Pages

sobota, 30 grudnia 2023

Best of Polish Jazz 2023 wg Pawła Ziemby

Płyty roku:

Tomasz Chyła Quintet „Music We Like to Dance” to jeden z najciekawszych zespołów, który obserwuję od kilku lat. Ich muzyka zaskakuje świeżością i ekspresją. Przywołuje we mnie wspomnienia najlepszych kawałków Mahavishnu Orchestra z niezapomnianym Jerry Goodmanem na skrzypcach. Z drugiej strony oferuje słuchaczom najistotniejsze elementy muzyki jazzowej – spontaniczność i interpretację.
Pomimo faktu, że ten rodzaj grania nie jest tym, który jest mi bardzo bliski, doceniam ten album za umiejętność korzystania i łączenia wielu gatunków muzyki. Znajdziemy tu wiele prog-rockowe riffów, piękne melodie, ciekawe aranżacje. Kompozycje brzmią nowocześnie a mimo to nie są pozbawione melodyki co obok wcześniej wymienionych, uważam za ogromny walor tego albumu.

Maciej Obara „Frozen Silence” to trzecia płyta nagrana dla wytwórni ECM i moim zdaniem najlepsza. Obara zaskakuje jako kompozytor i lider. Melodyjne wyczucie, brzmienie oraz klimat kompozycji powodują, że album pochłonia słuchacza w całości. Album zrealizowany jest w bardzo ciekawej formie dialogów. Fantastyczna współpraca duetów Wania – Obara jak również Ole Morten Vågan i Gard Nilssen. Muzyka jest wielopłaszczyznowa, co nadaje jej bardzo nowoczesny charakter. Wyczucie, intuicja, współbrzmienie to elementy charakteryzujące świetnie współpracujących ze sobą muzyków Nie mam wątpliwości, że ta muzyczna opowieść poprowadzi słuchaczy w ich wewnętrzny świat sprawiając, że każdy przeżyje tę muzykę inaczej.

Stanisław Aleksandrowicz „Pieśń o Bębnie” - płyta zaskakuje swoim szerokim spectrum stylistycznym. Muzyka zagrana jest przez oktet składający się z kwartetu jazzowego plus kwartet smyczkowy a całość wsparta została analogowymi brzmieniami elektronicznymi. „Pieśń o Bębnie” to album koncepcyjny, zainspirowany wierszami Zbigniewa Herberta. Całość składa się z 9 części co powoduje, że sporo się tu dzieje. Zastąpienie wokalu bogatym instrumentarium jest trafnym i ciekawym posunięciem. Kompozycje Aleksandrowicza są ciekawe i pozostawiają zbalansowaną przestrzeń na improwizacje solistów. Lider nie zasypuje nas swoimi solowymi popisami na bębnach co jest dużym plusem albumu.

Petera Sextet „Władca Algorytmów” muzyka na płycie sprawia wrażenie bardzo spontanicznej, jakby powstałej w wyniku potrzeby chwili. To muzyczny manifest. Zwrócenie uwagi na ilość funkcjonujących wokół nas bodźców, informacji, które bardzo szybko mogą powodować dezinformację i kompletne zagubienie. Swoboda, nieograniczona możliwość wypowiedzi pozwoliły na stworzenie muzyki będącej jakby krzykiem współczesności coraz bardziej podporządkowanej technologii i sztucznej inteligencji. Kompozycje doskonale obrazują natłoku form i dostępnych stylistyk w otaczającym nas świecie, mieszając je w bardzo przeróżny sposób. Z drugiej jednak strony, muzyka zawarta na krążku wybrzmiewa spójnie, niosąc ze sobą jakby promyk nadziei na przyszłość. Sextet Patery brzmi bardzo współcześnie, brakuje tu cudownych melodii a mimo to, intryguje i zwraca uwagę odbiorcy.

Piotr Lemańczyk Electric Band feat. Leszek Możdzer „Inherited Dream” to muzyka charakteryzująca się dużym bogactwem dźwięków. Mimo faktu, że album ten przywołuje we mnie wspomnienia nagrań Chick’a Corea Electric Band z Johnem Patitucci to jednak nie ten szczegół zdecydował o wyborze tego albumu. Na uwagę zasługuje gra każdego z zaproszonych muzyków. Dużym zaskoczeniem dla słuchaczy może być udział Leszka Możdzera grającego na różnych instrumentach klawiszowych. Doskonałe sola gitarowe Marcina Wądołowskiego podkręcają całość, nadając utworom dynamiki. Kompozycje są spójne stylistycznie a gra lidera na sześciostrunowej gitarze basowej robi wrażenie. Myślę, że płyta byłaby jeszcze ciekawsza, gdyby w nagraniach pojawiło się więcej spontaniczności w grze wszystkich muzyków.

Muzyk Roku: Maciej Obara

Starając się dorównać językiem wypowiedzi bliskim formie jaką posługuje się Pan Maciej Obara będę oszczędny w słowach a jednocześnie konkretny. Dojrzałość artystyczna, spójność estetyczna, indywidualizm. (fot. Albert Zawada/AG)




Muzyczny debiut roku: Michał Aftyka Quintet „Frukstrat”

Bez nadmiernego indywidualizmu i usilnych prób wyróżnienia się, co niestety w dzisiejszych czasach jest dość powszechne, Aftyka proponuje ciekawe kolektywne granie. Kompozycje są spójne stylistycznie oraz melodyjne a improwizacje żywiołowe i spontaniczne. Z dużym zainteresowaniem będę obserwował dalsze poczynania kwintetu.




Muzyczne zaskoczenie Roku: Jacek Rodziewicz „Muzyka Moja i Nasha”

Takiego grania brakuje na naszej jazzowej scenie. Rodziewicz zaskakuje świeżością oraz muzyczna wyobraźnią. Przypomina, że w muzyce jazzowej ważny jest rytm a nie tylko improwizacja. Najnowsza propozycja Piotra Rodziewicza doskonale wpisuje się w nujazzową stylistykę





Wydarzenie Roku: Enter Enea Festival
Świetna organizacja, bardzo ciekawy program doskonale zbalansowany pod względem artystycznym i stylistycznym na każdy dzień festiwalu. Dobra i właściwie zorganizowana oprawa medialna całości wydarzenia. Przyjemna, piknikowa formuła festiwalu zorganizowanego w plenerze. Tegoroczna lista zaproszonych artystów robiła wrażenie. Nie brakowało ciekawych gwiazd najwyższego formatu z zagranicy, jak również przedstawiciele naszej krajowej sceny jazzowej.

czwartek, 28 grudnia 2023

Best of Polish Jazz 2023 wg Szymona Stępnika


TOP 5

Stanisław Aleksandrowicz Oktet - Pieśń o Bębnie

Staś Aleksandrowicz nie zwalnia tempa. Po niesamowitej płycie Relativity Theory w roku ubiegłym, w tym zaproponował artystyczno-jazzową interpretację poezji Herberta w postaci „Pieśni o Bębnie”. Temu albumowi właściwie nic nie brakuje – jest spójny, ciekawy, a do tego świetnie zagrany. Mam nadzieję, że i w roku 2024 ten znakomity perkusista zaskoczy nas kolejnym wspaniałym projektem.



Maciej Obara Quartet - Frozen Silence

Maciej Obara, zaraz po Leszku Możdżerze, wyrasta chyba na najbardziej znanego polskiego jazzmana. Nic więc dziwnego, że z każdym kolejnym albumem stawia poprzeczkę coraz wyżej. „Frozen Silence” jest chyba jego najlepszym nagraniem dla ECM-u, które trudno będzie przebić. Piękne muzyczne rozmowy pomiędzy Dominikiem Wanią, a Maćkiem to wspaniałe przeżycie, które każdy fan jazzu powinien doświadczyć osobiście.



Kacper Krupa - First Snow

Kacper Krupa, znany wcześniej z zespołów Kwaśny Deszcz, Anomalia oraz Siema Ziemia, wszedł z przytupem w rok 2023 swoim debiutanckim albumem. Słuchanie tego nagrania to czysta przyjemność. Analogowe brzmienie syntezatorów w połączeniu z charakterystycznym saksofonem (tak, Kacper bez wątpienia, pomimo młodego wieku, opracował już swój własny „sound”). Szkoda tylko, że ta EP-ka jest bardzo krótka…



Siema Ziemia – Second

Drugi (jak zresztą sama nazwa wskazuje) album „Siema Ziemii” to swoista jazda bez trzymanki, gdzie elektronika i loopy mieszają się z muzyką jazzową. Ta abstrakcja jest jednakże spójna i konsekwentna w swojej konstrukcji. Trio Konieczny, Krupa i Wuja HZG wybuchowo mieszają pomysły, których słucha się po prostu wyśmienicie.





Tomasz Chyła Quintet - Music we like to dance to

Tomasz Chyła udowadnia, jak pięknie potrafi zabrzmieć połączenie nieco ostrzejszej gitary z dźwiękiem skrzypiec. To bardzo intensywna muzyka, której – szczerze mówiąc – bliżej do jazzrocka, niż tradycyjnego free jazzu. Wielka zasługa w tym Krzysztofa Hadrycha, którego instrument często gra tu przysłowiowe „pierwsze skrzypce”.





Muzyk roku - Kacper Krupa

To był intensywny rok dla Kacpra. To dzięki niemu dostaliśmy dwa niesamowite albumy – „First Snow” oraz „Second”, który nagrał wraz z Siema Ziemią. Co więcej, brał też udział w koncertach Skalpela, wzbogacając jego brzmienie charakterystycznym, żywym saksofonem. Największe wrażenie zrobiła na mniej jednak współpraca z Łoną i wyśmienity album „Taxi”. Nie czuję się kompetentny, by rozmawiać o rapie, ale jestem pod wrażeniem jego wkładu. Nie tak łatwo jest przecież łączyć hip-hop z jazzem.
Jedno jest pewne. Wszystko, czego dotknął Kacper w roku 2023, okazywało się złotem.

Debiut roku - Kacper Krupa

O samym albumie pisałem już wyżej, więc dopowiem tylko, że choć jest to solowy debiut Kacpra, wrażenie robi dojrzałość, pomysłowość i doskonałość w brzmieniu. Choć najbardziej czekam chyba na kolejne wydawnictwo „Kwaśnego Deszczu”, mam nadzieję, że artysta ten wciąż będzie kontynuował swoje solowe, muzyczne eksploracje.

Wydarzenie roku - Enter Enea Festival

Leszek Możdżer w tym roku dobrał naprawdę znakomitych artystów i ciężko pracował nad promocją muzyki jazzowej w Polsce. Jan Ptaszyn Wróblewski, Adam Makowicz i Connie Han to tylko część znakomitej plejady gwiazd, która pojawiła się w tym roku na festiwalu. Przyznam jednakże szczerze, że Letnia Akademia Jazzu w Łodzi o mały włos nie wygrała u mnie w tej kategorii. Jedynym powodem, dla którego w tym roku postawiłem na Eneę, jest niespodziewany duet o którym wspominam poniżej.

Niespodzianka - duet Ptaszyn/Możdżer

O ile się nie mylę, to było ich pierwsze wspólne koncertowanie. To dwóch obecnie najbardziej znanych jazzmanów w Polsce. Było coś mistycznego w tym międzypokoleniowym spotkaniu. To trochę jak połączenie dwóch różnych światów, których wspólnym mianownikiem jest miłość do jazzu. Ta wspaniała niespodzianka dla uczestników Enter Enea Festival była bez cienia wątpliwości przeżyciem jedynym w swoim rodzaju.



wtorek, 26 grudnia 2023

Best of Polish Jazz 2023 wg Piotra Banasiaka


Płyty, które szczególnie zwróciły moją uwagę lub znakomicie trafiły w mój- Piotra Banasiaka - gust w 2023roku.


Wśród tzw. PŁYT ROKU wyróżniam:

Tomasz Wendt "Daily Things" - za tygodniową podróż przez kalendarz codziennych rutynowych czynności, od czasu do czasu urozmaicony czymś niezwykłym. Za udowodnienie, że taka podróż może dostarczyć emocji. Za idealną i owocną syntezę tradycji i nowoczesności. Za kunszt saksofonowych wypowiedzi. I za nosa do współpracowników. Kazimierz Górski miał genialnego rozgrywającego na boisku - Roberta Gadochę. A Pan Tomasz ma genialnego rozgrywającego w obszarze harmonicznym - perfekcyjnego, pomysłowego i odważnego w brzmieniach Pana Szymona Mikę.

Maciej Obara Quartet "Frozen" - za odrobinę melodyjnego, intymnego ciepła walczącą z melancholijnym chłodem, za instrumentalne dialogi i monologi, za grę Pana Dominika Wani (no, toś Banasiaku odkrył...), za dostarczenie kolejnego argumentu tym, którzy kult wytwórni 4AD już dawno zamienili na kult wytwórni ECM. Kawał porządnego, zniuansowanego jazzu europejskiego z tzw. klimatem. Tak to jest, kiedy człowiek - wtedy kiedy to było zabronione - włóczył się gdzieś między Jagniątkowem, Przesieką, Śmielcem, żółtym a może niebieskim szlakiem. Przyszła wena i inspiracja.

Stanisław Aleksandrowicz "Pieśń O Bębnie" - za zakończoną sukcesem wyprawę eksploracyjną do Krainy Muzyki Współczesnej wzdłuż Dorzecza Trzeciego Nurtu, za wyobraźnię i pomysłowość kompozytorską i aranżacyjną. Za to, że Artysta wziął na warsztat Herberta - a mógł wziąć np. Szymborską. No i za bliskie mojemu poczucie humoru: muzykę tak wciągającą i barwną opakować w tak zniechęcającą okładkę... W handlu to się nazywa wygaszaniem popytu. A w sztuce? Happeningiem? :)



Adam Lemańczyk Mental Trio "Go Around" - za to, że Pan Adam, od lat zapraszany i grający dla innych - wreszcie znalazł czas na własną muzykę, za symbiozę przestrzennej lekkości i odważnych wycieczek improwizowanych, za fjużynowy eklektyzm. No i za utwór tytułowy, z gościnnym saksofonem mojej ulubienicy Pani Marty Wajdzik. Utwór ten nader często umilał mi czas wiosną tego roku.

Bydgoski Kolektyw Kompozytorski "Jazz for Mr Ives, Jazz For Mr Serocki"
- za wciągające słuchowisko dźwiękowe, za uczynienie dźwięków ilustracyjnych dźwiękami fabularnymi, które wydają się żyć własnym życiem, niezależnie od muzyków. Pan Rafał Gorzycki i jego współpracownicy w trakcie badania, jakim sposobem jazz umarł odkryli, że jazz żyje :)






Wśród DEBIUTÓW wyróżniam:

Ascetic "Ascetic" - za medytacyjnego ducha i za modalne piękno, za ciekawe sięgnięcie do dorobku dźwiękowego wieków średnich, za moją nieodpartą myśl w trakcie muzycznych seansów ascetycznych, że Alice Coltrane - gdyby żyła - to bardzo by chciała zagrać razem z zespołem Pana Mateusza Rybickiego.







Michał Aftyka Kwintet "Frukstrakt" - za lirykę i za motorykę, za inspirację do ponownego sięgnięcia do pewnych lektur oraz za mój prywatny Przebój Roku: "Pożegnanie Słońca".








Ronnie N "Na Żywo" - za dziki, gangsterski, miejscami bardzo psychedeliczny jazz rodem z kina "noir" z lat 50tych, albo z filmów z kolejnej dekady, z Lee Marvinem, w rodzaju "Zbiega Z Alcatraz".
 








Know Material "Now You Know" - za to, że panowie z Marcin Pater Trio będą się musieli starać jeszcze bardziej, bo im rośnie znakomita konkurencja, na dodatek uzbrojona w puzon!









ARTYSTA ROKU:

Pan Michał Aftyka - symbolizuje dla mnie nowe pokolenie, nową generację. Bardzo młodzi ludzie, utalentowani muzycy i pomysłowi kompozytorzy, erudyci świadomi tego, co chcą osiągnąć, konsekwentni i profesjonalni, a przede wszystkim pełni pasji, zatopieni w materii muzycznej. Mocno trzymam za Pana i za Was wszystkich kciuki.






Wyróżniam ponadto:
Pana Mateusza Rybickiego - za odwagę.
Pana Jakuba Paulskiego - za cierpliwość i tolerancję w trakcie wywiadu na placu zabaw w Rembertowie.
Pana Cypriana Baszyńskiego - za życzliwą i bezinteresowną pomoc, która zaowocowała pięknym happeningiem w zespole Young Power.
Pana Włodzimierza Kiniorskiego - za kilka wzruszających sekund na koncercie Young Power, dzięki którym przeniosłem się na chwilę 32 lata wstecz i doznałem wilgoci w oczach.
Pana Krzysztofa Majchrzaka - za zrozumienie, szczerość i empatię. Będę Ci to pamiętał Krzysztofie.

NIESPODZIANKA ROKU
- - - patrz wyżej - wysyp bardzo ciekawych debiutów!
- - - pierwszy w dziejach koncert jazzowy w Gminnym Ośrodku Kultury w Pomiechówku - pełna sala kinowa, entuzjazm bardzo młodych muzyków z grupy Wonky Town, szał publiki i dwa bisy!

WYDARZENIE ROKU
"WSPÓŁBRZMIENIA" - Festiwal Muzyki Improwizowanej oraz Ogólnopolski Konkurs Muzyki Improwizowanej
W ramach Festiwalu publiczność mogła w ciągu trzech dni w pięknym otoczeniu Portu Czerniakowskiego obejrzeć i posłuchać kilkunastu zespołów z pierwszego garnituru polskiej sceny jazzowej - za darmo!
W ramach Ogólnopolskiego Konkursu w trakcie trzech dni fnałowych w stołecznym klubie "Jassmine" mogliśmy obejrzeć i posłuchać - także w transmisji internetowej - kilkunastu zespołów, bez wyjątku interesujących. Summa summarum - wielki sukces!

ROZCZAROWANIE ROKU
- - - Pan Michał Aftyka - oglądając zdjęcia i relacje z koncertów byłem przekonany, ze Pan Michał ma z pewnością 2 metry wzrostu. A kiedy spotkaliśmy się w końcu w studio RadioJazz.Fm ( czy mozesz zrobić, zeby słowo radiojazz fm było odsyłączem do strony internetowej radiojazz?) okazało się, ze Pan Michał mierzy raptem 1,92m :(

ŻYCZENIA NA PRZYSZŁY ROK
- - - życzyłbym sobie wreszcie usłyszeć od dawna zapowiadany album JP Collective.
- - - życzyłbym sobie, aby Pan Piotr Schmidt wreszcie nagrał album z udziałem Pana Bartka Pieszki - wspólne koncerty tych muzyków dowodzą, ze z tej mąki może wyjść pyszny chleb. Panie Piotrze! Odwagi!
- - - życzyłbym sobie, aby Pan Tadeusz Sudnik i Pan Czesław Bartkowski kontynuowali swój projekt i nagrali album - potrzebna jest świeża krew na skostniałej scenie awangardowej!
- - - Wszystkim zdrowia, szczęścia i mnóstwa ciekawej muzyki!

sobota, 23 grudnia 2023

Best of Polish Jazz 2023 wg Jędrek Janicki


Best of Polish Jazz 2023 wg Jędrek Janicki


Ninja Episkopat – "All Thoughts Are Bad Thoughts"

Patka, Alex i Mojżesz (tak, Mojżesz, a co chodzi?) pokazują, że nawet najbardziej brutalna rozwałka zrobiona może być ambitnie i z klasą. Wyobrażacie sobie imprezę towarzyszącą końcowi świata? Ja chyba niezbyt, ale wiem, że właśnie ta płyta rozrywałaby wówczas głośnikowe membrany. Parafrazując legendarny zespół Scooter, Ninja (I Like It Loud).




Raphael Rogiński – "Talàn"

Wyjątkowa płyta od muzyka o wyjątkowej osobowości. Rogiński z pewnością siebie konsekwentnie kroczy ścieżką niełatwych wyborów artystycznych. Tym razem zanurza się w brzmieniu wprost znad Morza Czarnego, jednak wznosi się na poziom uniwersalny, dotykając sfer bez mała metafizycznych. Organiczność i pewien pierwotny vibe, którym obdarza każdy grany dźwięk powodują, że Talàn po prostu hipnotyzuje.




Tomasz Chyła Quintet – "Music We Like To Dance To"

A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój jazz-rock grają! Tak, tak, ta płyta to prawdziwa rockowa petarda, a nie jakieś fusionowe pipczenie. Chyła wraz z zespołem (oklaski zwłaszcza dla młodziutkiego gitarzysty Krzysztofa Hadrycha) zgubili się gdzieś między taśmami King Crimson a Mahavishnu Orchestra. Kwintet brzmi jednak bardzo świeżo i porywająco, co wskazuje, że z dobrze znanej konwencji łączenia prog-rocka i jazzu nadal wydobyć można co najmniej gejzery energii.




Patryk Zakrocki – "Tales For Solo Guitar"

Patryk oddycha bluesem, ale muzyka z jego solowej płyty czerpie garściami praktycznie z każdej tradycji dźwiękowej. Piękno w ascezie, wszak słyszymy tylko gitarę hollowbody wpiętą we wzmaka, bez dodatkowej obróbki dźwięku. Ilekroć słyszę tę płytę, mam wrażenie, że Zakrocki siedzi na fotelu obok i mówi: „hej, coś Ci zagram”. Płyta ta przynosi bardzo intymne przeżycia, pozbawione jakiegokolwiek efekciarstwa czy mizdrzenia się do słuchacza.




Maciej Obara Quartet – "Frozen Silence"

Obara to klasa sama w sobie. Z każdą kolejną płytą nagraną dla ECM dopracowuje swój język artystycznej wypowiedzi. Z iście Komedowskim zacięciem tka falujące kompozycje, które pomimo swojego braku wybuchowości po prostu wciągają. Słuchanie tej płyty jest trochę jak wgapianie się w bałtyckie fale. Niby nic takiego, a jednak nie można się oderwać.




Muzyk Roku: Alex Clov

Człowiek, który przywraca wiarę w rytm – ten jazzujący spod znaku Shabaki Hutchingsa, lecz również ten techno-rave’owy. Alex to nie tylko Ninja Episkopat i genialna koncertowa energia, którą tworzy razem z zespołem Niechęć. To również bardzo obiecujące impro w zespole Kateryny Ziabliuk Hilarious Disasters oraz klubowa piosenkowość brokatowo mrocznego duetu Blake x Listopad. Tak wiele tropów, a jednak brzmienie Clova cały czas pozostaje momentalnie rozpoznawalne.


Jędrka Janickiego wraz z zespołem redaktorów Polish Jazz Blog możecie też posłuchać na podcaście z naszym wspólnym redakcyjnym podusmowaniu roku 2023 na Polish Jazz Blog w RadioJAZZ.FM (gdzie także w każdy piątek w godz. 16.-17.00 prowadzi swoją audcyję "Zakaz grania jazzu"):

czwartek, 21 grudnia 2023

Best of Polish Jazz 2023 wg Maciej Nowotny

fotografia: Piotr Gruchała

Best of Polish Jazz 2023 wg Maciej Nowotny

Robert Świstelnicki „Piosenki miłosne wczesnej postkomuny i późnego kapitalizmu”
Zaledwie w kilka miesięcy po debiucie Robert Świstelnicki - filozof, poeta, wokalista i muzyk - nagrał płytę... życia. Serio. Musiał przy tym wygrać w totolotka, bo zaprosił m.in. takie sławy jak Jorgos Skolias, Grażyna Auguścik i młode lwy polskiej wokalistyki jazzowej w osobach Natalii Kordiak i Wojciecha Myrczka. Wystarczyło tylko by wraz z członkami zespołu - m.in. Marcinem Paterem, Maciejem Kitajewskim, Pawłem Palcowskim - napisali i zagrali wyjątkowo charyzmatyczną, oryginalną muzykę, a do niej nadzwyczajne, mądre, błyskotliwe teksty, a dostaliśmy płytę... mi się skończyły już pozytywne przymiotniki i to świadczy najlepiej z jakiej jakości materiałem mamy tu do czynienia.

Waldemar Knade „Stories”

Waldemar Knade, altowiolinista, jest rzadkim gościem na jazzowej niwie, ale jak już się pojawił, to nagrał płytę, która zachwyca głębią, przestrzenią i brzmieniem. Wśród zaproszonych gości znajdziemy nazwiska m.in. Jerzego Mazzolla i Cezarego Konrada, których - odpowiednio - klarnet basowy i perkusja przenoszą tę muzykę w stratosferę. Jakby tego było mało na płycie śpiewa też Jorgos Skolias i było to jedno z wielu jego nagrań w tym roku, które sprawiły że dla piszącego te słowa jest Muzykiem roku 2023.


Raphael Rogiński „Talan”
Tour de force solo na gitarze Rogińskiego. Muzyka, która przypomina nieco słynne zdjęcie Einsteina pokazującego język publiczności. Introwertyczna, skomplikowana, intuicyjna i lekka jak piórka, niezapomniana, filigranowa jak koronkowy płatek śniegu rzucany wichrami muzycznych tradycji gdzieś między Bałtykiem a Morzem Czarnym. Niezwykłe osiągnięcie!





Jachna/Mazurkiewicz/Buhl „[…]”
Brzmi jak ukoronowanie ich niezwykle ciekawych karier. Trąbka Jachny tnąca ciszę jak samurajski miecz. Kontrabas Mazurkiewicza szemrzący jak górski potok, który wie że stanie się kiedyś wielką rzeką. Perkusja Buhla, której werbel brzmi jakby biły w niego gromy Zeusa. I ta cisza. Ciemna, aksamitna, nieskończona. Muzyka, z której nie chce się wychodzić i która działa na odbiorcę jak wielki magnes.





Natalia Kordiak „Ytinamuh”
Nareszcie! Doczekaliśmy się polskim jazzie wokalistek, które mają odwagę, muzyczną wyobraźnię i możliwości wokalne by zakwestionować ogromną i piękną tradycję wokalistyki jazowej. Przychodzą tu na myśl takie nazwiska jak Magdalena Zawartko, Elma Kais, ale w tym roku to "Ytinamuh" Natalii Kordiak nie dawał mi spokoju. Muzyka i głos Natalii przypominają dziwny sen: barwny, hipnotyczny, niezwykły, somnabuliczny, z którego nie możesz i nie chcesz się przebudzić. Brawo!



Muzyk Roku: Jorgos Skolias
Człowiek, który przeistoczył się w Głos. A właściwie wiele głosów. A jeszcze precyzyjniej w nowy, o niepowtarzalnym brzmieniu instrument. Na każdej płycie - a było ich kilka w tym roku - na których się pojawiał jego głos był rozpoznawalny od pierwszej nuty i sprawiał że muzyka zyskiwała oprócz ciała duszę. 
(Jorgos Skolias, fot. Bogdan Krężel)



Debiut Roku: Piotr Komosiński - "Wietrzne historie"
Tzw. późni debiutanci narobili ostatnio w  polskiej muzyce, a szczególnie w jazzie, mnóstwo pozytywnego szumu. W zeszłym roku kontrabasista Michał Barański rozbił bank płytą "Mazovian Mantra", w tym roku Andrzej Święs krążkiem "Flying Lion". W tym samym wyśmienitym szeregu należy postawić płytę kolejnego basisty Piotra Komosińskiego, która jest natchniona. I rzeczywiście przypomina wiatr, który spotykając ułamaną trzcinę czy dziuplę w drzewie sam z siebie, naturalnie, zaczyna grać swoją muzykę i opowiadać historie. Niektórzy pisali o tej płycie jako o podsumowaniu 30-letniej obecności artysty na polskiej scenie muzycznej, ale ja mam nadzieję, że to dopiero wstęp do najlepszego okresu w karierze tego muzyka.

Ta muzyka jest trochę jak kometa, która nie wiadomo skąd pojawiła się w naszym pobliżu, o której niemal nic wiemy, ale co do jednego możemy się zgodzić, a mianowicie że jest niezwykle piękna. Wielkie nazwiska w polskim jazzie: pianista Dominik Wania i trębacz Piotr Damasiewicz grają tu w duecie muzykę Artura Olendera. Chociaż okoliczności nagrania tej płyty obfitują w same zagadki, to jeśli chodzi o samą muzykę to wszystkie znaki zapytania układają się w odpowiedź, którą jeśli chcecie znaleźć, posłuchajcie sami.

Macieja Nowotnego wraz z zespołem redaktorów Polish Jazz Blog możecie też posłuchać na podcaście z naszym wspólnym redakcyjnym podusmowaniu roku 2023 na Polish Jazz Blog w RadioJAZZ.FM:

poniedziałek, 18 grudnia 2023

Podcast: Podsumowanie roku 2023 w polskim jazzie wg redaktorów bloga Polish Jazz w RadioJAZZ.FM

 


Audycja miała miejsce w piątek 15.12 na antenie RadioJAZZ.FM i nagraliśmy ją od godziny 18:00 do 20:00 razem z przyjaciółmi-redaktorami, z którymi wspólnie redagujemy blog Polish Jazz - Piotr Ban, Mateusz Chorążewicz, Jędrek Janicki, Marcin Kaleta, Marta Kazmirowski , Szymon Stępnik i Pawel Ziemba. Rozmawialiśmy o naszej ocenie kończącego się za moment 2023 roku w polskiej muzyce jazzowej.

środa, 13 grudnia 2023

Grekow/Peev/Tsvyatkov Trio - "Balkan Grooves"

Grekow/Peev/Tsvyatkov Trio

Jacek Grekow — akordeon
Peyo Peeve — gadułka
Hristyan Tsvyatkov — gitara

"Balkan Grooves" (2023)

Wydawnictwo: Amadeus Records

Tekst: Szymon Stępnik

Byłem kiedyś w Serbii. To piękny kraj o bogatej historii, który przetrwał zarówno tak wiele pięknych wydarzeń, jak i strasznych i przerażających. Największe wrażenie zrobiły na mnie krajobrazy pustych, niezagospodarowanych przestrzeni. Z jednej strony, ze względu na silną słowiańskość regionu, czułem się jak u siebie w domu. Z drugiej, nawiedzały mnie myśli związane z poczuciem wolności, zadumy i sielanki. Wydaje się, że taki klimat miał istotny wpływ na kształt muzyki bałkańskiej, jaką znamy. Pełnej dzikości oraz namiętności, a jednocześnie swojskiej w swoim wyrazie. To właśnie ją wziął na tapetę akordeonista Jacek Grekow wraz z Peyo Peevem grającym na gadułce i Hristyanem Tsvyatkovem na gitarze. Owocem ich współpracy jest intrygujący album “Balkan Grooves”.

No właśnie – gadułka. To ona definiuje brzmienie tego krążka. Jak podaje strona internetowa Muzeum Dźwięku, jest to „instrument strunowy [...] pochodzący z Bułgarii. Składa się z pudła rezonansowego wyżłobionego z jednego kawałka drewna, zakrytego jedną deską, dość krótkiego i bezprogowego gryfu, trzech metalowych strun głównych i dziesięciu rezonujących – burdonowych”. Charakteryzuje się również tym, iż palce muzyka wiszą w powietrzu, a brzmieniem przypomina skrzypce, aczkolwiek nieco mniej szlachetne i bardziej ostre. Początkowo intryguje i zachwyca, przez co pierwszą połowę płyty słucha się niesamowicie przyjemnie.

Niestety, druga jest już nieco gorsza, a poczucie ekscytacji zmienia się w lekki powiew nudy. Można odnieść wrażenie, że artyści chyba wyzbyli się wszystkich pomysłów na samym początku, a później tylko powielali utarte schematy. Czasem też niektóre fragmenty trwają zbyt długo, nie wnosząc nic do całości. Jestem pewien, że gdyby płytę nieco skrócić (w tym długość trwania poszczególnych utworów), odbyłoby się to z korzyścią dla całości. Szkoda też, że tak słabo wykorzystano gitarę Hristyana Tsvyatkova. Najczęściej stanowi tylko tło dla gadułki i akordeonu, z rzadka jedynie wychodząc na pierwszy plan. Jednakże, kiedy to już robi, efekt jest genialny.

Zresztą, sposób wykorzystania pozostałych dwóch instrumentów również mógłby być nieco bardziej pomysłowy. Każdy z muzyków z osobna, z liderem Jackiem Grekowem oraz Peyo Peevem na czele, to przecież wirtuozi w swoim fachu. Chyba pierwszy raz słyszę osobę tak niesamowicie biegłą w grze na akordeonie, która potrafi gdzieniegdzie wkładać jakieś jazzowe frazowanie. Peyo Peeve również „wymiata” na swojej gadułce, grając tak szybko i dokładnie, że zdaje się osiągać szczyty ludzkich możliwości. Dlatego też szczególnie boli, kiedy potencjał ten jest niewykorzystywany. Najczęściej muzycy grają na raz te same dźwięki, z lekka tylko dodając kolejne harmonie do melodii. Jestem pewien, że istniało tu miejsce na ciekawsze połączenie ze sobą tych trzech instrumentów.

Choć wydźwięk niniejszej recenzji zdaje się sugerować, że „Balkan Grooves” to przeciętna płyta, wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie. Bawiłem się wyśmienicie i zamierzam wracać do niej w przyszłości. Przypomina mi wspaniałe chwile, które niegdyś przeżyłem na wakacjach w Serbii. Same kompozycje są mocno osadzone w kulturze bałkańskiej i brzmieć będą znajomo dla znawców tego regionu, a lekko jazzowe wstawki melodyczne są wisienką na torcie dla wszystkich miłośników gatunku. Gdyby nie mankamenty wyżej wspomniane, mielibyśmy do czynienia z naprawdę rewelacyjną pozycją, wręcz kandydatem do nagrania roku. Niestety, pozostaje jedynie fantomowy ból i oczekiwanie, że trio Grekow, Tsvyatkov i Peev nie powiedzieli jeszcze ostatniego muzycznego słowa.

poniedziałek, 11 grudnia 2023

Stepanka Balcarova - "Emotions"

Stepanka Balcarova

Štěpánka Balcarová – trąbka
Jaromír Honzák – kontrabas
Nikola Kołodziejczyk – fortepian
Grzegorz Masłowski – perkusja

"Emotions" (2023)

Tekst: Maciej Nowotny

Stepanka Balcarova, czeska trębaczka, swoim najnowszym albumem "Emotions" potwierdza wysoką formę, która w 2023 przyniosła jej prestiżową w Czeskiej Republice nagrodę Andel Awards, odpowiednika naszych polskich Fryderyków. Nagrodę tę dostała za płytę "Stesti", która jest brawurową, orkiestrową wersją muzyki jaką napisała do wierszy Juliana Tuwima i jedną z tych płyt, która budzi zachwyt nie tylko krytyków, ale i szerokiej publiczności. Udało się jej tam wszystko: wymyśleć ciekawą koncepcję, znaleźć genialnych współpracowników, zagrać to (i zaśpiewać dzięki niesamowitej Małgorzacie Hutek!) w najlepszy możliwy sposób, i co najważniejsze, dotrzeć do emocji słuchaczy.

Tym bardziej byłem ciekawy jak zabrzmi jej kolejny krążek, bo nie od dziś wiadomo, że utrzymanie wysokiego poziomu jest o wiele trudniejszym zadaniem niż nawet najwspanialsze, ale pojedyncze osiągnięcie. Jeśli chodzi o skład, to Stepanka postanowiła zostać przy muzykach, z którymi gra już od lat, a są to weteran czeskiej sceny, mistrz kontrabasu Jaromir Honzak, a nadto Polacy w osobach grającego na fortepianie Nikoli Kołodziejczyka i na perkusji Grzegorza Masłowskiego. Wspomnijmy przy okazji, że nie są to jedyne związki Stepanki z Polską, która studiowała na Akademii Muzycznej w Katowicach, a następnie kontynuowała zawarte tam muzyczne znajomości z polskimi muzykami m.in. w ramach założonego przez siebie zespołu Inner Spaces.

Ale od ukończenia szkoły w Katowicach minęła już więcej jak dekada i dzisiaj Stepanka wkroczyła w dojrzały okres swojej twórczości, zakończyła etap budowania relacji, nauki, zdobywania pierwszych doświadczeń, a jest na drodze do mistrzostwa. Potwierdza to nie tylko docenione i nagradzane "Stesti", ale i jej najnowszy krążek. Jego idea jest prosta, ale ma olbrzymią siłę przekonywania, bo jest autentyczna. Balcarova dzieli się z nami swoją muzyczną interpretacją najbardziej podstawowych emocji: zaskoczenia, gniewu, strachu, radości, smutku itd. Niby nic nowego, ale kiedy zapytałem ją skąd ten pomysł, okazało się, że to nic wydumanego, żadna sztuczna czy udawana konceptualizacja. Po prostu Stepanka kilka lat temu została mamą dwójki dzieci i to doświadczenie okazało się o wiele trudniejsze niż jej się wydawało. Bo bycie rodzicami jest o wiele bardziej skomplikowane niż sobie często zanim nimi zostaniemy wyobrażamy, to prawdziwa huśtawka emocji i właśnie te emocje bywają często najtrudniejszym do zdania egzaminem naszej dojrzałości.

Może właśnie dzięki faktowi, że muzyka ta jest zakorzeniona w autentycznym doświadczeniu, a emocje są bliskie wielu z nas, sprawia że płynie ona naturalnie, jak rzeka, od źródła ku ujściu, odnajdując po drodze swoje własne piękno. I chociaż mamy tu do czynienia z kompozycjami, w których nieraz pobrzmiewają naprawdę wyjątkowej urody melodie, nigdy nie brakuje tu nam także poczucia wolności. Wielka w tym, jak sądzę, zasługa towarzyszących Stepance muzyków. Ponieważ gra z nimi od wielu lat, poziom wzajemnego zrozumienia, jest tu oszałamiający. Ale najbardziej zachwyca brzmienie, dla wielu, w tym piszącego te słowa, to prawdziwy święty Graal w jazzie. A tu jazz brzmi wspaniale, słychać nie tylko pojedyncze instrumenty, ale i ich wzajemną harmonię, do której czujny słuchacz może dodać swoją własną uważność i wrażliwość.

W rezultacie obcowanie z tą muzyką przynosi iście arystotelesowski efekt, bo chociaż zaczynamy od emocji, nieraz silnych, i trudnych, to dźwięki ostatecznie przynoszą nam ukojenie, spokój, a nawet katharsis. Brawo!

czwartek, 7 grudnia 2023

Rafał Iwański - "Transformations"

Rafał Iwański

"Transformations" (2023)

Tekst: Jedrek Janicki






Ethno-ambient – jak podoba Wam się taka etykietka? Albo jeszcze lepiej, już widzę te egzaltowane tytuły prasowe typu: „Muzyka, w której Brian Eno spotyka Mulatu Astatke”. I choć być może w tak efekciarskich sformułowaniach byłoby źdźbło prawdy, to jednak na płycie Transformations I Rafała Iwańskiego możliwość mamy obcować z czymś o wiele głębszym.

Bohaterami tegoż nagrania są typowo afrykańskie instrumenty z grupy lamelofonów. Wśród nich wskazać można chociażby zanzę czy rosnącą w siłę popularności również w Polsce kalimbę. Iwański bogactwo muzycznego wyrazu poszerza jednak o również o inne elementy. Wszak obok tradycyjnych akustycznych instrumentów drugim filarem płyty Transformations I okazuje się być elektronika. Gęsto przetworzony i niejednokrotnie zaloopowany dźwięk wspomnianych już instrumentów ukazuje nam pewien uniwersalny wymiar muzyki. Nosi ona przecież w sobie jakiś bliżej nieokreślony pierwotny wymiar, który poprzez rozwój kultury być może został nieco stłamszony. Płyta Iwańskiego w brawurowy sposób pokazuje, że te dwa obszary – hipnotyczno-muzyczny oraz kulturowy – mogą się również dopełniać. To nie są dwa obce światy, lecz raczej dwie strony tego samego uniwersum. Iwański odmalowuje pejzaże spokojne, jak się wydaje bliskie ukojeniu, które czerpać potrafimy z obcowania z naturą, jednak równocześnie niezwykle wciągające. I choć sam artysta chętnie odwołuje się do dorobku Johna Cage’a, to mi pewien aspekt tej płyty przypomina raczej niektóre z dokonań innego giganta muzycznej awangardy XX wieku – Pierre’a Schaeffera. Inicjując muzykę konkretną ten francuski kompozytor starał się zacierać źródła dźwięku, tym samym niejako wymuszając na odbiorcy skupienie na samym dźwięku, a nie na takim czy innym instrumencie (a może szerzej – obiekcie), który ten dźwięk generuje. Podobną estetycznie satysfakcjonującą niejasność odczuwam słuchają Transformations I, zwłaszcza w tych fragmentach, w których nijak nie jestem w stanie zorientować się, który instrument wiedzie prym oraz na ile jego pierwotne brzmienie zostało przetworzone.

Transformations I to w pełni udany eksperyment. Nie mamy tu do czynienia z żadnego rodzaju prototypem, lecz z pełnoprawnym wartościowym dziełem, którego świeżość i oryginalność jest po prostu zdumiewająca. Cóż, po raz kolejny okazuje się, że źródła inspiracji, które twórczo wykorzystać można w świecie dźwięków chyba się nigdy nie wyczerpią.

poniedziałek, 4 grudnia 2023

Bergiel meets Kisiel&Anahata - "Into The Woods"

Bergiel meets Kisiel&Anahata

Wojciech Bergiel - saksofon tenorowy
Dominik Kisiel - fortepian
Anahata - taniec intuicyjny

"Into The Woods" (2023)

Wydawca: 3oakstudio

Tekst: Mateusz Chorążewicz

„Into the Woods” to debiutancki krążek saksofonisty Wojciecha Bergiela nagrany w trio z pianistą Dominikiem Kisielem oraz Anahatą odpowiadającą za taniec intuicyjny. Sytuacja jest o tyle rzadko spotykana, że nagrań dokonano środkiem lasu, a konkretniej w miejscu zwanym "Długą Łąką" w środku Parku Krajobrazowego Pojezierza Iławskiego. Zarejestrowany materiał jest efektem wzajemnej inspiracji muzyków i tańczącej Anahaty.

Jak sami o sobie piszą, intencją muzyki jest wywołanie stanu uważności i zapamiętanie towarzyszących temu emocji, by móc je na co dzień przywoływać i odczuwać. Kisiel/Bergiel/Anahata to fuzja ruchu i dźwięku w celu zrelaksowania ciała i głębszego poczucia siebie.

Należy zwrócić uwagę na niewiarygodne wręcz brzmienie płyty biorąc pod uwagę okoliczności jej nagrania (nie chcę sobie nawet wyobrażać jak wyglądał transport fortepianu na polanę). Setup był okrojony do absolutnego minimum, kompletny brak separacji muzyków, a jednak album brzmi obłędnie dobrze. Duża w tym zasługa Marka Romanowskiego, który odpowiadał za mix i mastering.

Praktycznie cały album jest swobodną improwizacją tak muzyków jak i towarzyszącej im tancerki. Tematów jako takich praktycznie nie ma. Wyjątkiem jest utwór „Evening Fog”, w którym skomponowany został właśnie temat i towarzysząca mu harmonia.

Znaczną część narracji muzycznej dyktuje tu fortepian, który częściej niż saksofon przejmuje wiodącą rolę i nadaje określony charakter całości. Szczególnie ciekawe w tym kontekście są struktury rytmiczne w utworze „Catching the Wave”. Generalnie Dominik Kisiel stosuje bardzo interesujące harmonie, co jest dość charakterystyczne dla tego muzyka.

Tu i ówdzie przeplatają się także dźwięki natury, głównie ptaków i świerszczy, z którymi muzycy wchodzą w interakcje. Cały album jest dość zróżnicowany. Są momenty kojące, swobodnie płynące, ale i bardziej zrytmizowane. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że wiele osób kojarzy swobodną improwizację z muzyką krzykliwą, hałaśliwą, trudną w odbiorze. „Into the Woods” jest zaprzeczeniem tej tezy. Właściwie brak tu elementów „zgrzytu”. Muzyka „płynie” i bardzo dobrze służy jako relaksujący bodziec.

Jak twierdzi lider zespołu, „intencja jaka towarzyszyła mi podczas nagrywania muzyki to odczuwanie przepływu w ciele. Nad tym aspektem pracowaliśmy na próbach i to on był jednym z głównych powodów spotkania na polanie.” Czy rzeczywiście słychać to w zarejestrowanym materiale? Szczerze mówiąc – nie wiem. Tego typu filozofie traktuję z pewną rezerwą. Teoretycznie sceptycznie podchodzę również do samej idei tańca intuicyjnego, ale czym on się w gruncie rzeczy różni od swobodnej improwizacji muzycznej, którą sam lubię tak wykonywać jak i słuchać? Możliwe, że podszedłbym do tej kwestii nieco inaczej, gdybyśmy mieli okazję posłuchania całej płyty widząc taniec Anahaty. Odbiór wyłącznie muzyki bez elementu wizualnego jest w tym wypadku trochę niepełnym doznaniem, ponieważ jedyną oznaką obecność Anahaty jest mistyczna „energia” płynąca z tańca i przelewająca się na muzyków – element dość ulotny i nie zawsze łatwy do uchwycenia dla odbiorcy.

Jednak mimo tego, muzyki słucha się bardzo dobrze. Co więcej, zadeklarowany przez artystów cel uważam za osiągnięty, a chyba to jest w tym wszystkim najważniejsze. Moje osobiste niepełne przekonanie do niektórych elementów składowych jest w tym przypadku mało istotne. „Into the Woods” to bardzo solidny, dojrzały i przemyślany debiut, który, jak rzadko, mogę zarekomendować zdecydowanie każdemu.


piątek, 1 grudnia 2023

Witkacy Tribute Ensamble – "Nie z świata tego"

Witkacy Tribute Ensamble

Bogusław Raatz – gitary, syntezator analogowy
Grant Calvin Weston – perkusja
Grzegorz Gre Korybalski – bas
Steve Kindler – skrzypce 9-wtrunowe, programowanie
Eurazja Srzednicka – śpiew
Paweł Sakowski – śpiew, recytacje
Al Macdowell – bas
Daniel Mackiewicz – dżembe
Wojciech Jachna – trąbka
Krzysztof Majchrzak – bas
Dariusz Brzeziński – instr. klawiszowe
Wytwórnia:
RG Records

"Nie z świata tego" (2023)

Autor tekstu: Mateusz Chorążewicz


Niemal dokładnie rok temu do moich rąk trafił pierwszy album grupy Witkacy Tribute Ensamble pod przewodnictwem Bogusława Raatza. Płyta była nieco dziwna, ale i wyjątkowa zarazem. Nie dało się obok niej przejść obojętnie. Wszystko to sprawiło, że z niecierpliwością oczekiwałem kontynuacji.

„Nie z świata tego” jeszcze bardziej oddala się od jazzu niż miało to miejsce w przypadku „Wistości Rzeczy”. Charakter albumu jest wyraźnie odmienny, choć nadal osadzony w około-rockowych klimatach. Muzyka raczej towarzyszy tekstom, stanowi dla nich tło, a warstwy liryczna od muzycznej przez większość czasu są wyraźnie od siebie odklejone. W czasie odsłuchu doświadczam czegoś, czego w przypadku pierwszego albumu nie było – jestem w stanie skupić uwagę albo na tekstach albo na muzyce. Odsłuchałem płytę kilkukrotnie i problem ten pojawił się za każdym razem. Świadomy i analityczny odbiór obu płaszczyzn jednocześnie jest w moim przypadku awykonalny.

Słabym punktem muzyki wydają się być kompozycje, które zwyczajnie nie są tak interesujące jak na „Wistości Rzeczy”. Ogólny charakter muzyki teoretycznie pasuje do wybranych tekstów, ale czegoś tu brakuje. Utwory zawierają dużo zapętlonych fragmentów, które momentami wręcz zaczynają irytować. Co dziwne, ów zapętlenia wcale nie ułatwiają odbioru muzyki i tekstów jako jedną, spójną całość. Ma to miejsce szczególnie w pierwszej części płyty.

Na uznanie zasługuje ostatni, czteroczęściowy utwór „Nie z świata tego”, który jest prawdziwym majstersztykiem. Jest on wolny od właściwie wszystkich mankamentów kompozycji poprzedzających. Gdyby tak było przez całą płytę, byłbym w siódmym niebie.

Mimo wszystko jestem daleki od totalnego grillowania albumu. „Nie z świata tego” to wprawdzie jeden z wielu w ostatnim czasie nawiązujący do polskiej spuścizny literackiej, ale warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że Witkacy Tribute Ensamble to projekt, który nie rozpoczął swojej działalności tylko dlatego, że akurat taka panuje moda i nie poprzestał na jednej płycie. Bogusław Raatz aktywnie eksploruje tę dziedzinę i pomimo średnio tym razem udanej próby, mam gorącą nadzieję na kontynuację. Raz, że pierwsza płyta była kapitalna i szkoda byłoby zostawić po projekcie lekki niesmak. Dwa, że pomysł jest naprawdę wyjątkowy i wart dalszego zgłębienia.