wtorek, 28 listopada 2023

Sutari - “Wiano”

Sutari 

Basia Songin — śpiew, bęben obręczowy, basetla, perkusjonalia, instrumenty codzienne (woda, tarka kuchenna)
Kasia Kapela — śpiew, skrzypce, perkusjonalia, instrumenty codzienne (deska kuchenna, nóż, kieliszek, butelki)
Zosia Barańska — śpiew, skrzypce, perkusjonalia, instrumenty codzienne (mikser kuchenny, klucze płaskie)

gościnnie:
Piotr Kędziorek – zapowiedź etnograficzna (5)
Piotr Pac-Pomarnacki – smażący jajeczniczę w kuchni (7)
Natalia i Grzegorz Ajdaccy – tańczący oberka (10)

“Wiano” (2014, reedycja z 2023 r.)

wyd. Audio Cave

Tekst: Szymon Stępnik


Ludowość to dość popularny (szczególnie ostatnimi czasy) motyw, po który sięgało wielu wybitnych artystów — nie tylko z pogranicza jazzu, ale też muzyki klasycznej i szeroko pojętej muzyki rozrywkowej w ogóle. Ostatnio miałem przyjemność wysłuchać wspaniałego koncertu Piotra Damasiewicza w ramach Letniej Akademii Jazzu, który na piękny, jazzowy sposób interpretował muzykę spod Beskidu Żywieckiego, gdzie swego czasu dostąpiłem okazji aby zdobyć szczyt Babiej Góry. Z motywem ludowym spotkać można się również w najnowszych “Chłopach” w reżyserii Doroty i Hugh Welchmana, którzy stali się zresztą polskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Zwieńczeniem mojej tegorocznej wędrówki po — zdawać by się mogło — oklepanym już temacie polskiej wsi, jest reedycja debiutanckiego albumu zespołu Sutari pod nazwą “Wiano”, który okazuje się być… zaskakująco świeży i dobry.

Zespół tworzą trzy intrygujące artystki specjalizujące się w szeroko pojętej muzyce ludowej — Basia Songin, Kasia Kapela i Zosia Barańska. Zadebiutował w 2012 roku na Festiwalu Folkowym Polskiego Radia „Nowa Tradycja” zdobywając II nagrodę jury i nagrodę publiczności. Działalność dziewczyn docenili też producenci filmu Chłopi, którzy zaprosili je wraz ze słynnym polskim producentem muzycznym Łukaszem Rostkowskim (znanym bardziej pod pseudonimem “L.U.C.”) do skomponowania soundtracku.

Już pierwszy utwór zwiastuje, że słuchacz będzie miał do czynienia z dziełem niezwykle oryginalnym. Jazzowo grające skrzypce (przypominające bardziej nowe Atom String Quartet, niż dźwięki etniczne) akompaniują tradycyjnym ludowym zaśpiewom. W tle słyszymy wiele intrygujących dźwięków, jak choćby skrzypienie drzwi oraz imitację śpiewu ptaków. Trzy kobiece głosy tworzą "swojski" klimat, choć harmonizują w sposób daleki od tradycyjnego. Każda piosenka na swój sposób ma coś niecodziennego, ciekawego oraz wyjątkowego. Uwielbiam ten fragment “Idzie niedźwiedź”, podczas którego jedna z artystek nuci w tle tytułowe słowa, tworząc tym samym swoisty wokalny akompaniament. Dzięki temu, album ten jest różnorodny i nie pozwala się nudzić.

Sutari daleko jest jednak do typowej grupy wokalnej a'la Novi Singers. Muzyka, choć schowana i oszczędna, odznacza się pomysłowością oraz wirtuozerią. O ile w twórczości Piotra Damasiewicza, którego ostatnimi czasy sporo słuchałem, bliżej jest do jazzu, bohaterów niniejszej recenzji należy utożsamiać raczej z muzyką ludową. Mimo to, subtelne dźwiękowe elementy są na tyle silne, szczególnie przy kolejnych przesłuchaniach, że skomponowanych motywów nie powstydziliby się najznamienitsi skrzypkowie jazzowi w Polsce. Świetnie wykorzystują też dźwięki tła, jak choćby wodę, kieliszki, tarcie ziemniaków lub nawet… smażoną jajecznicę.

Produkcyjnie również nie można niczego zarzucić. Dźwięki zostały nagrane bardzo wyraźnie, nowocześnie. Jestem wdzięczny, że nikt nie wpadł na pomysł, aby na siłę “postarzać” nagrania. Głosy poszczególnych dziewczyn nie są w stu procentach zsynchronizowane, co dodaje autentyczności i swojskości. Brzmienie instrumentów etnicznych oraz tzw. "dźwięków naturalnych" również zrealizowano na światowym poziomie.

Muzyka ludowa budzi skojarzenia z radością i sielanką. Sutari proponują jednak coś zgoła odmiennego. Zarówno w muzyce oraz w tekstach dominuje żal, rozpacz. To tylko potwierdza, jak nowatorskie w swoim wyrazie jest “Wiano”.

Tradycyjnie wianki noszone były przez dziewczęta i niezamężne kobiety, stąd stały się symbolem niewinności. O kobiecie zamężnej mówiło się, że „straciła wianek”. Tytuł płyty jest nieprzypadkowy, gdyż jest to de facto album koncepcyjny i opowiada o zmaganiach młodej niewiasty, która wyszła za mąż za niejakiego Jasia, a później przeżywała wszelkie perypetie z tym związane. Opowieść skupia się na cierpieniu i roli kobiet w dawnych czasach, których rola w społeczeństwie była przecież mocno marginalizowana. Bohaterka wyszła za Jasia, pomimo tego, że wcale tego nie pragnęła (“Kupalnocka”), przez co często się z nim kłóciła (“Konik morski”), a nawet sięgała po alkohol (“Wino”). Nawet gdy racja była po jej stronie, to ona musiała przepraszać swojego partnera (“Jeleń”). Ostatecznie, podobnie jak w przypadku Jagny z powieści “Chłopi”, jej jedyną winą była tylko jej uroda.

Swoją drogą, taka nowoczesna, feministyczna interpretacja motywów ludowych jest ostatnimi czasy dość popularna w kulturze. "Wiano" robi jednak krok do przodu i tworzy swoistą paralelę odnośnie dzisiejszych czasów, stanowiąc swoisty komentarz społeczny. Jako przykład wskażę tutaj fragment utworu “Chłopacy”:

"zegarek na ręku z kartofla zrobiony

i to jest nie jego — tylko pożyczony"

Aby nie było tak cukierkowo, wspomnieć należy też, niestety, o pewnych wadach dzieła. Nie wiem co tu robi “Zapowiedź etnograficzna”, która kompletnie zabija klimat i wyrywa z transu słuchacza. Nie rozumiem też, czemu znalazła się jedna piosenka w wersji koncertowej (a jeśli taką wersją nie jest i te brawa dograne zostały w studio — jest bez sensu jeszcze bardziej). Do nietrafionych pomysłów zaliczyć należy umieszczenie dwóch niemalże takich samych piosenek, czyli “Konika morskiego” i “Konika polskiego”. Te drobne kwestie psują klimat całości.

Do utworu Tranś nagrany został teledysk w reżyserii Tomasza Knittela, który chyba najlepiej podsumowuje czym jest muzyka Sutari, gdzie członkinie zespołu, ubrane na ludowo, podróżują samochodem po nowoczesnym mieście. “Wiano” jest więc takim niecodziennym i intrygującym połączeniem tradycji z nowoczesnością. Jeżeli komuś wydawało się, że w temacie polskiej muzyki etnicznej powiedziano już wszystko, po wysłuchaniu przedmiotowej płyty z pewnością zmieni zdanie.


piątek, 24 listopada 2023

Mary Rumi - "Depressed Lady"

Mary Rumi

Tomasz Sołtys - fortepian
Michał Kapczuk - kontrabas
Michał Miśkiewicz - perkusja
Jacek Namysłowski - puzon, baryton marszowy, flet poprzeczny
Robert Murakowski - trąbka, flugelhorn
Łukasz Poprawski - saksofon altowy, fagot
Tomasz Wendt - saksofon tenorowy
Atom String Quartet

"Depressed Lady" (2022)

Tekst: Maciej Nowotny

Debiut wokalistki Mary Rumi to wydarzenie kropka. Wspaniale, że zostało ono dostrzeżone przez całość naszego środowiska jazzowego, a wokalistka dostała nawet Fryderyka za rok 2023. Wielu przywoływało w tym kontekście nazwisko Zbigniewa Namysłowskiego i słusznie. Bez wątpienia jego duch unosi się nad tym projektem, a wieść niesie, że przed śmiercią miał jeszcze okazję słuchać aranżacji niektórych piosenek. Było to możliwe, bo Mary Rumi i Jacek Namysłowski to córka i syn wielkiego polskiego saksofonisty, a większość piosenek na płycie (8 na 12) to piosenki jego autorstwa. Ale chociaż to wszystko prawda, chciałbym podkreślić, że ten projekt to przede wszystkim autorskie dzieło Mary Rumi i Jacka Namysłowskiego, dzięki którym piosenki dostały nowoczesną formę i brzmią nie jakby były wyjęte z lamusa, ale zostały napisane przed chwilą, a następnie były zaśpiewane i zagrane dla współczesnej publiczności.

Dwie rzeczy na tym nagraniu chciałbym szczególnie docenić: wspaniały po prostu poziom akompaniamentu jaki dostarczyli wokalistce muzycy tej klasy co wspomniany wyżej Jacek Namysłowski na puzonie, barytonie marszowym i flecie poprzecznym, Tomasz Sołtys grający na fortepianie, Michał Kapczuk  na kontrabasie, Michał Miśkiewicz na perkusji,  Robert Murakowski na trąbce i flugelhornie, Łukasz Poprawski na saksofonie altowym i fagocie, Tomasz Wendt na saksofonie tenorowym czy wreszcie cały Atom String Quartet! Dzięki nim z przyjemnością słucha się nie tylko głosu Mary Rumi, ale i gry całego zespołu, tak iż właściwie zamiast akompaniementu lepiej byłoby mówić tutaj o współtworzeniu i współgraniu, a o muzyce na płycie nie jako o wokalistyce jazzowej, ale po prostu o jazzie. 

Lecz wszystko to nie zrobiłoby może na mnie aż takiego wrażenia, gdyby nie nieśmiertelne teksty do tych piosenek, które sprawiają że każdy z nich jest cudem wrażliwości, empatii i głęboko ukrytej pod ironią i dowcipem mądrości. Te "skrzydlate słowa" w tekstach są autorstwa takich mistrzów jak Wojciech Młynarski (Kocham się w poecie), Agnieszka Osiecka (Wyszłam z domu, nie wróciłam), Jan Wołek (Zmęczona miłość) i Ryszard Groński (Sprzedaj mnie wiatrowi). Ale trzeba przyznać, że i teksty napisane przez Mary Rumi do utworów instrumentalnych Zbigniewa Namysłowskiego (Ani słowa/Not a Word, Sekretnie i poufnie/Secretly and Confidentially, Wsłuchaj się w wiatr/ Listen to the Wind) są na równie doskonałym poziomie. Wreszcie piosenki całkiem nowe, z których trzy są autorstwa Mary (As we, Ghathijiin, Powstawanie) i jedna Jacka (Opadam o kwintę) są także wspaniałe, a ta ostatnia zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym w ogóle najbardziej przypadła do gustu piszącemu te słowa, i może nie tyle przebija kompozycje samego Mistrza Namysłowskiego czy teksty legend polskiego tekściarstwa, ale udowadnia że i dzisiaj można napisać intelignetny, dowcipny, błyskotliwy tekst, zamiast kolejnych wypocin o miłości co to tak serce rozdziera i rani, że aż strach.

A zatem brawa! Ale i niecierpliwie oczekiwanie na kolejną odsłonę tej przygody. Duet Mary Rumi i Jacka Namysłowskiego to może być nowe zjawisko nie tylko na naszej scenie jazzowej, ale w ogóle w w muzyce. Niech tylko nie oglądają się za siebie, lecz patrzą w to co przed nimi i dalej "wsłuchują w wiatr".


środa, 22 listopada 2023

BKK (Bydgoski Kolektyw Kompozytorski) - "Jazz for Nr Ives, Jazz for Mr Serocki"

BKK (Bydgoski Kolektyw Kompozytorski)

Rafał Gorzycki – composer, drums, percussion, piano, harmonica, electronics
Mikołaj Sarad – composer, soprano, alto saxophones, piano (14:51– 22:06)
Bartłomiej Chmara – composer, sound designer & live electronics

"Jazz for Mr Serocki" (2023)

Autor: Jędrek Janicki


Płytę Jazz for Mr Ives, Jazz for Mr Serocki Bydgoskiego Kolektywu Kompozytorskiego traktować można jako bardzo specyficzny manifest. Rafał Gorzycki, Mikołaj Sarad i Bartłomiej Chmara z gościnnym udziałem Mateusza Szwankowskiego w dźwiękowy sposób komentują pojawiające się raz na jakiś czas w przestrzeni (głównie dziennikarskiej) słowa jazz is dead. I choć sprzeciwiał się już im na swój własny, mocno ironiczny sposób Frank Zappa, twierdząc, że jazz isn't dead, it just smells funny, to jednak podejście trio BKK prezentuje o wiele więcej niż tylko błyskotliwą ripostę.

Prawdę mówiąc, jest mi doskonale wszystko jedno (cytując hicior jednej z popularnych swego czasu grup pop-rockowych), czy muzyka powszechnie uznana za jazz żyje, czy też jakiś czas temu dokonała już i tak zaskakująco długiego żywota. O wiele istotniejsza jest dla mnie kwestia jazzowego myślenia. Polega ono moim zdaniem na przyjęciu, zapoznaniu określonych struktur muzycznych, a potem ich stopniowym rozsadzaniu od wewnątrz. Odwołania do muzyki dawnych mistrzów podług tego sposobu myślenia są tylko bodźcem do twórczego przekształcania praktycznie całego materiału dźwiękowego z przeszłości. I właśnie takim tropem zdaje się podążać trio BKK. Dorobek Charlesa Ivesa i Kazimierza Serockiego – tytułowych bohaterów nagrania – stanowi tak naprawdę tylko sprężystą trampolinę dla autorskich poszukiwań zespołu. Inspirowane głównie twórczością Ivesa takie rozwiązania formalne jak politonalność czy asymetryczne rytmy być może pobrzmiewają w dwóch potężnie rozbudowanych kompozycjach tworzących płytę, lecz zdecydowanie nie stanowią one dominanty poszukiwań. Eksperymentalno-ilustracyjna przestrzeń tworzona przez zespół wije się i meandruje wokół pary pozornie sprzecznych aktywności artystycznych – utraty oraz odzyskiwania kontroli nad materią muzyczną. Analogiczne uczucie balansowanie na krawędzi towarzyszy słuchaczom, którzy jednak z tego procederu czerpać mogą niemałą przyjemność. Wszak, ze wszystkich sportów ekstremalnych to właśnie jazz awangardowy przynosi najwięcej adrenaliny.

Takiego grania potrzebujemy! Respektującego tradycję, lecz nieczołobitnego. Odważnego, lecz nie wulgarnie brawurowego. Bydgoski Kolektyw Kompozytorski pokazuje, że iście awangardowy vibe tak naprawdę nigdy się nie zestarzeje, o ile tworzącym go muzykom towarzyszy coś więcej niż chęć efekciarskiego zaistnienia tu i tam.

poniedziałek, 20 listopada 2023

Wojciech Staroniewicz — "Alternations"

Wojciech Starnoniewicz 


Wojciech Staroniewicz – tenor saxophone, soprano saxophone
Sławek Jaskułke – piano
Michał Barański – bass
Hubert Zemler – drums
gościnnie:
Leszek Możdżer – piano (A-1, A-2, B-1)

"Alternations" (wyd. 2008, reedycja na winylu - 2023)

Wydawca: Allegro Records

Tekst: Szymon Stępnik

Wojciech Staroniewicz to niezwykle płodny saksofonista jazzowy, który na przestrzeni lat brał udział tworzeniu wielu ciekawych nagrań z różnorodną stylistyką. Dość wspomnieć o intrygującym A`FreAk-KomEdA Project, który pokazał, że choć o Komedzie powiedziano już wszystko, zawsze znajdzie się przestrzeń na kolejne warte uwagi spojrzenie na tę postać. Z kolei na płycie “North Park”, udało mu się udowodnić, że z Trójmiasta można jak najbardziej wykrzesać skandynawskie klimaty. Wielobarwność i eksploracje muzyczne to coś, czym chyba najlepiej można opisać postać tego artysty. Jaka jest więc w tym wszystkim reedycja płyty Alternations z 2023 roku?

Pierwszą wersję albumu nagrano w 2008 w studiu S-4 Polskiego Radia w Warszawie. Utwory zostały na nowo zmiksowane i zremasterowane przez Marka Romanowskiego w studiu Maro Records. To właśnie dzięki niemu, cóż tutaj dużo mówić, brzmienie jest po prostu doskonałe. Stosunek wysokich, średnich i niskich tonów jest doprowadzony niemalże do perfekcji. Czasem może perkusja jest zbyt mocno schowana, ale to niewiele znacząca drobnostka. Szczególnie podoba mi się dźwięk kontrabasu, gdzie udało się zachować tę cienką granicę pomiędzy czystością dźwięku, a charakterystycznym “głuchym” odgłosem dociskanych do gryfu strun.

“Alternations” to tak naprawdę jazz w dość klasycznej formie, co można potraktować zarówno jako wadę, jak i zaletę. Kompozycje nie redefiniują muzyki na nowo, za to wskazują wielki szacunek do tradycji. Każdy miłośnik konserwatywnych brzmień może poczuć się jak w domu. Jeżeli jednak ktoś oczekiwałby większej głębi, może się lekko na niej zawieść.

Analogicznie jest zresztą w przypadku sposobu gry na saksofonie samego lidera. Nie próbuje wynaleźć koła na nowo, ale też wcale nie ma takiego zamiaru. Staroniewicz operuje długimi dźwiękami, rzadko jednakże przyspieszając. Mało jest w jego grze popisów technicznych (choć oczywiście takie się zdarzają), za to więcej skupienia na samej melodii. Nic dziwnego, że Wojciech nazywany jest często jednym z najbardziej melodycznych saksofonistów w Polsce. Muzyka jest przez to przyjemna w słuchaniu, aczkolwiek jazzowa dusza słuchacza może momentami poczuć lekką frustrację ze względu na pewną zachowawczość i brak odwagi, by zagrać momentami bardziej “free”.

Pozostałe instrumenty stanowią raczej tło dla samego lidera. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Pochwalić należy grę sekcję klawiszową. Sławek Jaskułke daje oczywiście radę, ale z całym szacunkiem dla jego umiejętności, to właśnie Leszek Możdżer po raz kolejny udowadnia swoją artystyczną wyjątkowość. Choć jego zadaniem na tym longplayu jest głównie akompaniament, potrafi doskonale znaleźć moment na wrzucenie swoich trzech groszy. Gdyby wyobrazić sobie trójkąt równoboczny, gdzie jednym bokiem jest melodia, drugim trzymanie akompaniamentu, a trzecim popisy techniczne, Możdżer z matematyczną wręcz precyzją znalazłby się po jego środku.

Zaskakujące jest również, kto gra na perkusji. Hubert Zemler raczej nie kojarzy się z tradycyjnym jazzem, a tutaj gra wręcz akademicko. Oczywiście można usłyszeć już pewne echa przyszłej kariery tego muzyka, która oscyluje wokół szeroko pojętej awangardy, aczkolwiek uczucie słuchana Huberta grającego à la Andrzej Dąbrowski jest zjawiskiem niezwykle osobliwym. Niewątpliwie potwierdza to wielki talent tego muzyka.

Podobać się może również różnorodność utworów. Z jednej strony mamy pędzące na oślep Next Door, z drugiej nowojorskie Sunny Sonny. A Catalan przywodzi już na myśl ścieżkę filmową do filmu niemego ze Złotej Ery Hollywood. Taka gra skojarzeń towarzyszy odbiorcy przez niemal cały czas, co jest oczywiście rzeczą bardzo pozytywną. Wspaniale wpisuje się to w okładkę płyty autorstwa Rafała Chomika, przedstawiającą białą warstwę, swoistą “tabula rasa”, na którą nadano wielobarwne kompozycje.

“Alternations” to bardzo sympatyczna płyta. Nie jest może najwybitniejszym dokonaniem w życiu Staroniewicza, aczkolwiek przebija z niej pewna szczerość. Ci bardziej wymagający słuchacze mogą poczuć się zawiedzeni jej konserwatyzmem, ale dla mnie nie jest to wcale jej wadą. Diabeł tkwi w szczegółach — dopiero wsłuchując się w jądro dźwięków, usłyszymy nieprzeciętność sekcji rytmicznej i niezwykłą zdolność tworzenia melodii przez lidera. Mimo to, za największy atut wyróżnić należy jakość miksu i masteringu. Pomimo faktu, że to reedycja płyty z roku 2008, w wersji z roku 2023 doskonałość jej brzmienie zachwyci niejednego audiofila.

piątek, 17 listopada 2023

Ronnie N - "Na Żywo"

Ronnie N

Tadek Cieślak - tenor saxophone, flute, fx
Jacek Steinbrich - bass, electric piano
Paweł Stryczniewicz - drums, percussion, drum pad

"Na Żywo" (2023)

Tekst: Maciej Nowotny

Ronnie N, to nazwa zespołu, który tworzą saksofnista - grający też na flecie - Tadek Cieślak, kontrabasista - grający też okazjonalnie na elektrycznym pianinie - Jacek Steinbrich i perkusista Paweł Stryczniewicz. Nie są to mi muzycy, poza Stryczniewiczem, nieznani. W istocie pierwszy album z udziałem Jacka Steinbricha zatytułowany "Re.mus" miałem okazję posłuchać jeszcze w 2012 roku. Nagrany przez nieprofesjonalnych muzyków zainteresował mnie surową, lecz potężną energią. Był to free jazz inspirowany Coltranem, Colemanem i Aylerem, zatem było tam wiele spontaniczności i chaosu, a poziom wykonania był taki sobie, ale było też tam coś, co nazwać można autentycznością i entuzjazmem, bez czego żadna muzyka nie jest w stanie być sztuką.

Przez ponad dekadę wiele się zmieniło i ta płyta jest tego świadectwem. Na przykład pojawiła się relacja Steinbricha z Cieślakiem, bo to kolejny projekt na którym słyszę ich razem. Pamiętam ich grających razem na płycie z jednym z najzdolniejszych trębaczy młodego pokolenia Olgierdem Dokalskim, o którym to materiale tak napisał mój redakcyjny kolega Bartosz Nowicki: "To prawdziwa radość dla słuchacza, móc obcować z tak entuzjastyczną energią emanującą z muzyki (tego) kwartetu". A potem były jeszcze - jeśli mówimy o Steinbrichu - fascynujące Synchotrony, o których inny mój kolega z bloga Jędrek Janicki pisał tak: "Choć struktury poszczególnych utworów pozostają proste w swojej budowie, to przepełnione są jednak freejazzowym duchem i improwizacją, które czynią je wyjątkowo intrygującymi". Wracam czesto do Steinbricha, bo te projekty mają tyle wspólnego, że on jest obecny w każdym z nich i że maja związek z... Lublinem.

Kiedy myślimy o jazzowych miastach w Polsce, najczęściej przychodza na myśl Warszawa, Kraków, Trójmiasto i tak dalej, ale mało kto w pierwszym szeregu wymieniłby Lublin. Tymaczasem w Lublinie - jeśli chodzi o jazz - zawsze się coś działo i dalej dzieje się niemało. Jeśli ktoś chciałby sie o tym przekonać to zapraszam do lektury wyśmienitego tekstu Michała Dybaczewskiego opublikowanego w zaprzyjaźnionym JazzPressie. Wspomniany jest w nim - na honorowym miejscu - powołany do życia w 2009 roku Lublin Jazz Festiwal. Materiał wydany na tej płycie stanowi zapis koncertu na żywo, który odbył się w czasie 13 edycji tego festiwalu. Brawa dla organizatorów za zaproszenie dla tych artystów i za stworzenie miejsca dla muzyków z Lublina, dzięki czemu nagrano materiał wyjątkowy. Lubimy zagraniczne gwiazdy na festiwalach, ale nazbyt często organizatorzy idą tutaj na skróty, zapraszając wyłącznie pewniaków, bojąc sie podjąć ryzyka dania szansy artystom mniej oczywistym. W Lublinie ktoś tę odwagę miał i opłaciło się, nawet bardzo..

A wracając do tego co się zmieniło u Jacka Steinbricha i jego kolegów, to przede wszystkim chyba to, że muzyka którą grają znacznie lepiej teraz brzmi. Jest po prostu zagrana na znacznie wyższym poziomie jeśli chodzi o wykonanie, a przy tym wszystkim nie utraciła nic ze swojej autentczności, zadziorności i kreatywności. Może właśnie dzięki temu jest tu trochę mniej free, mniej chaosu, mniej kinetycznego uderzania falami powietrza wzbudzonymi przez instrumenty, a więcej opowieści, operowania różnymi instrumentami, stylistykami. Efekt jest fascynujący! Dawno nie byłem tak "wstrząśniety, lecz bynajniej nie zmieszany". Brawo!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...