Piotr Orzechowski ‘Pianohooligan’ - fortepian
"Critique of Swing in Two Parts"
Wydawca: Warner Music Polska (2024)
Tekst: Maciej Nowotny
Tekst: Maciej Nowotny
I oto mamy nowy album Piotra Orzechowskiego, pseudonim Pianohooligan, który najbardziej może przypomina jego nagraną w 2017 dla legendarnej wytwórni Decca płytę „24 Preludes & Improvisations". O zawartej na tamtej płycie muzyce miałem okazję pisać w felietonie relacjonującym jej premierę i w którym to tekście nazwałem Orzechowskiego "Wielkim Innym". Wyraziłem wtedy pogląd na rolę Pianohooligana w naszej muzyce, który mogę podtrzymać także dzisiaj: "W lacanowskiej psychoanalizie ów słynny Grande Autre przychodzi, by pokazać nam, że jest jakieś "gdzieś indziej". To "gdzieś indziej" wiemy, że istnieje na pewno, ale jest dla (wielu z) nas całkowicie niedostępne". Od tamtej pory na Orzechowskiego spadł istny deszcz nagród, był doceniany nie tylko przez (niemal) wszystkich w miarę ogarniętych krytyków, ale przede wszystkim przez wspaniałych artystów, z którymi nawiązywał współpracę, a którzy doceniali jego oryginalny talent. Więcej o nadzwyczajnych osiągnięciach muzycznych tego ciągle młodego człowieka możecie przeczytać m.in. na naszym blogu: link. Warto przy tym zauważyć, że artystyczny format Orzechowskiego wykracza poza jazz i byłoby niesprawiedliwe zamykać go w jego ciasnych ramach.
Wszakże pisząc o jego najnowszej płycie chciałbym, aby Państwo o tym wszystkim, co przed chwilą napisałem - zapomnieli. I ja też spróbuję to zrobić. Bo jeśli poważnie traktować zamiar Orzechowskiego, by na tej płycie odnieść się do tego czym jest w muzyce jazzowej swing, to trzeba zaznaczyć, że ze wszystkich atrybutów muzyki jazzowej jest swing najmniej intelektualnym. Innymi słowy, jest takim specyficznym sposobem gry, w którym dzięki przesunięciu akcentów rytmicznych, muzyka zaczyna nami "kołysać". To jest ta reakcja, gdy pod wpływem muzyki chce się nam kręcić na boki główką, tupać nóżką, kręcić biodrami, podskakiwać, gwizdać, śmiać, piszczeć, pohukiwać, krzyczeć, rzucać marynarką w górę, a dziewczynom - co prawda rzadko - ściągać majtki i rzucać nimi w Bogu ducha winnych artystów.
Tak, swing, to nic innego jak element taneczny, a właściwie lepiej powiedzieć ekstatyczny, którym nasycamy muzykę, trochę jak słynny himilsbachowski element metafizyczny wlewany bywał w szarą rzeczywistość. Do tej pory jako pianista Orzechowski znany był jako mistrz muzycznej dekonstrukcji, zdolny do głębokich analiz i kwestionowania fundamentów czy to jazzu czy muzyki klasycznej, zawsze chętny do obrazoburczych eksperymentów, wielokrotnie dawał się on - nie tylko muzyk, ale i absolwent filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego - ponieść kantowskiej pasji krytyki, rozumianej jako rozbieranie rzeczy na najdrobniejsze elementy, by spojrzeć na nie z różnych perspektyw i dotrzeć do ich istoty.
I to wszystko tu jest, lecz proszę właśnie byście o tym wszystkim zapomnieli, bo muzyka w końcu dla większości jest domeną otium czyli wolnego czasu, a zatem możecie odpuścić sobie. Twierdzę nawet przewrotnie, że gdyby ten album był jakąś "zadumą nad swingiem"- jak twierdzi Piotr Metz w swoich linear notes do tego albumu - to byłby z definicji kompletną porażką, bo jeśli swing ma jakieś znaczenie dla współczesnego jazzu to wyłącznie jako łącznik z tym, co w muzyce jest żywe, taneczne, przemawiające tak do ducha jak i ciała, a nie tylko do "rozumu". I jest to jednocześnie ten "piąty element", którego dotychczas w muzyce Pianohooligana brakowało. Bo mimo deszczu nagród, piejących z zachwytu krytyków (w tym piszącego te słowa), jedyne czego mu chyba jeszcze nie dostaje, to miłości publiczności. Tym nagraniem postawił ważny krok w kierunku zdobycia jej serc. W przypadku mojej żony to już się udało, bo kiedy puściłem płytę w naszym salonie, usłyszawszy dźwięki dobiegające z pokoju, otworzyła drzwi i z uśmiechem zapytała: "Kochanie, kto tak pięknie gra?".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz