Nuplays, będzie brał udział w losowaniu. Wygrana, to domowy recital artysty. I tak się zdarzyło, że to właśnie ja wygrałam to losowanie.

Koncert odbył się 24 stycznia w Ostrołęce, w mieszkaniu mojego partnera Daniela. Było to świetne, wręcz rewelacyjne spotkanie z muzykiem. Michał Przerwa -Tetmajer to bardzo miły, cichy, bardzo wyważony człowiek, świetnie się z nim dyskutuje. Rozmawialiśmy na tematy przeróżne: niestety, nie był to wywiad, więc nie spisałam wszystkiego, poza tym – była to właśnie luźna rozmowa, gdzie również my nieco o sobie opowiedzieliśmy. Po koncercie wiele wątków poruszyli też zaproszeni przeze mnie goście. Co zapamiętałam? Że z uczeniem się muzyki jest jak z nauką języków obcych – najpierw uczysz się liter, słówek, potem całych fraz, potem zaczynasz rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Ciekawa była też rozmowa o snach, teatrze ulicznym, tremie, kotach. Aż dziw bierze, że wszystko razem trwało najwyżej trzy godziny. 

Kulminacyjnym punktem programu był recital. Posadziliśmy muzyka na stołku, powiesiliśmy za jego plecami czarne tło fotograficzne, zapaliliśmy lampki i kilka świeczek. Zrobiło się ciemno, nastrojowo. Goście usiedli, gdzie się dało - przeważnie na podłodze, niektórzy sączyli wino. I popłynęły dźwięki gitary. To była prawdziwa jazzowa uczta. Michał zagrał kilka kompozycji z "Doktora Filozofii", kolejno: "Znak firmowy porywacza", "Astronautka", "Lewaroryzacja", "Kioski zabytkowe" oraz "Kosmos mnie zawsze niepokoił". Przetykał je premierowymi utworami, skomponowanymi, jak się nie mylę, jako solo na gitarze: "Grupa badawcza" (tytuł nie do końca mu się podobał, być może jeszcze go zmieni), "Jakie to ma znaczenie" (to też jest tytuł roboczy, utworu Tomka Sołtysa - wideo duetu z tą kompozycją pojawi się 17 lutego na YouTube). Usłyszeliśmy również "Taka jest budowa kości" i "Jak zostać uczonym". Na koniec (na bis) nawet zaśpiewał "Popołudniowy czas", własną kompozycję sprzed kilkunastu lat, ze słowami Grzegorza Gawlika.

Fot. Daniel Ejsmont
Goście, których zaprosiłam na recital nie są fanami jazzu, a już zwłaszcza tego świeżego, polskiego. A jednak muzyka Michała ich totalnie oczarowała. Moja córka podczas zdjęcia grupowego dotknęła instrumentu palcem wskazującym i powiedziała: "ściągam jej całą magię, żeby Michał ją znowu napełnił". Tak, bo ten wieczór był magiczny. Nie jestem krytykiem jazzowym, słucham po prostu jazzu od jakiegoś czasu. Z każdą nową płytą, koncertem czuję się bogatsza. Po tym wydarzeniu mogę mówić, że jestem milionerką. A co!

Autorka: Sylwia Larkiewicz

środa, 28 stycznia 2015

Nahorny Trio – Hope (2014)

Nahorny Trio

Włodzimierz Nahorny - piano
Mariusz Bogdanowicz - bass
Piotr Biskupski - drums

Hope

CONFITEOR 008




By Adam Baruch

This is a wonderful piano trio album by one of the Godfathers of Polish Jazz, pianist/composer Wlodzimierz Nahorny, and his partners: bassist Mariusz Bogdanowicz and drummer Piotr Biskupski. The album presents six original compositions by Nahorny and one mini-suite, which comprises of three folklore motifs arranged by him. In the accompanying booklet Nahorny tells the listener about the circumstances that brought each of these seven pieces of music to be created, as well as his deeply personal and moving memories of the panoramic view of the Holy City of Jerusalem, which always leaves a lasting impression on those who visit it. How blessed are we, who live nearby and are able to enjoy this breathtaking view more often than others.

It is truly invigorating to see (and hear) a musician, who seems to be completely unaffected by the tides of time and keeps bursting with ingenuity and talent despite his age. This album proves beyond any doubt that Nahorny is still a musician who is able to innovate and surprise even the strictest connoisseurs. His music is as beautiful as always with melodies full of romanticism and typical Polish melancholy, which he masterly and continuously molds into new musical jewels. His piano playing is nothing short of sensational with an astonishing level of space and freedom, which often bring fond memories of the early days of his career when he flirted with free form.

All the compositions on this album are quite remarkable. Although they are stylistically diverse and encompass many different Jazz sub-genres, they are all marked by Nahorny's personal touch, which has been his trademark since many years. The music is fresh and stimulating, fitting perfectly in the contemporary Polish Jazz scene, bursting with excitement and creativity.

The faithful rhythm section stands besides the Master at all times, providing the guidelines for his extended improvisations and ornamenting his performances with occasional short solos. Bogdanowicz and Biskupski are both veterans of the trade and they know exactly what is required of them under these circumstances: supporting the leader and not being obtrusive in any way. The many years that these musicians play together turns them into a well oiled unit, which is able to travel anywhere without a hitch.

Nahorny is a perfect representative of the Polish "old class" in the best positive meaning of that idiom. A Gentleman, an Artist and an Intellectual incorporated into one wonderful, warm person. Such class is very rare these days and therefore a figure like Nahorny is important as an example to be followed by the young generation, which definitely has the talent but sadly almost never such class. Thank you Maestro!

Charles Lloyd znowu w Blue Note



Po 30 latach przerwy legendarny amerykański saksofonista Charles Lloyd znowu wyda płytę w Blue Note. Wspaniała wiadomość sama w sobie (read this news in English), ale zapytacie co to ma wspólnego z polskim jazzem? Otóż ma i to niemało, bo prawykonanie "Wild Man Dance" miało miejsce w 2013 roku na wrocławskim festiwalu Jazztopad, którego zresztą od lat mamy przyjemność być patronem medialnym. Gratulujemy!!!

wtorek, 27 stycznia 2015

Maciej Fortuna/Krzysztof Dys – Maciejewski Variations (2014)

Maciej Fortuna/Krzysztof Dys

Maciej Fortuna - trumpet
Krzysztof Dys - piano

Maciejewski Variations

DUX 1151





By Adam Baruch

This is the second album by the Polish Jazz duo: trumpeter Maciej Fortuna and pianist Krzysztof Dys. However, in contrast to their debut release, which featured their original Jazz oriented compositions, this album is dedicated to the works of the great but sadly little known 20th Century Polish composer Roman Maciejewski. Maciejewski, who spent most of his adult life outside of Poland, was only recently re-discovered by the Polish Classical music scene and now apparently also beyond the strict circle of Classical connoisseurs. The album includes thirteen variations of themes composed by Maciejewski, three of which appear here as premiere recordings.

The themes serve as departure points for the various variations, in which Fortuna and Dys add their own layers of both improvisational and compositional extensions. The sensitive dialogue between the two musicians is the key element herein, being far more significant than the interpretation of the composed themes and yet it respectfully pays homage to the original music.

The performances of both players are of course virtuosic and elegant, which can only be expected in view of their previous recording legacy. Fortuna's trumpet playing is this time much "cleaner" than his somewhat "coarse" sound he uses in the Jazz idiom. Dys also sounds closer to Classical piano approach than on his previous recordings, which of course is quite natural in this case, as the music created here is only remotely related to what is usually associated with Jazz, at least for the majority of the audiences.

The music emerges really beyond genre specifics and limitations, being simply wonderfully crafted and aesthetically fulfilling, which is what great music is supposed to be. Fortuna and Dys prove that a passionate dialogue between two Master musicians can be more effective than an entire orchestra, which is playing plainly. Their mutual respect and understanding border on telepathy and often they sound like a one-man-band, driven by one common mind.

One may wonder why so many Polish Jazz musicians chose to deal with music that bridges Classical roots with Jazz? There is no clear answer to this profound question, but perhaps the new artistic music emerging in the 21st Century is simply eradicating the genre boundaries that enslaved it in the last Century? Only time will tell.

In the meantime we have here another sublime piece of music, which easily qualifies as one of the most interesting achievements on the Polish music scene in 2014, which this duo manages to pull off second time in a row. This is something that an honest music connoisseur should definitely not try and live without, if life is supposed to have a meaning.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Joanna Kucharczyk w Klubie Komediowym

Na warszawskiej mapie lokali przybył kolejny gotowy gościć dobrą muzykę, w tym jazz. Teatr Komediowy położony jest opodal placu Zbawiciela, który warszawscy hipsterzy uwielbiają tak ze względu na znajdującą się nań tęczę - to podpalaną przez zwolenników ciemnogrodu, to odbudowywaną przez cierpliwy magistrat - jak i krąg klimatycznych knajpek, kawiarni i klubów przytulonych do zjawiskowo pięknego kościoła projektu Józefa Piusa Dziekońskiego. Na parterze znajduje się całkiem zwyczajny acz elegancki bar, gdzie można wypić kawę, wódeczkę i przekąsić coś smacznego, flirtując z jedną z zalotnych warszawianek, a na dole - w wyremontowanych w skromnym industrialnym stylu piwnicach - znajduje się niewielka scena i miejsce na kilkadziesiąt osób. Na co dzień można tu obejrzeć tzw. stand-upy, czyli występy komików, ale tym razem zagościł tam jazz i myślę, że właściciele nie żałują. Sala bowiem była wypełniona po brzegi, a i ranga artystyczna wydarzenia znaczna.


Joanna Kucharczyk bowiem jest jedną z tych młodych wokalistek i wokalistów, którzy szeroką ławą wchodzą ostatnio w nasz jazz i całkiem odmieniają jego oblicze. Przy czym ta odnowa przebiega w różnych kierunkach: podczas gdy taka na przykład ELMA czy Grzegorz Karnas idą w kierunku, jak to lubi nazywać mój redakcyjny kolega Tomek Łuczak, struktur bardziej otwartych, o tyle Joanna, a także Monika Borzym (obie zaczynały edukację w tej samej szkole muzycznej na Bednarskiej) czy Wojciech Myrczek skłaniają się bardziej ku jazzowi tradycyjnemu, swingowi czy nawet neo-soulowi. Dla każdego coś miłego, chciałoby się podsumować, najważniejsze jednak, że wszystkie te poszukiwania, bez względu na kierunek, cechuje bardzo wysoki poziom czysto muzycznych umiejętności, a także profesjonalizm jeśli chodzi o traktowanie estradowego rzemiosła.

Jednym z jego elementów jest na przykład dbałość o to, by towarzyszący wokalistkom czy wokalistom muzycy instrumentalni byli z najwyższej półki i wnosili w dany projekt równie ważny artystyczny wkład. Bardzo to podnosi atrakcyjność takich przedsięwzięć, czego dobrym przykładem jest kwartet Kucharczyk, w skład którego wchodzą jedni z najbardziej utalentowanych młodych muzyków na naszej scenie: kontrabasista Max Mucha (współpraca z Damasiewiczem, Płużkiem czy Wanią), perkusista Karol Domański i czeski (lecz wykształcony w Polsce) pianista Vit Kristan (świetny własny album "Imprints" i współpraca z tak znaczącymi postaciami sceny za naszą południową granicą, jak Jaromir Honzak czy David Doruzka). Ten kapitalny band bardzo czujnie wspierał Joannę, nigdy nie przekraczając granicy, za którą wokalistka mogłaby się czuć usunięta w cień, a jednocześnie kiedy trzeba przejmując pałeczkę, by swoją grą wnieść w muzykę całkowicie niezależny głos i za pomocą samej tylko gry instrumentów rozbujać publiczność do ekstazy.


Nota bene Joanna potrafi też zaśpiewać sama, akompaniując sobie na fortepianie i tak właśnie rozpoczęła wczorajszy (25 stycznia 2015) koncert, śpiewając dobrze wszystkim znany standard "My One And Only Love". W opublikowanej na początku roku na naszym blogu recenzji jej debiutanckiej płyty "More" (link), z której piosenki stanowiły zasadniczą część koncertu, Adam Baruch słusznie skrytykował jej angielski akcent i wymowę. Nie wiem, czy był to pozytywny efekt tej krytyki i czy artystka poświęciła na ten element więcej czasu, ale stwierdziłem w nim olbrzymią poprawę. Jeśli zatem chciałbym się do czegoś przyczepić (a wiecie, że to dla mnie połowa przyjemności!), to do faktu, że śpiewając po angielsku dość wyraźnie słychać wpływ Gretchen Parlato czy Madelaine Peyroux. Także teksty chociaż mogące chwycić za serce i bezpretensjonalne w swojej prostocie, bardziej wymagającego (lub cynicznego słuchacza jak Wasz Uniżenie) mogły nieco bawić swym naiwnym dydaktyzmem. Zwłaszcza jeśli je zestawić z taką perełką jak znów zaśpiewany solo z własnym akompaniamentem i po polsku Jeriemiego Przybory "Mój List" (który pamiętamy w genialnym wykonaniu Magdy Umer). Tylko się zastanawiam, czy można z tego czynić zarzut artystce, bo gdzie są dzisiaj autorzy mogący wokalistom dostarczyć takiej jakości tekst?

Zwłaszcza, że wszystkie te zarzuty blakły całkowicie wobec dużo ważniejszych autentyczności, szczerości i niezwykłej emocjonalności, które całkowicie porwały publiczność. Joanna jest już dojrzałą artystką, która bazuje nie tylko na perfekcyjnym operowaniu muzyczną materią, lecz i na niezwykle charyzmatycznym scenicznym presence. Przypomna mi w tym trochę niezapomnianą Kalinę Jędrusik, która naturalny i żywiołowy erotyzm potrafiła łączyć z dzięcięcym wdziękiem i niewinnością. I właśnie gdy Joanna śpiewała po polsku, najsilniej poruszała moje emocje. Do tego stopnia, że przed oczami stanęła mi Barbara Streisand w "Narodzinach gwiazdy". I wiecie co? Kto wie, kto wie...

Autor: Maciej Nowotny

Jachna/Tarwid/Karch – Sundial (2014)

Jachna/Tarwid/Karch 

Wojciech Jachna - trumpet
Grzegorz Tarwid - piano
Albert Karch - drums

Sundial

FOR TUNE 0039




By Adam Baruch

This is the debut album by Polish Jazz trio fronted by trumpeter/composer Wojciech Jachna with two very young newcomers to the scene, pianist Grzegorz Tarwid and drummer Albert Karch. The album presents seven original compositions, one of which is repeated twice and another three times, producing ten tracks all together. The music includes individually composed pieces, others which are co-composed by Jachna and Tarwid and still others co-composed by all three members of the trio.

In the last decade Jachna has been slowly, but firmly establishing his position as one of the top Polish Jazz trumpet players. His work with the Sing Sing Penelope ensemble and his duets with drummer Jacek Buhl belong to some of the most impressive achievements of Polish Jazz during the last decade, which after all is densely populated in the trumpet department. In time he developed a unique voicing on both trumpet and flugelhorn, which for old people like me constantly bring fond reminiscences of the early days of Tomasz Stanko. Jachna is not imitating Stanko nor is he trying consciously to sound like him, but his way of phrasing and the "dirty", coarse tone are simply so characteristic, that the immediate resemblance is unavoidable.

The two youngsters share common music studies in Denmark, where hordes of young and talented Polish Jazz players go to polish their knowledge and chops, but most importantly they evidently share their talents and passion for music. Tarwid, who has been called a musical prodigy after winning several piano competitions at a ridiculous young age, proves that he is no gimmick and his piano work certainly fills the heart with hope for days to come. Karch, who studied with Polish Jazz drumming icon Czesław Bartkowski, is also quite a hot potato, as the music herein firmly confirms.

Together the trio is definitely one of the freshest and most impressive new ensembles on the Polish Jazz scene and this debut emerges as one of the most striking recordings released in Poland this year. Everything that makes Polish Jazz so unique and outstanding is reflected on this album: a search for new ways to express emotions, a complete freedom from conventions, a disregard towards obvious and boring musical methodology and at the same time a deep respect towards the music's profound tradition and aesthetics. As always, the fact that music of such magnitude can be produced by musicians of such remarkably young age is nothing short of astounding.

The true depth of this music can be fully appreciated only if one takes a much broader view of it, beyond the Jazz conventions. It is no less relevant as a component of improvised chamber music, an imaginary ambient soundtrack or any other open minded musical exploration, which is genre free and at the same time cross-genre.

Over the last decade I have invested a lot of emotions and hopes into Jachna's music and it makes me extremely happy that he was able to come up with this culminating work, which was unquestionably worth waiting for. His choice of partners and his persistency finally came into fruition, which should make him and his companions tremendously proud. Chapeau to all the Young Lions!

niedziela, 25 stycznia 2015

Kamil Szuszkiewicz - Bugle Call And Response (2014)

Kamil Szuszkiewicz

Kamil Szuszkiewicz - trumpet, electronics

Bugle Call And Response

Wounded Knife C30





By Bartosz Nowicki

Kamil Szuszkiewicz to trębacz, improwizator związany z warszawską sceną free, współtworzący wespół z Hubertem Zemlerem, Wojtkiem Traczykiem i Wojtkiem Soburą jazzowy skład Kapacitron. Współpracuje często z muzykami zgromadzonymi wokół Lado ABC. Na koncie wydawniczym ma między innymi rejestrację wspólnego występu z Marcinem Zabrockim na scenie warszawskiej Eufemii wydaną w limitowanym nakładzie w 2012 roku, a także wspólny materiał z macierzystym bandem, oraz sygnowaną własnym imieniem i nazwiskiem płytę "Prolegomena" nagraną w 2010 w Powiększeniu z Wojciechem Traczykiem, Marcinem Ułanowskim, Kubą Cichockim, Tomaszem Dudą i Marcinem Gańko. Tym razem, zupełnie solo nagrał materiał wydany na kasecie dla stołecznej oficyny Wounded Knife.

W przypadku "Bugle Call And Response" tytułowy hejnał został oderwany od swej pierwotnej funkcji. W wykonaniu Szuszkiewicza nie jest to nawet forma dynamicznego komunikatu sygnalizującego jakieś wydarzenie, czy bijąca po uszach żwawa ekspresja, nawołująca do określonej reakcji. To hipnotyczna mantra, obleczona marzeniem sennym. Rozpływające się w melancholii requiem. 

Ascetyczna kompozycja jest w zasadzie jedynie przenikliwą melodią meandrującą w próżni, bez żadnych ozdobników, efektów, montażowych nakładek czy studyjnych obróbek. Dźwięk trąbki został zamknięty i stłumiony w małym, wygłuszonym pomieszczeniu, na co wskazuje absolutny brak pogłosu. To duszne wnętrze, w którym powstało nagranie, swoją akustyką przytłacza słuchacza, dodając zasępionym nutom ciężaru. Na podstawie pozostawionych w materiale poszlak zgaduję, że solo zostało zarejestrowane gdzieś w pomieszczeniu na zapleczu klubu, domu kultury, może filharmonii. Wskazują na to złapane na „setkę” odgłosy kroków, szmery rozmów zza ścian, ale nade wszystko mikroskopijne fragmenty, w których uważny słuchacz wyłapie dźwięk strojących skrzypiec i jeszcze jednego bliżej niezidentyfikowanego instrumentu. 

Szuszkiewiczowi udało się wyimprowizować tak mocny i zintensyfikowany klaustrofobiczną akustyką temat, że wywołuje on u odbiorcy stan zadumy, a nawet fizycznego odrętwienia. Trębacz zaklina i mami słuchaczy tak prostymi środkami (a raczej ich brakiem), że wydaje się to tyleż zachwycające, co nieprawdopodobne. Nawet towarzysząca melodii cisza staje się tłem zupełnie odrealnionym. Tak jakby ślad trąbki został wycięty z zespołowego nagrania i pozostawiony samemu sobie; ogołocony z tła i muzycznego kontekstu. Wrażenie to zwiększa jeszcze rwący się w finale kompozycji motyw. 

Drugą stronę kasety wypełnia ta sama melodia „hejnału”, która poddana została elektronicznej modulacji. Szlachetne brzmienie trąbki, poszatkowane krótkim i płaskim echem, zaczyna mutować w groteskowy bulgot, wzmagając jeszcze bardziej efekt odrealnienia. Kamil Szuszkiewicz w swoim eksperymencie celebruje dźwięk sam w sobie. Do bólu prozaiczny. Tak zwykły i tak przeciętny, że aż pasjonuje, wywołując niedowierzanie i ekscytację. W jego wykonaniu minimalizm staje się perwersją, a prostota i ograniczenie dźwiękowym ekstremum. 

The Resonance Ensemble - Head Above Water, Feet Out Of The Fire (2013)

The Resonance Ensemble 

Ken Vandermark - baritone saxophone, Bb clarinet
Wacław Zimpel - Bb & alto clarinet
Mikołaj Trzaska - alto saxophone & bass clarinet
Dave Rempis - alto & tenor saxophones
Magnus Broo - trumpet
Steve Swell - trombone
Per-Åke Holmlander - tuba
Mark Tokar - acoustic bass
Devin Hoff - bass
Michael Zerang - drums
Tim Daisy - drums

Head Above Water/Feet Out of the Fire 

Not Two MW 910-2

By Mark Corroto

Listening to the music Ken Vandermark writes for large ensembles do we dare compare him to Duke Ellington? Both band leaders and composers wrote and arranged music to be played by a select troupe of musicians and both suffered the fate of surfing the knife edge of innovation. Ellington always seemed to be delivering scores with the ink still drying to last minute rehearsals. Same for Vandermark who has the added burden of an international cast from Chicago to Stockholm and Gdansk.

"Head Above Water/Feet Out Of The Fire" is a testament to the composer's tenacious attitude, and his refusal to shy away from large, complicated works. Since its inception in 2007, The Resonance Ensemble has reunited in Europe to present music. In 2007, they recorded two sides of the 10-CD release "Resonance Box" (2009), an LP "Live In Lviv" (2008), the CDs "Kafka In Flight" (2011) and "What Country Is This?" (2012), all for Not Two Records. 

Disc one, "Head Above Water", was recorded in studio, two days before the ensemble's appearance at the 2012 Chicago Jazz Festival, where Vandermark was the artist-in-residence. It was the first performance of the entire band in the United States. The second disc, "Feet Out Of The Fire" is a live date from Hasselt, Belgium in March 2012. The only change between discs is the absence of bassist Devin Hoff from the live session. 

Like early-Ellington, Vandermark utilizes a tuba, played by Per-Âke Holmlander. But unlike early jazz recordings, where a bassist's sound would not be captured, he employs two players on disc one, Mark Tokar from the Ukraine and Chicago's Devin Hoff, who is not heard on the live disc. Where Ellington selected players for their signature sound and often foreseeable solos, Vandermark chooses a signature sound from unfettered improvisers. Roots of this approach were heard in his Vandermark 5, Territory Bands, and the writing and arranging he constructed for Peter Brotzmann's Chicago Tentet. His method is one of modular composing that meshes pre-written passages with improvisation, different ordering of improvisers and directions that can be cued by hand as a sort of conduction. 

His Chicago crew of longtime associates, drummers Tim Daisy and Michael Zerang, saxophonist Dave Rempis, and Devin Hoff adds trombonist Steve Swell and the Europeans, trumpeter Magnus Broo and Per-Âke Holmlander from Sweden, Mark Tokar (Ukraine), and the Polish reed players Waclaw Zimpel (clarinets) and Mikolaj Trzaska (saxophone and bass clarinet). 

The music ranges from a broad shouldered tromp to a delicate cortège. Vandermark can switch from old-school swing to outward improvisation with a gesture and a nod. His approach in this ensemble setting is more organized than his electro/acoustic band Made To Break, the DKV Trio, or Brotzmann's Tentet. Like an Ellington suite, Vandermark packs texture upon texture. His sound layers thrive on the two-drummer pulse of Daisy and Zerang pushing against the bottom end of tuba, bass, Trzaska's bass clarinet and Vandermark's baritone saxophone. He often offsets this bulk against the light infantry of his, Zimpel's and Trzaska's clarinets. The music is complex, intense, rhythmically compelling and ultimately satisfying.

sobota, 24 stycznia 2015

Jazzpospolita – Jazzpo! (2014)

Jazzpospolita

Michał Przerwa-Tetmajer - guitar
Michał Załęski - keyboards
Stefan Nowakowski - bass
Wojtek Oleksiak - drums

Jazzpo!

POSTPOST 01



By Adam Baruch

This is the fourth album by Polish group Jazzpospolita, which consists of guitarist Michał Przerwa-Tetmajer, keyboardist Michał Załęski, bassist Stefan Nowakowski and drummer Wojtek Oleksiak. The album presents ten original compositions (eleven tracks with one tune repeated twice), all assumedly co-composed by all four band members. The music was recorded at the legendary Studio Tokarnia with Jan Smoczyński presiding at the knobs, which naturally results in excellent sound quality, as usual.

This album is the first new music Jazzpospolita reveals since their second album, i.e. in over two years, which kept the many fans of the group in suspense. The fact is that this is new music but there is not so much new in the music itself, as if the group simply glided over time doing more or less the same thing they have been doing more or less since they started. Nothing wrong with that of course, but in a long range even the most loyal followers might loose interest.

But innovation aside, Jazzpospolita is still a very unique voice on the Polish scene, filling a niche for the young generation of music lovers, who are not really into Jazz proper on one hand, but who are bored with the contemporary Pop and Ambient scenes on the other hand. The group manages to produce nice melodic riffs, stretched over extended ambient passages and featuring some impressive guitar lead lines, which are overall quite hypnotic and engaging. This music has a chameleonic quality of fitting into many different listening environments, from background music while driving to intensive direct involvement with the music.

The four individual musicians make a remarkable contribution to the overall group sound and feel of the entire ensemble. The guitarist carries most of the leading voice, but his role would have been impossible without the rich background created by the keyboards and the superb rhythm section. Rhythmically the music is mostly Rocky, with steady bit and pulse, while the keyboards and the guitar create the improvisational dimension, which associates the music with the Jazz idiom. Combined with the Ambient sound the Rock and Jazz ingredients amalgamate into a unique mixture, which is distinctly Jazzpospolita.

Of course this is the best album the group created so far, and the most fun to listen to, but the group should be aware of the danger of stretching this formula for one more album. Hopefully they will reinvent themselves for the next one, leaving us in the meantime having a good time with this one. Thank you Gentlemen!

Orange The Juice - The Messiah Is Back (2014)

Orange The Juice 

Konrad Zawadzki – wokale, inne dźwięki
Dawid Lewandowski – gitara elektryczna, wokale, inne dźwięki
Marcin A. Steczkowski – fortepian, klawisze, kornet, inne dźwięki, programowanie
Mariusz Godzina – saksofony
Marcin Jadach – gitara basowa, kontrabas, synth bass
Jan Kiedrzyński – perkusja. 

Gościnnie: Ida Zalewska – wokale
Maciej Obara – saksofon altowy (5)
Erwin Żebro – trąbka prowadząca (2, 6)
Maciej Kosztyła – saksofon tenorowy (2, 6)
Marcin Taras – tuba (2, 6)
Paweł Gielareck – theremin (5)
Maciek Witek – dyrygent chóru Cantus ze Stalowej Woli (2, 4)

The Messiah Is Back (2014)

By Maciej Nowotny

Kolektyw ten tworzy trzymająca się razem grupa muzyków, którzy zadebiutowali w ramach bandu o nazwie Transgress. Przekształcił się on następnie w Orange The Juice, który wydał obiecującą EPkę "Romanian Beach", a zaistniał też w jeszcze innym wcieleniu o nazwie Minimatikon, wydając płytę "The Cabinet Of Dr Caligari". Generalnie podziwiam tych młodych ludzi za odwagę robienia muzy jaką kochają i dzięki nim Stalowa Wola, gdzie mieszkają, kojarzy mi się z czymś więcej niż Hutą produkującą poradzieckie czołgi, Muzeum Jana Pawła II i kinem Ballada.

Ale do rzeczy, czyli muzyki. Na wstępie chciałem powiedzieć, że znam ich poprzednie płyty i od paru lat słyszałem "groźne" zapowiedzi artystów, iż "wiekopomny" album "Messiah Is Back" (w kategorii odjechanych tytułów w pierwszej trójce albumów w zeszłym roku) niebawem ujrzy światło dzienne. Trochę trzeba było czekać (nie żeby mi się dłużyło, się składa, że mam czego słuchać) i w końcu jest płyta, będąca w moim odczuciu podsumowaniem całego młodzieńczo-debiutanckiego okresu tych muzyków. Kilka kawałków zostało dopracowanych, przedsięwzięto też próbę ułożenia tego materiału w jakąś spójną całość. 



Język tej kapeli bardzo trudno określić: stanowi on zlepek wszystkich możliwych wpływów, a najlepiej charakteryzują go nagłe i niespodziewane przeskoki od jednego do drugiego. Znacie mnie, zawsze piszę to, co myślę, stąd uczciwie powiem, że ja tego nie kupuję i boli mnie od tego głowa. Widzę w tym grawitujący w stronę chaosu eklektyzm, a nie przemyślaną koncepcję, za którą stoi cel i jakaś istotna wiadomość, która mogłaby pobudzić mój zasadniczo leniwy i zepsuty nadmiarem wrażeń intelekt. Ale dopuszczam możliwość, że inni słuchacze mogą odebrać to zupełnie inaczej.

Bez wątpienia bowiem na plus tej płyty należy zapisać, że doprawdy świetnie to jest zagrane, w czym nie przeszkadzają zaproszeni goście, wśród których znalazła się tak wyrazista postać jak młody saksofonista Maciej Obara czy mniej znana, ale interesująca jazzowa wokalistka, Ida Zalewska (wymieniam tylko niektórych). Podoba mi się też frenetyczna energia bijąca z płyty, pewnego rodzaju kreatywny flow przywodzący na myśl dzieła Franka Zappy i bezkompromisowość wyrażająca się w trzymaniu się swojego języka, a nie kopiowanie czegoś już dobrze znanego, tak nagminne wśród naszych debiutantów.

Ale. Ale mam wrażenie, że lepiej byłoby dla muzyków (i dla mnie jako życzliwego im słuchacza, którego wszakże - przyznaję to - irytuje nieco ich muzyczne rozkojarzenie), gdyby zostawili za sobą już cały ten młodzieńczy okres i zaproponowali nam coś bardziej dojrzałego. Nowe kompozycje, nowa koncepcja, niech przestana już cyzelować te starocie, które komponowali na gitarze w garażu jako nastolatkowie, a skierują się ku nowym terytorium. Czekam niecierpliwie na ich płytę, jaka ma wyjść w tym roku w wydawnictwie For Tune z nadzieją, że usłyszę na niej coś innego niż jeszcze jedną wariację na temat tych samych powtarzających się tematów znanych z poprzednich płyt tego zespołu. Jeśli zaś tak właśnie będzie to zamiast Orange The Juice poproszę Bloody Mary...

piątek, 23 stycznia 2015

Michał Przerwa-Tetmajer – Doktor Filozofii (2014)

Michał Przerwa-Tetmajer

Michał Przerwa-Tetmajer - guitar
Jan Smoczyński - piano
Michał Jaros - bass
Hubert Zemler - drums

Doktor Filozofii

PRIVATE EDITION 01



By Adam Baruch

This is the debut solo album by Polish guitarist/composer Michał Przerwa-Tetmajer, who is familiar to followers of the Polish Jazz scene as the guitarist of the successful group Jazzpospolita. The album was recorded in a classis quartet setting with pianist Jan Smoczyński, bassist Michał Jaros and drummer Hubert Zemler and presents nine original compositions by Przerwa-Tetmajer. It was recorded at the excellent Studio Tokarnia and engineered by Smoczyński, resulting in excellent sound quality, as usual.

The music on this album is quite different from what Przerwa-Tetmajer plays with Jazzpospolita and is obviously an attempt to present a different side of his musical personality. The overall concept here is bona fide Jazz, as opposed to the obvious anarchist/rebellious approach used by the group. Surprisingly it is not about straightforward/mainstream melodic Jazz at all, but quite an ambitious open and at times even completely Free Form Jazz, although mostly quite reserved and melancholic. Although the music has a strong melodic content, the melodies are purposely uneven, both harmonically and rhythmically, which means that this music requires attentive listening and is anything but easy on the ear.

The depth of these compositions is the biggest surprise of this album. Subtle, delicate, even fragile musical threads are finely presented and then developed by the two main soloists, each doing it his way; Smoczyński, who is a Master of melodic chord progression, pulls the tunes towards subtle melancholy, so typical of Polish Jazz, whereas Przerwa-Tetmajer pushes them into ragged fragmentation. This dichotomy adds an interesting dimension to the entire process of music making, which lifts this album to a higher plane.

Przerwa-Tetmajer's guitar playing is a strange mixture of classic Jazz and Blues guitar and his own liberties, which sometimes fit the music perfectly but on other occasions sounds a bit unnerving, hesitant and plain "strange". He is after all just starting, so his personal style is still in the process of being shaped, but the potential and talent are definitely there. Smoczyński, whose reputation as a brilliant player is mostly well within the mainstream idiom, shows here that he is incredibly flexible and can handle a much more challenging situations. The rhythm section, which consists of much older and experienced musicians, is of course beyond reproach and keeps this music "down to earth", saving it from potential chaos.

Overall this is a very impressive debut, which hopefully will lead to future explorations of the infinite musical space. Judging by the compositions on this album Przerwa-Tetmajer has a bright path ahead of him, both as a player and composer. Of course we are all waiting for his next quantum leap of his solo career, in parallel to his work with Jazzpospolita.

Noiko - Honey (2012)

Noiko

Michał Kędziora - clarinet, guitar, piano, glockenspiel, drums, electronics, samples

Honey

ETA-CD 018




By Scott W

Debuting from Poland, Noiko (Michał Kędziora) demonstrates a high degree of craft for a first release as evidenced by his restraint, professionalism and bravery. Electroacoustic is the general schema here, but don’t let this qualifier lead you down the path of stereotypical components: dark, sterile sounds; overly “high-minded” postmodern conceptualizations; boring stretches of barely audible static. No, this a fresh and unique work certainly worthy of the attention of longtime fans of the genre as well as newcomers.

The album works cohesively due to the intimacy of the sounds utilized throughout. A brief succession of ideas forms the whole. Playful loops; jazzy, odd phrases; jangling rattling post-processed beats; mismatched tone clusters; carefully selected complimentary elements… all are relaxingly surreal and quizzical in nature. Rather than taking the usual obscure route of rendering all source sounds into undecipherable rumbles, hissing and reverberated clanks, Kędziora limits the amount of digital signal processing and allows the samples to remain identifiable. Traditional instruments are utilized most often: clarinet, guitar, drums, glockenspiel, piano. As stated in the promotional materials, many of these sounds were recorded by the artist in his own home - accrued over a span of some four years, no doubt! There is a depth of space and gravity to which the various elements coexist. The mix never feels crowded or “too busy”.

The album was inspired by the birth of Kędziora’s daughter and the childlike aura is palpable on Honey. In fact, during the final track we are treated to some of the most intimate domestic sound possible: the pre-lingual babble of what I presume to be his daughter. Refreshingly simple and direct, Honey is a great first gallop out of the starting gates for Noiko. No doubt a different direction would likely be taken on a sophomore effort, but what that may be is difficult to predict. I’ll definitely be on the lookout for the follow up, but until then I’ll be satisfied with this easily digestible, 34 minute album.


czwartek, 22 stycznia 2015

Jacaszek & Kwartludium - Catalogue Des Arbres (2014)

Jacaszek & Kwartludium

Michał Jacaszek - compositions, production
Dagna Sadkowska - violin
Michał Górczyński - clarinet & bass clarinet
Piotr Nowicki - grand piano
Paweł Nowicki - percussion

Catalogue Des Arbres (2014)


Touch TO 94

By Michał Pudło

Wspólny koncert Michała Jacaszka i zespołu Kwartludium w trakcie festiwalu Unsound z 2013 roku był pierwszą prezentacja materiału z "Catalogue Des Arbres". Pamiętam dokładnie atmosferę występu – elektroniczne płaszczyzny i nagrania terenowe kreowały organiczną wręcz przestrzeń, w ramach której instrumentaliści Kwartludium improwizowali, nawiązywali dialog i uzupełniali tkankę muzyczną odpowiednimi detalami. Niebagatelne znaczenie miały też wizualizacje – publiczność i sala koncertowa pokryte zostały zarysem leśnych koron z przebijającymi nieśmiało promieniami słońca. Ogólna urokliwość tuszowała lekkie potknięcia ze sprzętem, a może nawet kilka startych klisz i naiwnych rozwiązań właściwych gatunkowi (współczesna klasyka zbudowana na field recordingu). Wnioski nasuwały się same: Jacaszek wyraźnie skręca w stronę szeroko pojętego impresjonizmu i nieco bardziej złożonej kompozytorki.

"Catalogue Des Arbres" jest właśnie próbą przełożenia "impresji" na muzykę. Skąd tytuł i koncept albumu? Jacaszek nie ukrywa (bo wiele do ukrycia nie ma), że inspirował się dorobkiem Oliviera Messiaena, a raczej fragmentem jego dorobku – cyklem miniatur fortepianowych "Catalogue D'oiseaux", powstałym z fascynacji ornitologicznych. Messiaen był wyjątkowym przypadkiem w historii XX-wiecznej klasyki. Synestetyk, wybitny nauczyciel kompozycji, zafascynowany ptasimi trelami do tego stopnia, że najpierw, na początku lat 50., napisał krótką, przeznaczoną do ćwiczeń w konserwatorium kompozycję na flet i fortepian ("Le Merle Noir"), by następnie w 1958 roku ukończyć obszerny siedmioksiąg, zbierający transkrypcje ptasich melodii z różnych zakątków Francji.

Sednem albumu Jacaszka są terenowe nagrania poszumu rozmaitych gatunków drzew i roślin (francuskojęzyczne podtytuły utworów przeważnie dookreślają jakich). Skoro Messiaen katalogował ptasie trele, to czy możliwe jest katalogowanie dźwięków drzew? Wydobywanie ich dźwiękowej "tajemnicy"? Czy słuchacze mogą rozróżnić szelest dębu od brzozy? Dzikiego bzu od topoli? Skoro każdego dnia aura, wilgotność, prędkość wiatru płatają nam figle, odmieniają efekt pomiaru, są czynnikiem losowości? Inspiracja "Katalogiem ptaków" jest bardzo luźna również w tym znaczeniu, że Jacaszek, wbrew nazwie albumu, wcale katalogu tworzyć nie zamierza. Różnorodność i przetworzenie nagrań terenowych zwalniają słuchacza od przymusu zgadywania.

Gra polega raczej na rozbudzaniu wyobraźni. Tytuł utworu podpowiada "łąkę", co widzisz? Podpowiada "ogród", co widzisz? Jest też "księga jeziora", "królestwo dębów i brzóz". Drobne różnice unifikują "Catalogue…" – wytworzona w pierwszym utworze atmosfera, kiedy to ponad szumem topoli słyszymy rezonujący fortepian, ćwierkający klarnet i cytat z „L'alouette Lulu” (skowronek borowy, ptaszek z trzeciej księgi „Catalogue D’oiseaux”), ten liryzm i pewnego rodzaju majestatyczność, naiwność i afirmacja, zostają z nami do końca.

Jacaszek i muzycy Kwartludium wspomagają się fortepianowymi cytatami z „Catalogue D’oiseaux” i robią to w sposób inteligentny – nigdy nie cytują bezpośrednio fragmentów ptasiej transkrypcji, lecz sekwencje akordów, które budują tło miniatur (katalog Messiaena wcale nie składał się jedynie z ptasich trelów, lecz również rekonstruował środowisko). Co sprawia, że „Katalog drzew” korzysta obficie z messiaenowskiego języka – słychać to momentalnie. Niestety wszystko, co spłodził Olivier Messiaen, w obcych kontekstach pozostanie fundamentalnie messiaenowskie, a nawet przebije się na wierzch, jak w żadnym innym znanym mi przypadku. Pomimo oczywistego faktu cytowania, słuchając „Catalogue Des Arbres” trudno momentami pozbyć się wrażenia, że mamy do czynienia raczej z kompozycją Francuza w uproszczonej, elektronicznej oprawie, niż autorskim dziełem zainspirowanego Polaka.

W każdym razie powyższy zarzut to szczegół, który nie rzuca zbyt długiego cienia na „Katalog drzew”. Inną sprawą jest kwestia koncepcji. "Zestaw ośmiu pejzaży dźwiękowych – ukrytych, szemrzących pieśni moich ukochanych drzew" – mówi Jacaszek. Ale czy drzewa mogą opowiadać interesujące historie? Swego czasu John Cage wykonywał utwór na amplifikowane kaktusy (ale chyba nie były zbyt rozmowne). Album broni się dobrze jako próba ujęcia impresji w zgodzie z zasadami współczesnego, klasycyzującego improvu, ma też świetne momenty instrumentalne (brawo Kwartludium). Wydaje mi się jednak, że to na wysokości "Glimmer" Jacaszek złapał brzmienie, które windowało go do grona najbardziej wyjątkowych rodzimych producentów.

Jazzpospolita – Repolished Jazz (2012)

Jazzpospolita

Michał Przerwa-Tetmajer - piano
Michał Załęski - keyboards
Stefan Nowakowski - bass
Wojtek Oleksiak - drums

Repolished Jazz

AMPERSAND 29

By Adam Baruch

This is the third album by Polish group Jazzpospolita, which consists of guitarist Michał Przerwa-Tetmajer, keyboardist Michał Załęski, bassist Stefan Nowakowski and drummer Wojtek Oleksiak. In fact this album hardly counts as another stage in the group's recorded legacy, as technically in includes no new contributions by the group per se. The first CD of this double CD release includes six remixes (one of the tunes is included in two different remix versions) of their material from the previous two albums, created by other artists, while the second CD is a reissue of their early EP from 2009, which was not formally released previously. As usual there are no composition credits anywhere on the album's artwork, so the assumption is that the group members share the credits.

Considering that both CDs are about 25 minutes in duration, it seems that this album is one huge ego trip, which hardly justifies the lavish (and obviously expensive) packaging and the entire hullabaloo about it. The music could easily fit on one CD and a much modest packaging would have done the job. A numbered limited edition is a luxury artists have first to earn by producing some viable product.

It is nice to have the "legendary" EP finally released, but the group did move ahead since it was released and in retrospect it does not really hold the ground that well. Yes it was innovative at the time, but also very amateurish in many respects. Nevertheless, regardless of the many labels the "critics" stick to their music, Jazzpospolita was quite unique and interesting from the very start, which is already a great achievement.

The remixes, on the other hand, are a complete waste of time, completely unattached to the original music and make no sense whatsoever. Aesthetically there is nothing exciting about the way they are done, not is there any innovation in it. Personally I think that they do injustice to the original music, which is interesting enough and does not need to be transformed into other musical planes.

Overall life is, as experienced people know, a game of Hit or Miss, and this album is somewhat on the miss side, which of course is quite normal and happens to the best. The road to hell is paved with good intensions…

środa, 21 stycznia 2015

Jacek Niedziela-Meira - Bassville 2 (2014)

Jacek Niedziela-Meira - Bassville 2

Jacek Niedziela-Meira - acoustic bass, bass guitar

Bassville 2

Celestis 014 06




By Marcin Drewczyński

Nowy album Jacka Niedzieli-Meiry zdecydowanie utwierdza w przekonaniu, że mamy do czynienia z instrumentalistą kompletnym. Tych dwanaście zawartych na płycie kompozycji stawia muzyka w pierwszym rzędzie nie tylko polskich, ale i światowych tuzów współczesnego kontrabasu jazzowego. Może podobać się świetnie wyselekcjonowany dobór utworów, które prowadzą słuchacza niemal za rękę poprzez praktycznie całą historię muzyki, no właśnie, jazzowej, rozrywkowej, improwizowanej? W gruncie rzeczy nie ma to znaczenia, ponieważ w większości są to przede wszystkim świetne piosenki, które większość z nas już gdzieś słyszała. A wiadomo, lubi się to, co się już wcześniej znało i słyszało.

Tak więc mamy tutaj nowoorleański hymn "When The Saints Go Marching In", piękną balladę Jimmy'ego Van Heusena "Polka Dots and Moonbeams", "Jordu" trochę chyba zapomnianego u nas Duke'a Jordana, jak również genialną kompozycję Ornette'a Colemana "Lonely Woman". I to wszystko solo. Głównie kontrabas, dwa razy gitara basowa. O umiejętnościach technicznych Jacka Niedzieli-Meiry nie wypada mi pisać. Od pierwszych dźwięków czujemy, że to muzyk, dla którego instrument nie ma żadnych tajemnic i dla którego nie istnieją ograniczenia techniczne (genialny timing wszystkich aranżacji). Słychać, że wspaniale bawi się kompozycją, rozbiera ją na czynniki pierwsze, przy okazji nie tracąc nic z pierwotnej harmonii.

Po kilkukrotnym odsłuchaniu albumu dwa aspekty nie dają mi jednak spokoju. Pierwszym jest kiepska jakość nagrań z Akademii Muzycznej z Wrocławia (utwory "Cutting Wood For Dance Floor", "Polka Dots and Moonbeams", "Lonely Woman" oraz "I Wish Morgn Freeman Was My Uncle"). W stosunku do nagrań zarejestrowanych studyjnie słychać w nich wyraźny brzmieniowy dysonans. Drugą kwestią jest ryzykowne poszerzenie instrumentarium o gitarę basową. Swoim metalicznym brzmieniem łamie nieco spójność i harmonię całości. Szczególnie traci na tym utwór "When The Saint Go Marchin’ In", którego aranżacja jest w moim odczuciu niczym innym, jak tylko swoistego rodzaju niepotrzebną popisówką.

Na szczęście w ujęciu generalnym jest jednak w tej muzyce coś szczerego, swoisty punkt zaczepienia, który ją ratuje. To chyba przede wszystkim niekłamana radość z grania, z wykonywania tych piosenek. Posłuchajcie chociażby kapitalnej interpretacji utworu "Jordu", to czysta przyjemność i zabawa. Summa summarum pomimo wspomnianych wcześniej drobnych mankamentów uważam płytę za bardzo udaną, pokazującą, co może się wydarzyć, kiedy umiejętności muzyka idą w parze z pasją twórczą, a wyobraźnia w trakcie nagrania nie jest w żaden sposób ograniczona możliwościami technicznymi.

Inner Ear - Return From The Center Of The Earth (2013)

Inner Ear

Mikołaj Trzaska - saxophones, bass clarinet
Steve Swell - trombone
Per-Ake Holmlander - tuba
Tim Daisy - drums

Return From The Center Of The Earth



Bocian M1

By Florence Wetzel

During chaotic times, when the world erupts with disharmony, music can remind us of the joys of international cooperation. In 2007 American multi-instrumentalist Ken Vandermark and Polish producer Marek Winiarski joined forces to create the Resonance Ensemble, gathering improvisers from all over the world to Krakow to play together and form connections. From within the fertile ground of the Ensemble, the quartet Inner Ear emerged: Polish Mikołaj Trzaska on saxophone and bass clarinet, New Yorker Steve Swell on trombone, Swedish Per-Ake Holmlander on tuba and Chicagoan Tim Daisy on drums. In 2011 the group released "Breathing Steam" with the Polish label Kilogram Records, and now comes "Return From The Center Of The Earth" with Bocian Records, another experimental label based in Poland.

The CD features three live songs recorded in Chicago at two separate dates. The first tune, "A Night Without Sleep", was recorded in 2011 at a Chicago club called The Hideout. The 16-minute piece beautifully channels the wavy weirdness of insomnia and the strange magic that sometimes blossoms out of sleepless nights. The four musicians all have highly personal voices, but they fold together seamlessly throughout. There are wild, wondrous cries from Trzaska, who has that gritty folk-music quality present in so much of Polish jazz. Swell is at the top of his game, playing with power and verve his lines full of bluesy freedom. Holmlander is a wonder, his tuba providing gorgeous colors, as well as a fantastic range of pure-sounds, scrapes and huffs and burps that are both playful and surprising. Daisy offers a mesmerizing concoction of shifting layers and percussive flavors, creating seismic waves for the others to dance upon. The song is a four-way conversation of tremendous urgency, riled-up and intoxicating.

The two other tunes were recorded at Elastic, a Chicago artist-cooperative located above a Chinese restaurant called Friendship. The 11-minute "The Long Full Compartment" begins with a quiet spaciousness that slowly sizzles into a fuller sound, an organic process of gradually building dynamics and thickening atmosphere that emerges into a glorious burst of avant-free vitality. "Citizens Of The Night Trains" finds the group playing among those oh-so-delicious edges of sound and noise, creating a marvelously abstract sonic-field. The song gradually edges into more identifiable sounds, finally morphing into an explosive ending.

It's a pleasure to hear these four unique voices combining to create such gorgeously vibrant music. At a time when the world is full of conflict and uncertainty, international groups like Inner Ear point out a better way: cooperation, respect, and the pleasure that comes from creating beauty — together.

wtorek, 20 stycznia 2015

Pleszynski - Rock & Roll History Of Art (2014)

Pleszynski

Grzegorz Pleszynski - plastics tube trumpets, tv sounds
Jerzy Mazzoll - bass clarinet
Artur Maćkowiak - guitar
Sławomir Szudrowicz - guitar
Qba Janicki - drums
Bartek Kapsa - drums
Rafał Gorzycki - drums
Marta Szymańska - piano
Andrzej Gawroński - voice

and others

Rock & Roll History Of Art

Wet Music Records

By Bartosz Nowicki

Grzegorz Pleszyński to bydgoski artysta, eksperymentator, performer, społecznik, a od pewnego czasu również muzyk, którego głównym instrumentem jest preparowana trąbka. Swój bliski związek z polską awangardą sztuk wizualnych eksponuje na wydanej niedawno płycie "Rock & Roll History of Art". I choć zawartość albumu z rock'n'rollem wspólną ma chyba jedynie swobodę ekspresji, to już ze sztukami plastycznymi o wiele więcej. Historia sztuki opowiedziana przez Pleszyńskiego i jego przyjaciół jest próbą jej dźwiękowej interpretacji oraz transkrypcji awangardowych idei w przestrzeń muzyczną. Przestrzeń o tyle specyficzną, gdyż jej źródłem jest jazz i improwizacja, nie zaś muzyka konkretna na ogół kojarzona ze sztuką eksperymentalną drugiej połowy XX wieku. Pleszyński spogląda na sztukę z perspektywy lokalsa mocno zakorzenionego w eklektycznym, eksperymentalnym i improwizowanym klimacie muzycznej Bydgoszczy, jednej z dwóch (obok Trójmiasta) kolebek yassu.

Sama obsada zebranych przez Pleszyńskiego gości (Jerzy Mazzoll, Artur Maćkowiak, Sławomir Szudrowicz, Qba Janicki, Rafał Gorzycki, Bartek Kapsa), związanych z legendarnym klubem Mózg, zwraca uwagę na post-yassową celebrację muzyki, z charakterystyczną dla tego nurtu swobodą i wolnością artystyczną oraz przełamywaniem ram gatunkowych.

W przeważającej części płyty mamy do czynienia z intymnymi, poetyckimi etiudami skomponowanymi bądź zaimprowizowanymi w oszczędnym dźwiękowym środowisku. Z reguły tworzą je gitara Maćkowiaka (czasem jedynie ornamentująca, czasem kreśląca wyraźniejsze ramy kompozycji) oraz trąbka Pleszyńskiego spreparowana w formie ustnika i długiej plastikowej rury łączącej go z czarą w postaci kuchennego lejka. Do statycznych, zawieszonych w pustej przestrzeni ekspresji dwóch skromnych instrumentów dołącza momentami dynamizujący i rozdzierający klarnet basowy Jerzego Mazzolla, szemrzące mgiełki perkusji Janickiego i Kapsy oraz wokal Pleszyńskiego i jego gości. Lapidarność muzycznej artykulacji oraz nietuzinkowe wykorzystanie zanurzonej w pogłosie trąbki przywodzi na myśl skandynawski minimalizm Arve Henriksena i jego intymnych, odrealnionych, przestrzennych krajobrazów.

W kontemplacyjnej formule albumu wyróżniają się trzy centralne kompozycje: "Rund Um Die Friedrichstrasse", "Lokal Harmonie Duisburg" oraz "Oberhausen Heart Attack". Rozbudowane instrumentarium stymuluje ekspresję muzyków, dynamizując kompozycje, które intensywnie zmierzają w rejony znane z najlepszych momentów yassu. Jazzowe free spotyka się tu z rockową werwą, tworząc muzyczny miszmasz lawirujący między dubem, bluesem i ambientem. Finałem "Rock & Roll History Of Art" jest podany niemal w piosenkowej formie fluksusowy manifest Emmetta Williamsa i Roberta Filliou.

Jako że kanwą albumu Pleszyńskiego są sztuki wizualne, warto zwrócić uwagę na interesujący i celny sposób, w jaki artysta muzycznie zinterpretował prace wybitnych twórców polskiej awangardy: Henryka Stażewskiego, Ryszarda Winiarskiego i Ryszarda Waśko. Pleszyński losowo deklamuje nazwy kolorów ("biel" i "czerń"), dosłownie przepisując konceptualny modus Winiarskiego w przestrzeń akustyczną. Podobny pomysł wykorzystuje również w "Stażewskim", gdzie za pomocą głosek, nazw kolorów i abstrakcyjnych onomatopei przenosi suprematyczne malarstwo w poezję dźwiękową. Proste odczytanie obrazów Winiarskiego i Stażewskiego wydaje się formą wręcz doskonałą, aby pokazać metodę twórczą, ideę i ekspresję tych artystów, nie popadając przy tym w pretensjonalność ani zbyt wybujałą impresję. Jedynie "Waśko" wydaje się być "przytoczony" w dość swobodnej formie raczej pozbawionej naturalnie nasuwających się skojarzeń choćby z instalacją "Róg" zacytowaną na okładce płyty. 

Odnoszę wrażenie, że pomysł na "Rock & Roll History Of Art" mógł ujrzeć światło dzienne jedynie w Bydgoszczy, specjalnym miejscu na ziemi, w którym wrażliwość zgromadzonych wokół tego miasta twórców umożliwia im realizację nawet najbardziej abstrakcyjnych idei, zaś kreatywność artystyczna i multidyscyplinarność możliwa jest dzięki nieokiełznanej, surrealistycznej wręcz wyobraźni, talentowi improwizatorskiemu i wielkiej otwartości na sztukę takich ludzi jak Grzegorz Pleszyński.