Muzycy:
Tymon Kosma – wibrafon
Polish Jazz FOCUS ON DEBUT
Filip Botor – kontrabas
Mateusz Borgiel – perkusja
Gościnnie: Kuba Więcek – saksofon altowy („Szapiro”).
Tytuł płyty: "Playgrounds"
Wydawca: niezależny (2025) / dystrybucja Bandcamp – https://productmaycontain.bandcamp.com/album/playgrounds-2
Autor tekstu: Mariusz Olczyk
Polish Jazz FOCUS ON DEBUT
To muzyka, która zapada w pamięci – jak dobra rozmowa.
Taka sytuacja
Trzech gości na karuzeli. Kadr nieostry. W ruchu. Blok w tle, słońce jeszcze nisko. Drzewo. Niby przypadek, ale każdy kolor – czerwony, zielony, niebieski – trafiony w punkt. Figury jak części „przybijanki”, pogubione trzy elementy.
I na pierwszy rzut oka – raczej płyta hiphopowa niż jazzowa, bo to miejskie tło, prosty kadr, naturalność. Tak to odbieram.
Product May Contain grają muzykę, w której jest miejsce na rytm i ruch, ale bez podziału na style. Ale jazz jest tu punktem wyjścia, nie granicą. Ich brzmienie ma puls, który mógłby się odnaleźć i w klubie, i w galerii – grany na żywo, lub z głośników, nie ze sceny.
Pierwszy utwór, „Karuzela”, od razu to pokazuje: równy rytm, lekko przesunięte akcenty, wibrafon trzymający cały utwór w ruchu. Groove działa od pierwszego uderzenia. Tymon Kosma prowadzi temat na wibrafonie z lekkością i pewnością, a Filip Botor i Mateusz Borgiel trzymają puls tak, że nic nie trzeba dodawać.
I to jest ich jazz, tak się zaczyna.
Ujęcie drugie
Lipiec tego roku, Klub Jazzowy Dwójki (transmisja online), moje pierwsze spotkanie z zespołem. Nie wiedziałem wtedy, że dwa lata wcześniej zdobyli Grand Prix na „Indywidualność Jazzową” festiwalu Jazz nad Odrą.
Wibrafon, kontrabas, perkusja – trio, które brzmiało jak jeden organizm. Grali wśród doniczek i roślin, w ciepłym świetle. To nie był performance, raczej sposób, by oswoić przestrzeń. Doniczki to nie dekoracja, tylko element równowagi.
Włączam płytę. „Karuzela” wiruje bez presji, „Drzewa i łodzie” płyną w swoim tempie. W „Chwilowym układzie wszystkiego” trio gra prosto, ale z uważnością. Zostawiają miejsce między dźwiękami – to cisza buduje napięcie, nie dynamika. Wibrafon prowadzi, a bas i perkusja nadają rytm.
Mówi się, że rośliny słuchają muzyki. Kiedy częstotliwość jest właściwa, otwierają się. Może dlatego grają tak, jakby wiedzieli, że świat też słucha – a może to rośliny są ich pierwszym odbiorcą, pierwszym recenzentem.
W ich graniu jest coś z biologii – dźwięki oddychają, reagują, rozszerzają się jak liście. To muzyka, która ma swój rytm fotosyntezy – zależnym od otoczenia i obecności innych.
Moment
Każdy mówi swoim językiem: wibrafon, kontrabas, bębny. Nie ma kapitana.
„Szapiro” to najlepszy przykład – Kuba Więcek gra tak, jakby znał ich od lat. To nie solo, to dialog. W pewnym momencie ich dźwięki nakładają się przypadkiem.
I nikt tego nie poprawia.
Więcek dodaje nowy środek ciężkości – saksofon wchodzi między wibrafon a bas, zagęszcza strukturę. Trio reaguje jak jeden organizm, grając coraz bardziej oszczędnie.
„Szapiro” to kulminacja tej płyty – moment, w którym napięcie ustępuje przestrzeni, a improwizacja zamienia się w rozmowę muzyków.
„Kiedyś graliśmy po osiem minut, teraz cztery” – mówią. Nie dlatego, że mniej chcą powiedzieć, ale dlatego, że wiedzą, co naprawdę warto zostawić.
To nie skrót, tylko decyzja – grać mniej, żeby powiedzieć więcej.
Ostatnie wejście
W finale „Tańca” zostawiają śmiech nagrany przypadkiem. Słychać, że to śmiech ludzi, którzy naprawdę lubią ze sobą grać – Kosma, Botor i Borgiel nie potrzebują reżyserii, żeby zabrzmieć naturalnie. Nie montują, nie poprawiają – ten śmiech jest prawdziwy.
Nie polerują dźwięku na połysk. Zostawiają ślady – oddech, skrzypnięcie, odgłos krzesła. W czasach przesytu i przesteru oni wybierają umiar – i właśnie tym trafiają najcelniej.
Niezły debiut. Dobry produkt.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz