Tadek Cieślak - tenor saxophone, flute, fx
Jacek Steinbrich - bass, electric piano
Paweł Stryczniewicz - drums, percussion, drum pad
"Na Żywo" (2023)
Tekst: Maciej Nowotny
Ronnie N, to nazwa zespołu, który tworzą saksofnista - grający też na flecie - Tadek Cieślak, kontrabasista - grający też okazjonalnie na elektrycznym pianinie - Jacek Steinbrich i perkusista Paweł Stryczniewicz. Nie są to mi muzycy, poza Stryczniewiczem, nieznani. W istocie pierwszy album z udziałem Jacka Steinbricha zatytułowany "Re.mus" miałem okazję posłuchać jeszcze w 2012 roku. Nagrany przez nieprofesjonalnych muzyków zainteresował mnie surową, lecz potężną energią. Był to free jazz inspirowany Coltranem, Colemanem i Aylerem, zatem było tam wiele spontaniczności i chaosu, a poziom wykonania był taki sobie, ale było też tam coś, co nazwać można autentycznością i entuzjazmem, bez czego żadna muzyka nie jest w stanie być sztuką.
Przez ponad dekadę wiele się zmieniło i ta płyta jest tego świadectwem. Na przykład pojawiła się relacja Steinbricha z Cieślakiem, bo to kolejny projekt na którym słyszę ich razem. Pamiętam ich grających razem na płycie z jednym z najzdolniejszych trębaczy młodego pokolenia Olgierdem Dokalskim, o którym to materiale tak napisał mój redakcyjny kolega Bartosz Nowicki: "To prawdziwa radość dla słuchacza, móc obcować z tak entuzjastyczną energią emanującą z muzyki (tego) kwartetu". A potem były jeszcze - jeśli mówimy o Steinbrichu - fascynujące Synchotrony, o których inny mój kolega z bloga Jędrek Janicki pisał tak: "Choć struktury poszczególnych utworów pozostają proste w swojej budowie, to przepełnione są jednak freejazzowym duchem i improwizacją, które czynią je wyjątkowo intrygującymi". Wracam czesto do Steinbricha, bo te projekty mają tyle wspólnego, że on jest obecny w każdym z nich i że maja związek z... Lublinem.
Kiedy myślimy o jazzowych miastach w Polsce, najczęściej przychodza na myśl Warszawa, Kraków, Trójmiasto i tak dalej, ale mało kto w pierwszym szeregu wymieniłby Lublin. Tymaczasem w Lublinie - jeśli chodzi o jazz - zawsze się coś działo i dalej dzieje się niemało. Jeśli ktoś chciałby sie o tym przekonać to zapraszam do lektury wyśmienitego tekstu Michała Dybaczewskiego opublikowanego w zaprzyjaźnionym JazzPressie. Wspomniany jest w nim - na honorowym miejscu - powołany do życia w 2009 roku Lublin Jazz Festiwal. Materiał wydany na tej płycie stanowi zapis koncertu na żywo, który odbył się w czasie 13 edycji tego festiwalu. Brawa dla organizatorów za zaproszenie dla tych artystów i za stworzenie miejsca dla muzyków z Lublina, dzięki czemu nagrano materiał wyjątkowy. Lubimy zagraniczne gwiazdy na festiwalach, ale nazbyt często organizatorzy idą tutaj na skróty, zapraszając wyłącznie pewniaków, bojąc sie podjąć ryzyka dania szansy artystom mniej oczywistym. W Lublinie ktoś tę odwagę miał i opłaciło się, nawet bardzo..
A wracając do tego co się zmieniło u Jacka Steinbricha i jego kolegów, to przede wszystkim chyba to, że muzyka którą grają znacznie lepiej teraz brzmi. Jest po prostu zagrana na znacznie wyższym poziomie jeśli chodzi o wykonanie, a przy tym wszystkim nie utraciła nic ze swojej autentczności, zadziorności i kreatywności. Może właśnie dzięki temu jest tu trochę mniej free, mniej chaosu, mniej kinetycznego uderzania falami powietrza wzbudzonymi przez instrumenty, a więcej opowieści, operowania różnymi instrumentami, stylistykami. Efekt jest fascynujący! Dawno nie byłem tak "wstrząśniety, lecz bynajniej nie zmieszany". Brawo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz